Scenariusz w którym Beata Szydło została kandydatką na premiera był naturalnym wnioskiem, jaki wyciągnięto na Nowogrodzkiej po niezwykle udanej kampanii prezydenckiej. Naturalnym, choć zaznaczmy, że wcale nie oczywistym, bo przecież bywały już kampanie, po których w PiS zrywano z mozolnie budowanym wizerunkiem i miotano się od ściany do ściany z przekazem dla Polaków.
Jeszcze w kwietniu, gdy wydawało się, że maksimum tego, na co stać Andrzeja Dudę to bardzo dobry (ale nie zwycięski) wynik w II turze wyborów, Jarosław Kaczyński badał najważniejsze osoby na prawicy pod kątem wystawienia Dudy jako kandydata na premiera. Było czymś oczywistym, że należy wykorzystać entuzjazm i energię, które udało się wytworzyć i zbudować wokół Prawa i Sprawiedliwości w kampanii wyborczej. Odpowiedzią miał być Andrzej Duda - kandydat na premiera.
Wyborcy zweryfikowali te plany, wszak Andrzej Duda wygrał wybory, ale nie zmieniły nastawienia w partii Kaczyńskiego. Krótko mówiąc, polega ono na prostym założeniu - sukces wyborczy trzeba wykorzystać maksymalnie, i oprzeć okołopisowską prawicę (i jej kampanię) wokół zwycięskich postaci - Andrzeja Dudy i właśnie Beaty Szydło, którą - słusznie - przedstawia się jako jednego z głównych architektów majowej wygranej.
Wiceszefowa Prawa i Sprawiedliwości wykonała w ostatnich miesiącach gigantyczny progres. Z polityka drugiego szeregu, oddelegowanego do mrówczej, czarnej roboty, mówiącego bez specjalnego przekonania i pasji, Beata Szydło stała się czołową postacią całej partii i środowisk skupionych wokół PiS.
Wątpliwości pojawiają się gdzie indziej.
Czytaj więcej na kolejnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Scenariusz w którym Beata Szydło została kandydatką na premiera był naturalnym wnioskiem, jaki wyciągnięto na Nowogrodzkiej po niezwykle udanej kampanii prezydenckiej. Naturalnym, choć zaznaczmy, że wcale nie oczywistym, bo przecież bywały już kampanie, po których w PiS zrywano z mozolnie budowanym wizerunkiem i miotano się od ściany do ściany z przekazem dla Polaków.
Jeszcze w kwietniu, gdy wydawało się, że maksimum tego, na co stać Andrzeja Dudę to bardzo dobry (ale nie zwycięski) wynik w II turze wyborów, Jarosław Kaczyński badał najważniejsze osoby na prawicy pod kątem wystawienia Dudy jako kandydata na premiera. Było czymś oczywistym, że należy wykorzystać entuzjazm i energię, które udało się wytworzyć i zbudować wokół Prawa i Sprawiedliwości w kampanii wyborczej. Odpowiedzią miał być Andrzej Duda - kandydat na premiera.
Wyborcy zweryfikowali te plany, wszak Andrzej Duda wygrał wybory, ale nie zmieniły nastawienia w partii Kaczyńskiego. Krótko mówiąc, polega ono na prostym założeniu - sukces wyborczy trzeba wykorzystać maksymalnie, i oprzeć okołopisowską prawicę (i jej kampanię) wokół zwycięskich postaci - Andrzeja Dudy i właśnie Beaty Szydło, którą - słusznie - przedstawia się jako jednego z głównych architektów majowej wygranej.
Wiceszefowa Prawa i Sprawiedliwości wykonała w ostatnich miesiącach gigantyczny progres. Z polityka drugiego szeregu, oddelegowanego do mrówczej, czarnej roboty, mówiącego bez specjalnego przekonania i pasji, Beata Szydło stała się czołową postacią całej partii i środowisk skupionych wokół PiS.
Wątpliwości pojawiają się gdzie indziej.
Czytaj więcej na kolejnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/256767-gambit-jaroslawa-kaczynskiego-otwiera-ciekawe-rozdanie-w-polskiej-polityce-beata-szydlo-ma-4-miesiace-by-udowodnic-ze-poradzi-sobie-w-roli-premiera?strona=1