Przeglądając gazety na początku października ubiegłego roku, na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, natknąłem na ciekawą rozmowę „Dziennika Gazety Prawnej”, którego dziennikarka przeprowadziła wywiad z Wojciechem Łączewskim.
Pan sędzia tłumaczył w nim swój nieprawomocny wyrok (co samo w sobie jest dość rzadko spotykane) i przyznał, że rozważa kroki prawne wobec tych, którzy krytykują jego wyrok ws. Mariusza Kamińskiego i CBA (w ocenie Łączewskiego granice krytyki wyroku sądu zostały przekroczone). Wydaje się zresztą, że w rozmowie z „DGP” wyszedł nieco ze swojej roli, akcentując polityczną ocenę działań byłego szefa CBA, którego zestawił z Machiavellim.
Jeżeli ktoś chce walczyć z korupcją, to ja mu mogę tylko przyklasnąć. Pytanie jednak, czy my w zwalczaniu korupcji będziemy kierować się metodą Machiavellego, że cel uświęca środki, czy zasadami demokratycznego państwa prawnego. Ponadto sąd nie dał wiary zapewnieniom Mariusza Kamińskiego, że chciał walczyć z korupcją
— mówił Łączewski.
Wspomniany wywiad przyszedł mi na myśl, gdy w ostatnich dniach wokół pana sędziego wybuchła przedziwna afera, w tle z anonimowymi kontami na Twitterze i doradztwem w sprawach antypisowskiej narracji.
Przeczytałem materiał przygotowany w „Warszawskiej Gazecie” przez Pawła Mitera (w tekście zacytowane są między innymi wiadomości, jakie Łączewski miał przekazywać człowiekowi, którego wziął za Tomasza Lisa) i choć nie są one szokujące w treści, to jednak potwierdzają tezę o niezwykle wyrazistych poglądach pana sędziego.
Poglądach, które kilka razy dawały o sobie znać już wcześniej, i to oficjalnie, bez potrzeby tworzenia anonimowych kont i pisania prywatnych wiadomości. Kilka miesięcy temu pan sędzia miał jeszcze oficjalny profil na Twitterze, na którym pojawiały się na przykład takie kwiatki…
Aby uzupełnić ten obraz należy przypomnieć na przykład inne całkowicie przypadkowe zdarzenie, gdy uzasadnienie w sprawie Mariusza Kamińskiego pojawiło się 10 dni przed wyborami (sędzia przygotowywał je pół roku, tłumacząc się nawałem pracy i urlopem) i od razu trafiło do „Gazety Wyborczej”, która w szczycie kampanijnej gorączki uderzyła w byłego szefa CBA. Mało tego, mimo, że dziennikarze „GW” byli już w posiadaniu fragmentu uzasadnienia, to nie dotarło ono w tym samym czasie do samego zainteresowanego, czyli Kamińskiego. Znów - przypadek i świetne umiejętności śledcze redaktorów z Czerskiej.
Wyrok bezwarunkowego więzienia, jaki sędzia Łączewski (wraz z dwójką innych sędziów, wyrok zapadł bowiem w składzie trzyosobowym) orzekł dla Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika i dwóch byłych dyrektorów Biura miał - poza poczuciem niesprawiedliwości przez wielu - inne skazy. Jak opisali w tygodniku „wSieci” Marek Pyza i Marcin Wikło, Łączewski w pisemnym uzasadnieniu wyroku poszedł tak daleko w ocenie działań CBA, że zaryzykował dobro i bezpieczeństwo służb specjalnych. Łączewski ujawnił bowiem w uzasadnieniu nazwiska czterech funkcjonariuszy operacyjnych CBA, z czego dwóch pozostawało w służbie.
Mało tego, zastawił kuriozalną pułapkę na Pawła Wojtunika, ówczesnego szefa CBA.
Gdy Łączewski przesłuchował obecnego szefa CBA, na jego prośbę wyłączył jawność zeznań Pawła Wojtunika, wyprosił z sali publiczność, pouczył pozostałych o konieczności zachowania w tajemnicy dalszego przebiegu rozprawy i odpowiedzialności grożącej za niedopełnienie tego obowiązku, wynikającego z kodeksu postępowania karnego, a następnie… całość protokołu włączył do jawnych akt sprawy. Efekt? Każdy może przyjść do sądu i przeczytać zeznania Wojtunika, w których opowiada on o kuchni pracy CBA na najwyższym poziomie dowodzenia - zasadach kontroli operacyjnej, wytwarzaniu dokumentów legalizacyjnych, zmianie tożsamości „funkcjonariuszy pod przykryciem”, zawartości akt czynności operacyjnych. Może dowiedzieć się, jakie procedury obowiązują w CBA, Policji i ABW
Wróćmy jednak do sprawy z kontem na Twitterze i wiadomościami, jakie Łączewski miał wysłać do Lisa.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przeglądając gazety na początku października ubiegłego roku, na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, natknąłem na ciekawą rozmowę „Dziennika Gazety Prawnej”, którego dziennikarka przeprowadziła wywiad z Wojciechem Łączewskim.
Pan sędzia tłumaczył w nim swój nieprawomocny wyrok (co samo w sobie jest dość rzadko spotykane) i przyznał, że rozważa kroki prawne wobec tych, którzy krytykują jego wyrok ws. Mariusza Kamińskiego i CBA (w ocenie Łączewskiego granice krytyki wyroku sądu zostały przekroczone). Wydaje się zresztą, że w rozmowie z „DGP” wyszedł nieco ze swojej roli, akcentując polityczną ocenę działań byłego szefa CBA, którego zestawił z Machiavellim.
Jeżeli ktoś chce walczyć z korupcją, to ja mu mogę tylko przyklasnąć. Pytanie jednak, czy my w zwalczaniu korupcji będziemy kierować się metodą Machiavellego, że cel uświęca środki, czy zasadami demokratycznego państwa prawnego. Ponadto sąd nie dał wiary zapewnieniom Mariusza Kamińskiego, że chciał walczyć z korupcją
— mówił Łączewski.
Wspomniany wywiad przyszedł mi na myśl, gdy w ostatnich dniach wokół pana sędziego wybuchła przedziwna afera, w tle z anonimowymi kontami na Twitterze i doradztwem w sprawach antypisowskiej narracji.
Przeczytałem materiał przygotowany w „Warszawskiej Gazecie” przez Pawła Mitera (w tekście zacytowane są między innymi wiadomości, jakie Łączewski miał przekazywać człowiekowi, którego wziął za Tomasza Lisa) i choć nie są one szokujące w treści, to jednak potwierdzają tezę o niezwykle wyrazistych poglądach pana sędziego.
Poglądach, które kilka razy dawały o sobie znać już wcześniej, i to oficjalnie, bez potrzeby tworzenia anonimowych kont i pisania prywatnych wiadomości. Kilka miesięcy temu pan sędzia miał jeszcze oficjalny profil na Twitterze, na którym pojawiały się na przykład takie kwiatki…
Aby uzupełnić ten obraz należy przypomnieć na przykład inne całkowicie przypadkowe zdarzenie, gdy uzasadnienie w sprawie Mariusza Kamińskiego pojawiło się 10 dni przed wyborami (sędzia przygotowywał je pół roku, tłumacząc się nawałem pracy i urlopem) i od razu trafiło do „Gazety Wyborczej”, która w szczycie kampanijnej gorączki uderzyła w byłego szefa CBA. Mało tego, mimo, że dziennikarze „GW” byli już w posiadaniu fragmentu uzasadnienia, to nie dotarło ono w tym samym czasie do samego zainteresowanego, czyli Kamińskiego. Znów - przypadek i świetne umiejętności śledcze redaktorów z Czerskiej.
Wyrok bezwarunkowego więzienia, jaki sędzia Łączewski (wraz z dwójką innych sędziów, wyrok zapadł bowiem w składzie trzyosobowym) orzekł dla Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika i dwóch byłych dyrektorów Biura miał - poza poczuciem niesprawiedliwości przez wielu - inne skazy. Jak opisali w tygodniku „wSieci” Marek Pyza i Marcin Wikło, Łączewski w pisemnym uzasadnieniu wyroku poszedł tak daleko w ocenie działań CBA, że zaryzykował dobro i bezpieczeństwo służb specjalnych. Łączewski ujawnił bowiem w uzasadnieniu nazwiska czterech funkcjonariuszy operacyjnych CBA, z czego dwóch pozostawało w służbie.
Mało tego, zastawił kuriozalną pułapkę na Pawła Wojtunika, ówczesnego szefa CBA.
Gdy Łączewski przesłuchował obecnego szefa CBA, na jego prośbę wyłączył jawność zeznań Pawła Wojtunika, wyprosił z sali publiczność, pouczył pozostałych o konieczności zachowania w tajemnicy dalszego przebiegu rozprawy i odpowiedzialności grożącej za niedopełnienie tego obowiązku, wynikającego z kodeksu postępowania karnego, a następnie… całość protokołu włączył do jawnych akt sprawy. Efekt? Każdy może przyjść do sądu i przeczytać zeznania Wojtunika, w których opowiada on o kuchni pracy CBA na najwyższym poziomie dowodzenia - zasadach kontroli operacyjnej, wytwarzaniu dokumentów legalizacyjnych, zmianie tożsamości „funkcjonariuszy pod przykryciem”, zawartości akt czynności operacyjnych. Może dowiedzieć się, jakie procedury obowiązują w CBA, Policji i ABW
Wróćmy jednak do sprawy z kontem na Twitterze i wiadomościami, jakie Łączewski miał wysłać do Lisa.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/281577-ciekawy-przypadek-sedziego-laczewskiego-czerska-sugeruje-wielki-spisek-i-prowokacje-a-pytanie-o-sprawiedliwosc-wyroku-ws-kaminskiego-i-tak-musi-wrocic?strona=1