Książę Jan Żyliński dla wPolityce.pl: "Anglikom trzeba dać w mordę... miłością. Chcę stworzyć polskie mocarstwo w Londynie". NASZ WYWIAD

fot. Fratria/Julita Szewczyk
fot. Fratria/Julita Szewczyk

Niezależnie od kraju urodzenia czy zamieszkania, to człowiek określa sam swoją tożsamość. A w naszej sytuacji podstawą jest zachowanie polskiego języka. To podstawa tego imperium, które chce budować

— mówi książę Jan Żyliński w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

wPolityce.pl: Czuje się Pan odpowiedzialny za Polaków w Anglii?

Książę Jan Żyliński, pierwszy polski kandydat w wyborach na burmistrza Londynu: Zacznijmy od tego, że wziąłem odpowiedzialność za siebie i za to co czuję od urodzenia. W Wielkiej Brytanii zawsze czułem się obywatelem drugiej kategorii. Jestem księciem, jestem multimilionerem, płynnie mówię po angielsku, skończyłem najlepsze brytyjskie szkoły. Więc o co tu chodzi? Oni nas wykluczają. A co my robimy? Poprzez swoje kompleksy jeszcze bardziej się wykluczamy. Z jednym i drugim trzeba się uporać. Wszedłem na tę drogę i już nie jestem obywatelem drugiej kategorii. Bo mam szablę. Polską. Dosłownie i w przenośni. Przyjechałem, by pochwalić się tym czego dokonaliśmy w Londynie. W Polsce mówi się o tym, by powstać z kolan, o tym samym mówi się wśród Polonii w Anglii. To samo zjawisko -tyle, że nieupartyjnione - występuje właśnie w Anglii. Zawsze gdy występuję w Polskim Radio Londyn mówię, że Polacy są geniuszami i baranami. Baranami, bo nie głosują i nie walczą o swoje. Tym razem udało się ich w jakiś sposób zmobilizować. Polaków w Londynie jest od 300 tysięcy do pół miliona. A ja zdobyłem 38 tysięcy głosów. A to jest dopiero pierwszy krok. Uparłem się, że cała Polonia londyńska wstanie z kolan. Przecież pół miliona ludzi to ogromna siła! Ekwiwalent 50 dywizji pancerny. Tyle, że wszystkie są dzisiaj uśpione i powoli muszą się budzić.

Z czego się bierze to uśpienie?

Większość z nich nawet nie wie, że może głosować. A ci, którzy mają taką świadomość, nie wiedzą jak wypełnić odpowiednie druki, nie znają procedur. To dla nich rzecz zupełnie obca. A przecież urzędnik angielski różni się od polskiego - jest dużo bardziej przyjazny dla mieszkańca. Polakom po prostu nie przychodzi do głowy, by to załatwić. Wyjechali żeby zarobić, ustatkowują się i dopiero po 7-8 latach zaczynają się rozglądać i myśleć o tym co dalej. A ja mówię to wszem i wobec , że chcę stworzyć polskie mocarstwo w Londynie. W tym roku po raz pierwszy obchodziliśmy Dzień Flagi w Londynie i na największym placu miasta, na Trafalgar Square był olbrzymia flaga 20 metrów na 30. W samym sercu Londynu! Urodziłem się w polskim Londynie za czasów rządu polskiego na obczyźnie, za czasów generała Andersa itd. Z tego wyrosłem i jest dla mnie oczywistym, by ponownie się tym otaczać, dlatego odtwarzamy „Rzeczpospolitą londyńską”. To co ja robię, to przełożenie mocy ekonomicznej na istnienie w mediach i moc polityczną. To proces, który potrwa ok. pięciu lat.

Jak w takim razie wygląda ta struktura Polonii w Anglii?

Istnieje pewien podstawowy podział – na starą i nową Polonię. Ta stara Polonia, powojenna, ma swoje organizacje, ale one są już na wymarciu. Dlatego startując w wyborach na burmistrza Londynu mam przed sobą dziewiczy teren. Istnieje czarna dziura i ja w nią wszedłem. Nie chce się porównywać do Donalda Trumpa, bo jest to postać zbyt kontrowersyjna, ale on zastosował ten sam scenariusz. Zainspirował ludzi, którzy są bardzo cynicznie nastawieni do polityki, znalazł nowy elektorat.

To podobnie do Pawła Kukiza…

Z którym się zresztą przyjaźnię. On jest geniuszem. Ma wyjątkowy kontakt z ludźmi, jest w pełni autentyczny. W końcu 30 lat na scenie czegoś go nauczyło. Dziś jednak za bardzo nie rozumiem co on teraz robi. Kocham tego człowieka, bo on naprawdę da się kochać. Ale rozumieć, to już nie bardzo.

Dalszy ciąg na następnej stronie ===>

12345
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych