Prof. Andras Varga, członek Komisji Weneckiej: „Prezydent nie musiał przyjąć przysięgi sędziów. To nie TK rządzi państwem, lecz rząd!” WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. bialykruk.pl
fot. bialykruk.pl

Jako Węgier wiem co to oznacza, kiedy własny kraj jest karany przez Komisję Wenecką czy inne instytucje europejskie. I stwierdziłem, że opinia Komisja Weneckiej jest niezgodna z moim stanowiskiem – i są czasami w życiu sytuacje, że trzeba się zdeklarować i nie można być biernym czy posłusznym

— mówi prof. Andras Varga, członek Komisji Weneckiej, wykładowca akademicki, ekspert od prawa konstytucyjnego i administracyjnego, sędzia węgierskiego Trybunału Konstytucyjnego.

Adam Sosnowski: Panie Profesorze, jest Pan członkiem Komisji Weneckiej od 2013 r. i w jej ramach rozpatrywał Pan już wiele spraw. Głosował Pan także w przypadku polskiego sporu o Trybunał Konstytucyjny – i jako jedyny członek Komisji był Pan przeciwko takiemu kształtowi opinii, na jaki ostatecznie zdecydowała się Komisja Wenecka. Z czego to wynikało?

Prof. Andras Varga: Sytuacja w Polsce jest trudna i faktycznie można mówić o kryzysie konstytucyjnym. Ale próbując ocenić całą sprawę związaną z TK, a także próbując znaleźć dla niej rozwiązanie, kluczowa jest odpowiedź na pytanie, od czego wszystko się zaczęło? Co jest punktem wyjścia, punktem zero? Komisja Wenecka de facto po prostu podtrzymała orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, że poprzedni rząd wybrał troje sędziów zgodnie z Konstytucją, a dwóch nie. Opinia Komisji Weneckiej oparła się na tym orzeczeniu, nie sięgała głębiej. Zaistniała w związku z tym sytuacja, że na trzy wakatowe miejsca pojawiły się dwie trójki sędziów. I Komisja uznała, że skoro polski Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że prezydent miał obowiązek przyjąć przysięgę od tych trzech sędziów październikowych, to tak też powinien był zrobić.

Pan natomiast był i jest odmiennego zdania?

Tak, bo ja uważam, że roli prezydenta nie można ograniczyć w tak wąski sposób. Przeczytałem bowiem ustawę o Trybunale Konstytucyjnym w Polsce, a tam jest napisane, że przysięga składana przed prezydentem jest aktem konstytucyjnym, nie zaś tylko rytuałem czy ceremonią. Ta sama ustawa mówi, że jeżeli wybrany przez Sejm sędzia zrezygnuje ze złożenia przysięgi, traktowany jest jak sędzia, który zrezygnował z urzędu. To z kolei oznacza, że skoro ta przysięga ma tak wielką siłę, że jej brak nakazuje traktowanie sędziego tak, jakby zrezygnował z urzędu, to sytuacja odwrotna powinna być analogiczna; nieprzyjęcie przysięgi oznacza sędziego niezaprzysiężonego, a więc takiego, który w związku z tym nie może pełnić funkcji.

Co to konkretnie oznacza w polskim przypadku?

Że troje sędziów październikowych wybranych przez rząd PO-PSL jest w gorszej sytuacji prawnej niż troje sędziów grudniowych wybranych przez rząd PiS. W przypadku tych ostatnich proces nominacji bowiem jest ukończony, Sejm ich wybrał, a prezydent zaprzysiągł. Sędziowie październikowi nie mają zakończonego procesu nominacji. Jeżeli więc uznajemy niezawisłość sędziów jako pryncypium, a jesteśmy w sytuacji, że musimy wybrać między tymi trójkami sędziów to powinniśmy wybrać tych, których wybrano całkowicie zgodnie z prawem.

Czyli trójka sędziów wybranych już przez większość PiS w Sejmie jest jedyną trójką sędziów mogących działać zgodnie z prawem?

Tak. A co więcej, oznacza to także, że prezes Trybunału Konstytucyjnego nie jest bez winy, bo nie pozwolił tym sędziom zasiąść na ławach sędziowskich. Owszem, umieścił ich na liście płac, ale nie pozwolił im wykonywać swych sędziowskich obowiązków.

Skoro już mowa o prezesie Rzeplińskim. Pojawia się on często w programach telewizyjnych, komentuje na bieżąco całą sprawę przez media i nie kryje swoich antypatii wobec aktualnego rządu. Czy tak powinien zachowywać się sędzia, co więcej, prezes Trybunału Konstytucyjnego?

Byłoby bardzo niegrzecznie, gdybym oceniał zachowanie innego sędziego i też nie miało ono wpływu na moją ocenę opinii Komisji Weneckiej. Na pewno też nie znam aż tak dobrze politycznych subtelności w Polsce.

Rozumiem, ale zapytam ogólnie, czy sędzia w ogóle powinien się wypowiadać na tematy polityczne? Przecież to zachwianie systemu monteskiuszowskiego i równowagi trzech władz.

Ma Pan rację i mogę Panu od ręki pokazać wiele książek napisanych na ten temat. Są ci, którzy uważają, że klasyczna rola sędziego orzekającego w poszczególnych sprawach, stopniowo się powiększała. I faktycznie wielu sędziów jeździ na konferencje i jest postawionych w sytuacjach politycznych – lub przynajmniej publicznych – gdzie nie komentują już tylko spraw sądowych, czy poszczególnych zagadnień prawnych, lecz mówią także ogólnie o polityce czy o kwestiach bieżących. Ale jest też duża ilość autorów w literaturze prawniczej, którzy właśnie to postrzegają jako niebezpieczeństwo dla sędziowskiej niezawisłości.

A Pan jak uważa?

Odpowiem Panu na własnym przykładzie. Dalej prowadzę zajęcia ze studentami, ale jestem także sędzią węgierskiego Trybunału Konstytucyjnego. Od momentu wyboru staram się być bardzo powściągliwy w moich komentarzach wobec studentów i nie chcę wchodzić na pola, które sędziemu nie przystają, ale o których zwykły wykładowca spokojnie mógłby mówić. Tu trzeba być delikatnym i mieć też na uwadze powagę swojego urzędu.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

1234
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych