„KŁAMCA SMOLEŃSKI”, KWIECIEŃ ‘2017
Radosław Sikorski zeznając w sądzie pod przysięgą stwierdził, że „nie miał żadnej wiedzy” na temat organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w kwietniu 2010 roku. Dotarliśmy do dokumentów, które udowadniają, że nie mówił prawdy. Ówczesny szef MSZ był na każdym etapie informowany o ustaleniach dotyczących wyjazdu. Co więcej, zaledwie dwa dni po katastrofie, gdy Polska pogrążona była w żałobie, kierowane przez niego MSZ cieszyło się ze „szczególnego klimatu” w dwustronnych relacjach z Rosją. Pismo o skandalicznej treści parafował Sikorski.
11 kwietnia w warszawskim Sądzie Okręgowym kolejna odsłona procesu pięciorga byłych urzędników KPRM, m.in. Tomasza Arabskiego, oskarżonych o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta w Rosji w 2010 r. Poruszenie na korytarzach gmachu większe niż zwykle. Zeznania złoży bowiem Radosław Sikorski.
Były szef MSZ nie zaskoczył nikogo. W sprawach szczegółowych zasłaniał się niepamięcią. W ogólnych – pozował na mistrza dyplomacji, niedotykającego spraw „technicznych”.
„Jako szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie zajmowałem się organizacją wizyty z 10 kwietnia 2010 roku, ja prowadziłem politykę zagraniczną, a nie organizacyjną” - mówił przed sądem. Już na początku rozprawy na pytanie sędziego o organizację wizyty odpowiedział: „Nie mam żadnej wiedzy na ten temat.”
Na kolejne pytanie: „Czy pan i pana urzędnicy wykonali bądź mieli wykonać te same czynności, które miały być – ze strony ministerstwa spraw zagranicznych – wkładem wizyt pana prezydenta i pana premiera w Katyniu i Smoleńsku?”, Sikorski stwierdził: „Logistyczne, techniczne kwestie odbywają się 5 szczebli służbowych poniżej szczebla ministra spraw zagranicznych, więc takiej wiedzy nie miałem.”
Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jaki charakter miała mieć wizyta głowy państwa w Rosji. Stwierdził, że „zręcznym określeniem” była „pielgrzymka”. Na sali rozpraw kontynuował to wszystko, czym zajmował się w latach 2008-2010 i w kolejnych – umniejszaniem roli Lecha Kaczyńskiego, sugerowaniem, że prezydent przeszkadzał rządowi w wielkiej dyplomacji i… zmienianiu Rosji. „W tamtych latach polityką Polski była europeizacja Rosji” - mówił parokrotnie, nie czując jak bardzo obnaża własną naiwność. Jak się okazało, „europeizował” Putina tak pieczołowicie, że szczegóły wizyty prezydenta w Katyniu były bardziej uzgadniane z Kremlem niż z Belwederem.
Za wszystko, co robiło MSZ w związku z wizytą pierwszego obywatela w Katyniu, odpowiedzialny miał być wiceminister Andrzej Kremer (też zginął w katastrofie). A sam Sikorski – jak zatytułowała dzień później relację z procesu jedna z gazet - „nic nie widział, nic nie słyszał”.
Przeczą temu dokumenty. Zarówno te znane od lat, jak i dotychczas nieopisywane, do których dotarliśmy. Większość z nich do niedawna miała klauzulę „zastrzeżone”. I dowodzą, że informacje o każdym ruchu MSZ, o wszelkich rozmowach prowadzonych ze stroną rosyjską, o negatywnym nastawieniu Moskwy do Lecha Kaczyńskiego, lądowały na biurku Sikorskiego. Co ważne – prawie żaden nie trafił do kancelarii prezydenta. Ministerstwo brało udział najpierw w zniechęcaniu głowy państwa do uczestnictwa w uroczystościach katyńskich, a później w organizowaniu wizyty prezydenta. Sikorski był z tym wszystkim na bieżąco.
Swoje zeznania rozpoczął od złożenia przysięgi: „Świadomy znaczenia moich słów i odpowiedzialności przed prawem przyrzekam uroczyście, że będę mówił szczerą prawdę, niczego nie ukrywając z tego, co jest mi wiadome.”
Wąskie i szerokie grono
Jak wiemy, wszystko zaczęło się 1 września 2009 roku w Trójmieście, dokąd na obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej przyjechał Władimir Putin.
Dwa tygodnie po uroczystościach i odbywających się w Sopocie roboczych spotkaniach powstaje w MSZ szczegółowa notatka, która w pierwszej części opisuje spotkanie „w wąskim gronie”.
Rozmowa Tuska z Putinem schodzi na 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Rosyjski przywódca po mocnym przemówieniu Lecha Kaczyńskiego na Westerplatte ewidentnie nie chce powtórki i od razu zapowiada, że przy ustalaniu formy upamiętnienia w Katyniu „nie może powstać wrażenie, że >>spycha się go do kąta<< (żeby >>skapitulował<< przed Polakami)”. Tusk te słowa przyjmuje.
Później znów jest miło. „Premier Putin wyraził wdzięczność Premierowi Tuskowi za jego osobiste zaangażowanie i zaangażowanie rządu przezeń kierowanego w polepszenie stosunków polsko-rosyjskich. Uznał, że >>z tym rządem RP można pracować<<” - czytamy w notatce.
We wnioskach autor notatki Andrzej Kremer sugeruje m. in. że należy dążyć do spotkania Tuska i Putina w Katyniu w kwietniu/maju 2010 roku. To pierwsza oficjalna wzmianka w dokumentach MSZ o ewentualnej wizycie w Rosji w tym czasie. Bardzo lakoniczna. Ale należy przypomnieć, że nie ma żadnej notatki ze słynnego spaceru i rozmowy Tuska z Putinem po sopockim molo 1 września 2009 roku. Polski premier twierdził, że poruszali wtedy sprawy „błahe”, o uciążliwości życia z ciągłą ochroną czy joggingu.
Skąd mocne słowa?
W oficjalnych wypowiedziach Władimir Putin wyrażał spore zadowolenie ze swojej obecności na Westerplatte. Prawda jest jednak taka, że poczuł się niesłychanie upokorzony mocnym wystąpieniem Lecha Kaczyńskiego. Polski prezydent bez ogródek mówił wówczas o sowieckim totalitaryzmie i zbrodni katyńskiej. Przypomniał, że była ona zemstą na polskich żołnierzach za powstrzymanie bolszewickiej nawały w 1920 roku. Wypomniał także Rosjanom fakt wieloletniego kłamstwa na temat mordu i ciągłe przetrzymywanie w ukryciu materiałów archiwalnych. Echa tej przemowy pojawiają się w późniejszej korespondencji dyplomatycznej jeszcze wielokrotnie. Polscy urzędnicy wręcz czują się w obowiązku tłumaczyć Rosjanom, dlaczego prezydent był tak dosadny.
30 września 2009 roku Jarosław Bratkiewicz, szef Departamentu Wschodniego w MSZ rozmawia z Dmitrijem Poljańskim, zastępcą ambasadora Federacji Rosyjskiej w Warszawie. W notatce czytamy: „Zwróciłem uwagę rozmówcy na sygnalizowane swego czasu zainteresowanie Prezydenta L. Kaczyńskiego odbyciem spotkania z W. Putinem podczas uroczystości na Westerplatte, 1 września br. Owo pozytywne nastawienie Prezydenta RP zostało na krótko przed uroczystościami zniweczone informacją o tym, że na stronie internetowej Służby Wywiadu Zagranicznego pojawiła się supozycja, jakoby minister J. Beck był niemieckim agentem. Musiało to poważnie zdenerwować prezydenta L. Kaczyńskiego oraz wpłynęło na charakter i treść jego wystąpienia wygłoszonego na Westerplatte”. To – podkreślmy – interpretacja Bratkiewicza.
Od tego momentu pojawia się zupełnie nowa narracja. Plan polskich dyplomatów zakłada, że aby uniknąć „konfliktu”, należy Lecha Kaczyńskiego wysłać na obchody Dnia Zwycięstwa do Moskwy 9 maja, a w Katyniu spotkaliby się premierzy Tusk i Putin, bez prezydenta. Poljański wprost twierdził, że byłby to kłopot: „Obawia się zarazem, że chęć udziału w tym wspólnym przedsięwzięciu może wyrazić również prezydent L. Kaczyński, jako że - w opinii strony rosyjskiej - sprawy historyczne bardziej leżą w gestii prezydentów aniżeli premierów” - czytamy w relacji urzędnika MSZ.
Bratkiewicz raportuje także: „Ze swojej strony wyraziłem pogląd, iż ewentualne spotkanie premierów RP i FR w Katyniu w kwietniu/maju 2010 r. (…) wskazałoby również, że dwa główne nurty dialogu i współpracy polsko - rosyjskiej (przyszłość i trudna przeszłość – przyp. red.) (…) są w sposób sukcesywny i skuteczny rozwiązywane pod przewodnictwem obu premierów”. Gdzie w tej polityce zagranicznej miejsce dla prezydenta? Pewną wskazówkę znajdujemy we wnioskach: „Należałoby w nieodległej przyszłości podjąć rozmowy z ośrodkiem prezydenckim nt. udziału prezydenta L. Kaczyńskiego w rosyjskich obchodach 65. rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem i przesłania, jakie prezydent zamierza sformułować podczas ewentualnej wizyty w Moskwie, w dniu 9 maja 2010 r.”. O tym planie z notatki Bratkiewicza dowiaduje się ścisłe kierownictwo MSZ z Radosławem Sikorskim na czele. Do rozdzielnika nie jest dołączony nikt z kancelarii prezydenta, choć wydawałoby się to w tym momencie oczywiste, a wręcz konieczne.
Prezydencki „szum”
Plan rozdzielenia wizyt i wysłania Lecha Kaczyńskiego do Moskwy jest konsekwentnie realizowany, co widzimy po kolejnych spotkaniach polskich i rosyjskich urzędników. Co ważne, na nieobecność prezydenta w Katyniu bardziej naciska Moskwa, Warszawa się dostosowuje. Andrzej Kremer po spotkaniu z rosyjskim wiceministrem spraw zagranicznych Władimirem Titowem 20 października 2009 roku pisze, że „intencją strony polskiej” jest przedsięwzięcie „na odpowiednio wysokim szczeblu państwowym, z udziałem jednej delegacji polskiej”. Ma na myśli premierów i dodaje, że takie rozwiązanie „wykluczyłoby przybycie w powyższym terminie do Katynia kilku dużych delegacji polskich z kluczowych ośrodków władzy RP”.
Minister Titow stwierdził, że „strona rosyjska szczególnie obawia się >>polityczno-historycznego szumu<<, który z okazji ceremonii upamiętnienia zbrodni katyńskiej mógłby wywołać np. obecny prezydent RP”. (…) „Strona rosyjska niechętnie zapatruje się również na ew. przyjazd >>nazbyt dużej<< delegacji polskiej, a w szczególności na przyjazd kilku delegacji”. To jasne, że Rosjanie nie życzą sobie Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Nie chcą, by znów jego przemowy musiał słuchać Putin. Nie ma co do tego wątpliwości także polski urzędnik. Kremer pisze: „>>Trudne doświadczenia<<, jakie wyniósł W. Putin z udziału w uroczystościach na Westerplatte - mimo formalnie pozytywnej rosyjskiej oceny wizyty premiera FR w Polsce 1 września br. - instynktownie skłaniają stronę rosyjską do dystansowania się wobec kolejnego przedsięwzięcia rocznicowego, które tym bardziej, w jej subiektywnym odczuciu, mogą pokazać Rosję w złym świetle czy zgoła >>upokorzyć<< ją”. Gra z Rosjanami na wykluczenie prezydenta zaczyna się na całego. Pismo dostają m. in.: Donald Tusk, szef jego kancelarii Tomasz Arabski, Władysław Bartoszewski, szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik oraz kierownictwo MSZ z Radosławem Sikorskim. Do kancelarii prezydenta nie dociera.
Rosjanie dobrze już wtedy widzą, że polskie władze są podzielone na dwa obozy: uległy, a momentami nawet entuzjastyczny wobec Moskwy, skupiony wokół rządu i o wiele bardziej pragmatyczny, reprezentowany przez Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenie. 14 grudnia 2009 roku dyrektor Jarosław Bratkiewicz rozmawia o tym z dwoma rosyjskimi „ekspertami” od mediów Jewgienijem Kożokinem z rządowej Rosyjskiej Federalnej Agencji ds. Rodaków (Rossotrudniczestwo) i Modestem Kolerowem, byłym doradcą Putina. Ten drugi znany jest z wyjątkowego grubiaństwa, co pozwala zapytać, dlaczego kogoś takiego polski urzędnik wybiera sobie na rozmówcę o geopolityce. Być może to element wspomnianej przez Sikorskiego „europeizacji”. Kolerow stwierdza: „Polacy powinni zrozumieć dylematy i problemy współczesnej Rosji”, chwilę później Zachód nazywa „idiotami w badawczych okularach”, a Ukraińców i Białorusinów „Papuasami z peryferii”. Podkreśla, że rok 2010 ma być „testowy” dla relacji polsko - rosyjskich. „Dla Rosji szczególnie ważne będzie, czy obchody katyńskie odbywać się będą w duchu >>ekumenicznego<< złożenia hołdu ofiarom polskim i sowieckim spoczywającym w lesie katyńskim (…)”. Lech Kaczyński nigdy nie godził się na relatywizowanie zbrodni katyńskiej.
Z rozdzielnika wiemy, że pismo trafia do m. in. do Radosława Sikorskiego, marszałka senatu Bogdana Borusewicza, szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego, a nawet do szefa Agencji Wywiadu Macieja Huni. Znów całkowicie pomijana jest kancelaria prezydenta.
Jedna wizyta
25 i 26 stycznia 2010 roku na konsultacje do Rosji jedzie wiceminister Andrzej Kremer. Rozmawia m. in. z Jurijem Uszakowem - zastępcą szefa administracji rządu FR: „Poinformowałem, że D. Tusk podjął decyzję o przewodniczeniu delegacji polskiej podczas głównych uroczystości w lesie katyńskim 10 kwietnia 2010”. To samo powiedział Władimirowi Titowowi, dodając: „nie wykluczyłem, że w tym roku do Rosji (Katyń, Miednoje) będą przybywać z Polski również inne delegacje i grupy, celem uczczenia pamięci ofiar”.
To zaniepokoiło Titowa, bo mogło sugerować, że tam gdzie Putin, może pojawić się także Lech Kaczyński, a tego by sobie Rosja nie życzyła. W notatce czytamy o reakcji Rosjanina: „W swojej wypowiedzi dał do zrozumienia, że ostateczna decyzja w sprawie udziału premiera FR w uroczystościach w Katyniu będzie uzależniona od wnikliwego przeanalizowania proponowanej koncepcji obchodów”. Koncepcji czyli - jak jasno wynika z kontekstu - składu osobowego. By nieco uspokoić nastrój rozmowy, Kremer przypomniał, „że o gotowości prezydenta L. Kaczyńskiego do udziału w moskiewskich uroczystościach wstępnie informowałem już ambasadora W. Grinina. W związku z powyższym wyraziłem nadzieję na pozytywny odzew strony rosyjskiej i przekazanie odpowiednimi kanałami szczegółowej informacji nt. nadchodzących obchodów oraz stosownego zaproszenia”. Polski urzędnik konsultacje uznał za udane, bo… Uszakow w ogóle go przyjął, a „z reguły nie przyjmuje zagranicznych dyplomatów”. „Można było domniemywać o tym, że strona rosyjska poważnie rozważa pozytywny odzew na polską koncepcję obchodów katyńskich”.
Tyle, że „polska koncepcja” obchodów, była tylko pomysłem rządowym. Prezydent miał swój plan, o którym oficjalnie poinformował Radosława Sikorskiego podsekretarz stanu w KPRP Mariusz Handzlik. „Szanowny Panie Ministrze, uprzejmie informuję, że w związku z przypadającą w tym roku 70. rocznicą mordu polskich jeńców wojennych w lesie katyńskim, Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Pan Lech Kaczyński planuje oddać hołd ofiarom na Polski Cmentarzu Wojennym w Katyniu w kwietniu br.” - napisał 27 stycznia 2010 roku. Szef MSZ odręcznie dopisał, że prosi o przygotowanie pisma rekomendującego prezydentowi udział w uroczystościach 9 maja w Moskwie.
3 lutego 2010 roku Putin podczas telefonicznej rozmowy zaprasza oficjalnie Donalda Tuska do Katynia na obchody. Dzień później Tomasz Arabski ustala z Jurijem Uszakowem datę 7 kwietnia. Wie o tych ustaleniach cała KPRM, cały MSZ z Radosławem Sikorskim, informacja nie dociera do kancelarii prezydenta. Jak większość korespondencji na temat wizyty w Katyniu, nawet gdy dotyczy osobiście Lecha Kaczyńskiego.
Zwłoka z notyfikacją
W dniach 9-10 lutego w Moskwie Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz spotyka się m.in. z Przewodniczącym Rady Federacji Siergiejem Mironowem i Siergiejem Ławrowem. Notatkę z tego spotkania opisywaliśmy już na jesieni. Razem z szefem rosyjskiego MSZ cieszą się z zaproszenia Donalda Tuska przez Władimira Putina do Katynia. Mironowowi mówił zaś o obecności polskich władz na defiladzie 9 maja w Moskwie: W notatce MSZ czytamy o Borusewiczu: „Zaznaczył przy tym, że również w Polsce rok 1945 uznawany jest za datę wspólnego zwycięstwa. (…) w Polsce trwają ustalenia, kto miałby reprezentować stronę polską podczas uroczystości 9 maja w Moskwie.” Jak wiemy - „ustalenia” polegały na wypychaniu prezydenta Kaczyńskiego do Moskwy i próbie niedopuszczenia do jego obecności w Katyniu. Czy Radosław Sikorski zna to pismo? Oczywiście. Jego nazwisko widnieje w rozdzielniku, obok 23 innych. W tej grupie nie znalazł się nikt z kancelarii prezydenta.
Tydzień później, 17 lutego wiceminister Kremer spotyka się z ambasadorem Rosji Władimirem Grininem. Jest mowa m.in. o zbliżającej się wizycie doradcy Putina Jurija Uszakowa i jego rozmowach z Tomaszem Arabskim. „Wyraziłem przekonanie, że podczas planowanego spotkania zostanie wypracowana satysfakcjonująca obie strony koncepcja udziału Premierów D. Tuska i W. Putina w uroczystościach poświęconych 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wyraziłem również nadzieję na ostateczne ustalenie w trakcie spotkania Arabski-Uszakow terminu wspólnych uroczystości katyńskich oraz konstruktywne omówienie ich kształtu w kontekście wyrażonej przez Prezydenta L. Kaczyńskiego woli złożenia wizyty w Katyniu w kwietniu br. Zapewniając, że podczas rozmów z J. Uszakowem Min. T. Arabski przedstawi w szczegółach polską wizję uroczystości katyńskich, zadeklarowałem naszą otwartość w odniesieniu do propozycji i ewentualnych sugestii rosyjskich w tym zakresie.” Czy Sikorski wiedział o tych rozmowach, o „otwartości na rosyjskie sugestie”, o planach prezydenta? Tak. Jest jednym z 21 adresatów dokumentu. I tym razem pismo nie trafiło do nikogo z kancelarii głowy państwa.
23 lutego Andrzej Kremer prosi Władysława Stasiaka o pilną deklarację, czy prezydent będzie w Katyniu 10 kwietnia. Szef jego kancelarii natychmiast potwierdza „gotowość Pana Prezydenta RP do uczestnictwa w tych uroczystościach i przewodniczenia delegacji polskiej. Realizacja tego przedsięwzięcia będzie wymagała bieżącej współpracy, konsultacji i koordynacji działań, wyrażam zatem pełną gotowość do współdziałania w tym zakresie.” Stasiak nie wie jeszcze, że uroczystości będą dwie. Jego kancelaria nie ma żadnych informacji z rządu, że Tusk z Putinem umówili się już na 7 kwietnia. Cel został zrealizowany. Udało się „oszczędzić” Putinowi towarzystwa Lecha Kaczyńskiego w Katyniu.
Co więcej, po piśmie Stasiaka do Kremera MSZ powinno natychmiast notyfikować Rosjanom wizytę prezydenta. Resort Sikorskiego jednak tego nie zrobił. Stało się to dopiero 15 marca, po napomnieniu wysłanym przez prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika.
O zwłokę w tej sprawie pytał Sikorskiego sąd. Były minister kluczył, zasłaniał się niewypełnianiem poleceń przez podwładnych, a wreszcie tłumaczył, że wcześniejsze informacje, jakie otrzymywał, były nieoficjalne. To nieprawda. Istnieją dwa, jak najbardziej oficjalne, pisma z kancelarii prezydenta zapowiadające wyjazd prezydenta do Katynia – z 27 stycznia i 23 lutego. Nie wiadomo dlaczego, ale Sikorski ewidentnie grał w tej sprawie na zwłokę.
„Naturalne” kłody
25 lutego Arabski spotyka się z Uszakowem. Notatka z tego spotkania (autorstwa jednego z dyrektorów w KPRM Tomasza Pawlaka) jest sporządzona w 10 egzemplarzach. Żaden nie był przeznaczony dla prezydenta ani nikogo z jego otoczenia. Listę adresatów otwiera Radosław Sikorski. Na końcu dokumentu czytamy: „Min. Arabski poinformował min. Uszakowa, iż wolą Prezydenta RP jest uczestnictwo w uroczystościach w Katyniu (10 kwietnia br.). Min. Uszakow stwierdził, iż postawiłoby to stronę rosyjską w kłopotliwej sytuacji, bowiem Prezydent Miedwiediew tego dnia nie będzie mógł przybyć do Katynia.” Również tej notatki ministerstwo spraw zagranicznych nie przekazało prezydentowi ani w inny sposób nie poinformowało go o treści rozmowy.
18-19 marca w związku ze zbliżającymi się uroczystościami do Moskwy wybierał się Mariusz Handzlik. Pisemnie poprosił szefa MSZ i – za jego pośrednictwem – ambasadę o pomoc przy spotkaniach z rosyjską dyplomacją, administracją prezydenta Miedwiediewa i Rosyjską Cerkwią Prawosławną. 16 marca Radosław Sikorski odręcznie dopisuje: „Naturalnie”. Nic z tego jednak nie wyszło. 18 marca ambasador Bahr informuje Handzlika, że jego moskiewskie konsultacje się nie odbędą, bo… w tym czasie na rozmowach w rosyjskiej stolicy będzie Tomasz Arabski. Tego samego dnia dyrektor sekretariatu Sikorskiego informuje Handzlika, że szef MSZ nie poleci z prezydentem Kaczyńskim do Rosji. I znów, w nawiązaniu do zeznań Sikorskiego, należy postawić pytanie: czy rzeczywiście wszystko działo się poza ministrem spraw zagranicznych?
17 marca w Moskwie jest minister Kremer. Z jego wizyty powstała obszerna, 9-stronicowa notatka. Wśród 21 jej adresatów jest oczywiście Radosław Sikorski, ale znów nie ma nikogo z Pałacu Prezydenckiego. A to dokument, który kancelaria prezydenta powinna znać. Okazuje się bowiem, że wiceszef MSZ sporą część swojej rozmowy z rosyjskim odpowiednikiem poświęcił na wizytę Lecha Kaczyńskiego. „Wyjaśniłem, że strona polska traktuje uroczystości 7 kwietnia w kontekście ich szczególnego symbolizmu z uwagi na zaproszenie wystosowane przez W. Putina do Premiera RP, natomiast uroczystości 10 kwietnia stanowią swoisty >>zagraniczny<< element obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, wpisujący się w wieloletnią tradycję odwiedzania przez delegacje polskie Katynia.” Władimir Titow o 10 kwietnia powiedział ponadto, że „Prezydent D. Miedwiediew nie zamierza uczestniczyć w tych uroczystościach”. I tymi informacjami MSZ nie podzielił się z prezydentem.
1 kwietnia dyrektor Bratkiewicz sporządza notatkę na temat koncepcji wizyty premiera w Rosji. Czytamy w niej m.in.: „Spotkanie Premierów Polski i Rosji w Katyniu ma charakter wydarzenia w pierwszej kolejności międzynarodowego, choć o istotnej recepcji zarówno wewnątrzpolskiej, jak i wewnątrzrosyjskiej. Z kolei wyjazd Prezydenta L. Kaczyńskiego do Katynia należy uznać przede wszystkim za >>zagraniczny komponent<< wewnątrzkrajowych uroczystości upamiętniających 70. rocznicę zbrodni katyńskiej.” Na tym polegało to „prowadzenie polityki zagranicznej”, którym zasłaniał się w sądzie Sikorski? Na umniejszaniu roli prezydenta, na wykluczaniu go z głównego nurtu polityki międzynarodowej RP? Pismo Bratkiewicza trafiło do 10 osób z rządu – w tym do doradców PR-owych Donalda Tuska. Pałac Prezydencki ominęło.
Zyski z katastrofy
Dyrektor Bratkiewicz jest autorem kolejnego pisma, w którego treść aż trudno uwierzyć. Jest poniedziałek, 12 kwietnia 2010 r. Polacy na ulicach Warszawy oddają hołd Marii Kaczyńskiej. Karawan z ciałem prezydentowej, obsypywany jej ulubionymi tulipanami, zmierza do Pałacu Prezydenckiego. Tam ciągną się kolejki tysięcy ludzi, którzy godzinami czekają, by przez chwilę pokłonić się Parze Prezydenckiej. Na miejscu katastrofy rosyjskie służby niszczą dowody – wybijają szyby we wraku, wycinają drzewa, przenoszą elementy samolotu. Kremlowska propaganda bez jakichkolwiek badań kolportuje kłamstwo o winie pilotów. Polski rząd ani myśli prosić o pomoc NATO czy instytucje unijne. W Moskwie trwa bezczeszczenie zwłok ofiar katastrofy. Roztrzęsione rodziny przechodzą gehennę przy identyfikacjach. Polskie służby nie panują nad niczym. Nikt nie pilnuje sekcji zwłok, ani nawet należytego składania ciał do trumien.
Dokładnie w tym momencie w MSZ powstaje dokument zaczynający się od słów: „Spotkanie Premierów Polski i Rosji 7 kwietnia w Katyniu oraz tragiczna śmierć polskiej delegacji w katastrofie lotniczej w Smoleńsku 10 kwietnia br. stworzyły szczególny klimat w relacjach dwustronnych, wydatnie poszerzający przestrzeń dialogu, współpracy i pojednania.”
Jeden egzemplarz pisma pozostaje w Departamencie Wschodnim MSZ, drugi przeznaczony jest dla Adama Daniela Rotfelda, szefa Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, trzeci – dla Radosława Sikorskiego. Ten ostatni stawia na nim swoją parafkę, nie kwestionującej oburzającej treści.
Nie dziwi, że Sikorski utajnił ten dokument (miał klauzulę „Zastrzeżone”). Aż roi się w nim od sformułowań, których nie powstydziłaby się moskiewska dyplomacja (nic dziwnego – autor, Jarosław Bratkiewicz kończył studia na niesławnym MGIMO, Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych).
O „przełomie” w relacjach między obu państwami pisze: „Można uznać, że głębia współczucia oraz zakres pomocy ze strony rosyjskiej przekroczył standardowe zachowania”. Polski MSZ cieszy się, że po tragedii „uaktywnił się” prezydent Miedwiediew – wystąpił z orędziem, złożył kondolencje w ambasadzie, zapowiedział się na pogrzebie pary prezydenckiej, a może nawet przyjedzie do Warszawy z oficjalną wizytą.
„Znamienną wymowę ma też spotkanie D. Tuska i W. Putina na lotnisku w Smoleńsku, gdzie obaj premierzy złożyli hołd ofiarom katastrofy lotniczej oraz spontanicznie objęli się, przywołując tym samym symbolikę gestu pojednania, poczynionego w 1990 r. w Krzyżowej przez T. Mazowieckiego oraz H. Kohla. Szczególnym gestem jest także fakt zaproszenia przez W. Putina na rozmowę przebywającej w Moskwie, w związku z potrzebą identyfikacji szczątków ofiar katastrofy, polskiej delegacji rządowej na czele z min. E. Kopacz”.
