Donald Tusk jednak nie musiał tego przesłuchania specjalnie się obawiać. Wystarczyło, że sypnął paroma formułkami, które powtarza od lat, że zasłonił się niepamięcią, że poplótł trzy po trzy bez związku z zadawanymi mu pytaniami. Takiej strategii należało się spodziewać. Ale dlaczego ci, którzy mieli go przesłuchiwać nie przewidzieli tego i nie przygotowali się do dzisiejszej rozprawy?!
To smutny wniosek z jawnej części zeznań byłego premiera. Zarówno troje pełnomocników rodzin, które złożyły subsydiarny akt oskarżenia przeciwko pięciorgu urzędnikom, jak i dwóch prokuratorów nie odrobili pracy domowej. Nie znali dokumentów i nie powoływali się na nie, nie reagowali na czytelne zwody Donalda Tuska, nie dopytywali tam, gdzie aż prosiło się o całe serie dociekań.
Nie mogłem się nadziwić, że pozwolono Donaldowi Tuskowi opowiadać, jak to w dniu telefonu Władimira Putina nie miał pojęcia, że do Katynia wybiera się też prezydent. Musieliśmy poczekać dwie godziny, aż głos zabrała Ewa Kochanowska, która przypomniała pismo z 27 stycznia wysłane przez prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika m.in. do wiceszefa MSZ Andrzeja Kremera i szefa KPRM Tomasza Arabskiego, w którym informował on o planach Lecha Kaczyńskiego.
Nie rozumiem, dlaczego na sali rozpraw nikt nie reagował na kłamstwa, jakoby pałac prezydencki nie zgłaszał obiekcji wobec koncepcji dwóch wizyt. Przecież ta wypowiedź Lecha Kaczyńskiego z 4 marca powinna być w notesie każdego z prawników obecnych dziś w sądzie.:
Myślę, że byłoby lepiej, żeby to była wspólna wyprawa prezydenta i premiera. A jeżeli to jest niemożliwe, to ja jadę w dniu, w którym są podstawowe uroczystości, a to jest 10 kwietnia.
Dopiero gdy strona oskarżająca wyczerpała swoje pytania, przewodniczący składu sędziowskiego przypomniał dokument z grudnia sporządzony przez Mariusza Handzlika, w którym – po rozmowie z ambasadorem Rosji – ostrzega on adresatów (m.in. szefa MSZ i szefa KPRM) o chęci rozgrywania uroczystości katyńskich przez Moskwę. Niestety sędzia pozwolił Tuskowi odpowiedzieć okrągłym zdaniem, z którego nic nie wynikało i dalej już nie dopytywał.
Można by listę tych zaniedbań prawników jeszcze znacząco wydłużyć. Dowody znajdą Państwo poniżej.
Ale warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Jak wiemy, proces ten zapoczątkował prywatny akt oskarżenia złożony w imieniu części rodzin przez ich ówczesnego pełnomocnika mec. Piotra Pszczółkowskiego. Rodziny zarzucają piątce urzędników niedopełnienie obowiązków przy organizacji lotu prezydenta do Smoleńska: Tomaszowi Arabskiemu (b. szefowi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów), dwojgu urzędników KPRM - Monice B. i Mirosławowi K. oraz dwojgu pracowników ambasady RP w Moskwie - Justynie G. i Grzegorzowi C.
Bezpośrednim powodem złożenia tego pozwu było umorzenie śledztwa w tej sprawie prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga (na jesieni 2013 r., decyzja ta uprawomocniła się w 2014 r.).
Wróćmy do uzasadnienia tego umorzenia. To opasła publikacja, licząca 350 stron.
Wynika z niej, że śledczy dość dobrze zbadali materiał dowodowy i pozwolili sobie na wyciągnięcie jakże słusznych wniosków. Napisali m.in.:
Niezgodne z prawem działania podległych urzędników akceptował Szef KPRM Tomasz Arabski, o czym również świadczą jego zeznania (…) Niewłaściwa realizacja tych zadań stanowi o niedopełnieniu obowiązków przez pracowników KPRM
Szczególną uwagę zwraca ten fragment:
W działaniu funkcjonariuszy MSZ, jak i ambasady w Moskwie występowały liczne nieprawidłowości (…) są to instytucje, do zadań których należy m.in. reprezentowanie na co dzień Państwa Polskiego i dbanie o jego autorytet i jak najlepszy wizerunek. Z tego też powodu, jako wielce niewłaściwe należy uznać wszelkie działania, które mogły wywołać, szczególnie poza graniami państwa, wrażenie opieszałości polskich służb dyplomatycznych, czy wręcz ignorowania przez nie najwyższych przedstawicieli Państwa Polskiego.
Krótko mówiąc, prokuratorzy znaleźli i wypunktowali liczne zaniedbania urzędników. Co stanęło na przeszkodzie, by zamiast umorzeniem kończyć śledztwo aktem oskarżenia? Nic innego niż sofistyka.
Za punkt wyjścia do śledztwa przyjęto art. 231 par. 1 kodeksu karnego. Mówi on, że przestępstwo niedopełnienia obowiązków popełnia ten funkcjonariusz publiczny, który działa na szkodę interesu publicznego bądź prywatnego i podlega karze więzienia do lat 3. Ale śledczy interpretując kodeks karny poczynili jedno kluczowe zastrzeżenie: uznali, że aby pociągnąć do odpowiedzialności funkcjonariusza publicznego, musi on działać świadomie, czyli mieć zamiar wyrządzenia szkody. A że Arabski et consortes żadnego zamiaru nie mieli, spokojnie można im winy odpuścić.
Tak wyglądała prawna rzeczywistość, w jakiej żyliśmy u schyłku rządów PO-PSL.
Czy dziś możemy liczyć na większą sprawiedliwość? Nie byłbym nadmiernym optymistą. Przewodniczący składu sędziowskiego w tym procesie nie jest zbyt wnikliwy, a wiele słusznych pytań oddala. Kolejny z trójki sędziowskiej Wojciech Małek to ten sam, który w procesie ws. Grudnia ‘70 odsunął od procesu przedstawiciela strony społecznej Piotra Andrzejewskiego (eliminując go z możliwości zadawania pytań), bardzo empatycznie podchodził do zwolnień lekarskich Wojciecha Jaruzelskiego, a ostatecznie oczyścił z winy Stanisława Kociołka, zaś dwóm wojskowym wymierzył kary w zawieszeniu. Więcej rekomendacji nie trzeba.
Ale by sąd nie mógł zbyt łatwo uniewinnić Tomasza Arabskiego i pozostałych oskarżonych, właśnie dziś przypomnę i pozostawię również w tym miejscu (bo wcześniej pisałem o tym wielokrotnie) kilka wyimków z materiału dowodowego, którego w tej sprawie pominąć nie wolno.
Odwołam się do czterech artykułów, które w większości wspólnie z Marcinem Wikłą opublikowaliśmy w tygodniku „Sieci”. Są one naszpikowane cytatami z dokumentów, które powinny dziś zabrzmieć w sądzie.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE >>>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Donald Tusk jednak nie musiał tego przesłuchania specjalnie się obawiać. Wystarczyło, że sypnął paroma formułkami, które powtarza od lat, że zasłonił się niepamięcią, że poplótł trzy po trzy bez związku z zadawanymi mu pytaniami. Takiej strategii należało się spodziewać. Ale dlaczego ci, którzy mieli go przesłuchiwać nie przewidzieli tego i nie przygotowali się do dzisiejszej rozprawy?!
To smutny wniosek z jawnej części zeznań byłego premiera. Zarówno troje pełnomocników rodzin, które złożyły subsydiarny akt oskarżenia przeciwko pięciorgu urzędnikom, jak i dwóch prokuratorów nie odrobili pracy domowej. Nie znali dokumentów i nie powoływali się na nie, nie reagowali na czytelne zwody Donalda Tuska, nie dopytywali tam, gdzie aż prosiło się o całe serie dociekań.
Nie mogłem się nadziwić, że pozwolono Donaldowi Tuskowi opowiadać, jak to w dniu telefonu Władimira Putina nie miał pojęcia, że do Katynia wybiera się też prezydent. Musieliśmy poczekać dwie godziny, aż głos zabrała Ewa Kochanowska, która przypomniała pismo z 27 stycznia wysłane przez prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika m.in. do wiceszefa MSZ Andrzeja Kremera i szefa KPRM Tomasza Arabskiego, w którym informował on o planach Lecha Kaczyńskiego.
Nie rozumiem, dlaczego na sali rozpraw nikt nie reagował na kłamstwa, jakoby pałac prezydencki nie zgłaszał obiekcji wobec koncepcji dwóch wizyt. Przecież ta wypowiedź Lecha Kaczyńskiego z 4 marca powinna być w notesie każdego z prawników obecnych dziś w sądzie.:
Myślę, że byłoby lepiej, żeby to była wspólna wyprawa prezydenta i premiera. A jeżeli to jest niemożliwe, to ja jadę w dniu, w którym są podstawowe uroczystości, a to jest 10 kwietnia.
Dopiero gdy strona oskarżająca wyczerpała swoje pytania, przewodniczący składu sędziowskiego przypomniał dokument z grudnia sporządzony przez Mariusza Handzlika, w którym – po rozmowie z ambasadorem Rosji – ostrzega on adresatów (m.in. szefa MSZ i szefa KPRM) o chęci rozgrywania uroczystości katyńskich przez Moskwę. Niestety sędzia pozwolił Tuskowi odpowiedzieć okrągłym zdaniem, z którego nic nie wynikało i dalej już nie dopytywał.
Można by listę tych zaniedbań prawników jeszcze znacząco wydłużyć. Dowody znajdą Państwo poniżej.
Ale warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Jak wiemy, proces ten zapoczątkował prywatny akt oskarżenia złożony w imieniu części rodzin przez ich ówczesnego pełnomocnika mec. Piotra Pszczółkowskiego. Rodziny zarzucają piątce urzędników niedopełnienie obowiązków przy organizacji lotu prezydenta do Smoleńska: Tomaszowi Arabskiemu (b. szefowi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów), dwojgu urzędników KPRM - Monice B. i Mirosławowi K. oraz dwojgu pracowników ambasady RP w Moskwie - Justynie G. i Grzegorzowi C.
Bezpośrednim powodem złożenia tego pozwu było umorzenie śledztwa w tej sprawie prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga (na jesieni 2013 r., decyzja ta uprawomocniła się w 2014 r.).
Wróćmy do uzasadnienia tego umorzenia. To opasła publikacja, licząca 350 stron.
Wynika z niej, że śledczy dość dobrze zbadali materiał dowodowy i pozwolili sobie na wyciągnięcie jakże słusznych wniosków. Napisali m.in.:
Niezgodne z prawem działania podległych urzędników akceptował Szef KPRM Tomasz Arabski, o czym również świadczą jego zeznania (…) Niewłaściwa realizacja tych zadań stanowi o niedopełnieniu obowiązków przez pracowników KPRM
Szczególną uwagę zwraca ten fragment:
W działaniu funkcjonariuszy MSZ, jak i ambasady w Moskwie występowały liczne nieprawidłowości (…) są to instytucje, do zadań których należy m.in. reprezentowanie na co dzień Państwa Polskiego i dbanie o jego autorytet i jak najlepszy wizerunek. Z tego też powodu, jako wielce niewłaściwe należy uznać wszelkie działania, które mogły wywołać, szczególnie poza graniami państwa, wrażenie opieszałości polskich służb dyplomatycznych, czy wręcz ignorowania przez nie najwyższych przedstawicieli Państwa Polskiego.
Krótko mówiąc, prokuratorzy znaleźli i wypunktowali liczne zaniedbania urzędników. Co stanęło na przeszkodzie, by zamiast umorzeniem kończyć śledztwo aktem oskarżenia? Nic innego niż sofistyka.
Za punkt wyjścia do śledztwa przyjęto art. 231 par. 1 kodeksu karnego. Mówi on, że przestępstwo niedopełnienia obowiązków popełnia ten funkcjonariusz publiczny, który działa na szkodę interesu publicznego bądź prywatnego i podlega karze więzienia do lat 3. Ale śledczy interpretując kodeks karny poczynili jedno kluczowe zastrzeżenie: uznali, że aby pociągnąć do odpowiedzialności funkcjonariusza publicznego, musi on działać świadomie, czyli mieć zamiar wyrządzenia szkody. A że Arabski et consortes żadnego zamiaru nie mieli, spokojnie można im winy odpuścić.
Tak wyglądała prawna rzeczywistość, w jakiej żyliśmy u schyłku rządów PO-PSL.
Czy dziś możemy liczyć na większą sprawiedliwość? Nie byłbym nadmiernym optymistą. Przewodniczący składu sędziowskiego w tym procesie nie jest zbyt wnikliwy, a wiele słusznych pytań oddala. Kolejny z trójki sędziowskiej Wojciech Małek to ten sam, który w procesie ws. Grudnia ‘70 odsunął od procesu przedstawiciela strony społecznej Piotra Andrzejewskiego (eliminując go z możliwości zadawania pytań), bardzo empatycznie podchodził do zwolnień lekarskich Wojciecha Jaruzelskiego, a ostatecznie oczyścił z winy Stanisława Kociołka, zaś dwóm wojskowym wymierzył kary w zawieszeniu. Więcej rekomendacji nie trzeba.
Ale by sąd nie mógł zbyt łatwo uniewinnić Tomasza Arabskiego i pozostałych oskarżonych, właśnie dziś przypomnę i pozostawię również w tym miejscu (bo wcześniej pisałem o tym wielokrotnie) kilka wyimków z materiału dowodowego, którego w tej sprawie pominąć nie wolno.
Odwołam się do czterech artykułów, które w większości wspólnie z Marcinem Wikłą opublikowaliśmy w tygodniku „Sieci”. Są one naszpikowane cytatami z dokumentów, które powinny dziś zabrzmieć w sądzie.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE >>>
Strona 1 z 5
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/391487-garsc-dowodow-na-rozdzielenie-wizyt-i-smutna-konstatacja-ws-prawnikow-przesluchujacych-tuska?strona=1