Interhomo redivivus. Niebywałe były oczekiwania wobec możliwości kultur pogranicza i kultur zmieszanych generujących zupełnie nowe jakości

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Kłopotliwe wnioski

Żadne dwie drogi nie są w stanie wygenerować jakiejś trzeciej drogi. Musiałyby się sumować. A drogi się nie sumują. Jeśli są dwie to znaczy, że wiodą w odmiennych kierunkach. Między nimi są tylko bezdroża.

Trudno dać wiarę w sugerowaną przez Danutę Mostwin „trzecią wartość”. Czyli w postawę lojalnego Amerykanina i polskiego patrioty jednocześnie.1 To miła i atrakcyjna utopia poprawiająca samopoczucie emigrantów. Złudzenie istnienia takiej „trzeciej wartości” wynika z tego, że istnieje ona w sferze werbalnej (a zatem łatwo ulegającej hybrydyzacji) i w zasadzie nie bywa testowana. Z przytoczonych przez tę autorkę argumentów wynika, że nie sprawdzała ona swoich badanych w sytuacjach, w których „bycie Polakiem” i „bycie Amerykaninem” byłoby konkurencyjne czy konfliktowe. Mamy tu więc raczej do czynienia z nabytą umiejętnością przerzucania tożsamości a nie jej hybrydyzacją. I jak już wspomniałem dzieło tej tożsamościowej hybrydyzacji zaczyna się i kończy w sferze wyobrażeń i zwyczajnej spekulacji. Jest humanistycznie zapisanym marzeniem o sytym wilku i całej owcy.

Bycie w dwóch światach (kulturach, ideologiach, kościołach, postawach) równocześnie - jest oparte na kategorii pozoru. Jeden element może być tylko w jednej przestrzeni. Jeśli znalazł się na pograniczu dwóch to znaczy, że w żadnej nie jest widoczny. Ulega znaczeniowej utylizacji, niemal degradacji. Bo jego połowa nie jest nim samym. Tak jak sama głowa nie jest człowiekiem. Nie da się wiarygodnie być w dwóch rzeczywistościach. Tak jak nie można być jednocześnie w dwóch czasach. Dar bilokacji jest przywilejem nielicznych. W związku z tym w jednej z rzeczywistości jest się więc rzekomo, pozornie czy fasadowo. Tak właśnie działa hipokryzja. To casus ohydnego Pana Hyde’a i zakompleksionego Dr. Jekylla opisany przez J.L. Stevensona. Jakkolwiek i to, to tylko literatura. Jeśli jednak próbujemy uniknąć hipokryzji to natychmiast pojawia się surowy egzaminator-rzeczywistość, która głośno sobie kpi z wizji „trzecich dróg”. W niej one znikają. Gdy odbywałem służbę wojskową pojawił się nieuchronnie problem przysięgi wojskowej, która była utkana deklaracjami wierności do Związku Sowieckiego, socjalistycznym ideałom i czemuś tam jeszcze. Kolega, zdeklarowany i manifestujący swe niezależne poglądy opozycjonista, buntował się i walczył z własnymi dylematami. Przysięgać czy nie przysięgać? W końcu znalazł „trzecią drogę” i nam o tym oznajmił: „Ja te socjalistyczne fragmenty będę mówił niewyraźnie”.

Pedagogika (ale i socjologia, a także psychologia czy filozofia) to coraz częściej żyjące własnym życiem pojęcia. Pokochała je ona więcej niż otaczający ją świat. Za granicą zbawiennych pojęć jest tylko niewdzięczna rzeczywistość, która pedagogów nie słucha i złośliwie nie chce się zmienić. Wyjściem więc jest stworzenie nadrzeczywistości, pedagogicznego nadrealizmu. Zapewne dlatego kilka lat temu zobaczyłem tu raczej gatunek literacki niźli uporczywą wolę poszukiwania sposobów zmian.1 Aby o nie zabiegać musiałem jednak opowiedzieć się po stronie rzeczywistości i założyć szkołę. Sukcesy po dwudziestu latach są wciąż mocno umiarkowane.

W tej humanistycznej nadrzeczywistości niemal wszystko jest możliwe. Pojęcia kleją się do siebie, definicje są spójne, a wszystkie mieszaniny ulegają hybrydyzacji i zawsze niemal stanowią nową jakość. Istnieje tu międzykulturowość, interdyscyplinarność, zwielokrotniona tożsamość, twórcze pogranicza i inspirujące miejsca „między”. I mnóstwo innego jeszcze materiału na habilitacje i doktoraty. Mało tego-niemal każdy może tu być kapłanem w swoim własnym kościele-wszak zapewnił mu to Rousseau.

Można sobie wyobrazić boga, który nie ma kościoła. W końcu wielu deklaruje swoje przywiązanie do Dekalogu bez imperatywu odwiedzania świątyń. Ale czy warto wznosić świątynie, w których nie ma żadnego boga, ani nawet idei? Czy warto kupować miejscówkę na miejsce „między” tylko po to, aby nigdy wyraźnie nie powiedzieć „tak” albo „nie”?

Można bezkarnie krzyżować osła z koniem uzyskując jako efekt muła-mocne i wytrzymałe, choć nieco wolne zwierzę juczne, zaprzęgowe i wierzchowe. Można krzyżować krowę z żubrem otrzymując żubronia – dostarczyciela (podobno) znakomitego mięsa i skóry przemysłowej. Krzyżówka lwa i tygrysa to tigroleo, a zebry i konia to zebroid. Natura na to przywala. Jakkolwiek chyba niezbyt ufa takim eksperymentom gdyż efektem takiej bastardyzacji czyli krzyżówek międzygatunkowych jest nieodmiennie aksjomatyczna wręcz bezpłodność.

Posłowie

Trudno nie zadać sobie pytania, czy faktycznie poszukiwanie pogranicza, nazywanie pewnych terenów obszarami pogranicza, prezentacja styku pewnych przestrzeni - czy w istocie są to czynności czysto jałowe, graniczące z wytwarzaniem paranaukowych artefaktów. I tutaj wydają się istnieć dwie drogi, które w żaden sposób się nie krzyżują, ani nie mieszają.

Jedna z nich prowadzi więc do autentycznych poszukiwań opartych na ciekawości, co by było gdyby wyobrazić sobie, że istnieje trzecia wartość, trzecia droga i wszystko to, co w niniejszym eseju zostało ukryte pod hasłem inter.

Druga zaś droga wiedzie nas na trop pseudonaukowego kamuflażu, uleganiu modzie, udawaniu nauki, z którego to udawania nie wynika zupełnie nic, może poza kolejnymi doktoratami czy habilitacjami. Dotyczy to zwłaszcza tzw. dociekań czy też rozważań interdyscyplinarnych, co tutaj należy jednoznacznie zrozumieć jako nieosadzonych w żadnej metodologii i żadnej konkretnej dyscyplinie naukowej. Szczególnym przykładem tego typu rozważań wydaje się być coraz to popularniejsza cyberpedagogika wyrażająca się nierzadko w niekompetencji informatycznej autorów i poważnych brakach w wiedzy pedagogicznej.

« poprzednia strona
12345

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych