Interhomo redivivus. Niebywałe były oczekiwania wobec możliwości kultur pogranicza i kultur zmieszanych generujących zupełnie nowe jakości

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Jedną z cech nauki jest/może być jej profetyczność. Gdy pisałem ten tekst, a było to niemal dekadę temu brnąłem w poprzek, aby nie rzec pod prąd modnym, lansowanym w książkach naukowych, doktoratach i habilitacjach tendencjom nakazującym zachwyt i nadzieję wobec zbliżającego się świata wielokulturowego. Niebywałe były oczekiwania wobec możliwości kultur pogranicza i kultur zmieszanych generujących zupełnie nowe jakości. Moja logika, doświadczenie wywiedzione z licznych podróży od Meksyku przez Izrael, Rumunię aż po Rosję wskazywało coś zupełnie innego. W każdy razie nie nadzieję na kulturotwórczą energię „multi-kulti”.

Tekst przeszedł niezauważony. Nie wpisał się w obowiązującą modę, nie został odczytany jako ostrzeżenie. Ot, „jeszcze jeden prawicowy maruda”. I oto, w obliczu ostatnich, ale nie tylko zdarzeń materiał sprzed dekady staje si aktualny i sporo wyjaśnia. Oczywiście tym, którzy takich wyjaśnień szukają. Zachęcam do lektury.

Wstęp-zaledwie przyimek

Wśród pojęć, które zrobiły sporą karierę w naukach społecznych i humanistyce w ogóle ważne miejsce zajmuje przyimek „między” lub „pomiędzy” często występujący w łacińskiej wersji „inter”.* Ten niepozorny zupełnie twór językowy doprowadził do istotnych tropów wiodących do rozważań o człowieku i stał się zaczynem pewnej myślowej rewolucji. Odznacza się on niebywałą wręcz kleistością czego oznaką jest jego zdolność do łączenia się z różnymi rzeczownikami i przymiotnikami (interdyscyplinarny, międzykulturowość), a jednocześnie każde nowe połączenie wydaje się generować odrębną interpretację rzeczywistości i kolejne pole interpretacji otaczających nas zjawisk. Jest więc rodzajem intelektualnego pasożyta, który żywiąc siebie wiele daje organizmowi, z którego żyje.

*1  Zob.np. Jaworska-Witkowska M., Ku kulturowej koncepcji pedagogiki, Kraków 2009, s. 78 i nast.; Kwieciński Z., Pedagogia przejścia i pogranicza /w:/ tego autora, Tropy-ślady-próby. Studia i szkice z pedagogii pogranicza, Poznań-Olsztyn 2000, s.10 i nast.

Bycie „między” oznacza niebycie w żadnej ze stron. „Między młotem a kowadłem” oznacza bycie na linii miażdżenia młota wgniatającego w kowadło. „Między ustami a brzegiem pucharu” nie oznacza ani konsumpcji ani abstynencji. Między karnawałem a postem nie oznacza ani festy ani umartwienia. Podobnie „między Scyllą a Charybdą” czyli dwoma zagrożeniami, między niebem a ziemią lub niebem a piekłem, między pokusą a rezygnacją czy też miłością a nienawiścią lub komfortem a poświęceniem i sacrum i profanum. Jednym z częstszych nieporozumień jest tu traktowanie owego „między” jako bycia wszędzie.

Owo „między” więc uwodzi i kusi. Jest dla nauki, a mocno dla pedagogiki Ziemią Obiecaną gdzie wszystko da się wymyśleć i zrozumieć. W ten sposób został wymyślony bodaj najdziwniejszy stwór naszych czasów, który pozwoliłem sobie nazwać „interhomo”. Człowiek bez miejsca, człowiek niezdecydowany, człowiek zmatowiony.

Nowa przestrzeń dla dzikusa

Zacznijmy od Jana Jakuba Rousseau, którego przykład wydaje się być dobrą tu introdukcją. Ów genialny Szwajcar nie zachwyca mnie jednak ani pokrętną koncepcją pedagogiczną, ani też niewątpliwą erudycją, ale pragmatycznym i niezwykle przewrotnym interpretowaniem świata. W związku z tym przeczytałem wszystko, co napisał. Jego „Umowa społeczna” jest rewelacyjnym pastiszem na ludzkie zachcianki i walkę o władzę. Bez niej wszak nie byłoby znanej triady „wolność-równość-braterstwo”, która to wywróciła świat dając mu zamiast przaśnej i staroświeckiej „wiary-nadziei-miłości” totalny bałagan w postaci wciąż wywoływanych rewolucji lub (w przerwach między nimi) ich przygotowywania. Tak żyjemy do dziś. Wprawdzie nasze Bastylie wyglądają już inaczej i gilotyny całe szczęście też, ale co do istoty trudno byłoby dostrzec jakieś zasadnicze różnice. Wolność w ujęciu Rousseau to zamiana relacji pomiędzy ludźmi z tych przebiegających „nad-pod” na relacje „od-do”. Jesteśmy wolni bo jesteśmy równi, jesteśmy równi bo łączy nas prawo naturalne. Czymże bowiem jest „braterstwo” jak nie odwołaniem się do naturalnych więzów krwi? Wybieramy małżonkę, kochankę, partnera do pracy i czasami wroga. Brata, siostry, matki i ojca nie wybieramy-są nam dani. Jesteśmy na nich skazani. Bo tak chciała moc natury.

Rousseau odwołując się najsilniej do idei ludzkiej wolności (jakkolwiek w życiu bywał despotą i niegodziwcem) postawił na możliwość wyboru.* Europa konstruowana przez Kościół utożsamiany z chrześcijaństwem stanowiła w zasadzie monolit. Protestantyzm po efektownym debiucie szybko uległ atomizacji na liczne frakcje i odłamy tracąc swą siłę uderzeniową i reformatorską. I w zasadzie już nigdy jej nie odzyskał. Dzisiaj niewielu się orientuje, że Amisze, Menonici, Adwentyści Dnia Siódmego, Zielonoświątkowcy, Metodyści, Baptyści i Kontryci, a nawet Mormoni to dzieci tego samego Lutra i jego wittenberskich tez. Związek między nimi jest niezwykle luźny, a różnice (przechodzące nierzadko w ostre konflikty) zasadnicze. Tak to właśnie w miejsce „jedynie słusznej prawdy” pojawił się wybór. Pierwszą ofiarą „Umowy społecznej” był Bóg, który stracił monopol na wyznaczanie władców.

Od czasu walki Jakuba z aniołem (Rdz.32) nikt tak odważnie jak Rousseau nie mierzył się z Bogiem.* Stworzył on bowiem przestrzeń pomiędzy wychowaniem a niewychowywaniem. To pierwsze z lubością nazywając zbrodnią (dosł. la crime d’education). Pragmatycznie bowiem wykoncypował, że stworzonego na obraz i podobieństwo Boga człowieka nie wolno wychowywać, bo to tak jakby wychowywać samego Boga. Oddał więc człowieczeństwo we władanie naturze. I założył, że efektem tego zabiegu będzie le bon sauvage czyli dobry dzikus. Była to bodaj pierwsza pedagogiczna hybryda, a w każdym razie pierwsza w szeroko pojmowanej współczesności.

Wymyślony przez Jana Jakuba człowiek, składający się z cech napisanych, a nie rzeczywistych został ulokowany w przestrzeni „między”. Był bowiem wyrwany ze świata kultury (chociażby dlatego, że wymyślony przez cywilizowanego filozofa) i postawiony w obliczu jednoznacznych praw natury. Ów dobry dzikus to człowiek z przestrzeni pomiędzy naturą a kulturą. Bowiem wszystko, co może pojawić się w naturze musi zostać urodzone. To co jest możliwe do zaistnienia w kulturze może być co najwyżej wytworzone. Bycie „pomiędzy” to tęsknota do jednoczesnego rodzenia i tworzenia. Swoista poznawcza zachłanność powodująca powoływanie bytów przy pomocy słów z jednoczesnym poszukiwaniem potwierdzenia ich istnienia w naturze. To chyba istota każdej „trzeciej” drogi, której można przypisać rolę współczesnego kamienia filozoficznego tyleż pożądanego, co nieistniejącego.

*2 Por. Soniefeld H., La Liberte d’Apres J.J.Rousseau, Angers 1993, r. III

*3 Doskonale oddają to słowa pieśni Jacka Kaczmarskiego: „A kiedy walczył Jakub z aniołem/I kiedy pojął że walczy z Bogiem/Skrzydło świetliste bódł /spoconym czołem/Ciało nieziemskie kalał pyłem z drogi/I wołał Daj mi Panie bo nie puszczę/Błogosławieństwo na teraz i na potem”

Zbawienne hybrydy

Poszukiwanie „trzeciej drogi”, poszukiwanie i zasiedlanie miejsc „między” zrodziło się z marzeń o hybrydzie czyli nowej jakości powstającej z tego, co zastane. To marzenie o ustawicznym eksperymentowaniu, mieszaniu wszystkiego ze wszystkim. Taką hybrydą są centaury, czyli istoty stanowiące doskonałe połączenie ogiera i mężczyzny. Siła, szybkość, jurność konia została połączona z męską przebiegłością, inteligencją i walecznością. Pomiędzy mężczyzną a koniem stworzono przestrzeń dla nowej jakości. Innym przykładem hybrydy są syreny. Tutaj z kolei wdzięk, piękno i uwodzicielskość niewiasty połączono z rybą-sprawną, szybką i płochliwą mieszkanką wód. Osobliwą hybrydą są amazonki. Tutaj bowiem doszło do wymieszania cech płciowych. W kobiecym ciele ulokowano cechy męskie-bezwzględność, okrucieństwo, waleczność. Współczesne hybrydy to Robocop czy bohaterowie Gwiezdnych Wojen.* Już nie ludzie (zwierzęta) a jeszcze nie roboty. Według współczesnych filozofów/socjologów edukacji hybryda to „pochłanianie różnic” * Tymczasem –jak sądzę-jest to po prostu ich lekceważenie prowadzące do tłumienia - zabieg dający w wyobraźni wyobrażone efekty. Różnice są bowiem z definicji po to by dzielić a nie stawać na ślubnym kobiercu z innymi różnicami. Ich działanie można odroczyć, ale nie zniwelować. Hybryda jest hybrydą tylko dlatego, że nie może stać się normą.

Przywołane tu przykłady hybryd mają jeszcze jedną istotną cechę. To agregacja atutów. Łatwo bowiem zauważyć, że zsumowano tu najlepsze cechy mieszanych obiektów tym samym czyniąc je nie tylko nową, ale i doskonalszą jakością. Centaur wszak jest mocniejszy niż mężczyzna i inteligentniejszy niż koń. Trzecia droga-w każdym zamiarze-to wynik marzeń o agregacji wartości czy cech. To droga atrakcyjniejsza niż droga pierwsza czy druga. To rozwiązanie doskonalsze i godzące wszystkich, którego słabym substytutem bywa kompromis. W potocznym pojmowaniu człowiek stojący na rozstajach dróg cierpi. Ów poszukujący trzeciej drogi – szczęśliwie tworzy.

*4 Por. Rewers E., Nowe media-kultura niedokończonej translacji, Kultura Współczesna nr 1, s.44-45

*5 Melosik Z., Szkudlarek T.,”Kultura, tożsamość i edukacja. Migotanie znaczeń”, Impuls, Kraków, 1998,s.79.

Dalszy ciąg na następnej stronie ===>

12345
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych