Gen. Marian Janicki 9 grudnia 2014 roku w rozmowie z portalem wPolityce.pl przekonywał, że proces jego podwładnego dotyczący zaniedbań ws. 10/04 t nie jego sprawa. Dziś okazuje się, że jednak jego… Swoim oświadczeniem wygłoszonym w sądzie Janicki budzi jednak zdumienie.
Tekst brzmi wręcz, jak kpina z rzeczywistości, faktów oraz tragicznie zmarłych w Smoleńsku ludzi. W swoim przemówieniu Janicki manipuluje danymi, wybiela się, obarcza winą tragicznie zmarłych funkcjonariuszy, rzuca cień podejrzeń na Kancelarię Lecha Kaczyńskiego i przekonuje, że BOR działał rzetelnie, a on sam zachował się honorowo. Kolejny raz okazuje się, że tchórz i człowiek winny krzyczy najgłośniej.
Po człowieku, który został powołany wbrew prawu i procedurom, za czasów którego formacja splamiła się największa w jej historii porażką, trudno oczekiwać rzetelności, prawdomówności i trzymania się standardów. Jednak, gdy czyta się, jak Janicki stara się wmówić opinii publicznej, że stał i stoi w jednym szeregu ze swoimi poległymi funkcjonariuszami krew się burzy.
Dla tej formacji (BOR – red.) dzień 10 kwietnia 2010 r. jest najtragiczniejszym w jej dziejach. Na posterunku śmierć poniosło dziewięcioro funkcjonariuszy. Nigdy wcześniej BOR nie poniósł tak wysokich strat w ludziach. (…) Był to również mój osobisty dramat. Jako szefa BOR i jako przełożonego tych, którzy zginęli. Wszystkich znałem, niektórzy byli moimi przyjaciółmi
— pisze Janicki. Tyle tylko, że to właśnie zaniedbania kierowanej przez niego służby doprowadziły do sytuacji, w której funkcjonariuszy wysłano w ręce rosyjskich służb. Śmierć tych ludzi to odpowiedzialność Janickiego.
Wystarczy wspomnieć, że BOR nie przeprowadził wymaganego prawem rekonesansu w Smoleńsku, a na lotnisku nie czekał ani jeden funkcjonariusz Biura. Jedynym człowiekiem związanym z BOR był kierowca ambasadora w Rosji, oddelegowany do zupełnie innych zadań. BOR nie miał ani zabezpieczonego lotniska, ani trasy przejazdu. Tych uchybień świadomy był Janicki, ale nic z tym nie zrobił. Jego ustawianie się w jednym szeregu z tragicznie zmarłymi ludźmi na służbie, wykorzystywanie ich do własnych celów budzi niesmak.
Podobnie, jak kolejny fragment jego oświadczenia. Okazuje się, że Janicki na stanowisku szefa BOR pozostał, ponieważ jego „honor” nie pozwolił mu złożyć funkcji.
Chociaż BOR w pełni wywiązał się z ciążących na nim zadań, to po katastrofie, przytłoczony jej rozmiarami, rozważałem podanie się do dymisji. Przeważył jednak argument, że w zaistniałej sytuacji honor i odpowiedzialność wymagają, bym trwał na stanowisku, nie opuszczając go w krytycznej chwili
— tłumaczy. Zapewne kolejne generalskie szlify też przyjmował w honorowym uniesieniu.
Przytoczony fragment jest nie tylko manipulacją, bowiem BOR nie wywiązał się ze swoich zadań, o czym doskonale wiadomo, ale również przejawem kpiny.
Skompromitowany szef Biura bał się rozliczeń i przyznania, że nie sprostał zadaniu, stchórzył, ale interesy polityczne wzięły górę. Gdyby w Polsce ktokolwiek decyzyjny kierował się odpowiedzialnością Janicki w ogóle nie zostałby szefem Biura. A na pewno po 10/04 więcej do gabinetu szefa BOR by nie wszedł. Warto pamiętać, że w USA wymiana szefa służby ochraniającej prezydenta nastąpiła, gdy niezidentyfikowany mężczyzna przeskoczył płot i podbiegł do Białego Domu. W Secret Service po takim zdarzeniu doszło do zmian w kierownictwie. W Polsce, po śmierci Prezydenta RP i 95 innych ważnych dla Polski osób, szef BOR otrzymał nagrodę. Honor nie pozwolił mu odmówić…
Janicki swoim oświadczeniem pokazuje jak jest mały, że nie cofa się przed niczym. Okazuje się, że winą za tragedię smoleńską Janicki obarcza Kancelarię Prezydenta.
W uszach brzmiały mi słowa mojego Przyjaciela, pułkownika Jarosława Florczaka, który zginął pod Smoleńskiem, a który kilka miesięcy przed katastrofą przepowiadał, że lekceważenie podstawowych zasad może doprowadzić do tragedii
— pisze Janicki. O czyim lekceważeniu mówi? Zapewne nie chodzi mu o skandaliczne działanie BOR, ani o błędy KPRM, w którego dyspozycji znajdowały się samoloty rządowe. W domyśle Janickiemu chodzi zapewne o Kancelarię Prezydenta. Ten podły atak jest dla Janickiego typowy. On chętnie przerzuca swoje winy i swoją odpowiedzialność na innych.
W swoim piśmie przekonuje, że BOR dochował wszelkiej staranności i działał zgodnie z procedurami, choć jest to oczywistą nieprawdą. Żali się również, że BOR jest przedmiotem niesprawiedliwych ocen, a prokuratura przyłącza się do „nagonki na Biuro”.
Kłamliwe przyznaje również, że „delegacja, na której czele 10 kwietnia 2010 r. stał prezydent Lech Kaczyński, należała do najlepiej przygotowanych tego typu zadań ochronnych w ostatnich latach”. Dość powiedzieć, że lepiej była przygotowana wizyta Donalda Tuska, choć i tu były nieprawidłowości, zaś o niebo lepiej sytuacja wyglądała, gdy do Katynia udawał się prezydent Aleksander Kwaśniewski. W świetle tych porównań słowa Janickiego to kolejne kłamstwo.
Były szef BOR jednak nie ma hamulców. Chętnie rzuca oskarżenia pod adresem krytyków, wskazując, że upolitycznili oni tragedię smoleńską oraz działania BOR przed 10/04, ale sam podpiera się politycznymi werdyktami rządowej komisji oraz stanowiskiem ministrów spraw wewnętrznych, którzy w działaniu BOR nie dopatrzyli się żadnych uchybień. Ta ocena oraz to przywoływanie politycznych werdyktów MSWiA nie dziwią, ale budzą rozbawienie. Wszak chodzi o ocenę w ramach jednej kliki zamieszanej w sprawę smoleńską. Fakt, że ci ludzie bronią się nawzajem oznacza tyle, co słowa o honorze Janickiego.
Pod koniec swojego oświadczenia Janicki wskazuje, że „urząd prokuratorski nie wykazał w zebranym przez siebie materiale jednego: żadne z rzekomych zaniedbań ze strony Biura Ochrony Rządu nie miało wpływu na to, że doszło do tragedii”.
Ani ja, ani generał Bielawny, ani żaden z naszych oficerów nie ponoszą za nią żadnej odpowiedzialności
— tłumaczy były szef Biura.
I to zdaje się dobrze oddaje naturę Janickiego, drobnego cwaniaczka, którego polityczne układy wyniosły na stanowiska, o których może jedynie marzyć. On nie czuje żadnej odpowiedzialności, uznaje, że nic się nie stało, bowiem zaniechania nie miały wpływu na tragedię. Choć to kolejne kłamstwo, okazuje się, że dla Janickiego prawo, procedury, zasady nie są ważne. W tej sprawie nigdy zresztą nie były.
Emocjonalne oświadczenie Janickiego, pełne oskarżeń, kłamstw i manipulacji świadczy o strachu małego, obciążonego człowieka, który stara się jak może wykazać, że jest czysty jak łza i stał się ofiarą. Tyle tylko, że to właśnie Janicki i jego nieodpowiedzialna polityka sprowadziła na niego problemy i hańbę. Płacił jednak kto inny. To Janicki dopisał kolejne dane do rachunku, jaki śmiercią zapłaciło 96 osób w Smoleńsku.
Słowa Janickiego, rządowe poparcie tego nie zmienią.
CZYTAJ TAKŻE: Czy b. szefowie BOR odpowiedzą za Smoleńsk? Rusza proces Bielawnego. A co z Janickim?
CZYTAJ TAKŻE: W BOR mają polecieć głowy za taśmy prawdy. A po Smoleńsku były awanse…
CZYTAJ TAKŻE: Nie ochronili prezydenta… Ruszył proces gen. Bielawnego. Janicki wciąż pod ochroną
CZYTAJ TAKŻE: W wyniku zaniedbania BOR-owcy nie sprawdzili lotniska?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/228849-ile-wart-jest-honor-gen-janickiego-o-ktorym-tak-chetnie-pisze-przypomnijmy-kilka-podstawowych-kwestii