Wygląda, jakby Warszawa była wyjęta spod prawa
— mówili przedstawiciele klubu radnych Miasto Jest Nasze podczas konferencji prasowej w Warszawie poświęconej gigantycznym wątpliwościom i nieprawidłowościom przy reprywatyzacji w Warszawie.
Działacze miejscy złożyli w tej sprawie kolejne zawiadomienie do prokuratury. Wszystko z powodu nowych okoliczności, o jakich poinformowało w środę Ministerstwo Finansów. Jak ujawnił resort, już w 2011 roku stołeczny ratusz był przestrzegany przed reprywatyzacją działki przy przedwojennym adresie Chmielna 70 w samym centrum Warszawy (tuż przy Pałacu Kultury i Nauki).
Działacze MJN przekonywali, że „zwrot” tej działki wygląda co najmniej bardzo dziwnie, co potwierdzają kolejne fakty i dokumenty.
Znajdujemy się w miejscu nieprzypadkowym, bo to w tym miejscu, przed wojną, mieścił się adres Chmielna 70, którego dotyczy ten proces reprywatyzacji. Miasto zwróciło ten grunt bezprawnie, tracąc nawet 170 mln złotych. Sprzeciwiamy się takiemu działaniu ze strony ratusza
— mówili na konferencji prasowej.
Jan Śpiewak, przewodniczący MJN mówił o szczegółach sprawy, która - w jego ocenie - jest bulwersująca i wymaga szczegółowego wyjaśnienia.
Miasto już w 2011 roku wiedziało, że ta działka była najprawdopodobniej objęta umowami odszkodowawczymi, a mimo to „oddało”, „zwróciło” ją handlarzom roszczeń. Sprawa bulwersuje, bo mamy w sprawie ciąg zdarzeń o ewidentnie możliwym przestępczym charakterze. (…) Ta historia zaczyna się w roku 1943, gdy Polka sprzedaje własność Martinowi Holgerowi, obywatelowi Danii. W 1945 roku ta nieruchomość zostaje znacjonalizowana, a w 1953 zostaje podpisana umowa odszkodowawcza z królestwem Danii, na mocy której wszyscy obywatele duńscy zostają spłaceni, a nieruchomości przechodzą na własność Skarbu Państwa . To bardzo istotne, bowiem oznacza, że zwracamy tę samą działkę dwa razy. W 2010 roku pojawia się pan mecenas Nowaczyk, który zwraca się do miasta o zwrot tej nieruchomości, mówi, że jest spadkobiercą obywatela Danii i domaga się zwrotu
— relacjonował Śpiewak.
Jak reagują władze stołecznego ratusza? Miasto co prawda wysyła informację do Ministerstwa Finansów, by sprawdzić, czy ta nieruchomość nie była objęta umowami odszkodowawczymi, które były sporządzone w czasie PRL, ale - jak ujawnił w środę resort - lekceważy odpowiedź z 2011 roku. Z pisma jasno wynika, że MF przekazało spis osób, które były objęte umowami - wśród nich widnieje Martin Holger.
Mimo tego w 2012 roku miasto decyduje się oddać tę nieruchomość handlarzom roszczeń.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wygląda, jakby Warszawa była wyjęta spod prawa
— mówili przedstawiciele klubu radnych Miasto Jest Nasze podczas konferencji prasowej w Warszawie poświęconej gigantycznym wątpliwościom i nieprawidłowościom przy reprywatyzacji w Warszawie.
Działacze miejscy złożyli w tej sprawie kolejne zawiadomienie do prokuratury. Wszystko z powodu nowych okoliczności, o jakich poinformowało w środę Ministerstwo Finansów. Jak ujawnił resort, już w 2011 roku stołeczny ratusz był przestrzegany przed reprywatyzacją działki przy przedwojennym adresie Chmielna 70 w samym centrum Warszawy (tuż przy Pałacu Kultury i Nauki).
Działacze MJN przekonywali, że „zwrot” tej działki wygląda co najmniej bardzo dziwnie, co potwierdzają kolejne fakty i dokumenty.
Znajdujemy się w miejscu nieprzypadkowym, bo to w tym miejscu, przed wojną, mieścił się adres Chmielna 70, którego dotyczy ten proces reprywatyzacji. Miasto zwróciło ten grunt bezprawnie, tracąc nawet 170 mln złotych. Sprzeciwiamy się takiemu działaniu ze strony ratusza
— mówili na konferencji prasowej.
Jan Śpiewak, przewodniczący MJN mówił o szczegółach sprawy, która - w jego ocenie - jest bulwersująca i wymaga szczegółowego wyjaśnienia.
Miasto już w 2011 roku wiedziało, że ta działka była najprawdopodobniej objęta umowami odszkodowawczymi, a mimo to „oddało”, „zwróciło” ją handlarzom roszczeń. Sprawa bulwersuje, bo mamy w sprawie ciąg zdarzeń o ewidentnie możliwym przestępczym charakterze. (…) Ta historia zaczyna się w roku 1943, gdy Polka sprzedaje własność Martinowi Holgerowi, obywatelowi Danii. W 1945 roku ta nieruchomość zostaje znacjonalizowana, a w 1953 zostaje podpisana umowa odszkodowawcza z królestwem Danii, na mocy której wszyscy obywatele duńscy zostają spłaceni, a nieruchomości przechodzą na własność Skarbu Państwa . To bardzo istotne, bowiem oznacza, że zwracamy tę samą działkę dwa razy. W 2010 roku pojawia się pan mecenas Nowaczyk, który zwraca się do miasta o zwrot tej nieruchomości, mówi, że jest spadkobiercą obywatela Danii i domaga się zwrotu
— relacjonował Śpiewak.
Jak reagują władze stołecznego ratusza? Miasto co prawda wysyła informację do Ministerstwa Finansów, by sprawdzić, czy ta nieruchomość nie była objęta umowami odszkodowawczymi, które były sporządzone w czasie PRL, ale - jak ujawnił w środę resort - lekceważy odpowiedź z 2011 roku. Z pisma jasno wynika, że MF przekazało spis osób, które były objęte umowami - wśród nich widnieje Martin Holger.
Mimo tego w 2012 roku miasto decyduje się oddać tę nieruchomość handlarzom roszczeń.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/298883-nowe-fakty-ws-reprywatyzacji-w-stolicy-mjn-sklada-kolejne-doniesienie-do-prokuratury-wyglada-jakby-warszawa-byla-wyjeta-spod-prawa-relacja?strona=1