We wnioskach dyrektor Bratkiewicz stwierdza: „Wyraźnie poszerzona przestrzeń życzliwości i pojednania polsko-rosyjskiego wymaga odpowiedniego jej >>zagospodarowania<< w postaci działań jednostkowych i instytucjonalnych”. Powtórzmy: jest 12 kwietnia. 2 dni po katastrofie. Już zaczyna się „zagospodarowywanie” „klimatu” stworzonego przez śmierć prezydenta.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„KŁAMCA SMOLEŃSKI”, KWIECIEŃ ‘2017
Radosław Sikorski zeznając w sądzie pod przysięgą stwierdził, że „nie miał żadnej wiedzy” na temat organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w kwietniu 2010 roku. Dotarliśmy do dokumentów, które udowadniają, że nie mówił prawdy. Ówczesny szef MSZ był na każdym etapie informowany o ustaleniach dotyczących wyjazdu. Co więcej, zaledwie dwa dni po katastrofie, gdy Polska pogrążona była w żałobie, kierowane przez niego MSZ cieszyło się ze „szczególnego klimatu” w dwustronnych relacjach z Rosją. Pismo o skandalicznej treści parafował Sikorski.
11 kwietnia w warszawskim Sądzie Okręgowym kolejna odsłona procesu pięciorga byłych urzędników KPRM, m.in. Tomasza Arabskiego, oskarżonych o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta w Rosji w 2010 r. Poruszenie na korytarzach gmachu większe niż zwykle. Zeznania złoży bowiem Radosław Sikorski.
Były szef MSZ nie zaskoczył nikogo. W sprawach szczegółowych zasłaniał się niepamięcią. W ogólnych – pozował na mistrza dyplomacji, niedotykającego spraw „technicznych”.
„Jako szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie zajmowałem się organizacją wizyty z 10 kwietnia 2010 roku, ja prowadziłem politykę zagraniczną, a nie organizacyjną” - mówił przed sądem. Już na początku rozprawy na pytanie sędziego o organizację wizyty odpowiedział: „Nie mam żadnej wiedzy na ten temat.”
Na kolejne pytanie: „Czy pan i pana urzędnicy wykonali bądź mieli wykonać te same czynności, które miały być – ze strony ministerstwa spraw zagranicznych – wkładem wizyt pana prezydenta i pana premiera w Katyniu i Smoleńsku?”, Sikorski stwierdził: „Logistyczne, techniczne kwestie odbywają się 5 szczebli służbowych poniżej szczebla ministra spraw zagranicznych, więc takiej wiedzy nie miałem.”
Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jaki charakter miała mieć wizyta głowy państwa w Rosji. Stwierdził, że „zręcznym określeniem” była „pielgrzymka”. Na sali rozpraw kontynuował to wszystko, czym zajmował się w latach 2008-2010 i w kolejnych – umniejszaniem roli Lecha Kaczyńskiego, sugerowaniem, że prezydent przeszkadzał rządowi w wielkiej dyplomacji i… zmienianiu Rosji. „W tamtych latach polityką Polski była europeizacja Rosji” - mówił parokrotnie, nie czując jak bardzo obnaża własną naiwność. Jak się okazało, „europeizował” Putina tak pieczołowicie, że szczegóły wizyty prezydenta w Katyniu były bardziej uzgadniane z Kremlem niż z Belwederem.
Za wszystko, co robiło MSZ w związku z wizytą pierwszego obywatela w Katyniu, odpowiedzialny miał być wiceminister Andrzej Kremer (też zginął w katastrofie). A sam Sikorski – jak zatytułowała dzień później relację z procesu jedna z gazet - „nic nie widział, nic nie słyszał”.
Przeczą temu dokumenty. Zarówno te znane od lat, jak i dotychczas nieopisywane, do których dotarliśmy. Większość z nich do niedawna miała klauzulę „zastrzeżone”. I dowodzą, że informacje o każdym ruchu MSZ, o wszelkich rozmowach prowadzonych ze stroną rosyjską, o negatywnym nastawieniu Moskwy do Lecha Kaczyńskiego, lądowały na biurku Sikorskiego. Co ważne – prawie żaden nie trafił do kancelarii prezydenta. Ministerstwo brało udział najpierw w zniechęcaniu głowy państwa do uczestnictwa w uroczystościach katyńskich, a później w organizowaniu wizyty prezydenta. Sikorski był z tym wszystkim na bieżąco.
Swoje zeznania rozpoczął od złożenia przysięgi: „Świadomy znaczenia moich słów i odpowiedzialności przed prawem przyrzekam uroczyście, że będę mówił szczerą prawdę, niczego nie ukrywając z tego, co jest mi wiadome.”
Wąskie i szerokie grono
Jak wiemy, wszystko zaczęło się 1 września 2009 roku w Trójmieście, dokąd na obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej przyjechał Władimir Putin.
Dwa tygodnie po uroczystościach i odbywających się w Sopocie roboczych spotkaniach powstaje w MSZ szczegółowa notatka, która w pierwszej części opisuje spotkanie „w wąskim gronie”.
Rozmowa Tuska z Putinem schodzi na 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Rosyjski przywódca po mocnym przemówieniu Lecha Kaczyńskiego na Westerplatte ewidentnie nie chce powtórki i od razu zapowiada, że przy ustalaniu formy upamiętnienia w Katyniu „nie może powstać wrażenie, że >>spycha się go do kąta<< (żeby >>skapitulował<< przed Polakami)”. Tusk te słowa przyjmuje.
Później znów jest miło. „Premier Putin wyraził wdzięczność Premierowi Tuskowi za jego osobiste zaangażowanie i zaangażowanie rządu przezeń kierowanego w polepszenie stosunków polsko-rosyjskich. Uznał, że >>z tym rządem RP można pracować<<” - czytamy w notatce.
We wnioskach autor notatki Andrzej Kremer sugeruje m. in. że należy dążyć do spotkania Tuska i Putina w Katyniu w kwietniu/maju 2010 roku. To pierwsza oficjalna wzmianka w dokumentach MSZ o ewentualnej wizycie w Rosji w tym czasie. Bardzo lakoniczna. Ale należy przypomnieć, że nie ma żadnej notatki ze słynnego spaceru i rozmowy Tuska z Putinem po sopockim molo 1 września 2009 roku. Polski premier twierdził, że poruszali wtedy sprawy „błahe”, o uciążliwości życia z ciągłą ochroną czy joggingu.
Skąd mocne słowa?
W oficjalnych wypowiedziach Władimir Putin wyrażał spore zadowolenie ze swojej obecności na Westerplatte. Prawda jest jednak taka, że poczuł się niesłychanie upokorzony mocnym wystąpieniem Lecha Kaczyńskiego. Polski prezydent bez ogródek mówił wówczas o sowieckim totalitaryzmie i zbrodni katyńskiej. Przypomniał, że była ona zemstą na polskich żołnierzach za powstrzymanie bolszewickiej nawały w 1920 roku. Wypomniał także Rosjanom fakt wieloletniego kłamstwa na temat mordu i ciągłe przetrzymywanie w ukryciu materiałów archiwalnych. Echa tej przemowy pojawiają się w późniejszej korespondencji dyplomatycznej jeszcze wielokrotnie. Polscy urzędnicy wręcz czują się w obowiązku tłumaczyć Rosjanom, dlaczego prezydent był tak dosadny.
30 września 2009 roku Jarosław Bratkiewicz, szef Departamentu Wschodniego w MSZ rozmawia z Dmitrijem Poljańskim, zastępcą ambasadora Federacji Rosyjskiej w Warszawie. W notatce czytamy: „Zwróciłem uwagę rozmówcy na sygnalizowane swego czasu zainteresowanie Prezydenta L. Kaczyńskiego odbyciem spotkania z W. Putinem podczas uroczystości na Westerplatte, 1 września br. Owo pozytywne nastawienie Prezydenta RP zostało na krótko przed uroczystościami zniweczone informacją o tym, że na stronie internetowej Służby Wywiadu Zagranicznego pojawiła się supozycja, jakoby minister J. Beck był niemieckim agentem. Musiało to poważnie zdenerwować prezydenta L. Kaczyńskiego oraz wpłynęło na charakter i treść jego wystąpienia wygłoszonego na Westerplatte”. To – podkreślmy – interpretacja Bratkiewicza.
Od tego momentu pojawia się zupełnie nowa narracja. Plan polskich dyplomatów zakłada, że aby uniknąć „konfliktu”, należy Lecha Kaczyńskiego wysłać na obchody Dnia Zwycięstwa do Moskwy 9 maja, a w Katyniu spotkaliby się premierzy Tusk i Putin, bez prezydenta. Poljański wprost twierdził, że byłby to kłopot: „Obawia się zarazem, że chęć udziału w tym wspólnym przedsięwzięciu może wyrazić również prezydent L. Kaczyński, jako że - w opinii strony rosyjskiej - sprawy historyczne bardziej leżą w gestii prezydentów aniżeli premierów” - czytamy w relacji urzędnika MSZ.
Bratkiewicz raportuje także: „Ze swojej strony wyraziłem pogląd, iż ewentualne spotkanie premierów RP i FR w Katyniu w kwietniu/maju 2010 r. (…) wskazałoby również, że dwa główne nurty dialogu i współpracy polsko - rosyjskiej (przyszłość i trudna przeszłość – przyp. red.) (…) są w sposób sukcesywny i skuteczny rozwiązywane pod przewodnictwem obu premierów”. Gdzie w tej polityce zagranicznej miejsce dla prezydenta? Pewną wskazówkę znajdujemy we wnioskach: „Należałoby w nieodległej przyszłości podjąć rozmowy z ośrodkiem prezydenckim nt. udziału prezydenta L. Kaczyńskiego w rosyjskich obchodach 65. rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem i przesłania, jakie prezydent zamierza sformułować podczas ewentualnej wizyty w Moskwie, w dniu 9 maja 2010 r.”. O tym planie z notatki Bratkiewicza dowiaduje się ścisłe kierownictwo MSZ z Radosławem Sikorskim na czele. Do rozdzielnika nie jest dołączony nikt z kancelarii prezydenta, choć wydawałoby się to w tym momencie oczywiste, a wręcz konieczne.
Prezydencki „szum”
Plan rozdzielenia wizyt i wysłania Lecha Kaczyńskiego do Moskwy jest konsekwentnie realizowany, co widzimy po kolejnych spotkaniach polskich i rosyjskich urzędników. Co ważne, na nieobecność prezydenta w Katyniu bardziej naciska Moskwa, Warszawa się dostosowuje. Andrzej Kremer po spotkaniu z rosyjskim wiceministrem spraw zagranicznych Władimirem Titowem 20 października 2009 roku pisze, że „intencją strony polskiej” jest przedsięwzięcie „na odpowiednio wysokim szczeblu państwowym, z udziałem jednej delegacji polskiej”. Ma na myśli premierów i dodaje, że takie rozwiązanie „wykluczyłoby przybycie w powyższym terminie do Katynia kilku dużych delegacji polskich z kluczowych ośrodków władzy RP”.
Minister Titow stwierdził, że „strona rosyjska szczególnie obawia się >>polityczno-historycznego szumu<<, który z okazji ceremonii upamiętnienia zbrodni katyńskiej mógłby wywołać np. obecny prezydent RP”. (…) „Strona rosyjska niechętnie zapatruje się również na ew. przyjazd >>nazbyt dużej<< delegacji polskiej, a w szczególności na przyjazd kilku delegacji”. To jasne, że Rosjanie nie życzą sobie Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Nie chcą, by znów jego przemowy musiał słuchać Putin. Nie ma co do tego wątpliwości także polski urzędnik. Kremer pisze: „>>Trudne doświadczenia<<, jakie wyniósł W. Putin z udziału w uroczystościach na Westerplatte - mimo formalnie pozytywnej rosyjskiej oceny wizyty premiera FR w Polsce 1 września br. - instynktownie skłaniają stronę rosyjską do dystansowania się wobec kolejnego przedsięwzięcia rocznicowego, które tym bardziej, w jej subiektywnym odczuciu, mogą pokazać Rosję w złym świetle czy zgoła >>upokorzyć<< ją”. Gra z Rosjanami na wykluczenie prezydenta zaczyna się na całego. Pismo dostają m. in.: Donald Tusk, szef jego kancelarii Tomasz Arabski, Władysław Bartoszewski, szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik oraz kierownictwo MSZ z Radosławem Sikorskim. Do kancelarii prezydenta nie dociera.
Rosjanie dobrze już wtedy widzą, że polskie władze są podzielone na dwa obozy: uległy, a momentami nawet entuzjastyczny wobec Moskwy, skupiony wokół rządu i o wiele bardziej pragmatyczny, reprezentowany przez Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenie. 14 grudnia 2009 roku dyrektor Jarosław Bratkiewicz rozmawia o tym z dwoma rosyjskimi „ekspertami” od mediów Jewgienijem Kożokinem z rządowej Rosyjskiej Federalnej Agencji ds. Rodaków (Rossotrudniczestwo) i Modestem Kolerowem, byłym doradcą Putina. Ten drugi znany jest z wyjątkowego grubiaństwa, co pozwala zapytać, dlaczego kogoś takiego polski urzędnik wybiera sobie na rozmówcę o geopolityce. Być może to element wspomnianej przez Sikorskiego „europeizacji”. Kolerow stwierdza: „Polacy powinni zrozumieć dylematy i problemy współczesnej Rosji”, chwilę później Zachód nazywa „idiotami w badawczych okularach”, a Ukraińców i Białorusinów „Papuasami z peryferii”. Podkreśla, że rok 2010 ma być „testowy” dla relacji polsko - rosyjskich. „Dla Rosji szczególnie ważne będzie, czy obchody katyńskie odbywać się będą w duchu >>ekumenicznego<< złożenia hołdu ofiarom polskim i sowieckim spoczywającym w lesie katyńskim (…)”. Lech Kaczyński nigdy nie godził się na relatywizowanie zbrodni katyńskiej.
Z rozdzielnika wiemy, że pismo trafia do m. in. do Radosława Sikorskiego, marszałka senatu Bogdana Borusewicza, szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego, a nawet do szefa Agencji Wywiadu Macieja Huni. Znów całkowicie pomijana jest kancelaria prezydenta.
Jedna wizyta
25 i 26 stycznia 2010 roku na konsultacje do Rosji jedzie wiceminister Andrzej Kremer. Rozmawia m. in. z Jurijem Uszakowem - zastępcą szefa administracji rządu FR: „Poinformowałem, że D. Tusk podjął decyzję o przewodniczeniu delegacji polskiej podczas głównych uroczystości w lesie katyńskim 10 kwietnia 2010”. To samo powiedział Władimirowi Titowowi, dodając: „nie wykluczyłem, że w tym roku do Rosji (Katyń, Miednoje) będą przybywać z Polski również inne delegacje i grupy, celem uczczenia pamięci ofiar”.
To zaniepokoiło Titowa, bo mogło sugerować, że tam gdzie Putin, może pojawić się także Lech Kaczyński, a tego by sobie Rosja nie życzyła. W notatce czytamy o reakcji Rosjanina: „W swojej wypowiedzi dał do zrozumienia, że ostateczna decyzja w sprawie udziału premiera FR w uroczystościach w Katyniu będzie uzależniona od wnikliwego przeanalizowania proponowanej koncepcji obchodów”. Koncepcji czyli - jak jasno wynika z kontekstu - składu osobowego. By nieco uspokoić nastrój rozmowy, Kremer przypomniał, „że o gotowości prezydenta L. Kaczyńskiego do udziału w moskiewskich uroczystościach wstępnie informowałem już ambasadora W. Grinina. W związku z powyższym wyraziłem nadzieję na pozytywny odzew strony rosyjskiej i przekazanie odpowiednimi kanałami szczegółowej informacji nt. nadchodzących obchodów oraz stosownego zaproszenia”. Polski urzędnik konsultacje uznał za udane, bo… Uszakow w ogóle go przyjął, a „z reguły nie przyjmuje zagranicznych dyplomatów”. „Można było domniemywać o tym, że strona rosyjska poważnie rozważa pozytywny odzew na polską koncepcję obchodów katyńskich”.
Tyle, że „polska koncepcja” obchodów, była tylko pomysłem rządowym. Prezydent miał swój plan, o którym oficjalnie poinformował Radosława Sikorskiego podsekretarz stanu w KPRP Mariusz Handzlik. „Szanowny Panie Ministrze, uprzejmie informuję, że w związku z przypadającą w tym roku 70. rocznicą mordu polskich jeńców wojennych w lesie katyńskim, Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Pan Lech Kaczyński planuje oddać hołd ofiarom na Polski Cmentarzu Wojennym w Katyniu w kwietniu br.” - napisał 27 stycznia 2010 roku. Szef MSZ odręcznie dopisał, że prosi o przygotowanie pisma rekomendującego prezydentowi udział w uroczystościach 9 maja w Moskwie.
3 lutego 2010 roku Putin podczas telefonicznej rozmowy zaprasza oficjalnie Donalda Tuska do Katynia na obchody. Dzień później Tomasz Arabski ustala z Jurijem Uszakowem datę 7 kwietnia. Wie o tych ustaleniach cała KPRM, cały MSZ z Radosławem Sikorskim, informacja nie dociera do kancelarii prezydenta. Jak większość korespondencji na temat wizyty w Katyniu, nawet gdy dotyczy osobiście Lecha Kaczyńskiego.
Zwłoka z notyfikacją
W dniach 9-10 lutego w Moskwie Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz spotyka się m.in. z Przewodniczącym Rady Federacji Siergiejem Mironowem i Siergiejem Ławrowem. Notatkę z tego spotkania opisywaliśmy już na jesieni. Razem z szefem rosyjskiego MSZ cieszą się z zaproszenia Donalda Tuska przez Władimira Putina do Katynia. Mironowowi mówił zaś o obecności polskich władz na defiladzie 9 maja w Moskwie: W notatce MSZ czytamy o Borusewiczu: „Zaznaczył przy tym, że również w Polsce rok 1945 uznawany jest za datę wspólnego zwycięstwa. (…) w Polsce trwają ustalenia, kto miałby reprezentować stronę polską podczas uroczystości 9 maja w Moskwie.” Jak wiemy - „ustalenia” polegały na wypychaniu prezydenta Kaczyńskiego do Moskwy i próbie niedopuszczenia do jego obecności w Katyniu. Czy Radosław Sikorski zna to pismo? Oczywiście. Jego nazwisko widnieje w rozdzielniku, obok 23 innych. W tej grupie nie znalazł się nikt z kancelarii prezydenta.
Tydzień później, 17 lutego wiceminister Kremer spotyka się z ambasadorem Rosji Władimirem Grininem. Jest mowa m.in. o zbliżającej się wizycie doradcy Putina Jurija Uszakowa i jego rozmowach z Tomaszem Arabskim. „Wyraziłem przekonanie, że podczas planowanego spotkania zostanie wypracowana satysfakcjonująca obie strony koncepcja udziału Premierów D. Tuska i W. Putina w uroczystościach poświęconych 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wyraziłem również nadzieję na ostateczne ustalenie w trakcie spotkania Arabski-Uszakow terminu wspólnych uroczystości katyńskich oraz konstruktywne omówienie ich kształtu w kontekście wyrażonej przez Prezydenta L. Kaczyńskiego woli złożenia wizyty w Katyniu w kwietniu br. Zapewniając, że podczas rozmów z J. Uszakowem Min. T. Arabski przedstawi w szczegółach polską wizję uroczystości katyńskich, zadeklarowałem naszą otwartość w odniesieniu do propozycji i ewentualnych sugestii rosyjskich w tym zakresie.” Czy Sikorski wiedział o tych rozmowach, o „otwartości na rosyjskie sugestie”, o planach prezydenta? Tak. Jest jednym z 21 adresatów dokumentu. I tym razem pismo nie trafiło do nikogo z kancelarii głowy państwa.
23 lutego Andrzej Kremer prosi Władysława Stasiaka o pilną deklarację, czy prezydent będzie w Katyniu 10 kwietnia. Szef jego kancelarii natychmiast potwierdza „gotowość Pana Prezydenta RP do uczestnictwa w tych uroczystościach i przewodniczenia delegacji polskiej. Realizacja tego przedsięwzięcia będzie wymagała bieżącej współpracy, konsultacji i koordynacji działań, wyrażam zatem pełną gotowość do współdziałania w tym zakresie.” Stasiak nie wie jeszcze, że uroczystości będą dwie. Jego kancelaria nie ma żadnych informacji z rządu, że Tusk z Putinem umówili się już na 7 kwietnia. Cel został zrealizowany. Udało się „oszczędzić” Putinowi towarzystwa Lecha Kaczyńskiego w Katyniu.
Co więcej, po piśmie Stasiaka do Kremera MSZ powinno natychmiast notyfikować Rosjanom wizytę prezydenta. Resort Sikorskiego jednak tego nie zrobił. Stało się to dopiero 15 marca, po napomnieniu wysłanym przez prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika.
O zwłokę w tej sprawie pytał Sikorskiego sąd. Były minister kluczył, zasłaniał się niewypełnianiem poleceń przez podwładnych, a wreszcie tłumaczył, że wcześniejsze informacje, jakie otrzymywał, były nieoficjalne. To nieprawda. Istnieją dwa, jak najbardziej oficjalne, pisma z kancelarii prezydenta zapowiadające wyjazd prezydenta do Katynia – z 27 stycznia i 23 lutego. Nie wiadomo dlaczego, ale Sikorski ewidentnie grał w tej sprawie na zwłokę.
„Naturalne” kłody
25 lutego Arabski spotyka się z Uszakowem. Notatka z tego spotkania (autorstwa jednego z dyrektorów w KPRM Tomasza Pawlaka) jest sporządzona w 10 egzemplarzach. Żaden nie był przeznaczony dla prezydenta ani nikogo z jego otoczenia. Listę adresatów otwiera Radosław Sikorski. Na końcu dokumentu czytamy: „Min. Arabski poinformował min. Uszakowa, iż wolą Prezydenta RP jest uczestnictwo w uroczystościach w Katyniu (10 kwietnia br.). Min. Uszakow stwierdził, iż postawiłoby to stronę rosyjską w kłopotliwej sytuacji, bowiem Prezydent Miedwiediew tego dnia nie będzie mógł przybyć do Katynia.” Również tej notatki ministerstwo spraw zagranicznych nie przekazało prezydentowi ani w inny sposób nie poinformowało go o treści rozmowy.
18-19 marca w związku ze zbliżającymi się uroczystościami do Moskwy wybierał się Mariusz Handzlik. Pisemnie poprosił szefa MSZ i – za jego pośrednictwem – ambasadę o pomoc przy spotkaniach z rosyjską dyplomacją, administracją prezydenta Miedwiediewa i Rosyjską Cerkwią Prawosławną. 16 marca Radosław Sikorski odręcznie dopisuje: „Naturalnie”. Nic z tego jednak nie wyszło. 18 marca ambasador Bahr informuje Handzlika, że jego moskiewskie konsultacje się nie odbędą, bo… w tym czasie na rozmowach w rosyjskiej stolicy będzie Tomasz Arabski. Tego samego dnia dyrektor sekretariatu Sikorskiego informuje Handzlika, że szef MSZ nie poleci z prezydentem Kaczyńskim do Rosji. I znów, w nawiązaniu do zeznań Sikorskiego, należy postawić pytanie: czy rzeczywiście wszystko działo się poza ministrem spraw zagranicznych?
17 marca w Moskwie jest minister Kremer. Z jego wizyty powstała obszerna, 9-stronicowa notatka. Wśród 21 jej adresatów jest oczywiście Radosław Sikorski, ale znów nie ma nikogo z Pałacu Prezydenckiego. A to dokument, który kancelaria prezydenta powinna znać. Okazuje się bowiem, że wiceszef MSZ sporą część swojej rozmowy z rosyjskim odpowiednikiem poświęcił na wizytę Lecha Kaczyńskiego. „Wyjaśniłem, że strona polska traktuje uroczystości 7 kwietnia w kontekście ich szczególnego symbolizmu z uwagi na zaproszenie wystosowane przez W. Putina do Premiera RP, natomiast uroczystości 10 kwietnia stanowią swoisty >>zagraniczny<< element obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, wpisujący się w wieloletnią tradycję odwiedzania przez delegacje polskie Katynia.” Władimir Titow o 10 kwietnia powiedział ponadto, że „Prezydent D. Miedwiediew nie zamierza uczestniczyć w tych uroczystościach”. I tymi informacjami MSZ nie podzielił się z prezydentem.
1 kwietnia dyrektor Bratkiewicz sporządza notatkę na temat koncepcji wizyty premiera w Rosji. Czytamy w niej m.in.: „Spotkanie Premierów Polski i Rosji w Katyniu ma charakter wydarzenia w pierwszej kolejności międzynarodowego, choć o istotnej recepcji zarówno wewnątrzpolskiej, jak i wewnątrzrosyjskiej. Z kolei wyjazd Prezydenta L. Kaczyńskiego do Katynia należy uznać przede wszystkim za >>zagraniczny komponent<< wewnątrzkrajowych uroczystości upamiętniających 70. rocznicę zbrodni katyńskiej.” Na tym polegało to „prowadzenie polityki zagranicznej”, którym zasłaniał się w sądzie Sikorski? Na umniejszaniu roli prezydenta, na wykluczaniu go z głównego nurtu polityki międzynarodowej RP? Pismo Bratkiewicza trafiło do 10 osób z rządu – w tym do doradców PR-owych Donalda Tuska. Pałac Prezydencki ominęło.
Zyski z katastrofy
Dyrektor Bratkiewicz jest autorem kolejnego pisma, w którego treść aż trudno uwierzyć. Jest poniedziałek, 12 kwietnia 2010 r. Polacy na ulicach Warszawy oddają hołd Marii Kaczyńskiej. Karawan z ciałem prezydentowej, obsypywany jej ulubionymi tulipanami, zmierza do Pałacu Prezydenckiego. Tam ciągną się kolejki tysięcy ludzi, którzy godzinami czekają, by przez chwilę pokłonić się Parze Prezydenckiej. Na miejscu katastrofy rosyjskie służby niszczą dowody – wybijają szyby we wraku, wycinają drzewa, przenoszą elementy samolotu. Kremlowska propaganda bez jakichkolwiek badań kolportuje kłamstwo o winie pilotów. Polski rząd ani myśli prosić o pomoc NATO czy instytucje unijne. W Moskwie trwa bezczeszczenie zwłok ofiar katastrofy. Roztrzęsione rodziny przechodzą gehennę przy identyfikacjach. Polskie służby nie panują nad niczym. Nikt nie pilnuje sekcji zwłok, ani nawet należytego składania ciał do trumien.
Dokładnie w tym momencie w MSZ powstaje dokument zaczynający się od słów: „Spotkanie Premierów Polski i Rosji 7 kwietnia w Katyniu oraz tragiczna śmierć polskiej delegacji w katastrofie lotniczej w Smoleńsku 10 kwietnia br. stworzyły szczególny klimat w relacjach dwustronnych, wydatnie poszerzający przestrzeń dialogu, współpracy i pojednania.”
Jeden egzemplarz pisma pozostaje w Departamencie Wschodnim MSZ, drugi przeznaczony jest dla Adama Daniela Rotfelda, szefa Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, trzeci – dla Radosława Sikorskiego. Ten ostatni stawia na nim swoją parafkę, nie kwestionującej oburzającej treści.
Nie dziwi, że Sikorski utajnił ten dokument (miał klauzulę „Zastrzeżone”). Aż roi się w nim od sformułowań, których nie powstydziłaby się moskiewska dyplomacja (nic dziwnego – autor, Jarosław Bratkiewicz kończył studia na niesławnym MGIMO, Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych).
O „przełomie” w relacjach między obu państwami pisze: „Można uznać, że głębia współczucia oraz zakres pomocy ze strony rosyjskiej przekroczył standardowe zachowania”. Polski MSZ cieszy się, że po tragedii „uaktywnił się” prezydent Miedwiediew – wystąpił z orędziem, złożył kondolencje w ambasadzie, zapowiedział się na pogrzebie pary prezydenckiej, a może nawet przyjedzie do Warszawy z oficjalną wizytą.
„Znamienną wymowę ma też spotkanie D. Tuska i W. Putina na lotnisku w Smoleńsku, gdzie obaj premierzy złożyli hołd ofiarom katastrofy lotniczej oraz spontanicznie objęli się, przywołując tym samym symbolikę gestu pojednania, poczynionego w 1990 r. w Krzyżowej przez T. Mazowieckiego oraz H. Kohla. Szczególnym gestem jest także fakt zaproszenia przez W. Putina na rozmowę przebywającej w Moskwie, w związku z potrzebą identyfikacji szczątków ofiar katastrofy, polskiej delegacji rządowej na czele z min. E. Kopacz”.
We wnioskach dyrektor Bratkiewicz stwierdza: „Wyraźnie poszerzona przestrzeń życzliwości i pojednania polsko-rosyjskiego wymaga odpowiedniego jej >>zagospodarowania<< w postaci działań jednostkowych i instytucjonalnych”. Powtórzmy: jest 12 kwietnia. 2 dni po katastrofie. Już zaczyna się „zagospodarowywanie” „klimatu” stworzonego przez śmierć prezydenta.
Strona 5 z 5
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/391487-garsc-dowodow-na-rozdzielenie-wizyt-i-smutna-konstatacja-ws-prawnikow-przesluchujacych-tuska?strona=5