TYLKO U NAS. „Latający cyrk Nielsena”. Prezes TVP Jacek Kurski ostro o badaniach oglądalności. NASZ WYWIAD

Prezes TVP Jacek Kurski, fot. Fratria
Prezes TVP Jacek Kurski, fot. Fratria

Nie przeczę, że część widowni, szczególnie tej o poglądach liberalnych przestała nas oglądać. W tym samym momencie jednak do TVP powróciło bardzo wielu widzów konserwatywnych z terenów Polski prawicowej, czy nazwijmy ją nawet „pisowskiej” biorąc pod uwagę wyniki ostatnich wyborów. Problem polega na tym, że badania, które przeprowadza Nielsen Audience Measurement wykazują spadki i odpływ widzów wielkomiejskich i liberalnych, a nie notują powrotu ludzi, którzy telewizje publiczną odkryli na nowo, konserwatywnych i z mniejszych ośrodków

— mówi w wywiadzie z portalem wPolityce.pl Jacek Kurski, prezes TVP.

wPolityce.pl: Panie prezesie, w lutowym wywiadzie dla tygodnika „wSieci” powiedział pan, że „oglądalność TVP może być sztucznie zaniżana”. Czy teraz podtrzymuje Pan to zdanie?

Jacek Kurski, prezes TVP: Problem ma charakter szerszy i systemowy. Fundamentem III RP było kłamstwo i tworzenie alternatywnej rzeczywistości w sferze faktów i kultury, która wzmocniona przekazem w mediach stawała się polityczną rzeczywistością. I panowała przez ćwierć wieku. Elementem tej kontrrzeczywistości, obok propagandy politycznej, było eksponowanie świata fałszywych autorytetów, reglamentowanie prestiżu w zamkniętym gronie, pedagogika wstydu, pielęgnowanie kompleksów wobec zachodu, donosy na Polskę, wzajemna promocja nagród i wyróżnień itd. Niezbędnym ogniwem i warunkiem sukcesu tego układu był system sondaży i pomiarów. Tworzyło się „fakty prasowe” (pamięta Pan cudny bon mot Geremka?) a potem linczowało przeciwników za pomocą sondaży wsród zdezinformowanego społeczeństwa.

Jak to więc możliwe, że ten szczelny układ został przerwany i PiS jednak wygrał wybory?

Trzecia RP przegrywała już nawet dwa razy, zawsze na krótko - w 1991 tylko na pół roku i w 2005 na dwa lata, ale zawsze odzyskiwała pole właśnie dzięki totalnemu linczowi i tworzeniu kontrrzeczywistości. Jej recydywa uderza nas na codzień, nawet teraz. Przykłady z tego tygodnia: Próba wmówienia Polakom oraz opinii publicznej zachodu że w antyrządowej demonstracji w Polsce wzięło udział ćwierć miliona ludzi, podczas gdy było ich 5 razy mniej. Gdyby nie determinacja policji wspartej przez telewizję publiczną nie udałoby się zdemaskować tego kłamstwa. Wzbudzana byłaby polityczna dynamika na podstawie wyssanego z palca kłamstwa. Innym przykładem jest oczekiwana publikacja nowego ratingu Polski agencji Moody’s. Po przypadku Standard&Poor’s wiemy, że realia gospodarki nie mają żadnego znaczenia, a liczy się wyłącznie polityczne zamowienie ze strony sił, które wiedzą, że stracą miliardy gdy zostaną ukrócone gigantyczne transfery dokonywane przez lata kosztem polskiego społeczeństwa za granicę. Podobnie odbieram próbę dyskredytacji telewizji publicznej, jako nagonkę nieprzychylnych nam mediów wykorzystującą niemiarodajne pomiary rzekomego spadku naszej oglądalności.

Czy nie dopuszcza pan do siebie myśli, że część widzów rzeczywiście mogła przestać oglądać telewizję publiczną?

Nie przeczę, że część widowni, szczególnie tej o poglądach liberalnych przestała nas oglądać. Jestem realistą, a poza tym uważam, że tylko prawda jest ciekawa. W tym samym momencie jednak do TVP powróciło bardzo wielu widzów konserwatywnych z terenów Polski prawicowej, czy nazwijmy ją nawet „pisowskiej” biorąc pod uwagę wyniki ostatnich wyborów. Wiemy to z przypływu reakcji i odzewu na nasze programy. Problem polega na tym, że badania, które przeprowadza Nielsen Audience Measurement wykazują spadki i odpływ widzów wielkomiejskich i liberalnych, a nie notują powrotu ludzi, którzy telewizje publiczną odkryli na nowo, konserwatywnych i z mniejszych ośrodków. O ile w przypadku Standard and Poor’s ws. ratingu polskiej gospodarki czy groteskowych tweetów Hanny Gronkiewicz Waltz nt. frekwencji na marszu KOD można mówić o kłamstwie z premedytacją, o tyle w przypadku Nielsena chcę wierzyć, że chodzi wyłącznie o ignorancję, której konsekwencją jest złe, niereprezentatywne rozmieszczenie paneli badawczych tej pracowni głownie w miastach i w ich okolicach. 

W ostatnich latach nie było jednak takiego problemu, a teraz jest. Dlaczego?

Problemu nie było, dopóki przekaz telewizji publicznej Kraśki, Tadli i Lisa niewiele się różnił od Polsatu czy TVN. Wkładano wiele sił w to, by kierować ofertę programową do podobnego widza i zrywać komunikację z dużą częścią polskiego społeczeństwa. To ujednolicenie nie wyszło TVP na dobre, ale wtedy te telewizje można było mierzyć podobną miarą. W momencie, gdy 8 stycznia nastąpiła zmiana w mediach publicznych - podział polityczny w jeszcze większym stopniu pokrył się z podziałem medialnym. Tak było też do tej pory, ale na obszarze mediów niszowych. Ktoś, kto oglądał telewizję Republika albo Trwam, prawie w ogóle nie oglądał TVN24. I na odwrót. Teraz to zjawisko rozciągnęło się na media publiczne kontra komercyjne. Do 8 stycznia wskazania Nielsena też musiały odbiegać od prawdy, ale nie tak dramatycznie, jak teraz.

ciąg dalszy na następnej stronie ===>

1234
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych