Książkowy wywiad Bogdana Rymanowskiego z Małgorzatą Wassermann - choć nie jest łatwą lekturą, o czym za chwilę - czyta się w jeden wieczór. Życzyłbym sobie, by takich książek było więcej i przede wszystkim - by wiedza i podstawowe fakty z nich dotarły dalej niż do „przekonanych” i zainteresowanych do dziś tematem katastrofy smoleńskiej.
Rozmowa z córką Zbigniewa Wassermanna jest bowiem gigantycznym oskarżeniem pod adresem Donalda Tuska, Ewy Kopacz, Bronisława Komorowskiego, Tomasza Arabskiego i całej ekipy, która od niemal ośmiu lat trzyma w Polsce ster rządów.
Oskarżeniem politycznym, prawnym, ale i moralnym, ludzkim. Z opowieści pani mecenas wyłania się obraz (tragedii i tego, co działo się po niej) pełen zaniedbań, złośliwości, cynizmu, amatorszczyzny i niekompetencji ze strony władzy. Jeśli ktoś do dziś wierzy w zapewnienia, że „polskie państwo zdało egzamin”, musi przeczytać tę książkę, by wyjść z Matriksu. To zresztą lektura obowiązkowa dla wszystkich, którym życie publiczne w Polsce nie jest obojętne.
Małgorzata Wassermann podsumowuje aspekty katastrofy na różnych poziomach. Najciekawsze wydają się jednak zakulisowe opowieści z Moskwy czy ze spotkań „smoleńskich rodzin” z Donaldem Tuskiem i Ewą Kopacz.
Nie da się przejść obojętnie na przykład na takim fragmentem. Oto w Moskwie trwa - dramatyczna dla rodzin - procedura identyfikacji zwłok, często zwłok „niepełnych”. O czym myślała wówczas Ewa Kopacz? O wizerunku.
W hallu poczęstowała mnie papierosem. Narzekała, ze Rosjanie nie chcą ubierać zwłok. Kiedy jest problem, to mówi im, że „tak chciał premier Putin” i wtedy stają na baczność. Podziękowaliśmy jej za dobre przyjęcie i szybką identyfikację. „My tutaj sobie rozmawiamy - powiedziała - a byłoby dobrze, żebyście umieścili dla mnie w Internecie jakieś podziękowanie. Bo wrócimy do Polski i będą mieć do mnie o wszystko pretensje”. Byłam w szoku. Nie takich słów się spodziewałam
— czytamy relację Wassermann.
Takich opowieści jest więcej. Oburzające - tak po ludzku - jest zachowanie Donalda Tuska i jego ludzi już w Warszawie, gdy spotykał się z rodzinami ofiar. Uderzanie pięścią w stół, atak, brak odpowiedzi na pytania.
Oddajmy głos pani Małgorzacie:
To maska cynika. Najpierw sugerował, że rodzinom chodzi o kasę. Potem w sejmie opowiadał o dwóch tysiącach osób w Smoleńsku, choć jako żywo nikt ich tylu tam nie widział. Na miejscu katastrofy naszych ludzi można było policzyć na placach, a ci, którzy byli w Moskwie, padali ze zmęczenia
— przekonuje.
Co boli szczególnie, ze wspomnień i relacji Wassermann wyłania się obraz państwa z dykty, na którego czele stoją trampkarze w krótkich spodenkach. To wyświechtane porównanie wracało do mnie raz po raz podczas lektury „Zamachu na prawdę”.
Oto niemal rozbawiony minister Jerzy Miller odpowiada - w prywatnej rozmowie, poza obiektywami kamer - na pytanie, dlaczego rząd zdecydował się na wybranie ścieżki prawnej, która de facto pozbawia ich argumentów i możliwości działania.
I o to właśnie chodziło. My za nic nie odpowiadamy! Nie ponosimy odpowiedzialności za ostateczny raport. Dajemy tylko nasze uwagi końcowe. To la nas idealny układ
— wypalił ówczesny minister spraw wewnętrznych.
Z każdym kolejnym rozdziałem lektura tego wywiadu jest coraz bardziej przygnębiająca. Z rozmowy wyłania się obraz państwa, które zdezerterowało w niemal każdym możliwym względzie. Nie zadbano o bezpieczeństwo wizyty, nie zabezpieczenie dowodów na miejscu, odpuszczono śledztwo, zlekceważono ból rodzin, wyśmiano wątpliwości, a na dodatek zakładano cyniczną maskę, udając, że wszystko gra.
Smutne, że dotyczy to nie tylko samej czołówki rządzących. Oto historia ks. Henryka Błaszczyka - obecnego w Moskwie podczas identyfikacji zwłok.
W końcu ksiądz Błaszczyk odpuścił: „Co mam powiedzieć? Rzeczywiście, współpraca z Rosjanami była bardzo zła. Od początku nie dopuszczali nas do niczego” - przyznał. „To dlaczego słyszymy, że państwo zdało egzamin?” „A co pani chce ode mnie usłyszeć? Dobrze, powiem prawdę. Nie daliśmy rady. Nie podołaliśmy. I co mam teraz zrobić?”. (…) Pół godziny wcześniej ksiądz atakował rodziny, które zadawały mu trudne pytania. Gdy wróciłyśmy do hotelu, włączyłam tvn24, a tam leciała powtórka „Kropki nad i”, której gościem był ks. Błaszczyk. Znowu powtarzał, że współpraca z Rosjanami była znakomita, a najgłośniej krzyczą teraz ci, których w Moskwie nie było
— relacjonuje Wassermann.
Podobnie zachowywali się premier, jego ministrowie, odpowiedzialni za ścieżkę prawną, doradcy. Poza obiektywami kamer ubolewano, że nie wszystko idzie poprawnie. Pojawiały się telewizje i znów odgrywano spektakl, że współpraca z Moskwą przebiega znakomicie. Jak nazwać taką postawę?
Kolejny flesz z książki, który zapada w pamięć to postawa premiera Tuska za zamkniętymi drzwiami na spotkaniu z rodzinami ofiar tragedii. Szef rządu, który nie chce ujawnić listy osób, które poleciały pomagać do Smoleńska już po tragedii. Zasłaniający się „winą Kaczyńskiego” nawet w tak drażliwych sprawach jak wylot samolotu ze wsparciem do Rosji. To obraz Kancelarii Premiera, która nie udziela rodzinom wystarczającej pomocy (prawnej, mentalnej, politycznej), która nie odpowiada - mimo obietnic - na pisma, która bagatelizuje zgłaszane wątpliwości i problemy.
Jak bumerang wraca porównanie między zachowaniem holenderskich władz a naszym rządem. Dykta i trampkarze, których sprawa przerosła.
Osobnym wątkiem, na który nie da się nie zwrócić uwagi jest postawa Rosjan na miejscu tragedii i w Moskwie, przy identyfikacji zwłok. Próba zwerbowania Małgorzaty Wassermann przez rosyjskie służby specjalne (!) każe zadać pytanie, jak zachowywano się wobec innych przedstawicieli rodzin ofiar. I jak to wygląda do dziś, bo sprawa się nie skończyła.
Wiem, że Rosjanie śledzą moje wystąpienia w sprawie Smoleńska. Jeden z polskich urzędników opowiadał mi, że podczas rozmowy w Moskwie pokazali mu, że mają na mnie całą teczkę. Wysypali na biurko wycinki prasowe z moimi wywiadami. Nie mam złudzeń - wszyscy, którzy szukają prawdy o 10 kwietnia, są pod stałą obserwacją rosyjską ,a każda wypowiedź jest archiwizowana i dokładnie analizowana
— relacjonuje Wassermann.
Nie chcę cytować zbyt wiele, ale niemal każdy rozdział tej niekrótkiej przecież książki mocno zapada w pamięć. Dramatyczne relacje z moskiewskich prosektoriów i opisy „sekcji zwłok”, jakie mieli przeprowadzić Rosjanie wywołują ciarki na plecach. Zestawienie chłodnego profesjonalizmu Kremla ze skrajną niekompetencją polskich rządzących - czystą bezsilność. A udawanie przez Tuska, Kopacz i Komorowskiego, że wszystko gra - po prostu złość.
„Zamach na prawdę” to jednak równolegle ciepła opowieść, w której córka wspomina swojego ojca. Ale także dość szczegółowe zebranie wszystkich wątpliwości i poszlak, które każą przynajmniej postawić znaki zapytania przy oficjalnej wersji wydarzeń tercetu Anodina-Miller-Lasek.
Książek o smoleńskiej tragedii powstało sporo i zapewne powstanie wiele. W piątą rocznicę tragedii smoleńskiej warto sięgnąć po wywiad Rymanowskiego z Wassermann. Jedni znajdą w nim przypomnienie rozproszonych historii ws. 10/04, inni być może otrząsną się z letargu, który kazał im zapomnieć o sprawie. A skoro wywiad przeprowadził „pan z TVN”, to nie będzie dało się wszystkiego zrzucić na „pisowskie media”.
Po tej książce nikt nie będzie miał złudzeń, że „państwo polskie zdało egzamin” w sprawie Smoleńska. I że ludzie będący przy władzy - i wtedy, i dzisiaj - zwyczajnie na to nie zasługują. I nawet jeśli nie ma dziś klimatu do przypominania o 10/04, to niech za podsumowanie posłuży motto książki zaczerpnięte z George’a Orwella:
Jeśli wolność słowa w ogóle coś oznacza, to oznacza prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć.
Nic dodać, nic ująć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/239245-wywiad-rymanowskiego-z-wassermann-o-kulisach-1004-to-gigantyczne-oskarzenie-pod-adresem-tuska-kopacz-i-komorowskiego-lektura-obowiazkowa-recenzja