O tym sędzi było w tym roku najgłośniej. Skazał na bezwarunkowe więzienie byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, jego zastępcę Macieja Wąsika i dwóch byłych dyrektorów Biura za przeprowadzenie operacji specjalnej w związku z tzw. aferą gruntową. Jak się okazuje, tak widowiskowo piętnujący rzekome nieprawidłowości (przez kilka innych składów sędziowskich uznane za słuszne i potrzebne do ścigania przestępców w białych kołnierzykach), sam może mieć poważne problemy z powodu pogwałcenia zasad postępowania z informacjami niejawnymi.
Wojciech Łączewski „zasłużył się” do tego stopnia, że otrzymał prestiżową w środowisku prawniczym nagrodę Złotego Paragrafu, której uzasadnieniem było m.in. wydawanie „kontrowersyjnych wyroków”. Łączewski z miejsca stał się bohaterem wszystkich, których uwierała konsekwencja w ściganiu korupcji na szczytach władzy przez poprzednie CBA. Zaś zdumiewający wyrok (nieprawomocny, który trudno sobie wyobrazić, by miał się utrzymać w drugiej instancji) stał się jednym z motywów dwóch kampanii wyborczych – prezydenckiej (wyrok zapadł na kilka tygodni przed upadkiem Bronisława Komorowskiego) oraz parlamentarnej (pisanie uzasadnienia do wyroku zajęło sędziemu aż pół roku, dzięki czemu idealnie „wstrzelił się” w kampanię parlamentarną.
To nie powołanie Kamińskiego na nadzorcę specsłużb jest wypowiedzeniem wojny, ale samotny jeździec bez głowy z wymiaru sprawiedliwości, sędzia Wojciech Łączewski próbował rozpętać wojenkę, obierając za cel Kamińskiego i jego współpracowników. Nie zważał przy tym na przepisy i dobro służb specjalnych.
W aktualnym wydaniu tygodnika „wSieci” opisaliśmy z Marcinem Wikłą, rzecz niebywałą i bezprecedensową, jakiej dokonał pan sędzia. W pisemnym uzasadnieniu kuriozalnego wyroku na byłych szefów CBA postanowił uderzyć na odlew, ryzykując dobro służb specjalnych i konkretnych ich funkcjonariuszy.
Łączewski ujawnił nazwiska czterech funkcjonariuszy operacyjnych CBA, z czego dwóch pozostaje w służbie. Jakie stanowi to dla nich niebezpieczeństwo nie trzeba przekonywać nikogo, kto choć przez pięć minut interesował się służbami. Mowa jest bowiem o ludziach z Biura, którzy wykonują najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne zadania. Nie siedzą za biurkiem i przerzucają papiery, lecz działają na pierwszej linii frontu walki z przestępcami. Pracują „pod przykryciem”, przenikają do struktur mafijnych, uczestniczą w kontrolowanych wręczeniach łapówek. W oczywisty sposób muszą pozostawać anonimowi.
Czytaj dalej na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
O tym sędzi było w tym roku najgłośniej. Skazał na bezwarunkowe więzienie byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, jego zastępcę Macieja Wąsika i dwóch byłych dyrektorów Biura za przeprowadzenie operacji specjalnej w związku z tzw. aferą gruntową. Jak się okazuje, tak widowiskowo piętnujący rzekome nieprawidłowości (przez kilka innych składów sędziowskich uznane za słuszne i potrzebne do ścigania przestępców w białych kołnierzykach), sam może mieć poważne problemy z powodu pogwałcenia zasad postępowania z informacjami niejawnymi.
Wojciech Łączewski „zasłużył się” do tego stopnia, że otrzymał prestiżową w środowisku prawniczym nagrodę Złotego Paragrafu, której uzasadnieniem było m.in. wydawanie „kontrowersyjnych wyroków”. Łączewski z miejsca stał się bohaterem wszystkich, których uwierała konsekwencja w ściganiu korupcji na szczytach władzy przez poprzednie CBA. Zaś zdumiewający wyrok (nieprawomocny, który trudno sobie wyobrazić, by miał się utrzymać w drugiej instancji) stał się jednym z motywów dwóch kampanii wyborczych – prezydenckiej (wyrok zapadł na kilka tygodni przed upadkiem Bronisława Komorowskiego) oraz parlamentarnej (pisanie uzasadnienia do wyroku zajęło sędziemu aż pół roku, dzięki czemu idealnie „wstrzelił się” w kampanię parlamentarną.
To nie powołanie Kamińskiego na nadzorcę specsłużb jest wypowiedzeniem wojny, ale samotny jeździec bez głowy z wymiaru sprawiedliwości, sędzia Wojciech Łączewski próbował rozpętać wojenkę, obierając za cel Kamińskiego i jego współpracowników. Nie zważał przy tym na przepisy i dobro służb specjalnych.
W aktualnym wydaniu tygodnika „wSieci” opisaliśmy z Marcinem Wikłą, rzecz niebywałą i bezprecedensową, jakiej dokonał pan sędzia. W pisemnym uzasadnieniu kuriozalnego wyroku na byłych szefów CBA postanowił uderzyć na odlew, ryzykując dobro służb specjalnych i konkretnych ich funkcjonariuszy.
Łączewski ujawnił nazwiska czterech funkcjonariuszy operacyjnych CBA, z czego dwóch pozostaje w służbie. Jakie stanowi to dla nich niebezpieczeństwo nie trzeba przekonywać nikogo, kto choć przez pięć minut interesował się służbami. Mowa jest bowiem o ludziach z Biura, którzy wykonują najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne zadania. Nie siedzą za biurkiem i przerzucają papiery, lecz działają na pierwszej linii frontu walki z przestępcami. Pracują „pod przykryciem”, przenikają do struktur mafijnych, uczestniczą w kontrolowanych wręczeniach łapówek. W oczywisty sposób muszą pozostawać anonimowi.
Czytaj dalej na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/271389-sedzia-laczewski-pod-lupa-abw-i-cba-sluzby-sprawdzaja-czy-zlamal-prawo-piszac-skandaliczny-wyrok