Laudacja Adama Michnika, wygłoszona podczas wręczenia Bronisławowi Komorowskiemu tytułu Człowieka Roku „Gazety Wyborczej” (na „kameralnej” uroczystości) powinna zapisać się nie tylko w historii tegorocznej kampanii prezydenckiej, ale w historii polskiej polityki i publicystyki w ogóle. Michnik jest, jak wiadomo, publicystą zdolnym (choć od wielu lat bywa też nieznośnie patetyczny i po prostu nudny), jednak tak lapidarne ujęcie całości sprawy jak w jego krótkim tekście jest unikatowe.
W artykule mierzącym ledwo kilka akapitów (w tym długi cytat z wiersza Miłosza) Michnik odpowiedział na wiele pytań. Między innymi na następujące:
Dlaczego Komorowski przegrał?
Jak głęboka jest pycha bliskich mu środowisk?
Czy te środowiska rozumieją przyczyny własnej porażki?
Jaki jest ich plan i zamiary wobec tych, którzy nie podzielają ich poglądów? I wiele, wiele innych.
Gdyby odrzeć Michnikową laudację z retoryki (nie tak zresztą całkiem eleganckiej), to można by ją sprowadzić do prostego i klarownego przesłania: „Jakieś buractwo, chamstwo i gówniarstwo ośmieliło się nie wybrać zalecanego przez nas kandydata na prezydenta, któregośmy namaścili, bo jest najlepszy, a jest najlepszy, bo myśmy go namaścili; ale spokojnie, jak tylko władza wróci w nasze ręce, już my tym gnojom pokażemy”. I właściwie nie całkiem rozumiem, dlaczego Michnik nie wyrecytował po prostu tych kilku prostych zdań. Miałyby jednak większą siłę rażenia.
No, ale skoro wygłosił dłuższą laudację, to pochylmy się nad nią. Najpierw zatem Michnik cytuje komentarz z Giewu, podsumowujący wybory prezydenckie:
Te wybory pokazały, że większości wyborców nie wystarcza Polska stabilizacji; wzrostu gospodarczego; demokracji i praw obywatelskich; tolerancji; mediów pluralistycznych i wolnych od cenzury; Polska niepodległa, zabezpieczona przynależnością do UE i NATO; wolna od konfliktów religijnych i etnicznych; szanowana w stolicach innych krajów.
Mamy zatem tę samą wizję Polski jako raju na ziemi, krainy powszechnej szczęśliwości, którą Komorowski wciskał wyborcom i przez to wybory przegrał, bo dla wielu spośród nich była to zwykła nachalna propaganda rozjeżdżająca się brutalnie z ich codziennym doświadczeniem. Nie ma jednak u Michnika żadnej refleksji nad rzeczywistym stanem państwa (nie jednostronnie krytycznej, ale choćby wskazującej, że przecież przy okazji sukcesów jest też wiele porażek) ani nad tym, dlaczego Polacy, tak ponoć szczęśliwi, nie chcieli kontynuacji tej znakomitej polityki. A przecież samo narzuca się pytanie: skoro tak niepomiernie szczęśliwa Polska im „nie starcza”, to czego chcieliby więcej?
Dalszy ciąg na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Laudacja Adama Michnika, wygłoszona podczas wręczenia Bronisławowi Komorowskiemu tytułu Człowieka Roku „Gazety Wyborczej” (na „kameralnej” uroczystości) powinna zapisać się nie tylko w historii tegorocznej kampanii prezydenckiej, ale w historii polskiej polityki i publicystyki w ogóle. Michnik jest, jak wiadomo, publicystą zdolnym (choć od wielu lat bywa też nieznośnie patetyczny i po prostu nudny), jednak tak lapidarne ujęcie całości sprawy jak w jego krótkim tekście jest unikatowe.
W artykule mierzącym ledwo kilka akapitów (w tym długi cytat z wiersza Miłosza) Michnik odpowiedział na wiele pytań. Między innymi na następujące:
Dlaczego Komorowski przegrał?
Jak głęboka jest pycha bliskich mu środowisk?
Czy te środowiska rozumieją przyczyny własnej porażki?
Jaki jest ich plan i zamiary wobec tych, którzy nie podzielają ich poglądów? I wiele, wiele innych.
Gdyby odrzeć Michnikową laudację z retoryki (nie tak zresztą całkiem eleganckiej), to można by ją sprowadzić do prostego i klarownego przesłania: „Jakieś buractwo, chamstwo i gówniarstwo ośmieliło się nie wybrać zalecanego przez nas kandydata na prezydenta, któregośmy namaścili, bo jest najlepszy, a jest najlepszy, bo myśmy go namaścili; ale spokojnie, jak tylko władza wróci w nasze ręce, już my tym gnojom pokażemy”. I właściwie nie całkiem rozumiem, dlaczego Michnik nie wyrecytował po prostu tych kilku prostych zdań. Miałyby jednak większą siłę rażenia.
No, ale skoro wygłosił dłuższą laudację, to pochylmy się nad nią. Najpierw zatem Michnik cytuje komentarz z Giewu, podsumowujący wybory prezydenckie:
Te wybory pokazały, że większości wyborców nie wystarcza Polska stabilizacji; wzrostu gospodarczego; demokracji i praw obywatelskich; tolerancji; mediów pluralistycznych i wolnych od cenzury; Polska niepodległa, zabezpieczona przynależnością do UE i NATO; wolna od konfliktów religijnych i etnicznych; szanowana w stolicach innych krajów.
Mamy zatem tę samą wizję Polski jako raju na ziemi, krainy powszechnej szczęśliwości, którą Komorowski wciskał wyborcom i przez to wybory przegrał, bo dla wielu spośród nich była to zwykła nachalna propaganda rozjeżdżająca się brutalnie z ich codziennym doświadczeniem. Nie ma jednak u Michnika żadnej refleksji nad rzeczywistym stanem państwa (nie jednostronnie krytycznej, ale choćby wskazującej, że przecież przy okazji sukcesów jest też wiele porażek) ani nad tym, dlaczego Polacy, tak ponoć szczęśliwi, nie chcieli kontynuacji tej znakomitej polityki. A przecież samo narzuca się pytanie: skoro tak niepomiernie szczęśliwa Polska im „nie starcza”, to czego chcieliby więcej?
Dalszy ciąg na następnej stronie.
Strona 1 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/256787-laudacja-michnika-czyli-jak-strzelic-sobie-w-stope