Łańcuch kompromitacji, czyli jak służby „zdały egzamin” ws. 10/04. Czy ktoś "wystawił" Prezydenta Kaczyńskiego?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wSieci.pl
Fot. wSieci.pl

Książka Jurgena Rotha i opisywany w niej materiał niemieckich służb specjalnych powinny skłaniać do debaty na temat stanu polskich służb i ich działań związanych z 10/04. W dobie powrotu do tez, że w sprawie smoleńskiej państwo zdało egzamin, działalność służb należy przypominać i analizować. Ich zachowanie wskazuje jasno, że państwo żadnego egzaminu nie zdało. Służby na długo przed tragedią smoleńską zaczęły zachowywać się zupełnie bezrefleksyjnie, notując porażkę za porażką. Pytaniem otwartym pozostaje z czego to wynikało…

Pierwszym wydarzeniem w łańcuchu zaskakujących decyzji jest sprawa remontu, jakiemu został poddany rządowy tupolew, który 10 kwietnia uległ katastrofie w Smoleńsku. Dziś wiadomo, że decyzja o tym, że rządowy samolot będzie remontowany w Samarze została podjęta przez stronę rosyjską. Szczegóły kontraktu na modernizację tupolewa opisywał „Nasz Dziennik” wskazując, że do dziś nie wiadomo, dlaczego remontem zajęła się w 2009 roku inna niż dotychczas firma.

CZYTAJ TAKŻE: To Rosjanie wskazali, kto będzie remontował rządowego tupolewa, który potem uległ katastrofie smoleńskiej

MON świadomie ograniczył zakres remontu i modernizacji Tu-154M, rezygnując z proponowanego przez Dowódcę Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika włączenia w zakres modernizacji wyposażenia tych samolotów w systemy obrony antyrakietowej. MON uniemożliwił przedstawicielom 36 specjalnego pułku lotnictwa transportowego kontrolowanie remontu silników Tu-154M, które nie były wykonywane w Samarze

pisał w raporcie na temat zakresu remontu Marcin Gugulski, wskazując jasno, że remont nie był optymalnym.

Choć firma zajmująca się polskim tupolewem jest blisko powiązana z Władimirem Putinem, a w jej rękach znalazł się samolot przewożący najważniejszych ludzi w Polsce, służby nie podeszły należycie do kwestii zabezpieczenia maszyny. Jak dziś wiadomo, do nadzorowania remontu delegowano jednego, JEDNEGO, funkcjonariusza SKW, który miał pilnować, by modernizacja przebiegała należycie. Problem w tym, że samolot, nie był remontowany w całości w Samarze. Część podzespołów miała być remontowana jednocześnie w innych zakładach. Nie ma żadnych szans, by polska strona była w stanie należycie zabezpieczyć ten proces. Świadczy o tym również skandaliczna sytuacja, którą opisała w filmie „Anatomia Upadku 2” Anita Gargas. Okazuje się, że Rosjanie w sposób zupełnie skandaliczny dysponowali rządowym polskim samolotem.

Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Dziennikarka dotarła do materiału filmowego, jaki wyemitowano w rosyjskiej telewizji.

Jak będzie latał prezydent Polski?

— zapowiada prezenter. A następnie widać, że po pokładzie samolotu przechadzają się ludzie i oglądają siedzenia, salonkę i podwozie samolotu.

ZOBACZ FIILM ANATOMIA UPADKU (opisywana scena ok. 6:40)

Jakim prawem Rosjanie mieli dostęp do najważniejszego w Polsce samolotu? Ilu podobnych ludzi robiło sobie wycieczki? Co były w stanie zrobić z rządowym samolotem rosyjskie służby, skoro nawet telewizja miała do samolotu swobodny dostęp? Dlaczego polskie służby nie zabezpieczyły samolotu? Lista zaniedbań ws. remontu Tu-154M zdaje się jest długa. Nie ma żadnej wątpliwości, że remont rządowego samolotu nie został dobrze zabezpieczony. Co się w czasie tego procesu działo nie wiadomo. Czy zaniedbania SKW i ABW w tej sprawie miały jakieś związki z tragedią smoleńską trudno przesądzać. Jednak wiadomo, że przez nieprofesjonalną działalność służb remont rodził poważne i realne zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu Vipów, co mogło mieć znaczenie 10 kwietnia. Czy miało – to należy sprawdzić. Jednak do tego potrzebne jest rzetelne śledztwo, którego w Polsce nie widać.

Sprawa zabezpieczenia remontu to pierwsze z długiego ciągu kompromitujących zaniedbanie. Przypomnijmy, że służby nie były świadome, iż na kilka dni przed wylotem do Smoleńska przebudowie została poddana jedna z salonek w rządowym Tupolewie. Wspomina o tym blogerka Martynka w tekście dla wPolityce.pl:

Na kilka dni przed wylotem delegacji, miała miejsce zmiana konfiguracji salonki numer 3, tak by pomieścić zamiast 8 osób 18. Kiedy w 2012 roku poseł Marek Opioła zadał pytanie Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, czy ta nadzorowała tę przebudowę, uzyskał następująca odpowiedź: „Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie była informowana o zmianie konfiguracji wnętrza samolotu TU-154M nr boczny 101 dokonanej w dniu 6 kwietnia 2010 r. ani nie posiada informacji dotyczących zgromadzonego materiału na ten temat”.

I dalej Martynka pisze:

Jak się później okazało osoby umieszczone w salonce numer 3, głównie generałowie WP, odniosły największe obrażenia, zaś doktor inżynier Grzegorz Szuladziński, australijski specjalista od wybuchów, współpracujący z Zespołem Parlamentarnym Antoniego Macierewicza, stwierdził, w swoim raporcie nr 491, iż do wybuchu musiało dojść pomiędzy częścią pasażerską, a salonkami, na co wskazują specyficzne zniszczenia tej części samolotu. Być może to tylko przypadek, zbieg okoliczności, zaś sama przebudowa salonki nr 3 jedynie wpisała się w dziwny ciąg wydarzeń, nie mających nic wspólnego z zamachem. Być może.

Podobne pytania, u podstaw których leżą zaniedbania służb, dotyczą również napraw, jakie przed wylotem 10 kwietnia były przeprowadzane w tupolewie. Pisał tym „Nasz Dziennik”, wskazując, że kilka dni przed lotem do Smoleńska rządowy tupolew był naprawiany przez rosyjską ekipę ściągniętą z zakładu w Samarze. Do dziś nie jest jasne, co de facto naprawiano oraz czy ta operacja była zabezpieczona w należyty sposób przez polskie służby. Czytając tekst o informacjach, jakie zebrali polscy senatorowie można sądzić, że to również odbywało się poza kontrolą państwa. Widząc niefrasobliwość w zakresie zabezpieczenia prac przy rządowym tupolewie można spodziewać się, że doszło i w tym przypadku do zaniedbań. Skala niefrasobliwości budzi zdumienie przy okazji kolejnej odsłony działań polskich służb. Okazuje się, że służby nie działały należycie i w przypadku działań mających bezpośredni związek z przygotowaniem do wylotu do Smoleńska.

W nocy z 9 na 10 kwietnia w tupolewie odbył się montaż tzw. apteczki technicznej. Na pokład rządowej maszyny wniesiono około 900 kilogramów różnego rodzaju sprzętu. Jak wynikało z wiadomości mec. Stefana Hambury, operacja zabudowania apteczki nie została zabezpieczona przez polskie służby.

9 kwietnia 2010 r., czyli dzień przed katastrofą, gdy do samolotu TU-154 M o numerze bocznym 101 załadowywana była tzw. apteczka techniczna. Ta apteczka ważyła 870 kilogramów. (…) 870 kg to – moim zdaniem – jest taka waga, taka ilość przedmiotów, że w tej apteczce mogło się wszystko znaleźć. Wiemy że były tam: koła główne, koła przednie, kanistry z olejem itd. To jest dla mnie niepojęte, że żadna ze służb nie była podczas załadunku tego sprzętu do samolotu

mówił mec. Hambura.

W świetle szokujących doniesień Jurgena Rotha sprawa niekontrolowanego ładowania rządowego tupolewa staje się bardziej niż niepokojąca. Przypomnijmy, że niemiecki dziennikarz wskazał, że z materiałów niemieckiego wywiadu wynika, że to właśnie na lotnisku w Warszawie człowiek FSB zamontował w rządowym tupolewie materiały wybuchowe, które miały posłużyć do wysadzenia w powietrze maszyny. Jeśli tak było, niezwykle ważnym staje się pytanie, kto stoi za zaniedbaniami związanymi z zabezpieczeniem załadunku apteczki technicznej i dlaczego ta procedura nie była chroniona. Czy w czasie tej procedury doszło do działań wymierzonych w bezpieczeństwo lotu? To tym bardziej zasadne pytanie, że jak informował „Nasz Dziennik” w dniach 9-10 kwietnia doszło do awarii systemu bezpieczeństwa na wojskowym lotnisku na Okęciu. System nie notował zdarzeń związanych z wychodzeniem i wchodzeniem oraz dostępem do stref chronionych. De facto nie wiadomo, kto miał dostęp do lotniska i gdzie na nim przebywał. Czy to przypadek?

Podobne pytanie należy zadać ws. kolejnej procedury dotyczącej przygotowań. Jak informowały media rządowy tupolew przed wylotem do Smoleńska nie przeszedł właściwie procedury kontroli pirotechnicznej. Okazuje się, że trwała ona jedynie półtorej godziny.

To zdecydowanie za krótko na szczegółową kontrolę. Funkcjonariusze sprawdzili samolot, jak to określamy, organoleptycznie, przeszli się z psem, który jest wyszkolony do wykrywania materiałów wybuchowych. Nie są jednak w stanie zbadać wszystkiego

tłumaczył jeden z byłych funkcjonariuszy BOR. Okazuje się, że nie sprawdzono dokładnie całego samolotu - nigdy po zakończeniu remontu w Rosji nie sprawdzono wnętrza maszyny, w tym np. środka skrzydeł. Taka procedura na pewno nie miała miejsca przed wylotem 10 kwietnia.

Ta niefrasobliwość w każdych warunkach powinna dziwić. W przypadku wydarzeń z 10 kwietnia ma ona jeszcze większą rangę i skalę. Okazuje się bowiem, że służby nie podeszły należycie do zabezpieczenia najważniejszego polskiego samolotu, i to pomimo sygnału o zagrożeniu dla maszyny z kraju UE. Ostrzeżenie o możliwym ataku na samolot dotarło do Polski za pośrednictwem zagranicznych służb.

CZYTAJ TAKŻE: UJAWNIAMY! Wywiad wojskowy przed 10/04 otrzymał ostrzeżenie o możliwym zagrożeniu samolotu jednego z państw Unii Europejskiej

CZYTAJ TAKŻE: UJAWNIAMY! To z Czech przyszła informacja o zagrożeniu atakiem na samolot w kraju UE. Nowe fakty ws. ostrzeżeń sprzed 10/04

O tym, że pojawiła się taka informacja miał być świadomy gen. pilot Andrzej Błasik. Jak wspomina Ewa Błasik miał on świadomość zagrożenia, ale ufał, że służby robią w tej sprawie to, co należy. Niestety z wiadomości, do których dotarł portal wPolityce.pl i inne media wynika, że służby w tej sprawie nie podjęły należytych działań. Nie tylko nie traktowały bezpieczeństwa polskiej delegacji do Katynia należycie, ale również nie zadbały o to, by wiadomość o zagrożeniu atakiem na samolot została przekazana do odpowiednich instytucji.

CZYTAJ TAKŻE: UJAWNIAMY! BBN, kancelaria prezydenta i KPRM o ostrzeżeniach przed 10/04 nic nie słyszały. Kto zlekceważył sygnały o zagrożeniu?

Wygląda na to, że mimo jasnych ostrzeżeń nikt nie brał na poważnie zapewnienia bezpieczeństwa polskiemu prezydentowi i lecącym z nim członkom oficjalnej delegacji do Katynia. Niepoważny sposób podejścia do kwestii bezpieczeństwa widać również w działaniu BOR. Biuro Ochrony Rządu popełniło szereg rażących błędów, co skutkowało de facto zdjęciem ochrony z Prezydenta i doprowadziło do postawienia w stan oskarżenia gen. Pawła Bielawnego. Szef BOR gen. Marian Janicki, jak się zdaje, ma w tej sprawie spokój jedynie dzięki politycznym układom.

CZYTAJ TAKŻE: W wyniku zaniedbania BOR-owcy nie sprawdzili lotniska?

CZYTAJ TAKŻE: Ile wart jest „honor” gen. Janickiego, o którym tak chętnie pisze? Przypomnijmy kilka podstawowych kwestii…

Lista zaniedbań BOR jest długa i dotyczy zupełnie podstawowych dla ochrony Prezydenta RP działań, jak choćby rekonesansu na lotnisku w Smoleńsku, obecności funkcjonariuszy na płycie lotniska, zabezpieczenia przejazdu kolumny prezydenta, czy badania samolotu przed wylotem. Tego wszystkiego w przypadku lotu z 10/04 zabrakło.

W działaniach służb widocznych przed tragedią smoleńską widać serię niedociągnięć, zaniedbań, a może i celowych zaniechań. Trudno dziś przesądzać, czy skrajnie nieudolne działania służb to wynik rozpasania i kryzysu państwa, jaki przyspieszył za rządów Donalda Tuska, czy też kryje się za nim poważniejsze zjawisko. Faktem jest, że przed 10 kwietnia widać kilka procesów, które nie zostały zabezpieczone przez służby, widać kilka „bramek kontrolnych”, w których służby nie zadziałały należycie. Być może, gdyby spełniły swoje zadania historia potoczyłaby się inaczej. Niestety jednak historia jest naznaczona kompromitacją służb, którą widać również po tragedii smoleńskiej.

Łańcuch dziwnych działań służb nie zakończył się bynajmniej ze śmiercią 96 Polaków w Smoleńsku. Tego samego dnia, gdy doszło do największej tragedii w historii III RP ABW w informacji do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa nie wskazała na nic, co „mogłyby skutkować wzrostem zagrożenia terrorystycznego RP”. Agencja jakby wiedziała, że w Smoleńsku na pewno nie mamy do czynienia z zamachem, że Smoleńsk nie stanowi żadnego zagrożenia dla państwa. W ten sposób służby działały i później. Nie zabezpieczyły przecież miejsca zdarzenia, nie zabezpieczyły nośników pamięci, które miały ze sobą ofiary tragedii, w tym laptopów, telefonów, a także broni itd. Służby nie rozpoczęły działań międzynarodowych, by umiędzynarodowić śledztwo, nie działały na rzecz rzetelnego informowania polskich władz o tym, co dzieje się w rosyjskim postępowaniu. Przynajmniej nie widać owoców takich działań. Służby dalej trwały w zupełnie nieporadnym postępowaniu w obliczu zagrożenia, którego wcześniej nie brały na poważnie pod uwagę. Jak informowały media jedna ze służb, SKW, skompromitowała się wysyłając swojego oficera pod prawdziwym nazwiskiem, co de facto oznaczało natychmiastowe spalenie go. Do dziś nie wiadomo, dlaczego ta sama SKW utrzymuje w mocy podpisaną, jak się zdaje na zlecenie Putina, umowę z FSB. Co w ramach niej się dzieje? Czego dotyczy? Jakie obowiązki nakłada na polską służbę? Czy wizyty rosyjskich oficerów w siedzibie SKW, o których informowały media, mają z tym związek? Seria pytań, na które powinny odpowiedzieć służby w Polsce, jest naprawdę długa.

Służby specjalne w sprawie smoleńskiej nie zdały egzaminu w sposób równie oczywisty i równie dramatyczny, jak całe państwo. Czy zrobiły to z racji rozkładu, czy też ktoś zlecił im takie działanie? Czy ktoś wystawił prezydenta na zagrożenie? Dziś trzeba zadawać takie pytania, choć na odpowiedzi raczej nie ma co liczyć. Faktem jednak jest, i od tego rządzący nie uciekną, że to, co ws. 10/04 zrobiły służby, to jak fatalnie działały, zostało zaakceptowane przez rząd PO-PSL i prezydenta Komorowskiego. Choć służby dały totalną plamę ich szefowie otrzymali od władz wysokie awanse generalskie. Wszyscy szefowie służb zostali nagrodzeni. Pytanie za co, jest bardziej niż zasadne. Czy odpowiedź skieruje naszą uwagę na scenariusz opisywany przez Jurgena Rotha?

CZYTAJ TAKŻE: Wystawić prezydenta. Bezwzględna wojna jaką rząd prowadził przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu skutkowała rażącymi zaniedbaniami służb


NOWOŚĆ!

Nieznane kulisy katastrofy i śledztwa smoleńskiego: „Zamach na prawdę” autorstwa Małgorzaty Wassermann i Bogdana Rymanowskiego. Książka dostępna wSklepiku.pl. Polecamy!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych