Walka z pamięcią, walka z tekturowym państwem. Sześć lat po 10/04 nie brakuje zadań dla "konfederacji wierności"

PAP/Paweł Supernak
PAP/Paweł Supernak

W ciągu tych sześciu lat mocno się przysłużono, by pamiętający o Smoleńsku byli traktowani w najlepszym razie jako niegroźni wariaci. Niemal każda wątpliwość wokół 10/04 była odbierana jak pytanie o lądowanie kosmitów, co przyznał dziś Jacek Żakowski. Absurd „tamtej strony” doszedł do ściany - na tyle, że przy podsumowaniu sprawy 10/04 w „Polityce” nie padło ani jedno słowo dotyczące nieprawidłowości przy smoleńskim śledztwie. Ani jedno. Rzeczywistość alternatywna.

WIĘCEJ: Piotr Skwieciński: Chyba mam coś z oczami, czyli „Polityka” o Smoleńsku

Równolegle trwał, a gdyby nie zmiana władzy, trwałby do dziś, wielki seans małostkowości, przejawiający się choćby w tym, że przez sześć lat nie upamiętniono w należyty sposób prezydenta Kaczyńskiego i ofiar tragedii. Jakby wciąż obowiązywała przyjęta tuż po tragedii zasada, że sama katastrofa to jedno, ale najgorsze są podnoszące głowy „demony patriotyzmu”, przerażająca perspektywa, że buduje się mit śp. Prezydenta, że PiS może wygrać wybory. To drugie stało się zresztą wbrew tej doktrynie.

Jeśli zatem ktoś zupełnie serio szuka przyczyn, dla których rów między obiema stronami naszego społeczeństwa jest tak szeroki i głęboki, niech weźmie pod uwagę wszystkie te kwestie. Niech doda medialne manipulacje, wrzutki o „debeściakach”, „kłótniach na lotnisku” i „naciskach prezydenta”. O sfałszowanych stenogramach, oskarżeniach bez pokrycia i wycierania sobie butów nazwiskami ofiar tragedii i ich rodzin. Wszystko to jest faktem i dlatego nie ma się co spodziewać, że podziały miną w ciągu kolejnego roku czy nawet pięciu lat. Potrzeba czasu, ale potrzeba i realnych działań, by pamięć i emocje tej „prawicowej” strony miały możliwość realnego trwania. A równocześnie, że sprawa 10/04 zostanie potraktowana przez państwo polskie na poważnie, nie jak „włamanie do garażu”.

Ale jest i druga strona tego medalu. Często przy okazji rozmów o tym, co działo się po 10/04, mówi się, że zobaczyliśmy państwo z tektury. Ale to tekturowe i bezradne państwo, które zobaczyliśmy w Smoleńsku i długie dni, tygodnie i miesiące po nim, nie nosi wyłącznie imion Arabskiego, Grasia i Tuska (choć to oni staną się, i słusznie, potwornym symbolem tej słabości).

Więcej:

Byłem w Moskwie tuż po tej katastrofie. Zastaliśmy decyzyjny chaos”. Były szef Laboratorium Kryminalistycznego o zaniechaniach ws. katastrofy

To już może lepiej… niech Ruscy… Parciane sznurki państwa polskiego

Aby tragedia sprzed sześciu lat nie poszła na marne (jakkolwiek ponuro i niezręcznie to brzmi) i została w odpowiedni sposób przeżyta, nie wystarczy żałoba, nie wystarczą piękne pomniki i kwiaty przed nimi. Nie wystarczy nawet poniesienie dalej testamentu politycznego tragicznie zmarłych czy rozliczenie odpowiedzialnych za rozdzielenie wizyt.

Wydaje się, że jednym z kluczowych pytań - obok tych dotyczących przyczyn tragedii, społecznego wymiaru katastrofy i ukarania winnych - jest to o stan państwa. Dziś przy władzy jest formacja, która niezwykle ostro (i słusznie) krytykowała instytucje publiczne za reakcję po 10 kwietnia. Ale z ręką na sercu, czy możemy powiedzieć, że dziś, gdyby nie daj Boże powtórzył się dramat na taką skalę, odpowiedź polskiego państwa wyglądałaby inaczej?

Powie ktoś - PiS rządzi za krótko, by móc odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie tak, ale czy są państwo przekonani, że zmiana w państwie idzie w wyraźnym kierunku, by instytucje usprawnić, sprofesjonalizować, by w przypadku sytuacji podbramkowej reagowały inaczej niż dotychczas? Zamieszanie wokół wyboru komendanta głównego policji, organizacji Światowych Dni Młodzieży czy drobniejszych kwestii dot. bezpieczeństwa, nie pozwalają na jednoznacznie optymistyczną odpowiedź.

W pięknym tekście pisanym w dwa lata po 10/04 Marek Cichocki i Dariusz Karłowicz pisali:

W całej tej bezradności my, Polacy zrobiliśmy wtedy tylko tyle: we wspaniałym pogrzebowym kondukcie, drogą królewską na Wawel; wraz z trumnami prezydenckiej pary powieźliśmy powagę na lawetach i złożyliśmy ją w wawelskiej krypcie. Na zawsze? Na lepsze czasy?

Ta powaga musi wrócić. Do debaty publicznej, do każdego ministerstwa, do polskiej polityki w ogóle. Efekty państwa z tektury widzieliśmy stanowczo zbyt długo. To jeden z głównych wniosków, jakie wszyscy powinniśmy wyciągnąć w szóstą, ale i każdą kolejną rocznicę 10/04. Dziś, w szó

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych