Wychowanie przez zabijanie - czyli myśliwska wersja nauki "patriotyzmu"...

fot. pracownia.org.pl
fot. pracownia.org.pl

Uczyć dziecko patriotyzmu – szczytna idea. Ale zasłaniać się nim , by wciągać dzieci w świat brutalnych praktyk myśliwskich – to już szczyt hipokryzji. Niestety takie myślenie wciąż pokutuje. Nie tylko na wsi, ale i w polskim Sejmie.

Na marginesie ważnych spraw toczy się praca nad nowelizacją prawa łowieckiego. W specjalnej podkomisji  pod kierownictwem - a jakże - Stanisława Żelichowskiego, który w zamiłowaniu do strzelania do zwierząt może konkurować z samym prezydentem Komorowskim - posłowie zastanawiają się czy właściciele gruntów mają prawo nie zgodzić się na polowania na swoim własnym terenie. Czy też takiego prawa nie mają…

Zagadnienie samo w sobie ciekawe. Żeby w państwie, które ponoć szanuje prywatną własność - taka rzecz wymaga specjalnej ustawy…

Ale przy okazji na ostatnim posiedzeniu (19 marca) odbyła się ciekawa dyskusja na temat wychowania. Zaczęło się od tego, że Paweł Suski, szef sejmowego zespołu przyjaciół zwierząt zaapelował, by za jednym zamachem uregulować w prawie kwestię udziału dzieci w polowaniach.

Wydawać by się mogło, że jest to jakiś element tradycji łowieckiej, utrzymywania tej tradycji, ale po wielu rozmowach w trakcie procedowania projektu poselskiego, jak i kolejnych zmian przedstawionych w tej chwili przez rząd, postanowiłem zabrać głos w tej sprawie.

– powiedział.

Przypomniał, że w  ustawie o ochronie zwierząt art. 34 ust. 4 pkt 2 wyklucza udział dzieci w uboju i uśmiercaniu zwierząt kręgowych. Dotyczy to i uboju zwierząt gospodarskich w gospodarstwach i uboju zwierząt w ubojni.

Polowanie jest również aktem uśmiercania. Jest to akt, który we wstępnej fazie jest przygotowywany, a po dokonaniu strzału jest sprawianie zwierzyny

— przypomniał. I odwołał się do własnych doświadczeń.

Sam jestem „ofiarą” tego, że mój ojciec był myśliwym i zmuszał mnie do obecności podczas polowania i do uczestniczenia w nim. Jak widzicie państwo – skutek jest odwrotny, bo kiedy osiągnąłem pełnoletniość, nie skorzystałem z prawa, żeby zostać myśliwym. I wierzcie mi państwo, że to jest bardzo drastyczna forma oddziaływania na psychikę dziecka.

Po czym zaapelował:

Wydaje się, i postawię tu wniosek kategoryczny, iż w prawie łowieckim należałoby zabronić udziału dzieci w tego typu polowaniach.

No i się zaczęło. Pierwszy zaatakował go Tomasz Kulesza z PO (myśliwska mania toczy wszystkie kluby - od prawa do lewa).

Drogi Pawle, to, co usłyszałem, nie godzi tylko w Polski Związek Łowiecki, w wielowiekową tradycję związaną z tym kawałkiem dziedzictwa narodowego, jakim jest łowiectwo, ale godzi też w zdrowy rozsądek.

— zagrzmiał obrońca “tradycji.”

Jak istnieje nasza cywilizacja, tak istnieje polowanie. Jak istnieje cywilizacja, istnieje polowanie zbiorowe. Na tym polowaniu zbiorowym zawsze pojawiają się naganiacze. Nie słyszałem w ostatnim czasie, żeby jakiekolwiek dziecko – aczkolwiek dzieci nie biorą udziału w nagance, większość to są ludzie dorośli – poniosło jakiś uszczerbek na zdrowiu fizycznym czy też psychicznym. Natomiast słyszałem – i wiem to z własnego doświadczenia – że w tej 120-tysięcznej armii polskich myśliwych zdecydowana większość kół, do których ci ludzie należą, prowadzi zajęcia dydaktyczne, wychowawcze, patriotyczne. I na to powinno się zwrócić uwagę. Na aspekt związany z dydaktyką i wychowaniem (patrz: ochrona przyrody) a nie na jakieś wysnute nie wiadomo skąd sytuacje związane z zagrożeniem w zdrowiu psychicznym czy też zagrożeniu fizycznym dzieci uczestniczących w różnego rodzaju programach stworzonych przez Polski Związek Łowiecki i przez polskich myśliwych.

—- tokował.

I uderzył w starą nutę myśliwych o rzekomym zamiłowaniu tego środowiska do przyrody i wiekopomnych zasług w jej ochronie… Ale w tej retoryce przebił go Marek Balt z SLD.

Wychowałem się w tradycyjnym polskim domu, gdzie na niedzielę był rosół z kury, był pasztet z królika prawdziwego, a nie z papieru toaletowego. Mam prośbę do kolegów. Jeżeli wy chcecie w takiej formule wychowywać swoje dzieci – bo macie do tego prawo – proszę bardzo, ale nie narzucajcie tego innym, którzy chcą wychowywać swoje dzieci w prawdziwym świecie, w świecie, w którym nasza cywilizacja trwa od kilkunastu tysięcy lat, a może i wcześniej te praktyki, które do dzisiaj są stosowane, były, bo gwarantowały normalne życie, przeżycie i zdrowe życie zgodnie z naturą. Nie zgadzam się na zmianę prawdziwego życia na życie plastykowe z torebki foliowej. I nie zgadzam się, żeby całe społeczeństwo było wychowywane w sztucznym świecie, w świecie wyprodukowanym w korporacji, a nie w naturze.

Co ma wspólnego udział dzieci w polowaniach z jedzeniem z supermarketu - trudno dociec. Ale liczy się skojarzenie – myśliwi: natura, tradycja, ich przeciwnicy oszołomy, wielbiciele żywności syntetycznej.

Tymczasem psychologowie zwracają uwagę, że udział dzieci w polowaniach i obecność przy zabijaniu zwierząt, w imię niejasnych dla nich intencji, jest szkodliwe i niedopuszczalne ze względu na rozwojową niedojrzałość psychiczną dzieci.

Uczestnictwo dzieci w wysoce zorganizowanych i technologicznie zaawansowanych procedurach masowego zabijania zwierząt rani i deformuje ich naturalną wrażliwość, zdolność do współczucia i empatii, a także szacunek dla świata przyrody. Dlatego właśnie w programach edukacyjnych szkół podstawowych i średnich nie umieszcza się przecież wycieczek do rzeźni

—stwierdza psycholog, Wojciech Eichelberger.

Z każdym kolejnym polowaniem dziecko uczy się, że zadawanie bólu i cierpienia, zabijanie zwierząt, może być źródłem satysfakcji, dumy z siebie, zadowolenia, uznania ze strony innych. Czy tego chcemy uczyć dzieci?

– pyta psycholog, dr Aleksandra Piotrowska.

Ciekawe swoją drogą, że gdy chodzi o krwawe rytuały myśliwskie, hołdujące atawistycznym zamiłowaniom do zabijania – wtedy wara wszystkim od prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z przekonaniami! Ale gdy idzie o politykę “równościową” , czy przymusowe upychanie sześciolatków w szkołach, a to co innego…Wtedy mamy postęp I tolerancję, a rodzice nie mają nic do gadania. Ot, kolejny przykład “moralności Kalego”.

Na słabość tej “tradycjonalistycznej argumentacji “ zwróciła uwagę obecna na posiedzeniu komisji Dorota Wiland z Fundacji na Rzecz Ochrony Zwierząt IUS ANIMALIA.

Wypowiedzi panów posłów są – delikatnie mówiąc – zupełnie nietrafione, bo jeżeli mówimy o tradycji, to wielowiekową tradycją było np. bicie dzieci. A nikt w dzisiejszym świecie już nie mówi o tym, że dzieci wolno bić, że dzieci wolno wystawiać na okrucieństwo.

– powiedziała. Polemiki nie było.

Inny ekolog pokazał wielbicielom „myśliwskiej .zdrowej żywności” zdjęcia rentgenowskie kiełbasy, w której widać kilkaset odłamków ołowiu.

Ale posłowie - myśliwi te uwagi puścili mimo uszu. I nie ma się czemu dziwić. Przecież mają pewność, że w państwie, w na czele którego stoi wciąż Gajowy z dubeltówką - strzelać mogą do woli. Do wszystkiego co się rusza. Jak im się skończą dziki, to pewnie przyjdzie czas na łosie, wilki, żubry… A w razie czego zawsze można komuś ustrzelić na podwórku psa.

A dzieci – niech patrzą i uczą się “prawdziwego” życia… Niech żyje edukacja III RP!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych