Krzysztof Szczerski: Chcą obalić nowy rząd. Z czysto biznesowego powodu... WYWIAD

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Tak na prawdę nie była to debata publiczna, tylko dyskusja symulowana, żeby przekazać jedno jedynie słuszne stanowisko.

Ja marzyłem o tym, żeby mieć i żeby moi koledzy mieli takie transmisje z wystąpień sejmowych, jakie się urządza dla dzisiejszej opozycji, żeby na żywo pokazywano wystąpienia całej opozycji. Marzyły mi się komisje, które były transmitowane tak jak dzisiaj. Kiedy myśmy walczyli o jakieś prawo do jakiegokolwiek głosu, na komisjach byliśmy przez ówczesną większość parlamentarną traktowani brutalnie. I nikt się tym nie zainteresował z tzw. Europy.

To też dowód na to, jak ci dziennikarze byli stłamszeni przez swoich pryncypałów; do tego stopnia, że w końcu oduczyli się mówienia i szukania prawdy.

Rzeczywiście, mamy straszny upadek dziennikarstwa w Polsce. Jak widzę dzisiaj tych dziennikarzy biegających po Sejmie z mikrofonami w ręku, młodych ludzi świeżo po studiach, to mam bardzo poważne wątpliwości, czy oni jakąkolwiek głębszą wiedzę posiedli. Mimo to uważają, że mają prawo atakować nachalnie polityków, ludzi od siebie starszych, doświadczonych, którym powierzono jakąś misję w Ojczyźnie. Ich celem głównym jest człowieka ośmieszyć, złapać go w niewygodnej sytuacji, na jakimś przejęzyczeniu. Oczywiście wiedzą, kogo trzeba atakować, bo przecież nie każdego. Właśnie przez kratokratów mają wyraźnie wskazane cele. Ci ludzie, tak jak mówisz, niestety są do tego rodzaju „pracy” wychowywani, warunkowani przez swoich szefów.

Kratokraci dobierają sobie ludzi młodych, niedoświadczonych, którzy nie mają jeszcze rozeznania w świecie i myślą, że tak ma być, że tak wygląda prawdziwa praca dziennikarza. To przede wszystkim im wciska się do głów świadomość o bezalternatywności systemu. Poza tym ludzie ci najczęściej pochodzą z domów i środowisk w stu procentach akceptujących kratokrację i czerpiących z niej określone korzyści, są czymś w rodzaju nowego „rozdania” resortowych dzieci. A prawdziwe resortowe dzieci są ich nauczycielami, wzorcami, bożyszczami.

Ukazał się na przykład w pewnej gazecie, której nazwy nie wspomnę przez szacunek dla czytelników miesięcznika „Wpis”, artykuł o tym, że szczyt NATO w Warszawie jest rzekomo zagrożony, że prezydent Obama nie chce spotkać się z prezydentem Dudą, a wszystko rzecz jasna dlatego, że nowy rząd nie jest akceptowany przez żadne poważne siły polityczne w świecie. I co się dzieje dalej. Przedstawiciel TVN pyta rzecznika prasowego Departamentu Stanu USA na ogólnej konferencji dla wszystkich dziennikarzy, w obecności wszystkich innych mediów, czy on potwierdza to, co gazeta napisała? Informacja np. z Kancelarii Prezydenta RP w ogóle go nie interesuje, nie szuka tam potwierdzenia. On tę wyssaną z palca informację rozprzestrzenia na świat samym swoim pytaniem. Amerykański rzecznik odpowiada zgodnie z prawdą, że taka sugestia jest zupełnie niepoważna, bo decyzja zapadła na szczycie NATO w Walii i takich decyzji się nie odwołuje, nie ma w ogóle na ten temat dyskusji. Czy w związku z tym na drugi dzień po tej konferencji „Gazeta Wyborcza” publikuje na pierwszej stronie, w tym samym miejscu, w którym ukazał się tamten artykuł, przeprosiny dla swoich czytelników i wszystkich innych zainteresowanych, wyrzuca z pracy tego „dziennikarza”, który napisał ten tekst i robi wszystko, żeby całkowicie nie stracić wiarygodności, bo przecież ośmieszyła się tym tekstem? Nic takiego się nie wydarzyło. Nic. Facet dostał za ten tekst honorarium i dalej pracuje jako tzw. dziennikarz.

To nie była jakaś indywidualna akcja któregoś pracownika medialnego, lecz zespołowa koncepcja opracowana w ramach histerycznych ataków na demokratycznie wybrany rząd.

Tak właśnie działa w Polsce system medialny ustanowiony w ramach kratokracji: jak coś napisze ta jedna gazeta, nawet największą potwarz czy bzdurę szkodliwą dla Polski, to zaraz potem jest to przez wszystkie mainstreamowe portale i stacje telewizyjne przetwarzane jako prawda. (…)

Oczernianie nazywane jest przez kratokrację – krytyką. Jedno źródło daje znak, komu trzeba dołożyć, a reszta od razu, na wyścigi podejmuje trop i jak psy gończe pędzi w wyznaczoną stronę. Następnie ujada dokładnie tak, jak im to w gazecie wskazano.

To jest de facto system bardzo prosty do obsługi. Natomiast jest jeden olbrzymi błąd wielu polityków, niektórzy do tego stopnia ulegają własnej pysze, że nie są w stanie zbojkotować tych mediów, które są po prostu fałszywe. Naprawdę nie każdy musi tam chodzić. O to zresztą trwa już jakiś czas nasz spór prywatny, bo ty zawsze byłeś za bojkotem manipulujących rzeczywistością mediów. Ja mniej za tym optowałem, bo nie wierzyłem w skuteczność takiej praktyki. Myślałem też, że demokratyczne zwycięstwo nad kratokracją pozwoli tym mediom zmienić swoje nastawienie do nas, do całego obozu patriotycznego, ale niestety nic takiego nie nastąpiło, w najmniejszym stopniu.

Przed wyborami jeszcze mogłem zrozumieć tę potrzebę pokazania się „na szkle”; chodziło o spopularyzowanie twarzy, nazwiska, bo merytorycznie przecież i tak nikomu nie dano wypowiedzieć się do końca. Jeśli jednak po wyborach ktoś dalej ma „parcie na szkło”, to jest to, tak jak mówisz, element pychy. Faktycznie powinien nastąpić bojkot takich redakcji jak Wyborcza, Newsweek, TVN itd. Trzeba naprawdę mieć trochę honoru i nie pchać się tam, gdzie bez przerwy nas opluwają.

Zgoda. Tylko ja mam z tym jeden problem… To musi być bojkot dwustronny, również nasi wyborcy, czy w ogóle zwolennicy obecnej zmiany w Polsce powinni wziąć w nim udział. Chodzi o to, żeby oni tego nie oglądali i nie kupowali.

Przykład idzie z góry. Jak wy będziecie bojkotować, to i inni zaczną się odwracać od manipulatorów. Myślę, że gdy media publiczne staną na wysokim poziomie pokazując prawdę, pokazując dużo więcej Polski, a nie tylko tzw. Warszawkę, odgenderyzowanie programów, odpolitycznienie informacji, wzmocnienie tradycyjnej kultury i patriotyzmu, pokazując więcej sportu, to publiczne telewizja i radio będą dużo ciekawsze, absolutnie konkurencyjne i odbiorą prywatnym stacjom sporo widzów. (…)

Demokracja wymaga pewnego porządku medialnego, który u nas został totalnie zachwiany. Pamiętajmy, że o komitetach obrony demokracji pierwszy powiedział Bronisław Komorowski w noc wyborczą, w maju ubiegłego roku. Tak więc już na pół roku przed ich realnym ujawnieniem się on wiedział, że będą zakładać takie komitety do walki z legalnie wybraną nową władzą. Kratokraci już wówczas to planowali. A media mainstreamowe tego nie piętnują. Nie piętnują tej gwałtownej niezgody na wynik demokratycznych wyborów. Kratokracja się broni. Warunkiem demokracji jest to, że istnieje niemanipulacyjna debata publiczna – czegoś takiego w mediach publicznych jeszcze nie ma. Redaktorzy kłamią, po prostu kłamią cynicznie prosto w twarz.

To są wybitni specjaliści od bardzo różnorodnych kłamstw. Jeżeli komuś nie pozwolisz dokończyć zdania i przerywasz mu jego tok myślowy – np. Karolina Lewicka w rozmowie z wicepremierem Piotrem Glińskim uczyniła to 50 razy w ciągu 16 minut! – to nie ma mowy o debacie, o przekazaniu prawdy.

Trzeba mówić o wielkiej manipulacji. Tak zwana „rozmowa” pani Lewickiej z polskim wicepremierem powinna być rozpowszechniona w całej Europie jako przykład najgorszych zachowań dziennikarskich.

Dalszy ciąg na następnej stronie

« poprzednia strona
12345
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych