Jak nazwać człowieka, który pojechał prosić o interwencję zagranicy w wewnętrzne sprawy własnego kraju? Grzegorz Schetyna wybrał się „na rozmowy” do Brukseli, aby bronić… - no właśnie, czego bronić?
Był słoneczny poranek. Otworzyłem okna, żeby nie zatruć się wyziewem farb. Malowałem w pokoju, jak wtedy to się nazywało, meblościankę, na wzór wypatrzony w jakimś zagranicznym żurnalu. Ktoś zapukał do drzwi. Przecierając szmatą ręce poszedłem otworzyć drzwi. Ktoś wcisnął nogę i wepchnął je do środka. Nigdy nie zapomnę twarzy tego esbeka w granatowym płaszczu, w asyście dwóch młodych, trzymających w dłoniach karabiny, jakby zakłopotanych żołnierzy. Tego samego esbeka, który wcześniej daremnie próbował nakłonić mnie do współpracy. Nigdy nie zapomnę widoku mojej żony w zaawansowanej ciąży, stojącej w drzwiach, i rzuconego jej na odchodne przez esbeka z cynicznym uśmiechem: „do widzenia…!”, gdy wyprowadzano mnie do czekającego na ulicy samochodu.
Nie kreuje się na kombatanta tamtych czasów. Każdy ma jakieś swoje przeżycia. Inni nacierpieli się o wiele bardziej dotkliwie. O naszym zbiorowym dramacie i tych, którzy w tamtych czasach zapłacili najwyższą cenę w imię wyznawanych ideałów i wartości, przypomnieli w ostatnim wydaniu tygodnika „wSieci” Marek Pyza i Marcin Wikło, w nawiązaniu do premiery filmu o śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Ich znakomity tekst (gorąco polecam) nosi tytuł: „Zwycięstwo nad wcielonym złem”. Oto jego fragment, a dokładniej cytat z wypowiedzi księdza Stanisława Małkowskiego, który miał podzielić los ks. Jerzego:
Ciąg dalszy na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jak nazwać człowieka, który pojechał prosić o interwencję zagranicy w wewnętrzne sprawy własnego kraju? Grzegorz Schetyna wybrał się „na rozmowy” do Brukseli, aby bronić… - no właśnie, czego bronić?
Był słoneczny poranek. Otworzyłem okna, żeby nie zatruć się wyziewem farb. Malowałem w pokoju, jak wtedy to się nazywało, meblościankę, na wzór wypatrzony w jakimś zagranicznym żurnalu. Ktoś zapukał do drzwi. Przecierając szmatą ręce poszedłem otworzyć drzwi. Ktoś wcisnął nogę i wepchnął je do środka. Nigdy nie zapomnę twarzy tego esbeka w granatowym płaszczu, w asyście dwóch młodych, trzymających w dłoniach karabiny, jakby zakłopotanych żołnierzy. Tego samego esbeka, który wcześniej daremnie próbował nakłonić mnie do współpracy. Nigdy nie zapomnę widoku mojej żony w zaawansowanej ciąży, stojącej w drzwiach, i rzuconego jej na odchodne przez esbeka z cynicznym uśmiechem: „do widzenia…!”, gdy wyprowadzano mnie do czekającego na ulicy samochodu.
Nie kreuje się na kombatanta tamtych czasów. Każdy ma jakieś swoje przeżycia. Inni nacierpieli się o wiele bardziej dotkliwie. O naszym zbiorowym dramacie i tych, którzy w tamtych czasach zapłacili najwyższą cenę w imię wyznawanych ideałów i wartości, przypomnieli w ostatnim wydaniu tygodnika „wSieci” Marek Pyza i Marcin Wikło, w nawiązaniu do premiery filmu o śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Ich znakomity tekst (gorąco polecam) nosi tytuł: „Zwycięstwo nad wcielonym złem”. Oto jego fragment, a dokładniej cytat z wypowiedzi księdza Stanisława Małkowskiego, który miał podzielić los ks. Jerzego:
Ciąg dalszy na następnej stronie ===>
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/285758-mialem-schetyne-za-bardziej-inteligentnego-bo-czy-nie-jest-totalna-glupota-wiara-ze-znajdzie-uznanie-polakow-dzieki-wyjeczeniu-obcej-ingerencji-w-polskie-sprawy