„NA SMYCZY PUTINA”, PAŹDZIERNIK ‘2016
Nigdy wcześniej tej wagi materiały w sprawie katastrofy smoleńskiej nie były przedstawione opinii publicznej. Dotarliśmy do kilkudziesięciu niejawnych dokumentów opatrzonych klauzulami – wciąż obowiązującymi - „zastrzeżone”. Te notatki i szyfrogramy pozwalają po raz pierwszy zajrzeć do szokującej kuchni rozmów na najwyższym szczeblu. Co ustalali Tusk, Komorowski, Sikorski, Bahr, Klich, Borusewicz z Putinem, Miedwiediewem, Ławrowem, Iwanowem? Treść rozmów pozwala dojść do jednego wniosku: tamta władza nie zrobiła nic, by wyjaśnić, co wydarzyło się w sobotni poranek 10 kwietnia 2010 r.
Jak to możliwe, że polski minister obrony dziękował Rosjanom za „dużą operatywność na miejscu zdarzenia” i „za szybką, sprawną identyfikację ciał”? Dlaczego pół roku po katastrofie polski minister spraw zagranicznych w rozmowach z rosyjskimi dyplomatami traktował Smoleńsk jako temat marginalny? Jak polski prezydent mógł pod koniec 2010 r. - gdy było już wiadomo, jak będzie wyglądał raport MAK – w najmocniejszym zdaniu rozmowy z Siergiejem Ławrowem jedynie zaapelować o „wystrzeganie się błędów”, które mogą zaważyć na dwustronnych relacjach?
Lektura dokumentów, do których dotarliśmy, wprawiła nas w zdumienie. Wiedzieliśmy, że polskie władze oddały wyjaśnianie katastrofy w ręce Moskwy, ale nie przypuszczaliśmy, jak bardzo najważniejsi polscy politycy położyli się przed Rosjanami. Żadne suwerenne państwo po takiej tragedii, po takim potraktowaniu przez potencjalnego sprawcę, nie zachowałoby się w ten sposób. Nie pozwoliłoby sobie na omijanie tak fundamentalnej kwestii jak tajemnicza śmierć urzędującego prezydenta i elity narodu.
Otwieraliśmy szeroko oczy widząc, że w kontaktach dyplomatycznych ważniejsze od prawdy i rzetelnego śledztwa było wszystko: Centra Dialogu i Porozumienia, mały ruch graniczny, plany budowy elektrowni atomowej w Obwodzie Kaliningradzkim, kwestie nieruchomości dyplomatycznych, wizy dla Rosjan w UE, opieka nad cmentarzami radzieckimi w Polsce, wymiana młodzieży czy niestabilność w Mołdowie. Byle omijać temat najważniejszy. Byle nie drażnić niedźwiedzia. Uniżeni niemal jak Gomułka wobec Breżniewa.
„Dobra symfonia współpracy”
Ważną w tej historii datą jest 1 września 2009 r. w Trójmieście. Swoją obecność na Westerplatte i wysłuchanie dosadnego przemówienia Lecha Kaczyńskiego Władimir Putin potraktował jak inwestycję i kartę przetargową, którą nie raz zagra w negocjacjach z Polską. Jeszcze ważniejszy był jego spacer z Donaldem Tuskiem po sopockim molo. Polski premier publicznie bagatelizował to spotkanie, twierdząc że rozmawiano jedynie kurtuazyjnie. Jego waga była jednak tak wielka, że dyplomaci w późniejszych rozmowach stosowali określenie „realiów post-sopockich”.
Tych słów użył Jurij Uszakow, zastępca szefa Kancelarii Rządu Federacji Rosyjskiej w rozmowie z polskim wiceministrem spraw zagranicznych Andrzejem Kremerem w Moskwie 25-26 stycznia 2010 r. W notatce naszego dyplomaty czytamy o sopockim „ważnym impulsie” i jego efektach: m.in. negocjowanej właśnie umowie gazowej i przygotowaniach do uroczystości katyńskich. Kremer pisze: „Zaznaczyłem, że strona polska zdecydowała o zorganizowaniu jednej oficjalnej uroczystości w Katyniu, która odbędzie się 10 kwietnia br. z udziałem Premiera D. Tuska.” Taki wtedy po polskiej stronie był plan – jedna uroczystość, właśnie 10 kwietnia, niezależnie od składu najwyższych polskich władz. W konsultacjach uczestniczył również wiceszef rosyjskiego MSZ Władimir Titow. Był zadowolony z ustaleń, bowiem „strona rosyjska chciałaby postawić >>tłustą kropkę<< nad tym zagadnieniem”.
Jak dziś już doskonale wiemy, kolejne tygodnie przyniosły decyzję o rozdzieleniu wizyt premiera i prezydenta – podjętą na Kremlu, a zaakceptowaną przez Donalda Tuska. To jego rząd miał ocieplać relacje z Moskwą, a Lech Kaczyński miał w tym nie przeszkadzać. Jak powiedział 9 lutego 2010 r. Siergiej Ławrow do Bogdana Borusewicza, „udział premierów RP i FR w uroczystościach, które odbędą się w kwietniu br. w Katyniu, stanie się moralno-etycznym przełomem w stosunkach między Polską a Rosją.” W czasie tej moskiewskiej wizyty marszałek Senatu spotkał się też z Siergiejem Mironowem, Przewodniczącym Rady Federacji. Notatka z tego wydarzenia zaczyna się słowami: „Rozmówca podkreślił, że istotne znaczenie dla obecnego i przyszłego rozwoju stosunków polsko-rosyjskich będą miały osobowości przywódców Polski i Rosji („rola jednostki w historii”). Wyraził zadowolenie z powołania jesienią 2009 r. Polsko-Rosyjskiej Grupy Senackiej, nazywając ją „potężną gromadką” (nawiązanie do nazwy grupy wybitnych kompozytorów rosyjskich XIX w.), która „da nam dobrą symfonię współpracy”.
Pięciostronicowy dokument nie zawiera ani słowa o prezydencie RP, choć od kilku tygodni było już wiadomo, że też zamierza on odwiedzić Katyń.
Prezydent „kłopotem”
Publicznie Lech Kaczyński zapowiada to 4 lutego. 17 lutego minister Kremer spotyka się z ambasadorem Grininem – na jego prośbę. Zanotuje później: „Wyraziłem nadzieję na ostateczne ustalenie w trakcie spotkania Arabski - Uszakow terminu wspólnych uroczystości katyńskich oraz konstruktywne określenie ich kształtu w kontekście wyrażonej przez prezydenta L. Kaczyńskiego woli złożenia wizyty w Katyniu w kwietniu br. (…) co do terminu wspólnych uroczystości z udziałem premierów, orientujemy się na 7 kwietnia br.” W notatce ze spotkania 25 lutego w Moskwie czytamy, że Uszakow potwierdził datę spotkania premierów i dalej: „Min. Arabski poinformował min. Uszakowa, iż wolą Prezydenta RP jest uczestnictwo w uroczystościach w Katyniu (10 kwietnia br.). Min. Uszakow stwierdził, iż postawiłoby to stronę rosyjską w kłopotliwej sytuacji, bowiem Prezydent Miedwiediew tego dnia nie będzie mógł przybyć do Katynia.” Te słowa kończą dokument. Wizyta prezydenta jest wątkiem pobocznym.
Tymczasem relacje na szczeblu szefów rządów kwitną. Z szyfrogramu ambasadora Jerzego Bahra z 3 marca dowiadujemy się, iż „Asystent Uszakowa przekazał w trakcie okazjonalnego spotkania 2.03, że premier Putin oczekuje, iż w trakcie spotkania z premierem RP w Katyniu otrzyma od nas zaproszenie do złożenia wizyty w Polsce w 2011 r., >>do którego odniesie się pozytywnie<<”.
W kolejnym szyfrogramie, wysłanym dwa dni później, Bahr informuje centralę, że „wystosowane przez W. Putina zaproszenie dla Donalda Tuska do Katynia spotkało się z dużym zainteresowaniem w tutejszym korpusie dyplomatycznym. O komentarz w tej sprawie prosili nas nie tylko dyplomaci europejscy (Wielka Brytania, Niemcy, Ukraina), ale nawet ambasador Singapuru.” Zdaniem Bahra świat widzi, że „rzeczywiste intencje Kremla co do Katynia nie są do końca jasne”.
1 kwietnia 2010 r. dyrektor Departamentu Wschodniego MSZ Jarosław Bratkiewicz sporządza bardzo ważną notatkę „nt. koncepcji wizyty D. Tuska w Rosji”. Również ona – jak pozostałe opisywane przez nas dokumenty – jest niejawna. Poza programem ramowym, zawiera np. analizę nastrojów na Kremlu. Moskwie chodzi o to, by spotkaniem w Katyniu nie tylko ostatecznie zamknąć w stosunkach z Polską temat zbrodni NKWD, ale też wykorzystać je jako dowód dla świata, że „Rosja definitywnie się zmienia i poszukuje trwałych rozwiązań problemów, z jakimi nie uporała się przez dwadzieścia lat po upadku ZSRR.”
W tej grze mają uczestniczyć wyłącznie Tusk i Putin. „Wyjazd Prezydenta L. Kaczyńskiego do Katynia należy uznać przede wszystkim za „zagraniczny komponent” wewnątrzkrajowych uroczystości upamiętniających 70. rocznicę zbrodni katyńskiej” - czytamy w analizie polskiego MSZ.
To spotkanie musi odbyć się bez prezydenta, ponieważ ma to być „gest o szczególnie doniosłym znaczeniu w stosunkach polsko-rosyjskich ostatniego dwudziestolecia. Obecność obu premierów w Katyniu stanowi akcent o istotnej wymowie symbolicznej w bilateralnym dialogu międzyrządowym, potwierdzający skuteczność polityki obecnego rządu RP wobec Rosji”.
Rząd Donald Tuska za wszelką cenę chciał zapisać sobie sukces w postaci skutecznego ocieplenia relacji z Rosją. Jak pokażą kolejne tygodnie i miesiące, nawet kosztem honoru państwa polskiego.
Na pogrzebie o biznesie
Kilka dni później dochodzi do niewyobrażalnego dramatu. Ginie 96 osób. Świat nie widział jeszcze katastrofy lotniczej, w której w zasadzie zdekapitowana zostałaby elita dużego państwa.
Rząd Polski, po długiej grze z Rosją przeciw własnemu prezydentowi, w obliczu jego śmierci, nie zmienia swoich priorytetów – konsekwentnego budowania fasadowej przyjaźni z Moskwą. Przypomnijmy: Donald Tusk natychmiast przystaje na rosyjskie warunki, które oznaczają oddanie śledztwa w ręce potencjalnych sprawców tragedii; nie korzysta z proponowanej od sojuszników pomocy; nawet nie stara się kontrolować rosyjskich czynności z ciałami ofiar.
To co znajdujemy w dokumentach sporządzonych po katastrofie, po prostu nie mieści się w głowie.
18 kwietnia. Pogrzeb pary prezydenckiej na Wawelu. Co ma wypłynąć z tragedii smoleńskiej? W notatce MSZ czytamy o słowach po. prezydenta Bronisława Komorowskiego do prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa: „choć wydarzenie to miało tragiczny charakter, zrodziło pozytywne emocje Rosjan wobec Polaków i Polaków wobec Rosjan, co powinno dopomóc w zabliźnieniu się otwartej rany, jaką była sprawa Katynia w stosunkach polsko-rosyjskich (…) należy wykorzystać atmosferę wzajemnej życzliwości, by wykonać kolejne kroki wiodące do pojednania”. Śmierć polskiej elity schodzi na plan dalszy. Staje się narzędziem w zwykłych dyplomatycznych negocjacjach – w sprawie odtajnienia akt katyńskich czy utworzenia Domów Wspólnej Historii. Komorowski przyjmuje zaproszenie na 9 maja do Moskwy i zaprasza Miedwiediewa do Polski po wyborach prezydenckich: „oprócz ważnego wymiaru symbolicznego wizyta powinna mieć także kontekst praktyczny, dotyczący przede wszystkim współpracy gospodarczej”.
Donald Tusk zaś m.in. chwali działanie rosyjskich służb po katastrofie i deklaruje, że „strona polska w dowód wdzięczności za ofiarną postawę Rosjan, zaangażowanych w pomoc rodzinom ofiar, planuje odznaczyć obywateli FR, zaangażowanych w ww. działania.”
We wnioskach ze spotkania czytamy m.in.: „Należy pilnie uruchomić działania na rzecz odnowienia/uporządkowania cmentarzy radzieckich w Polsce, m.in. poprzez włączenie w tę akcję władz samorządowych oraz harcerzy. (…) Konieczne jest podjęcie działań ws. godnego upamiętnienia czerwonoarmistów zmarłych w polskich obozach jenieckich.”
O pierwszych rosyjskich przeszkodach w badaniu katastrofy (a te już się pojawiają), polskie władze milczą.
Wdzięczność ministra Klicha
21 kwietnia Jerzy Bahr raportuje, że rosyjski wicepremier i minister obrony Siergiej Iwanow, „mimo, iż nie jest zdrów, jest gotów przyjąć min. B. Klicha 24 bm. (sobota)”. Następnego dnia ambasador wysyła kolejny szyfrogram: „S. Iwanow zgadzając się na przyjęcie w sobotę Pana Ministra (>>niezależnie od swej choroby<<), uczynił zdecydowany gest. Dawniej o podobne natychmiastowe spotkanie musieliśmy długo zabiegać. Jako powód sami podaliśmy chęć podziękowania; nie podziękujemy – powstanie u gospodarzy podejrzenie, że mamy ku temu powody”. Czy nie takie właśnie postawy miał na myśli Radosław Sikorski mówiąc o „murzyńskości” w dyplomacji?
Za co należało się podziękowanie? Wyjaśnia kolejny dokument. Podsumowujący spotkanie ministrów obrony szyfrogram Bahra do wiceministra spraw zagranicznych Jacka Najdera jest jeszcze bardziej kuriozalny. Bogdan Klich „podziękował władzom Rosji przede wszystkim za dużą operatywność na miejscu zdarzenia, tuż po katastrofie i za szybką, sprawną identyfikację ofiar” (sic!). Występuje o kopie trzech rejestratorów. Do czego są mu potrzebne? „Ujawnienie zapisów obaliłoby te spekulacje, które nie sprzyjają dobrej atmosferze relacji polsko-rosyjskich”. Znów przyjaźń z Moskwą jest najważniejsza.
Iwanow szybko sprowadza go na ziemię: „Co do przekazania kopii rejestratorów – Rosja nie zna takich precedensów”. I podkreśla zasłaniając się przepisami: „na to śledztwo patrzy cały świat, nie wolno zatem tworzyć precedensu łamania prawa międzynarodowego” (konwencja chicagowska zabrania publikowania zapisów). No właśnie… są dwa tygodnie po katastrofie. Rosjanie już wiedzą, że Polacy nie skorzystali z tego, że „patrzy cały świat” i nie zadbali o swoje interesy. Można więc nawet w oficjalnych rozmowach dokręcać śrubę. Obecna na spotkaniu Tatiana Anodina proponuje polskim wysłannikom odsłuchanie nagrań, ale pomysłowi ich publikacji z „troską” się przeciwstawia: „Wywoła ono w środkach masowego przekazu niepotrzebne spekulacje nt. różnych wersji, postawi wiele osób (w tym rodziny pilotów) w niewygodnej sytuacji. Mogą być wskazani winni – bez zakończenia śledztwa.” A więc wina pilotów? Już na tym etapie? Choć chwilę wcześniej Aleksander Bastrykin, szef Komitetu Śledczego FR zapewnia, że „śledztwo zakłada wszystkie możliwe wersje katastrofy”.
To, co znajdujemy na końcu notatki Jerzego Bahra wygląda na kiepski kabaret: „Rosjanie mają zameldować W. Putinowi nasze zdanie obejmujące: a) zachowanie konfidencjonalności, b) wdzięczność za wysłuchanie nagrań głosowych, c) odczucie, że praca idzie do przodu”. Dyplomata pisze to z pełną powagą! Znamienna jest także wypowiedź rosyjskiego ministra transportu Igora Lewitina, który „podkreślił, że to rząd, a nie wojsko powinien się zajmować śledztwem (cyt. „jak z naszej strony wejdą wojskowi, to śledztwo się nigdy nie skończy”).
Metr w głąb
6 maja w Moskwie duet Andrzej Seremet - Tomasz Turowski (w wolnym tłumaczeniu: laik plus agent) siadają naprzeciwko Jurija Czajki (34 lata stażu w rosyjskiej prokuraturze) i gen. Aleksandra Bastrykina (w ZSRR i Rosji przeszedł przez niemal wszystkie ważne funkcje prokuratorskie). Mogą tylko przysłuchiwać się wywodom o sprawnej współpracy między obiema stronami. Sprzeciwu nie ma. Gdy świeżo upieczony polski prokurator generalny wskazuje, że na miejscu tragedii wciąż można znaleźć szczątki ofiar i ich rzeczy osobiste, Bastrykin obiecuje zabezpieczyć rejon katastrofy i oznajmia, że „teren przesondowano już do 1 m głębokości”. Tydzień wcześniej te słowa w polskim Sejmie wypowiedziała Ewa Kopacz. Jak wiemy, i Bastrykin, i Kopacz kłamali.
Jerzy Bahr podsumowuje spotkanie prokuratorów: „Atmosfera rozmów była pragmatyczna i konstruktywna”. Po co ambasador tak koloruje rzeczywistość? Przecież to wewnętrzna korespondencja dyplomatyczna.
Polscy urzędnicy idą jednak dalej. Mydlą oczy również zachodnim politykom. Jak pisze Bahr z Moskwy po Dniu Zwycięstwa, Bronisław Komorowski roztacza przed Angelą Merkel wizję „dobrej współpracy z Rosjanami podczas śledztwa po katastrofie 10.04”. Niemiecka kanclerz mówi, że „w stosunkach z sąsiadami należy być szczególnie wrażliwym”, co przez polską stronę odczytywane jest jako „zachęta do wczuwania się w Rosjan”. Merkel wyraża też zadowolenie, że w moskiewskich uroczystościach „bierze udział jeszcze inny Polak niż gen. Jaruzelski”.
Komorowski w Moskwie spotyka się także z Dmitrijem Miedwiediewem, któremu dziękuje za „wkład Rosjan w specjalną atmosferę stosunków dwustronnych, jaka wytworzyła się w ostatnich tygodniach. (…) Wspomniał o spontanicznym odruchu wdzięczności Rosji, jaki można zaobserwować w Polsce, wyrażającym się akcjami opieki nad cmentarzami żołnierzy Armii Czerwonej. Podkreślił, że nastała pora, by przekraczać bariery obciążeń historycznych. Wyraził przekonanie, że właśnie PDM (Prezydent Dmitrij Miedwiediew – przyp. red.) jest uosobieniem Rosji dążącej ku pojednaniu z Polską.”
Ani słowa o katastrofie
13 maja, dzień przed rozmową telefoniczną Tusk-Putin, ambasada w Moskwie wysyła instrukcje dla premiera. Na wstępie zaznacza, że „w związku z katastrofą mieliśmy okazję z podziwem obserwować sprawność rosyjskich służb ratowniczych, działających w ramach Min. Sytuacji Nadzwyczajnych (MczS)” z dopiskiem: „MCzS to oczko w głowie Putina”. Czy chodzi o to, by w ten sposób przypodobać się rosyjskiemu władcy? Kolejne punkty dotyczą współpracy w zakresie nowych technologii, elektrowni atomowej i Forum Regionów. Jest też sugestia, że „jesteśmy pod wrażeniem ros. obchodów 65-lecia zwycięstwa nad faszyzmem”. O problemach w śledztwie – ani słowa.
22 czerwca Radosław Sikorski rozmawia telefonicznie ze swoim rosyjskim odpowiednikiem w przeddzień spotkania ministrów spraw zagranicznych w Paryżu. Zagadnienia: Białoruś, spór gazowy, zbliżające się konsultacje wiceministrów, mały ruch graniczny, Centra Dialogu i Porozumienia. O katastrofie – ani słowa!
24 czerwca szef polskiego MSZ przyjmuje ambasadora USA Lee Feinsteina przed wizytą sekretarz stanu Hillary Clinton w Krakowie. Są dwa miesiące po tragedii smoleńskiej. Polskie śledztwa natrafiają na coraz większy opór ze strony Rosji. Sikorski z naszym głównym sojusznikiem rozmawia o wszystkim: tarczy antyrakietowej, gazie łupkowym, Afganistanie, wizach czy współpracy energetycznej. Temat Smoleńska wyczerpano uzgadniając, że sekretarz stanu oda hołd ofiarom 10/04 pod krakowskim Krzyżem Katyńskim.
Skoro najważniejsi polscy urzędnicy nie szukali wsparcia ws. Smoleńska u nikogo, nie dziwi, że Rosjanie zaczęli coraz bardziej ostentacyjnie rzucać nam kłody pod nogi. Wiceszef rosyjskiego MSZ Władimir Titow 30 czerwca bezceremonialnie oznajmił swojemu polskiemu odpowiednikowi Henrykowi Litwinowi: „Wedle obowiązujących procedur strona rosyjska nie jest zobligowana do udostępniania dokumentów, o przekazanie których wystąpiła KBWLLP, przed oficjalnym zakończeniem śledztwa.” Tak w praktyce, już kilka tygodni po tragedii, wyglądało stosowanie 13. załącznika do konwencji chicagowskiej…
Miesiąc później, gdy Polska nie mogła doczekać się pozwolenia na wyjazd do Smoleńska archeologów, Komitet Śledczy poinformował, że zgoda zależy od… opinii pięciu instytucji: FSB, MON, ministerstwa kultury, Komitetu Śledczego i MSZ. „Zgoda zostanie wydana, ale nie wiadomo kiedy” - czytamy w szyfrogramie z 26 lipca.
Kilka dni później, 5 sierpnia, Jerzy Miller musiał się zdziwić, gdy usłyszał od ministra Lewitina, że „strona rosyjska przekazała już główne materiały dowodowe, czyli kopie tzw. >>czarnych skrzynek<<”. Kolejnych można się spodziewać po publikacji raportu MAK…
Polska „gościnność”
1-2 września. Siergiej Wiktorowicz Ławrow jest w Warszawie. Na siedmiu stronach notatki Radosław Sikorski opisał tę wizytę szczegółowo. Smoleńsk zajmuje dwa krótkie akapity. Jest w nich mowa o planie postawienia pomnika w miejscu katastrofy, obietnicy sprawdzenia przez Ławrowa, dlaczego nie ma jeszcze zgody na przyjazd archeologów oraz enigmatycznej deklaracji gotowości do przekazania kolejnych dokumentów. Polski MSZ nie przywiązał się chyba do tych słów, bo we wnioskach ze spotkania nawet o nich nie wspomniano.
3 września Bronisław Komorowski – już jako prezydent – odwiedza Berlin. Rozmawia z kanclerz Merkel, prezydentem Wulffe’em i przewodniczącym Bundestagu Lamerte’em. Podejmuje tematy Ukrainy, upamiętnienia ofiar Holokaustu, 40. rocznicy uklęknięcia kanclerza Brandta przed Pomnikiem Bohaterów Getta i wiele innych. Nie ma wśród nich tragedii smoleńskiej. Komorowski zapewnia za to „o priorytetowym dla Polski znaczeniu dialogu z Rosją, wskazując na pozytywne zmiany” u naszego wschodniego sąsiada. To Merkel „interesuje się” sytuacją wewnętrzną w Polsce po katastrofie. W szczegółowej notatce ambasadora Marka Prawdy nie ma rozwinięcia tego tematu.
18 października Henryk Litwin uczestniczy w moskiewskich konsultacjach z Władimirem Titowem. Podsumowuje je na pięciu stronach maszynopisu. I konkluduje: „Należy podkreślić szczególnie dobrą atmosferę tych konsultacji. (…) Konsultacje potwierdziły, że utrzymuje się dobra dynamika rozwoju stosunków polsko-rosyjskich.” Czy atmosfera była tak dobra, bo nie pojawiła się kwestia Smoleńska? Ani słowem!
28 października w Warszawie odbywa się VI posiedzenie Komitetu Strategii Współpracy Polsko-Rosyjskiej. Siergiej Ławrow ponownie jest na naszym terenie. Sikorski znów nie niepokoi gościa trudnymi kwestiami śledztwa smoleńskiego. W Pałacu na Wodzie panowie wręczają order Barbarze Brylskiej, która wyznaje Ławrowowi miłość i zachwyca się jego urodą (dosłownie!). Jedyne kłopotliwe pytanie pada w czasie konferencji prasowej, gdy dyplomata musi tłumaczyć się z niszczenia wraku TU-154M przez rosyjskie służby. W odpowiedzi słyszymy, że mógł to być „akt wandalizmu”. Sikorski natomiast zdumiewa pustosłowiem: „To, że tak często się spotykamy i że uzgadniamy różne pożyteczne dla naszych narodów sprawy pokazuje dojrzałość relacji polsko-rosyjskich mimo turbulencji.”
A co działo się za kulisami? Sikorski z Ławrowem rozmawiali m.in. o Centrach Dialogu i Porozumienia, Polsko-Rosyjskim Forum Dialogu Obywatelskiego, małym ruchu granicznym, elektrowni nuklearnej w Obwodzie Królewieckim, nieruchomościach dyplomatycznych, liberalizacji wizowej dla obywateli FR, kwestii Naddniestrza, szczycie NATO w Lizbonie, tarczy antyrakietowej czy partnerstwie UE-Rosja na rzecz modernizacji. O Smoleńsku padło jedno zdanie: „Ustaliliśmy, iż dla lepszej współpracy w rozwiązywaniu problemów wynikających z katastrofy smoleńskiej oraz dla obsługi osób wizytujących cmentarz wojskowy w Katyniu, w Smoleńsku zostanie otwarte polskie przedstawicielstwo konsularne, a także ustanowiony będzie urząd przedstawiciela MSZ FR.”
Dużo ciekawiej brzmią wątki smoleńskie poruszane w rozmowie Ławrow-Komorowski. „Zdaniem rosyjskiego gościa, zarówno w Rosji, jak i w Polsce są siły, które nie chcą się pogodzić z polepszeniem tych stosunków. W Rosji są to komuniści, którzy kwestionują odpowiedzialność ZSRR za popełnienie zbrodni katyńskiej, w Polsce zaś prawicowa opozycja >>opowiada niestworzone rzeczy o przyczynach katastrofy smoleńskiej<<”.
Co na taką skandaliczną „analizę” polski prezydent? Właściwie się pod nią podpisał, bo w odpowiedzi stwierdził: „Chociaż po obu stronach nie brakuje sił niechętnych pojednaniu polsko-rosyjskiemu, społeczeństwa Polski i Rosji chcą takiego pojednania.” I ciągnął wywód: „W załatwianiu sprawy katastrofy smoleńskiej należy wystrzegać się błędów, które negatywnie zaważyć mogą na procesie zbliżenia polsko-rosyjskiego.” Do tych truizmów dołożył także podziękowanie „za możliwość spotkania się małżonek prezydentów obu krajów w Smoleńsku”.
Swoją cegiełkę do tej fasady dołożył marszałek Senatu odnotowując „pozytywne zmiany we wzajemnych stosunkach”.
Nikt ich nie zakłócał również miesiąc później podczas wizyty w Warszawie prezydenta Miedwiediewa. 9-stronicowe podsumowanie rozmów w wąskim gronie oraz spotkań plenarnych zawiera 2 akapity poświęcone kwietniowej tragedii – wyraża się chęć upamiętnienia ofiar pod patronatem głów obu państw oraz oczekiwanie „harmonijnej współpracy i otwartości rosyjskiej administracji w kwestii dostępu do dokumentów śledztwa”. To pobożne życzenie. Wszyscy już doskonale wiedzieli, że współpraca polsko-rosyjska w sprawie 10/04 jest fikcją.
Raport z zaskoczenia
Lekką panikę widać dopiero 11 stycznia 2011 r., gdy ambasador Wojciech Zajączkowski dowiaduje się, że następnego dnia opublikowany zostanie rosyjski raport. 12 stycznia, w dniu konferencji MAK, pisze w szyfrogramie do MSZ, że Tatiana Anodina nie przekaże elektronicznej wersji raportu, bo… nim nie dysponuje. Dyplomata zaznacza, że pani generał o ogłoszeniu dokumentu i swojej konferencji miała się dowiedzieć niespełna dobę wcześniej. „Nie była w stanie podać liczby stron raportu (…) można było odnieść wrażenie, że A. nie uczestniczyła bezpośrednio ani w wypracowaniu raportu, ani w całym procesie decyzyjnym z jego wykorzystaniem.”
13 stycznia wiceminister Najder w rozmowie z ambasadorem Aleksandrem Aleksiejewem domaga się podjęcia rozmów w celu rozstrzygnięcia sporu wokół raportu. Straszy Rosjan odwołaniami do instytucji międzynarodowych zgodnie z zapisami konwencji chicagowskiej. Może to wzbudzać jedynie ich politowanie. Kilka dni później te zabiegi kwituje Dmitrij Polianski z ambasady Rosji w rozmowie z urzędnikiem MSZ: „Zdaniem ekspertów rosyjskich nie istnieją podstawy prawne do rozpoczęcia tego typu rozmów”. Ma rację. Konwencja dotyczy bowiem samolotów cywilnych, a tupolew był statkiem wojskowym.
Czy skandaliczny rosyjski raport i nieuwzględnienie polskich do niego uwag coś zmieniło w postawie Warszawy? Kompletnie nic!
24 stycznia Sikorski rozmawia telefonicznie z Ławrowem. Owszem, przekazuje „poważne wątpliwości” i uwagi o „brakach w raporcie”, ale ostatecznie obaj zgadzają się z „z koniecznością kontynuacji dotychczasowego dorobku z ostatnich miesięcy współpracy polsko-rosyjskiej”.
Raport MAK pozostał niezmieniony i jest jedynym uznawanym w świecie oficjalnym podsumowaniem badania tragedii. Bajka o pijanym generale poszła w świat. Polskich pilotów kilka miesięcy później obarczyła winą również komisja Millera.
A generał Anodina nie straciła rezonu. 10 listopada 2011 r. przesłała do polskiej ambasady pismo z życzeniami „dla premiera RP i >>kolegów z koalicji<< w związku z odniesionym sukcesem w wyborach parlamentarnych.”
W świetle tego co przedstawiliśmy, nie ma wątpliwości, że polskie państwo po 10 kwietnia 2010 roku abdykowało. Politycy rządzącej wówczas partii nie walczyli jak lwy o prawdę na temat katastrofy. To wiemy. Ale oni nawet nie stwarzali pozorów, że im na tym zależy. Nie odważyli się stawiać Rosji ani żądań ani trudnych pytań. Choćby wtedy, gdy wschodnie mocarstwo nie mogło odmówić nam niczego, bo patrzył cały świat.
W dyplomacji każde słowo coś znaczy. Dlatego wręcz upiornie brzmi opinia Bronisława Komorowskiego wypowiedziana w grudniu 2010 r.: „Wizyta prezydenta D. Miedwiediewa kończy ośmioletni okres >>posuchy<< w relacjach na najwyższym szczeblu (…)”
Czy można tę wypowiedź rozumieć inaczej niż jako rodzaj satysfakcji, że tragiczna śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego oznacza usunięcie przeszkody na drodze do zbratania się z Rosją? Choć wiadomo, że relacje partnerskie z nią są właściwie niemożliwe. Zwłaszcza w przypadku Polski, jeśli chcielibyśmy zachować podmiotowość. Komorowski, Tusk, Sikorski, Klich czy Miller ochoczo wchodzili w grę, na którą Lech Kaczyński nigdy nie pozwolił.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE >>>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„NA SMYCZY PUTINA”, PAŹDZIERNIK ‘2016
Nigdy wcześniej tej wagi materiały w sprawie katastrofy smoleńskiej nie były przedstawione opinii publicznej. Dotarliśmy do kilkudziesięciu niejawnych dokumentów opatrzonych klauzulami – wciąż obowiązującymi - „zastrzeżone”. Te notatki i szyfrogramy pozwalają po raz pierwszy zajrzeć do szokującej kuchni rozmów na najwyższym szczeblu. Co ustalali Tusk, Komorowski, Sikorski, Bahr, Klich, Borusewicz z Putinem, Miedwiediewem, Ławrowem, Iwanowem? Treść rozmów pozwala dojść do jednego wniosku: tamta władza nie zrobiła nic, by wyjaśnić, co wydarzyło się w sobotni poranek 10 kwietnia 2010 r.
Jak to możliwe, że polski minister obrony dziękował Rosjanom za „dużą operatywność na miejscu zdarzenia” i „za szybką, sprawną identyfikację ciał”? Dlaczego pół roku po katastrofie polski minister spraw zagranicznych w rozmowach z rosyjskimi dyplomatami traktował Smoleńsk jako temat marginalny? Jak polski prezydent mógł pod koniec 2010 r. - gdy było już wiadomo, jak będzie wyglądał raport MAK – w najmocniejszym zdaniu rozmowy z Siergiejem Ławrowem jedynie zaapelować o „wystrzeganie się błędów”, które mogą zaważyć na dwustronnych relacjach?
Lektura dokumentów, do których dotarliśmy, wprawiła nas w zdumienie. Wiedzieliśmy, że polskie władze oddały wyjaśnianie katastrofy w ręce Moskwy, ale nie przypuszczaliśmy, jak bardzo najważniejsi polscy politycy położyli się przed Rosjanami. Żadne suwerenne państwo po takiej tragedii, po takim potraktowaniu przez potencjalnego sprawcę, nie zachowałoby się w ten sposób. Nie pozwoliłoby sobie na omijanie tak fundamentalnej kwestii jak tajemnicza śmierć urzędującego prezydenta i elity narodu.
Otwieraliśmy szeroko oczy widząc, że w kontaktach dyplomatycznych ważniejsze od prawdy i rzetelnego śledztwa było wszystko: Centra Dialogu i Porozumienia, mały ruch graniczny, plany budowy elektrowni atomowej w Obwodzie Kaliningradzkim, kwestie nieruchomości dyplomatycznych, wizy dla Rosjan w UE, opieka nad cmentarzami radzieckimi w Polsce, wymiana młodzieży czy niestabilność w Mołdowie. Byle omijać temat najważniejszy. Byle nie drażnić niedźwiedzia. Uniżeni niemal jak Gomułka wobec Breżniewa.
„Dobra symfonia współpracy”
Ważną w tej historii datą jest 1 września 2009 r. w Trójmieście. Swoją obecność na Westerplatte i wysłuchanie dosadnego przemówienia Lecha Kaczyńskiego Władimir Putin potraktował jak inwestycję i kartę przetargową, którą nie raz zagra w negocjacjach z Polską. Jeszcze ważniejszy był jego spacer z Donaldem Tuskiem po sopockim molo. Polski premier publicznie bagatelizował to spotkanie, twierdząc że rozmawiano jedynie kurtuazyjnie. Jego waga była jednak tak wielka, że dyplomaci w późniejszych rozmowach stosowali określenie „realiów post-sopockich”.
Tych słów użył Jurij Uszakow, zastępca szefa Kancelarii Rządu Federacji Rosyjskiej w rozmowie z polskim wiceministrem spraw zagranicznych Andrzejem Kremerem w Moskwie 25-26 stycznia 2010 r. W notatce naszego dyplomaty czytamy o sopockim „ważnym impulsie” i jego efektach: m.in. negocjowanej właśnie umowie gazowej i przygotowaniach do uroczystości katyńskich. Kremer pisze: „Zaznaczyłem, że strona polska zdecydowała o zorganizowaniu jednej oficjalnej uroczystości w Katyniu, która odbędzie się 10 kwietnia br. z udziałem Premiera D. Tuska.” Taki wtedy po polskiej stronie był plan – jedna uroczystość, właśnie 10 kwietnia, niezależnie od składu najwyższych polskich władz. W konsultacjach uczestniczył również wiceszef rosyjskiego MSZ Władimir Titow. Był zadowolony z ustaleń, bowiem „strona rosyjska chciałaby postawić >>tłustą kropkę<< nad tym zagadnieniem”.
Jak dziś już doskonale wiemy, kolejne tygodnie przyniosły decyzję o rozdzieleniu wizyt premiera i prezydenta – podjętą na Kremlu, a zaakceptowaną przez Donalda Tuska. To jego rząd miał ocieplać relacje z Moskwą, a Lech Kaczyński miał w tym nie przeszkadzać. Jak powiedział 9 lutego 2010 r. Siergiej Ławrow do Bogdana Borusewicza, „udział premierów RP i FR w uroczystościach, które odbędą się w kwietniu br. w Katyniu, stanie się moralno-etycznym przełomem w stosunkach między Polską a Rosją.” W czasie tej moskiewskiej wizyty marszałek Senatu spotkał się też z Siergiejem Mironowem, Przewodniczącym Rady Federacji. Notatka z tego wydarzenia zaczyna się słowami: „Rozmówca podkreślił, że istotne znaczenie dla obecnego i przyszłego rozwoju stosunków polsko-rosyjskich będą miały osobowości przywódców Polski i Rosji („rola jednostki w historii”). Wyraził zadowolenie z powołania jesienią 2009 r. Polsko-Rosyjskiej Grupy Senackiej, nazywając ją „potężną gromadką” (nawiązanie do nazwy grupy wybitnych kompozytorów rosyjskich XIX w.), która „da nam dobrą symfonię współpracy”.
Pięciostronicowy dokument nie zawiera ani słowa o prezydencie RP, choć od kilku tygodni było już wiadomo, że też zamierza on odwiedzić Katyń.
Prezydent „kłopotem”
Publicznie Lech Kaczyński zapowiada to 4 lutego. 17 lutego minister Kremer spotyka się z ambasadorem Grininem – na jego prośbę. Zanotuje później: „Wyraziłem nadzieję na ostateczne ustalenie w trakcie spotkania Arabski - Uszakow terminu wspólnych uroczystości katyńskich oraz konstruktywne określenie ich kształtu w kontekście wyrażonej przez prezydenta L. Kaczyńskiego woli złożenia wizyty w Katyniu w kwietniu br. (…) co do terminu wspólnych uroczystości z udziałem premierów, orientujemy się na 7 kwietnia br.” W notatce ze spotkania 25 lutego w Moskwie czytamy, że Uszakow potwierdził datę spotkania premierów i dalej: „Min. Arabski poinformował min. Uszakowa, iż wolą Prezydenta RP jest uczestnictwo w uroczystościach w Katyniu (10 kwietnia br.). Min. Uszakow stwierdził, iż postawiłoby to stronę rosyjską w kłopotliwej sytuacji, bowiem Prezydent Miedwiediew tego dnia nie będzie mógł przybyć do Katynia.” Te słowa kończą dokument. Wizyta prezydenta jest wątkiem pobocznym.
Tymczasem relacje na szczeblu szefów rządów kwitną. Z szyfrogramu ambasadora Jerzego Bahra z 3 marca dowiadujemy się, iż „Asystent Uszakowa przekazał w trakcie okazjonalnego spotkania 2.03, że premier Putin oczekuje, iż w trakcie spotkania z premierem RP w Katyniu otrzyma od nas zaproszenie do złożenia wizyty w Polsce w 2011 r., >>do którego odniesie się pozytywnie<<”.
W kolejnym szyfrogramie, wysłanym dwa dni później, Bahr informuje centralę, że „wystosowane przez W. Putina zaproszenie dla Donalda Tuska do Katynia spotkało się z dużym zainteresowaniem w tutejszym korpusie dyplomatycznym. O komentarz w tej sprawie prosili nas nie tylko dyplomaci europejscy (Wielka Brytania, Niemcy, Ukraina), ale nawet ambasador Singapuru.” Zdaniem Bahra świat widzi, że „rzeczywiste intencje Kremla co do Katynia nie są do końca jasne”.
1 kwietnia 2010 r. dyrektor Departamentu Wschodniego MSZ Jarosław Bratkiewicz sporządza bardzo ważną notatkę „nt. koncepcji wizyty D. Tuska w Rosji”. Również ona – jak pozostałe opisywane przez nas dokumenty – jest niejawna. Poza programem ramowym, zawiera np. analizę nastrojów na Kremlu. Moskwie chodzi o to, by spotkaniem w Katyniu nie tylko ostatecznie zamknąć w stosunkach z Polską temat zbrodni NKWD, ale też wykorzystać je jako dowód dla świata, że „Rosja definitywnie się zmienia i poszukuje trwałych rozwiązań problemów, z jakimi nie uporała się przez dwadzieścia lat po upadku ZSRR.”
W tej grze mają uczestniczyć wyłącznie Tusk i Putin. „Wyjazd Prezydenta L. Kaczyńskiego do Katynia należy uznać przede wszystkim za „zagraniczny komponent” wewnątrzkrajowych uroczystości upamiętniających 70. rocznicę zbrodni katyńskiej” - czytamy w analizie polskiego MSZ.
To spotkanie musi odbyć się bez prezydenta, ponieważ ma to być „gest o szczególnie doniosłym znaczeniu w stosunkach polsko-rosyjskich ostatniego dwudziestolecia. Obecność obu premierów w Katyniu stanowi akcent o istotnej wymowie symbolicznej w bilateralnym dialogu międzyrządowym, potwierdzający skuteczność polityki obecnego rządu RP wobec Rosji”.
Rząd Donald Tuska za wszelką cenę chciał zapisać sobie sukces w postaci skutecznego ocieplenia relacji z Rosją. Jak pokażą kolejne tygodnie i miesiące, nawet kosztem honoru państwa polskiego.
Na pogrzebie o biznesie
Kilka dni później dochodzi do niewyobrażalnego dramatu. Ginie 96 osób. Świat nie widział jeszcze katastrofy lotniczej, w której w zasadzie zdekapitowana zostałaby elita dużego państwa.
Rząd Polski, po długiej grze z Rosją przeciw własnemu prezydentowi, w obliczu jego śmierci, nie zmienia swoich priorytetów – konsekwentnego budowania fasadowej przyjaźni z Moskwą. Przypomnijmy: Donald Tusk natychmiast przystaje na rosyjskie warunki, które oznaczają oddanie śledztwa w ręce potencjalnych sprawców tragedii; nie korzysta z proponowanej od sojuszników pomocy; nawet nie stara się kontrolować rosyjskich czynności z ciałami ofiar.
To co znajdujemy w dokumentach sporządzonych po katastrofie, po prostu nie mieści się w głowie.
18 kwietnia. Pogrzeb pary prezydenckiej na Wawelu. Co ma wypłynąć z tragedii smoleńskiej? W notatce MSZ czytamy o słowach po. prezydenta Bronisława Komorowskiego do prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa: „choć wydarzenie to miało tragiczny charakter, zrodziło pozytywne emocje Rosjan wobec Polaków i Polaków wobec Rosjan, co powinno dopomóc w zabliźnieniu się otwartej rany, jaką była sprawa Katynia w stosunkach polsko-rosyjskich (…) należy wykorzystać atmosferę wzajemnej życzliwości, by wykonać kolejne kroki wiodące do pojednania”. Śmierć polskiej elity schodzi na plan dalszy. Staje się narzędziem w zwykłych dyplomatycznych negocjacjach – w sprawie odtajnienia akt katyńskich czy utworzenia Domów Wspólnej Historii. Komorowski przyjmuje zaproszenie na 9 maja do Moskwy i zaprasza Miedwiediewa do Polski po wyborach prezydenckich: „oprócz ważnego wymiaru symbolicznego wizyta powinna mieć także kontekst praktyczny, dotyczący przede wszystkim współpracy gospodarczej”.
Donald Tusk zaś m.in. chwali działanie rosyjskich służb po katastrofie i deklaruje, że „strona polska w dowód wdzięczności za ofiarną postawę Rosjan, zaangażowanych w pomoc rodzinom ofiar, planuje odznaczyć obywateli FR, zaangażowanych w ww. działania.”
We wnioskach ze spotkania czytamy m.in.: „Należy pilnie uruchomić działania na rzecz odnowienia/uporządkowania cmentarzy radzieckich w Polsce, m.in. poprzez włączenie w tę akcję władz samorządowych oraz harcerzy. (…) Konieczne jest podjęcie działań ws. godnego upamiętnienia czerwonoarmistów zmarłych w polskich obozach jenieckich.”
O pierwszych rosyjskich przeszkodach w badaniu katastrofy (a te już się pojawiają), polskie władze milczą.
Wdzięczność ministra Klicha
21 kwietnia Jerzy Bahr raportuje, że rosyjski wicepremier i minister obrony Siergiej Iwanow, „mimo, iż nie jest zdrów, jest gotów przyjąć min. B. Klicha 24 bm. (sobota)”. Następnego dnia ambasador wysyła kolejny szyfrogram: „S. Iwanow zgadzając się na przyjęcie w sobotę Pana Ministra (>>niezależnie od swej choroby<<), uczynił zdecydowany gest. Dawniej o podobne natychmiastowe spotkanie musieliśmy długo zabiegać. Jako powód sami podaliśmy chęć podziękowania; nie podziękujemy – powstanie u gospodarzy podejrzenie, że mamy ku temu powody”. Czy nie takie właśnie postawy miał na myśli Radosław Sikorski mówiąc o „murzyńskości” w dyplomacji?
Za co należało się podziękowanie? Wyjaśnia kolejny dokument. Podsumowujący spotkanie ministrów obrony szyfrogram Bahra do wiceministra spraw zagranicznych Jacka Najdera jest jeszcze bardziej kuriozalny. Bogdan Klich „podziękował władzom Rosji przede wszystkim za dużą operatywność na miejscu zdarzenia, tuż po katastrofie i za szybką, sprawną identyfikację ofiar” (sic!). Występuje o kopie trzech rejestratorów. Do czego są mu potrzebne? „Ujawnienie zapisów obaliłoby te spekulacje, które nie sprzyjają dobrej atmosferze relacji polsko-rosyjskich”. Znów przyjaźń z Moskwą jest najważniejsza.
Iwanow szybko sprowadza go na ziemię: „Co do przekazania kopii rejestratorów – Rosja nie zna takich precedensów”. I podkreśla zasłaniając się przepisami: „na to śledztwo patrzy cały świat, nie wolno zatem tworzyć precedensu łamania prawa międzynarodowego” (konwencja chicagowska zabrania publikowania zapisów). No właśnie… są dwa tygodnie po katastrofie. Rosjanie już wiedzą, że Polacy nie skorzystali z tego, że „patrzy cały świat” i nie zadbali o swoje interesy. Można więc nawet w oficjalnych rozmowach dokręcać śrubę. Obecna na spotkaniu Tatiana Anodina proponuje polskim wysłannikom odsłuchanie nagrań, ale pomysłowi ich publikacji z „troską” się przeciwstawia: „Wywoła ono w środkach masowego przekazu niepotrzebne spekulacje nt. różnych wersji, postawi wiele osób (w tym rodziny pilotów) w niewygodnej sytuacji. Mogą być wskazani winni – bez zakończenia śledztwa.” A więc wina pilotów? Już na tym etapie? Choć chwilę wcześniej Aleksander Bastrykin, szef Komitetu Śledczego FR zapewnia, że „śledztwo zakłada wszystkie możliwe wersje katastrofy”.
To, co znajdujemy na końcu notatki Jerzego Bahra wygląda na kiepski kabaret: „Rosjanie mają zameldować W. Putinowi nasze zdanie obejmujące: a) zachowanie konfidencjonalności, b) wdzięczność za wysłuchanie nagrań głosowych, c) odczucie, że praca idzie do przodu”. Dyplomata pisze to z pełną powagą! Znamienna jest także wypowiedź rosyjskiego ministra transportu Igora Lewitina, który „podkreślił, że to rząd, a nie wojsko powinien się zajmować śledztwem (cyt. „jak z naszej strony wejdą wojskowi, to śledztwo się nigdy nie skończy”).
Metr w głąb
6 maja w Moskwie duet Andrzej Seremet - Tomasz Turowski (w wolnym tłumaczeniu: laik plus agent) siadają naprzeciwko Jurija Czajki (34 lata stażu w rosyjskiej prokuraturze) i gen. Aleksandra Bastrykina (w ZSRR i Rosji przeszedł przez niemal wszystkie ważne funkcje prokuratorskie). Mogą tylko przysłuchiwać się wywodom o sprawnej współpracy między obiema stronami. Sprzeciwu nie ma. Gdy świeżo upieczony polski prokurator generalny wskazuje, że na miejscu tragedii wciąż można znaleźć szczątki ofiar i ich rzeczy osobiste, Bastrykin obiecuje zabezpieczyć rejon katastrofy i oznajmia, że „teren przesondowano już do 1 m głębokości”. Tydzień wcześniej te słowa w polskim Sejmie wypowiedziała Ewa Kopacz. Jak wiemy, i Bastrykin, i Kopacz kłamali.
Jerzy Bahr podsumowuje spotkanie prokuratorów: „Atmosfera rozmów była pragmatyczna i konstruktywna”. Po co ambasador tak koloruje rzeczywistość? Przecież to wewnętrzna korespondencja dyplomatyczna.
Polscy urzędnicy idą jednak dalej. Mydlą oczy również zachodnim politykom. Jak pisze Bahr z Moskwy po Dniu Zwycięstwa, Bronisław Komorowski roztacza przed Angelą Merkel wizję „dobrej współpracy z Rosjanami podczas śledztwa po katastrofie 10.04”. Niemiecka kanclerz mówi, że „w stosunkach z sąsiadami należy być szczególnie wrażliwym”, co przez polską stronę odczytywane jest jako „zachęta do wczuwania się w Rosjan”. Merkel wyraża też zadowolenie, że w moskiewskich uroczystościach „bierze udział jeszcze inny Polak niż gen. Jaruzelski”.
Komorowski w Moskwie spotyka się także z Dmitrijem Miedwiediewem, któremu dziękuje za „wkład Rosjan w specjalną atmosferę stosunków dwustronnych, jaka wytworzyła się w ostatnich tygodniach. (…) Wspomniał o spontanicznym odruchu wdzięczności Rosji, jaki można zaobserwować w Polsce, wyrażającym się akcjami opieki nad cmentarzami żołnierzy Armii Czerwonej. Podkreślił, że nastała pora, by przekraczać bariery obciążeń historycznych. Wyraził przekonanie, że właśnie PDM (Prezydent Dmitrij Miedwiediew – przyp. red.) jest uosobieniem Rosji dążącej ku pojednaniu z Polską.”
Ani słowa o katastrofie
13 maja, dzień przed rozmową telefoniczną Tusk-Putin, ambasada w Moskwie wysyła instrukcje dla premiera. Na wstępie zaznacza, że „w związku z katastrofą mieliśmy okazję z podziwem obserwować sprawność rosyjskich służb ratowniczych, działających w ramach Min. Sytuacji Nadzwyczajnych (MczS)” z dopiskiem: „MCzS to oczko w głowie Putina”. Czy chodzi o to, by w ten sposób przypodobać się rosyjskiemu władcy? Kolejne punkty dotyczą współpracy w zakresie nowych technologii, elektrowni atomowej i Forum Regionów. Jest też sugestia, że „jesteśmy pod wrażeniem ros. obchodów 65-lecia zwycięstwa nad faszyzmem”. O problemach w śledztwie – ani słowa.
22 czerwca Radosław Sikorski rozmawia telefonicznie ze swoim rosyjskim odpowiednikiem w przeddzień spotkania ministrów spraw zagranicznych w Paryżu. Zagadnienia: Białoruś, spór gazowy, zbliżające się konsultacje wiceministrów, mały ruch graniczny, Centra Dialogu i Porozumienia. O katastrofie – ani słowa!
24 czerwca szef polskiego MSZ przyjmuje ambasadora USA Lee Feinsteina przed wizytą sekretarz stanu Hillary Clinton w Krakowie. Są dwa miesiące po tragedii smoleńskiej. Polskie śledztwa natrafiają na coraz większy opór ze strony Rosji. Sikorski z naszym głównym sojusznikiem rozmawia o wszystkim: tarczy antyrakietowej, gazie łupkowym, Afganistanie, wizach czy współpracy energetycznej. Temat Smoleńska wyczerpano uzgadniając, że sekretarz stanu oda hołd ofiarom 10/04 pod krakowskim Krzyżem Katyńskim.
Skoro najważniejsi polscy urzędnicy nie szukali wsparcia ws. Smoleńska u nikogo, nie dziwi, że Rosjanie zaczęli coraz bardziej ostentacyjnie rzucać nam kłody pod nogi. Wiceszef rosyjskiego MSZ Władimir Titow 30 czerwca bezceremonialnie oznajmił swojemu polskiemu odpowiednikowi Henrykowi Litwinowi: „Wedle obowiązujących procedur strona rosyjska nie jest zobligowana do udostępniania dokumentów, o przekazanie których wystąpiła KBWLLP, przed oficjalnym zakończeniem śledztwa.” Tak w praktyce, już kilka tygodni po tragedii, wyglądało stosowanie 13. załącznika do konwencji chicagowskiej…
Miesiąc później, gdy Polska nie mogła doczekać się pozwolenia na wyjazd do Smoleńska archeologów, Komitet Śledczy poinformował, że zgoda zależy od… opinii pięciu instytucji: FSB, MON, ministerstwa kultury, Komitetu Śledczego i MSZ. „Zgoda zostanie wydana, ale nie wiadomo kiedy” - czytamy w szyfrogramie z 26 lipca.
Kilka dni później, 5 sierpnia, Jerzy Miller musiał się zdziwić, gdy usłyszał od ministra Lewitina, że „strona rosyjska przekazała już główne materiały dowodowe, czyli kopie tzw. >>czarnych skrzynek<<”. Kolejnych można się spodziewać po publikacji raportu MAK…
Polska „gościnność”
1-2 września. Siergiej Wiktorowicz Ławrow jest w Warszawie. Na siedmiu stronach notatki Radosław Sikorski opisał tę wizytę szczegółowo. Smoleńsk zajmuje dwa krótkie akapity. Jest w nich mowa o planie postawienia pomnika w miejscu katastrofy, obietnicy sprawdzenia przez Ławrowa, dlaczego nie ma jeszcze zgody na przyjazd archeologów oraz enigmatycznej deklaracji gotowości do przekazania kolejnych dokumentów. Polski MSZ nie przywiązał się chyba do tych słów, bo we wnioskach ze spotkania nawet o nich nie wspomniano.
3 września Bronisław Komorowski – już jako prezydent – odwiedza Berlin. Rozmawia z kanclerz Merkel, prezydentem Wulffe’em i przewodniczącym Bundestagu Lamerte’em. Podejmuje tematy Ukrainy, upamiętnienia ofiar Holokaustu, 40. rocznicy uklęknięcia kanclerza Brandta przed Pomnikiem Bohaterów Getta i wiele innych. Nie ma wśród nich tragedii smoleńskiej. Komorowski zapewnia za to „o priorytetowym dla Polski znaczeniu dialogu z Rosją, wskazując na pozytywne zmiany” u naszego wschodniego sąsiada. To Merkel „interesuje się” sytuacją wewnętrzną w Polsce po katastrofie. W szczegółowej notatce ambasadora Marka Prawdy nie ma rozwinięcia tego tematu.
18 października Henryk Litwin uczestniczy w moskiewskich konsultacjach z Władimirem Titowem. Podsumowuje je na pięciu stronach maszynopisu. I konkluduje: „Należy podkreślić szczególnie dobrą atmosferę tych konsultacji. (…) Konsultacje potwierdziły, że utrzymuje się dobra dynamika rozwoju stosunków polsko-rosyjskich.” Czy atmosfera była tak dobra, bo nie pojawiła się kwestia Smoleńska? Ani słowem!
28 października w Warszawie odbywa się VI posiedzenie Komitetu Strategii Współpracy Polsko-Rosyjskiej. Siergiej Ławrow ponownie jest na naszym terenie. Sikorski znów nie niepokoi gościa trudnymi kwestiami śledztwa smoleńskiego. W Pałacu na Wodzie panowie wręczają order Barbarze Brylskiej, która wyznaje Ławrowowi miłość i zachwyca się jego urodą (dosłownie!). Jedyne kłopotliwe pytanie pada w czasie konferencji prasowej, gdy dyplomata musi tłumaczyć się z niszczenia wraku TU-154M przez rosyjskie służby. W odpowiedzi słyszymy, że mógł to być „akt wandalizmu”. Sikorski natomiast zdumiewa pustosłowiem: „To, że tak często się spotykamy i że uzgadniamy różne pożyteczne dla naszych narodów sprawy pokazuje dojrzałość relacji polsko-rosyjskich mimo turbulencji.”
A co działo się za kulisami? Sikorski z Ławrowem rozmawiali m.in. o Centrach Dialogu i Porozumienia, Polsko-Rosyjskim Forum Dialogu Obywatelskiego, małym ruchu granicznym, elektrowni nuklearnej w Obwodzie Królewieckim, nieruchomościach dyplomatycznych, liberalizacji wizowej dla obywateli FR, kwestii Naddniestrza, szczycie NATO w Lizbonie, tarczy antyrakietowej czy partnerstwie UE-Rosja na rzecz modernizacji. O Smoleńsku padło jedno zdanie: „Ustaliliśmy, iż dla lepszej współpracy w rozwiązywaniu problemów wynikających z katastrofy smoleńskiej oraz dla obsługi osób wizytujących cmentarz wojskowy w Katyniu, w Smoleńsku zostanie otwarte polskie przedstawicielstwo konsularne, a także ustanowiony będzie urząd przedstawiciela MSZ FR.”
Dużo ciekawiej brzmią wątki smoleńskie poruszane w rozmowie Ławrow-Komorowski. „Zdaniem rosyjskiego gościa, zarówno w Rosji, jak i w Polsce są siły, które nie chcą się pogodzić z polepszeniem tych stosunków. W Rosji są to komuniści, którzy kwestionują odpowiedzialność ZSRR za popełnienie zbrodni katyńskiej, w Polsce zaś prawicowa opozycja >>opowiada niestworzone rzeczy o przyczynach katastrofy smoleńskiej<<”.
Co na taką skandaliczną „analizę” polski prezydent? Właściwie się pod nią podpisał, bo w odpowiedzi stwierdził: „Chociaż po obu stronach nie brakuje sił niechętnych pojednaniu polsko-rosyjskiemu, społeczeństwa Polski i Rosji chcą takiego pojednania.” I ciągnął wywód: „W załatwianiu sprawy katastrofy smoleńskiej należy wystrzegać się błędów, które negatywnie zaważyć mogą na procesie zbliżenia polsko-rosyjskiego.” Do tych truizmów dołożył także podziękowanie „za możliwość spotkania się małżonek prezydentów obu krajów w Smoleńsku”.
Swoją cegiełkę do tej fasady dołożył marszałek Senatu odnotowując „pozytywne zmiany we wzajemnych stosunkach”.
Nikt ich nie zakłócał również miesiąc później podczas wizyty w Warszawie prezydenta Miedwiediewa. 9-stronicowe podsumowanie rozmów w wąskim gronie oraz spotkań plenarnych zawiera 2 akapity poświęcone kwietniowej tragedii – wyraża się chęć upamiętnienia ofiar pod patronatem głów obu państw oraz oczekiwanie „harmonijnej współpracy i otwartości rosyjskiej administracji w kwestii dostępu do dokumentów śledztwa”. To pobożne życzenie. Wszyscy już doskonale wiedzieli, że współpraca polsko-rosyjska w sprawie 10/04 jest fikcją.
Raport z zaskoczenia
Lekką panikę widać dopiero 11 stycznia 2011 r., gdy ambasador Wojciech Zajączkowski dowiaduje się, że następnego dnia opublikowany zostanie rosyjski raport. 12 stycznia, w dniu konferencji MAK, pisze w szyfrogramie do MSZ, że Tatiana Anodina nie przekaże elektronicznej wersji raportu, bo… nim nie dysponuje. Dyplomata zaznacza, że pani generał o ogłoszeniu dokumentu i swojej konferencji miała się dowiedzieć niespełna dobę wcześniej. „Nie była w stanie podać liczby stron raportu (…) można było odnieść wrażenie, że A. nie uczestniczyła bezpośrednio ani w wypracowaniu raportu, ani w całym procesie decyzyjnym z jego wykorzystaniem.”
13 stycznia wiceminister Najder w rozmowie z ambasadorem Aleksandrem Aleksiejewem domaga się podjęcia rozmów w celu rozstrzygnięcia sporu wokół raportu. Straszy Rosjan odwołaniami do instytucji międzynarodowych zgodnie z zapisami konwencji chicagowskiej. Może to wzbudzać jedynie ich politowanie. Kilka dni później te zabiegi kwituje Dmitrij Polianski z ambasady Rosji w rozmowie z urzędnikiem MSZ: „Zdaniem ekspertów rosyjskich nie istnieją podstawy prawne do rozpoczęcia tego typu rozmów”. Ma rację. Konwencja dotyczy bowiem samolotów cywilnych, a tupolew był statkiem wojskowym.
Czy skandaliczny rosyjski raport i nieuwzględnienie polskich do niego uwag coś zmieniło w postawie Warszawy? Kompletnie nic!
24 stycznia Sikorski rozmawia telefonicznie z Ławrowem. Owszem, przekazuje „poważne wątpliwości” i uwagi o „brakach w raporcie”, ale ostatecznie obaj zgadzają się z „z koniecznością kontynuacji dotychczasowego dorobku z ostatnich miesięcy współpracy polsko-rosyjskiej”.
Raport MAK pozostał niezmieniony i jest jedynym uznawanym w świecie oficjalnym podsumowaniem badania tragedii. Bajka o pijanym generale poszła w świat. Polskich pilotów kilka miesięcy później obarczyła winą również komisja Millera.
A generał Anodina nie straciła rezonu. 10 listopada 2011 r. przesłała do polskiej ambasady pismo z życzeniami „dla premiera RP i >>kolegów z koalicji<< w związku z odniesionym sukcesem w wyborach parlamentarnych.”
W świetle tego co przedstawiliśmy, nie ma wątpliwości, że polskie państwo po 10 kwietnia 2010 roku abdykowało. Politycy rządzącej wówczas partii nie walczyli jak lwy o prawdę na temat katastrofy. To wiemy. Ale oni nawet nie stwarzali pozorów, że im na tym zależy. Nie odważyli się stawiać Rosji ani żądań ani trudnych pytań. Choćby wtedy, gdy wschodnie mocarstwo nie mogło odmówić nam niczego, bo patrzył cały świat.
W dyplomacji każde słowo coś znaczy. Dlatego wręcz upiornie brzmi opinia Bronisława Komorowskiego wypowiedziana w grudniu 2010 r.: „Wizyta prezydenta D. Miedwiediewa kończy ośmioletni okres >>posuchy<< w relacjach na najwyższym szczeblu (…)”
Czy można tę wypowiedź rozumieć inaczej niż jako rodzaj satysfakcji, że tragiczna śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego oznacza usunięcie przeszkody na drodze do zbratania się z Rosją? Choć wiadomo, że relacje partnerskie z nią są właściwie niemożliwe. Zwłaszcza w przypadku Polski, jeśli chcielibyśmy zachować podmiotowość. Komorowski, Tusk, Sikorski, Klich czy Miller ochoczo wchodzili w grę, na którą Lech Kaczyński nigdy nie pozwolił.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE >>>
Strona 2 z 5
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/391487-garsc-dowodow-na-rozdzielenie-wizyt-i-smutna-konstatacja-ws-prawnikow-przesluchujacych-tuska?strona=2