Zanim, miejmy nadzieję, dojdzie do tego katharsis, mamy brutalną lekcję polityki. Jej przejawem jest kwestia Nord Stream 2. Niemcy ponad naszymi głowami dogadują się z Rosją. A my protestujemy słownie i apelujemy o solidarność. Skuteczność niewielka.
Takie projekty jak Nord Stream 2 ani nie powstają z jakichś mrzonek, ani nie będą zatrzymane przez uogólnione myślenie o solidarności. Potrzebna jest egzekucja prawa. Nie jesteśmy bowiem w tej sprawie bezsilni – dzisiejszy rygor prawny nie pozwala, by ta inwestycja była rentowna. Komisja Europejska musiałaby bowiem udzielić specjalnych przywilejów prawnych.
Udzieli?
To nie jest wykluczone, ale kiedy powstawał Nord Stream 1 nasze instrumentarium było bardziej skromne. Dziś nie jesteśmy tak bezbronni, jesteśmy też bogatsi o doświadczenia kryzysów gazowych, o wspólne stanowisko dot. rynku gazu. Jesteśmy wreszcie bogatsi o doświadczenie wojny na wschodzie Ukrainy.
Mamy całą gamę argumentów, które nie odnoszą się wyłącznie do polskiej perspektywy. Pamiętajmy, że Nord Stream 2 to najprostsza droga do zasilenia budżetu Rosji w czasach, gdy to państwo jest w coraz gorszej kondycji i nie ma nic do zaoferowania z wyjątkiem prymitywnego handlu ropą, gazem i innymi surowcami. Wreszcie to proces, który oznaczałby, że cały kształt rynku gazu w UE pozostałby tylko na papierze. Mielibyśmy rozwinięte instrumenty i reguły gry, ale moglibyśmy w gruncie rzeczy wyłącznie handlować na tym rynku rosyjskim surowcem. To nie jest rynek, na którym producent byłby poddany presji konkurencji, więc byłby kulawy. Jeśli zgodziliśmy się na to, by była taka presja – co jest coraz większym zmartwieniem UE, bo Europa w coraz mniejszym stopniu produkuje surowce – to takie działanie jest przekreśleniem tego założenia.
Niemcy nie rozumieją naszych postulatów, naszych argumentów?
Rozumieją to doskonale, natomiast pokusa, by zerwać owoc, który wisi bardzo nisko, by stać się bardzo wiarygodnym kluczowym dystrybutorem rosyjskiego gazu dla Europy jest zbyt duża. Uznają, że droga na skróty jest wystarczającym powodem, by przekreślić model europejskiego rynku gazu i dywersyfikacji. Rozumiem to stanowisko, ale to niszczy naszą konstrukcję, którą wynegocjowaliśmy. To nacjonalistyczna i wąska perspektywa – nie oburza mnie to, bo to norma w UE, ale mamy prawo zwrócić uwagę, że w dłuższej perspektywie byłoby lepiej zrobić coś ambitnego.
W całej sprawie jest jeszcze jedna irytująca sprawa. Z jednej strony słyszymy nawoływania i połajanki niemieckich polityków do solidarności europejskiej – jak na przykład w kwestii uchodźców – z drugiej zaś gdy my jej potrzebujemy, słyszymy śmiech, że to naiwność. Można to zmienić?
Polski rząd zrobi wszystko, by Komisja Europejska w tej sprawie wykonywała swoje obowiązki – i to jest dzisiaj główny, kluczowy argument. Jeśli się okaże, że KE dezerteruje ze swojej roli i uznaje, że wobec wielkich sił trzeba się po prostu dostosować, to stanie to na gruncie relacji polsko-niemieckich i będzie istotnym doświadczeniem, które powinniśmy brać pod uwagę przy przyjmowaniu projektów europejskiej polityki, gdy stają się one kłopotem dla Polski. Sprawa jest na samym początku i musimy motywować KE, by odegrała swoją rolę w tej sprawie.
Kto będzie jeździł na szczyty Rady Europejskiej? Premier? Prezydent?
Premier Szydło, nie widzimy powodu, by zmieniać ten zwyczaj. Można sobie jednak wyobrazić szczyt, w którym politycznie byłoby lepiej, gdyby pojechał prezydent i tak się stanie. Mogę zapewnić, że nie będzie żadnych tarć ambicjonalnych. Będziemy tak dobierali delegację, by realizowała polski interes w sprawie danego szczytu.
A czy „tarcia ambicjonalne” nie wybuchną między tercetem ambitnych polityków Szczerski-Waszczykowski-Szymański, którzy będą odpowiedzialni za polską politykę zagraniczną?
Na pewno nie. Mamy spójny pogląd na to, w jaki sposób realizować priorytety polityki zagranicznej. Mamy szansę odcisnąć piętno na polskiej polityce tylko wtedy, gdy będziemy działać w sposób długotrwały i konsekwentny. Nie widzę osób, które dla własnej satysfakcji osłabiłyby ten proces. Polski głos przeciska się z dużym trudem – chcemy być dobrze zrozumiani na forum międzynarodowym, znaleźć dobre miejsce dla polskiego interesu na arenie międzynarodowej, mamy świadomość trudności i nie będziemy dokładać sobie kolejnych.
Z ciekawości – rozumie pan słowa Donalda Tuska, który pracę w Radzie Europejskiej określił mianem „dostania się do raju”?
Nie jestem pewien, czy powtórzyłby to dzisiaj – po pewnym czasie zapewne zauważył, że ta sytuacja jest bardziej złożona niż odczucia „rajskie”. Nie rozumiem tego typu deklaracji, na czym miałby polegać ten „raj”?. Pełnienie funkcji politycznej ma niewiele wspólnego z błogością, nie wiem, co miał na myśli.
Jak słyszeliśmy na taśmach - „odseparowanie się od tego syfu” w Polsce.
Dużo bardziej odpowiedzialną postawą byłoby naprawienie tego, co tak uwierało go w Polsce, a nie wyłączanie się z tego. W pewnym momencie swoich rządów premier Tusk miał olbrzymie możliwości, by tę sytuację w wielu wymiarach uzdrawiać.
My żyjemy dzisiaj w UE, która w przeciwieństwie do czasu początku naszego członkostwa jest daleka od raju. Wektory siły są przyłożone z coraz większą dosłownością.
Skoro rozmawiamy o Donaldzie Tusku – nowa dyplomacja będzie za tym, by został on na kolejne 2,5 roku w fotelu szefa Rady Europejskiej?
Byłoby źle, gdyby Polska stała się krajem, który wyjątkowo aktywnie przeciwdziałałby przedłużeniu kadencji. Z drugiej strony Tusk nie tylko nam, ale przede wszystkim innym przywódcom musi udowodnić, że jego obecność w Brukseli ma sens.
Do tej pory udowodnił?
Zdania są podzielone. Tak jak w przypadku von Rompuya było przekonanie, że przedłużenie kadencji jest rzeczą rutynową, tak w przypadku Tuska nie jest to oczywiste. Jest więcej otwartych komentarzy publicznych sugerujących, że nie musi być tego automatyzmu. Będziemy się temu przyglądali bez jakichkolwiek elementów chemii, która wydarzyła się między nami w kraju. Patrzymy na Tuska z perspektywy jednego z krajów członkowskich, który ma swoje interesy, swoją wizję UE i oceni Donalda Tuska tylko z tej perspektywy.
Last but not least. Co zrobić, by poruszyć sprawę wyjaśnienia przyczyn tragedii smoleńskiej także na arenie międzynarodowej?
Musimy dokładnie przejrzeć, co działo się w tej sprawie w administracji publicznej. Musimy wiedzieć, na czym stoimy, ale i nabrać wiarygodności w każdej dziedzinie. Recepcja rządów PiS, czasami celowo zaburzana, jest wyjątkowo niesprawiedliwa i musimy dokładać wiele wysiłku, by wyjaśniać naszym partnerom, co jest, a co nie jest naszym stanowiskiem.
Utartą tradycją w Polsce jest to, że część sił politycznych dyskredytuje rządzącą ekipę na arenie międzynarodowej. Wolałbym, by tak się nie stało, ale znam życie i wiem, że będzie z tym problem. Uzyskanie wiarygodności jest warunkiem koniecznym, by podjąć na poważnie zagadnienie 10/04. Dziś tej sprawy wszyscy się boją. Musimy stworzyć sytuację, w której politycy przestaną się obawiać i nabiorą przekonania, że mogą odegrać rolę i są w stanie kontrolować tę sprawę w sposób, który nie przyniósł niepożądanych skutków ubocznych. To wstęp do ewentualnego poszukiwania instrumentów do wyjaśnienia tej kwestii.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Zanim, miejmy nadzieję, dojdzie do tego katharsis, mamy brutalną lekcję polityki. Jej przejawem jest kwestia Nord Stream 2. Niemcy ponad naszymi głowami dogadują się z Rosją. A my protestujemy słownie i apelujemy o solidarność. Skuteczność niewielka.
Takie projekty jak Nord Stream 2 ani nie powstają z jakichś mrzonek, ani nie będą zatrzymane przez uogólnione myślenie o solidarności. Potrzebna jest egzekucja prawa. Nie jesteśmy bowiem w tej sprawie bezsilni – dzisiejszy rygor prawny nie pozwala, by ta inwestycja była rentowna. Komisja Europejska musiałaby bowiem udzielić specjalnych przywilejów prawnych.
Udzieli?
To nie jest wykluczone, ale kiedy powstawał Nord Stream 1 nasze instrumentarium było bardziej skromne. Dziś nie jesteśmy tak bezbronni, jesteśmy też bogatsi o doświadczenia kryzysów gazowych, o wspólne stanowisko dot. rynku gazu. Jesteśmy wreszcie bogatsi o doświadczenie wojny na wschodzie Ukrainy.
Mamy całą gamę argumentów, które nie odnoszą się wyłącznie do polskiej perspektywy. Pamiętajmy, że Nord Stream 2 to najprostsza droga do zasilenia budżetu Rosji w czasach, gdy to państwo jest w coraz gorszej kondycji i nie ma nic do zaoferowania z wyjątkiem prymitywnego handlu ropą, gazem i innymi surowcami. Wreszcie to proces, który oznaczałby, że cały kształt rynku gazu w UE pozostałby tylko na papierze. Mielibyśmy rozwinięte instrumenty i reguły gry, ale moglibyśmy w gruncie rzeczy wyłącznie handlować na tym rynku rosyjskim surowcem. To nie jest rynek, na którym producent byłby poddany presji konkurencji, więc byłby kulawy. Jeśli zgodziliśmy się na to, by była taka presja – co jest coraz większym zmartwieniem UE, bo Europa w coraz mniejszym stopniu produkuje surowce – to takie działanie jest przekreśleniem tego założenia.
Niemcy nie rozumieją naszych postulatów, naszych argumentów?
Rozumieją to doskonale, natomiast pokusa, by zerwać owoc, który wisi bardzo nisko, by stać się bardzo wiarygodnym kluczowym dystrybutorem rosyjskiego gazu dla Europy jest zbyt duża. Uznają, że droga na skróty jest wystarczającym powodem, by przekreślić model europejskiego rynku gazu i dywersyfikacji. Rozumiem to stanowisko, ale to niszczy naszą konstrukcję, którą wynegocjowaliśmy. To nacjonalistyczna i wąska perspektywa – nie oburza mnie to, bo to norma w UE, ale mamy prawo zwrócić uwagę, że w dłuższej perspektywie byłoby lepiej zrobić coś ambitnego.
W całej sprawie jest jeszcze jedna irytująca sprawa. Z jednej strony słyszymy nawoływania i połajanki niemieckich polityków do solidarności europejskiej – jak na przykład w kwestii uchodźców – z drugiej zaś gdy my jej potrzebujemy, słyszymy śmiech, że to naiwność. Można to zmienić?
Polski rząd zrobi wszystko, by Komisja Europejska w tej sprawie wykonywała swoje obowiązki – i to jest dzisiaj główny, kluczowy argument. Jeśli się okaże, że KE dezerteruje ze swojej roli i uznaje, że wobec wielkich sił trzeba się po prostu dostosować, to stanie to na gruncie relacji polsko-niemieckich i będzie istotnym doświadczeniem, które powinniśmy brać pod uwagę przy przyjmowaniu projektów europejskiej polityki, gdy stają się one kłopotem dla Polski. Sprawa jest na samym początku i musimy motywować KE, by odegrała swoją rolę w tej sprawie.
Kto będzie jeździł na szczyty Rady Europejskiej? Premier? Prezydent?
Premier Szydło, nie widzimy powodu, by zmieniać ten zwyczaj. Można sobie jednak wyobrazić szczyt, w którym politycznie byłoby lepiej, gdyby pojechał prezydent i tak się stanie. Mogę zapewnić, że nie będzie żadnych tarć ambicjonalnych. Będziemy tak dobierali delegację, by realizowała polski interes w sprawie danego szczytu.
A czy „tarcia ambicjonalne” nie wybuchną między tercetem ambitnych polityków Szczerski-Waszczykowski-Szymański, którzy będą odpowiedzialni za polską politykę zagraniczną?
Na pewno nie. Mamy spójny pogląd na to, w jaki sposób realizować priorytety polityki zagranicznej. Mamy szansę odcisnąć piętno na polskiej polityce tylko wtedy, gdy będziemy działać w sposób długotrwały i konsekwentny. Nie widzę osób, które dla własnej satysfakcji osłabiłyby ten proces. Polski głos przeciska się z dużym trudem – chcemy być dobrze zrozumiani na forum międzynarodowym, znaleźć dobre miejsce dla polskiego interesu na arenie międzynarodowej, mamy świadomość trudności i nie będziemy dokładać sobie kolejnych.
Z ciekawości – rozumie pan słowa Donalda Tuska, który pracę w Radzie Europejskiej określił mianem „dostania się do raju”?
Nie jestem pewien, czy powtórzyłby to dzisiaj – po pewnym czasie zapewne zauważył, że ta sytuacja jest bardziej złożona niż odczucia „rajskie”. Nie rozumiem tego typu deklaracji, na czym miałby polegać ten „raj”?. Pełnienie funkcji politycznej ma niewiele wspólnego z błogością, nie wiem, co miał na myśli.
Jak słyszeliśmy na taśmach - „odseparowanie się od tego syfu” w Polsce.
Dużo bardziej odpowiedzialną postawą byłoby naprawienie tego, co tak uwierało go w Polsce, a nie wyłączanie się z tego. W pewnym momencie swoich rządów premier Tusk miał olbrzymie możliwości, by tę sytuację w wielu wymiarach uzdrawiać.
My żyjemy dzisiaj w UE, która w przeciwieństwie do czasu początku naszego członkostwa jest daleka od raju. Wektory siły są przyłożone z coraz większą dosłownością.
Skoro rozmawiamy o Donaldzie Tusku – nowa dyplomacja będzie za tym, by został on na kolejne 2,5 roku w fotelu szefa Rady Europejskiej?
Byłoby źle, gdyby Polska stała się krajem, który wyjątkowo aktywnie przeciwdziałałby przedłużeniu kadencji. Z drugiej strony Tusk nie tylko nam, ale przede wszystkim innym przywódcom musi udowodnić, że jego obecność w Brukseli ma sens.
Do tej pory udowodnił?
Zdania są podzielone. Tak jak w przypadku von Rompuya było przekonanie, że przedłużenie kadencji jest rzeczą rutynową, tak w przypadku Tuska nie jest to oczywiste. Jest więcej otwartych komentarzy publicznych sugerujących, że nie musi być tego automatyzmu. Będziemy się temu przyglądali bez jakichkolwiek elementów chemii, która wydarzyła się między nami w kraju. Patrzymy na Tuska z perspektywy jednego z krajów członkowskich, który ma swoje interesy, swoją wizję UE i oceni Donalda Tuska tylko z tej perspektywy.
Last but not least. Co zrobić, by poruszyć sprawę wyjaśnienia przyczyn tragedii smoleńskiej także na arenie międzynarodowej?
Musimy dokładnie przejrzeć, co działo się w tej sprawie w administracji publicznej. Musimy wiedzieć, na czym stoimy, ale i nabrać wiarygodności w każdej dziedzinie. Recepcja rządów PiS, czasami celowo zaburzana, jest wyjątkowo niesprawiedliwa i musimy dokładać wiele wysiłku, by wyjaśniać naszym partnerom, co jest, a co nie jest naszym stanowiskiem.
Utartą tradycją w Polsce jest to, że część sił politycznych dyskredytuje rządzącą ekipę na arenie międzynarodowej. Wolałbym, by tak się nie stało, ale znam życie i wiem, że będzie z tym problem. Uzyskanie wiarygodności jest warunkiem koniecznym, by podjąć na poważnie zagadnienie 10/04. Dziś tej sprawy wszyscy się boją. Musimy stworzyć sytuację, w której politycy przestaną się obawiać i nabiorą przekonania, że mogą odegrać rolę i są w stanie kontrolować tę sprawę w sposób, który nie przyniósł niepożądanych skutków ubocznych. To wstęp do ewentualnego poszukiwania instrumentów do wyjaśnienia tej kwestii.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Strona 4 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/271409-nasz-wywiad-konrad-szymanski-nowy-minister-ds-europejskich-o-imigrantach-roli-berlina-pakiecie-klimatycznym-nord-stream-2-tusku-i-wyjasnieniu-1004-polecamy?strona=4