O ile nie można mieć uwag do tego, w jaki sposób Krauze pokazał fabrykę manipulacji i przekłamań, o tyle jego jednoznaczna odpowiedź na temat przyczyn tragedii (dwa wybuchy, fala ognia na pokładzie) i wyraźna sugestia, że za zamachem stoją połączone siły Tuska i Putina są, delikatnie mówiąc, zastanawiające. Paweł Kukiz recenzując na gorąco film powiedział, że widział w tym odreagowanie na wcześniejsze zakłamania. Zgadzam się - z tym, że do zakłamań dodałbym jeszcze zaniechania i bagatelizowanie problemów i wątpliwości, które stawiali (i stawiają) naukowcy i dziennikarze.
Efekt jest jednak taki, że na totalny i skandaliczny brak zainteresowania sprawą (naszymi wątpliwościami, pretensjami, problemami) przez ośrodki sterujące III RP odpowiedzią u Krauzego jest podniesienie tychże uwag i znaków zapytania do rangi ostatecznie udowodnionych faktów. A na to stan wiedzy - przynajmniej na dziś - nie pozwala. Z drugiej zaś strony to w końcu tylko (i aż) wizja artystyczna. Stawiam jednak, na co zresztą nie trzeba wielkiego talentu jasnowidzenia, że to wokół tej sprawy będzie ogniskować cała debata na temat filmu.
Można - i pewnie będzie trzeba to niebawem zrobić - zastanawiać się, czy reżyser i scenarzyści nie mogli zainstalować w filmie nieco innych wątków, inaczej rozłożyć akcenty. Sam miałem wrażenie, że lepiej dla filmu (i jego odbioru, wydźwięku) byłoby nakreślenie poruszających historii i relacji spisanych przez Małgorzatę Wassermann, a nie podejmowanie z absolutną powagą wątku „seryjnego samobójcy”. Krauze i scenarzyści wybrali tę drugą opcję.
Reżyser w licznych wywiadach w ostatnich tygodniach przekonywał, że chciał, by „Smoleńsk” przyczynił się do zasypania podziałów między Polakami. To bardzo szlachetny cel i z całej siły trzymam kciuki, by to się udało, by dzięki filmowi „lemingowa” część społeczeństwa z większym zrozumieniem spojrzała na „oszołomów”.
Mam jednak wrażenie, że to nie jest (przynajmniej dziś) film na przełamanie nastrojów, na odbudowę wspólnoty. Ale to nie zarzut - „Smoleńsk” pokazuje bowiem brutalną prawdę o manipulacjach, którym wszyscy byliśmy (jesteśmy?) poddawani i odpowiada na pytanie, dlaczego ta tragedia tak bardzo nas podzieliła. Niektórzy po prostu się na to nie zgodzili, bo uznali dramat 10/04 za coś więcej niż włamanie do garażu, a przy okazji kolejnych dni i tygodni po katastrofie uwidoczniły się fundamentalne, cywilizacyjne wręcz podziały. One trwają, a czas choć goi rany, to nie likwiduje tych różnic.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
O ile nie można mieć uwag do tego, w jaki sposób Krauze pokazał fabrykę manipulacji i przekłamań, o tyle jego jednoznaczna odpowiedź na temat przyczyn tragedii (dwa wybuchy, fala ognia na pokładzie) i wyraźna sugestia, że za zamachem stoją połączone siły Tuska i Putina są, delikatnie mówiąc, zastanawiające. Paweł Kukiz recenzując na gorąco film powiedział, że widział w tym odreagowanie na wcześniejsze zakłamania. Zgadzam się - z tym, że do zakłamań dodałbym jeszcze zaniechania i bagatelizowanie problemów i wątpliwości, które stawiali (i stawiają) naukowcy i dziennikarze.
Efekt jest jednak taki, że na totalny i skandaliczny brak zainteresowania sprawą (naszymi wątpliwościami, pretensjami, problemami) przez ośrodki sterujące III RP odpowiedzią u Krauzego jest podniesienie tychże uwag i znaków zapytania do rangi ostatecznie udowodnionych faktów. A na to stan wiedzy - przynajmniej na dziś - nie pozwala. Z drugiej zaś strony to w końcu tylko (i aż) wizja artystyczna. Stawiam jednak, na co zresztą nie trzeba wielkiego talentu jasnowidzenia, że to wokół tej sprawy będzie ogniskować cała debata na temat filmu.
Można - i pewnie będzie trzeba to niebawem zrobić - zastanawiać się, czy reżyser i scenarzyści nie mogli zainstalować w filmie nieco innych wątków, inaczej rozłożyć akcenty. Sam miałem wrażenie, że lepiej dla filmu (i jego odbioru, wydźwięku) byłoby nakreślenie poruszających historii i relacji spisanych przez Małgorzatę Wassermann, a nie podejmowanie z absolutną powagą wątku „seryjnego samobójcy”. Krauze i scenarzyści wybrali tę drugą opcję.
Reżyser w licznych wywiadach w ostatnich tygodniach przekonywał, że chciał, by „Smoleńsk” przyczynił się do zasypania podziałów między Polakami. To bardzo szlachetny cel i z całej siły trzymam kciuki, by to się udało, by dzięki filmowi „lemingowa” część społeczeństwa z większym zrozumieniem spojrzała na „oszołomów”.
Mam jednak wrażenie, że to nie jest (przynajmniej dziś) film na przełamanie nastrojów, na odbudowę wspólnoty. Ale to nie zarzut - „Smoleńsk” pokazuje bowiem brutalną prawdę o manipulacjach, którym wszyscy byliśmy (jesteśmy?) poddawani i odpowiada na pytanie, dlaczego ta tragedia tak bardzo nas podzieliła. Niektórzy po prostu się na to nie zgodzili, bo uznali dramat 10/04 za coś więcej niż włamanie do garażu, a przy okazji kolejnych dni i tygodni po katastrofie uwidoczniły się fundamentalne, cywilizacyjne wręcz podziały. One trwają, a czas choć goi rany, to nie likwiduje tych różnic.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/307456-smolensk-zaboli-wielu-widzow-i-wiele-srodowisk-jako-wyrzut-sumienia-i-bardzo-dobrze-choc-do-filmu-mozna-miec-kilka-waznych-uwag-recenzja?strona=2