Pan prezydent poluje, ale nie strzela. Wystarczy mu, że sobie popatrzy jak umierają zwierzęta? Cóż za szlachetność!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wykop.pl
fot. wykop.pl

O tym, że Bronisław Komorowski nie może żyć bez strzelania - wiadomo było od dawna. Że wymuszona w pierwszej kampanii prezydenckiej obietnica, kiedy to zadeklarował iż zamienia fuzję na aparat fotograficzny ciąży mu niczym kajdany - mówił sam już kilkakrotnie różnym tabloidom. Że jej nie dotrzymuje - ujawnił kilka miesięcy temu tygodnik „Do Rzeczy.”

CZYTAJ TEŻ: Bronisław Komorowski łamie obietnice złożone wyborcom i własnym wnukom. Nadal strzela. I to nie tylko gafy

No ale znów mamy kampanię wyborczą. A jakkolwiek kiepska jest działalność prezydenckiego sztabu, to akurat fakt, że temat polowań jest w niej wyjątkowo niewygodny - chyba do świadomości sztabowców dotarł. Choćby ze względu na fakt, że strzelania do zwierząt - jak wynika z badań - nie akceptuje 60 proc. Polaków. Być może  w kontekście prezydentury - są sprawy ważniejsze niż stosunek do zwierząt. Ale akurat to jest zagadnienie proste, i przeciętnemu wyborcy bliższe niż dywagacje o skutkach rozwiązania WSI czy ewentualnego wprowadzeniu euro. Bo zwierzęta - na szczęście - w większości lubimy. A przynajmniej uważamy, że powinniśmy je lubić. I to niezależnie czy jesteśmy wyborcami PO, PiS, czy SLD.

Dlaczego więc prezydent  sam, w zasadzie nie nagabywany, wrócił  na antenie TVN do niewygodnego tematu? Nie wykluczam iż dysponuje nieoficjalną wiedzą, że któryś z jego kontrkandydatów lub też jakieś nie do końca życzliwe medium zamierza uderzyć w ten słaby punkt. I usiłował rozbroić bombę. Bo wie, że w tej kwestii ciężko mu będzie liczyć na wsparcie ze strony Gazety Wyborczej, Polityki, czy nawet samego TVN -u.

Więc próbował „ucieczki do przodu” tyle, że wyjątkowo nieudolnie. Bo szczerze mówiąc zapewnienie, że polowanie nie musi polegać na strzelaniu i że on sam uczestniczy w różnych innych czynnościach, ale na spust nie naciska - brzmi absurdalnie.

CZYTAJ:Tak Komorowski dotrzymuje obietnic: „Poluję z synami i zięciem… ale nie strzelam”. Prawdomówny jak Clinton?

Nawet gdyby uwierzyć, że to prawda - to znaczy, że co? Że jeździ z kolegami i synami i patrzy, jak ci pociągają za cyngiel? A potem może dobija ranną zwierzynę? Pomaga obdzierać ze skóry? Czy tylko po strzale biegnie popatrzeć, jak sarna jeleń, czy dzik oddaje ostanie tchnienie? Bo to takie super przeżycie? Bo daje poczucie siły? Dominacji? Pozwala poczuć się „panem stworzenia? Drapieżcą? Jaskiniowcem? Henrykiem IV na łowach?

To tłumaczenie z gatunku tych, których kiedyś „używał” Donald Tusk, że w młodości palił marihuanę, ale się nie zaciągał…

To tak jak gdyby ktoś tłumaczył, że był świadkiem gwałtu, ale przecież sam nie gwałcił, tylko się przyglądał.

Jakby był świadkiem napadu na bezbronnego przechodnia i napawał się widokiem przemocy… A potem tłumaczył, że sam nie bił.

Osobiście śmiem przypuszczać, że prawda jest znacznie prostsza…

Tak, czy owak - różne rzeczy sprawiają ludziom przyjemność. Ale nikt mnie nie przekona, że zabijanie dla przyjemności jest rozrywką szlachetną.

Ekologia i tak jest w naszym kraju traktowana przez rządzących po macoszemu. Być może dlatego, że polski Sejm ma wyraźną nadreprezentację myśliwych. Jak ustalił tygodnik Polityka - członkami Polskiego Związku Łowieckiego jest 1/5 posłów. Parlamentarny zespół ds. Kultury i Tradycji Łowiectwa liczy 44 osoby - 35 posłów i 9 senatorów, Być może dlatego procedowana właśnie nowelizacja prawa łowieckiego - przebiega pod dyktando tego gremium. Nawet oczywista wydawałoby się poprawka, by w polowaniach nie mogły uczestniczyć dzieci, by nie narażać ich psychiki na niepotrzebną brutalność - padła- pod naciskiem argumentów, że myśliwi najlepiej sami wiedzą jak wychowywać swoje dzieci. I że to takie patriotyczne…

CZYTAJ TEŻ: Wychowanie przez zabijanie - czyli myśliwska wersja nauki „patriotyzmu”…

Zresztą za rządów PO żadna ustawa poprawiająca byt zwierząt nie może jakoś wejść w życie. Choćby nieszczęsny ubój rytualny.- przywrócony przez Trybunał Konstytucyjny mógłby jednym rozporządzeniem zostać ograniczony do celów religijnych - o co od kilku miesięcy apelują obrońcy zwierząt. Ale rząd milczy. Mimo wcześniejszych deklaracji Ewy Kopacz, że jest temu procederowi przeciwna, i że nie może znieść ich krzywdy.

Ale co w tym dziwnego, skoro głowa państwa biega po lesie z fuzją (o przepraszam - oficjalnie bez) i marzy o kolejnych krwawych trofeach. No cóż, jaki prezydent - takie hobby…

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych