Czy Andrzej Duda wygrał wybory dzięki internetowi? Paweł Szefernaker o kulisach kampanii prezydenckiej. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wPolityce.pl/Polsat News2
wPolityce.pl/Polsat News2

Andrzej Duda swoje prywatne konto na Twitterze prowadzi samodzielnie. Sam zamieszcza wpisy, sam odpisuje internautom i dziennikarzom. Co do kampanijnego konta – to bardzo często w trasie Dudabusu sugerował, by wrzucić jakieś zdjęcie, by zainteresować internautów czymś innym. Brał naprawdę aktywny udział w prowadzeniu tych profili.

Z tego punktu widzenia taki kandydat to duże ułatwienie. Andrzeja Dudę z pewnością łatwiej było namówić na nowinki techniczne niż Bronisława Komorowskiego czy choćby Jarosława Kaczyńskiego. Inne podejście, inne zwyczaje, inne pokolenie.

To było bardzo duże ułatwienie – wiadomo, że jeżeli mamy kandydata, który jest na co dzień aktywny w mediach społecznościowych, to łatwiej jest współpracować. Nie trzeba go było długo przekonywać do różnych pomysłów - myślę, że gdy Andrzej Duda widział, że pierwsze są trafione, tym chętniej zgadzał się na kolejne.

Był jakiś pomysł w tej kampanii, który wam nie wyszedł?

Był jeden pomysł, który nie do końca się nam udał zrealizować. Staraliśmy się między I a II turą nagrać spot do internetu, który miał opowiedzieć o kampanii z perspektywy kandydata. Gdybyśmy mieli 2-3 dni więcej, to zdążylibyśmy go bardziej wypromować, a tak to został okrojony i umieszczony w samej końcówce kampanii. Niestety, jej dynamika – debaty, objazdy powiatów, etc. - była taka, że nie wszystko się udało w stu procentach.

Z negatywnym odzewem spotkaliście się również po rocznicy katastrofy smoleńskiej, gdy po wieczornych obchodach uśmiechnięty Andrzej Duda pozował do selfie z blogerką Natalią Radulską.

To było coś bardzo naturalnego i pokazało, że Andrzej Duda sam korzysta z mediów społecznościowych i je rozumie. A negatywny odzew? Wracamy do początku naszej dyskusji – było mnóstwo rzeczy, które próbowano pompować przeciwko nam.

A skoro jesteśmy przy temacie selfie, to na początku kampanii Andrzej Duda obiecał mi, że jeśli wygra wybory, to pierwsze zdjęcie jako prezydent zrobi właśnie ze mną. I tak się stało. Można powiedzieć, że to była jego pierwsza dotrzymana wyborcza obietnica. (śmiech)

Sukcesem tej kampanii było przede wszystkim to, że ona nie była oderwana od internetowej społeczności. Można wydać na kampanię w internecie wielkie pieniądze, kilka milionów złotych, ale ona nie będzie miała żadnego przełożenia – generuje kliki, a nie ma realnego wpływu na wyborców.

My postawiliśmy na to, by na naszych oficjalnych kontach pojawiały się atrakcyjne filmy, które bez wielkiego sponsorowania trafiały do społeczności internetowej. Doszliśmy do wniosku, że jeżeli będziemy wytwarzać materiały, które będą przechodziły obok społecznych emocji i tego, czym żyją internauci, to nie będzie to miało najmniejszego sensu.

Jak się wyczuwa te nastroje?

Cieszę się, że zgłaszały się do nas osoby zaangażowane w blogosferę, które doradzały nam, w którym kierunku iść. Po drugie ważne było dla nas coś, co okazało się bezcenne w drugiej turze – czyli spotkanie kandydata z internautami przed pierwszą turą. Nie znaliśmy ich nazwisk, a jedynie nicki i miejscami było to zabawne, gdy ktoś podchodził do mnie podczas wieczoru i przedstawiał się właśnie nickiem. Mam nadzieję, że spotkanie było dla nich ważne; ktoś ich zauważył, docenił ich pracę i wysiłki i to zaprocentowało w ostatnich dniach kampanii. Przez bardzo długi czas na prawej stronie sceny politycznej była grupa ludzi, która działała sobie, obok działalności PiS. A w tej kampanii stworzyliśmy drużynę. Połączyliśmy siły.

Kiedy rozpoczęła się ta współpraca?

Na pierwszą konwencję w lutym zaprosiliśmy liderów opinii (zresztą nie tylko przychylnych Andrzejowi Dudzie) – był bardzo pozytywny oddźwięk. Przyjechało naprawdę sporo osób i to zaczęło żyć w sieci.

Ale pisowskiej prawicy nie było tak pełno w internecie we wcześniejszych kampaniach. Oddawaliście walkowerem. Jak się przekonuje sztab PiS do zainwestowania w tę dziedzinę?

Zaprezentowałem koncepcję, którą zaakceptowano. Zrealizowaliśmy ją. Po prostu. Bardzo się cieszę, że pani prezes Beata Szydło zaufała młodym ludziom, którzy działali w tej kampanii. Często to bywało tak, że przychodziłem z wypracowaną propozycją i szefowa sztabu mówiła: „Niech pan to robi, panie Pawle”. Gdyby nie jej otwartość to o sukces byłoby o wiele trudniej.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
12345
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych