Wyprawę kijowska premierów Kaczyńskiego, Morawieckiego, Fiali i Jansy nie można nazwać wydarzeniem bez precedensu. Precedens był: wyprawa gruzińska prezydenta Lecha Kaczyńskiego, gdy ratował niepodległość małego narodu w obliczu rosyjskiej agresji. Dziś premierzy Polski, Czech i Słowenii ratują Ukrainę, mówiąc światu, że to tam toczy się wojna o europejskie wartości, którymi zachód na co dzień tak chętnie się chwali. Gdy jednak lecą bomby, albo milczy, albo czeka, aż silny spacyfikuje słabszego, i będzie można rozmawiać.

Do pociągu do Kijowa nie wsiedli ani kanclerz Niemiec, ani prezydent Francji. Nie wsiedli ci, którzy swoją polityką wyhodowali potęgę Rosji, którzy Moskwę rozzuchwalili, uzależniając jednocześnie swoje kraje od energii ze wschodu, w wielu przypadkach całkowicie zbędnie. Nie wsiedli ci, którzy Ukrainę zdradzili, a nami chcieli się z Moskwą podzielić po połowie.

Nie wiemy, co usłyszymy w Kijowie. Ale jedno wiemy: Polską rządzą dziś odważni i dzielni ludzie. To sprawa kluczowa: jeśli nie ma odwagi, średnie państwo, położone między mocarstwami, nie ma szans. Jeśli nie ma odwagi, rozrywany potężnymi interesami region nie może zachować podmiotowości. Bez odwagi na dłuższą metę polityka nie może być skuteczna. Sama odwaga oczywiście niczego nie gwarantuje, ale jeśli jej brakuje, klęska jest pewna.

Premierzy Kaczyński, Morawiecki, Fiala i Jansa pokazuję Ukrainie, że nie jest sama. Nasz region o niej nie zapomniał. Umiemy przełożyć wartości na konkrety. Umiemy zachować się jak trzeba.

Po tej wojnie Europa środkowa-wschodnia będzie już na zawsze inna. Musi być, jeśli ma przetrwać.

CZYTAJ: TYLKO U NAS. Czy premierzy Morawiecki i Kaczyński są bezpieczni w Kijowie? Wąsik: „Jadą w miejsce, na które spadają bomby”