Nie wierzę w to, by Lech Kaczyński zginął naturalną śmiercią. Jestem pewny, że chodziło o pozbycie się głównej szpicy polskiej, która byłaby bardzo wartościowa w przyszłości. Jedyną możliwością było wysadzenie tego samolotu w powietrze. I on został wysadzony, on nie rozbił się na sośnie, gruszce, czy brzozie. On był wysadzony. Do dziś nie wiadomo, co działo się w czasie remontu w Samarze, w warsztatach człowieka powiązanego z Putinem. Sądzę, że zamach w Smoleńsku był z premedytacją zaplanowany
— tłumaczy, rzucając cień podejrzeń na Rosję.
To zostało tak przygotowane, by nikt nie przeżył. Niestety do dziś są trudności, by zbadać dokładnie co tam się stało. Świadków nie ma, Rosjanie zablokowali możliwość wyjaśnienia tej sprawy, zablokowano powołanie międzynarodowej komisji śledczej. I zamieciono tę sprawę pod dywan
— zaznacza generał.
Pytany o to, jak postrzega Rosję Gryf wraca do wojny z 1920 roku, agresji ZSRS, II RP i Katynia.
Zabili nam bardzo dzielnych synów ojczyzny, wymordowali jak bydło. Strzelali w łeb, wiązali ręce i wykańczali tych, którzy dla Rosji byli niebezpieczni. Gdy wojna się skończyła, nie doczekaliśmy się wolności, ale kolejnych dekad zniewolenia sowieckiego. Tak długo to trwało, że komuna weszła w naród. Nawet gdy komuna się niby skończyła, ona została w kraju, na stanowiskach zostali ci sami ludzie, mentalnie komuna okazała się silniejsza niż sądzono. Z komuny niestety stworzyła się polska arystokracja. Ta prawdziwa elita została zamordowana, bo to byli wrogowie komuny. Zginęli zwykli ludzie, niemal cała inteligencja. Ze Wschodu na ich miejsce przyszli głównie prymitywni ludzie, którzy zostali awansowani ze środowiska robotniczego na wysokie stanowiska. I zaczęli dominować, stworzyli klasę arystokracji, czy oligarchii. Oni mieli dobre warunki życia, gdy reszta zdychała z głodu. To trwało aż do 1989 roku. A i wtedy nic się nie zmieniło. To samo towarzystwo, jak się okazuje siedzi na najważniejszych stanowiskach do dziś. I pomimo wolności, żyjemy jak pod jakąś chmurą, której nie sposób się pozbyć
— tłumaczy.
Z wojny wyszliśmy bez elit. Za czasów rządów Buzka pracowałam w jego gabinecie politycznym przy programie katyńskim w 60.rocznicę zbrodni. Gdy zaczęłam się w to wgryzać, włosy jeżyły się na głowie. Okazywało się, że nasza elita została wybita w pień. Przynajmniej 22 tys. Polaków o najwyższym cenzusie zginęło w zbrodni katyńskiej, kolejnych 28 tysięcy tego rodzaju Polaków zamordowano w Mathausen. To już daje 50 tys. przedstawicieli elity. A to dopiero początek, hekatomba duchowieństwa polskiego w Dachau. Nie mamy elit, nie mamy ludzi, których format pretenduje do objęcia najważniejszych funkcji w państwie. To musimy wciąż odbudowywać
— włącza się kolejny raz Agnieszka Bogucka.
I dodaje, że w jej ocenie „jedyną naszą szansą Polaków jest odejście od politycznej poprawności”.
Trzeba z tym skończyć. Jeśli chcemy Kościoła w życiu publicznym, jeśli chcemy zasad chrześcijańskich w życiu publicznym, to mówmy o tym, walczmy o to. Polakami jesteśmy wtedy, gdy jesteśmy chrześcijanami. Musimy bronić wartości. Gdy tego nie obronimy, leżymy tak samo, jak wszystkie państwa europejskie. Wchodzą do Europy różni ekstremiści i rozwalają kraje, społeczeństwa. Dlaczego tak robią? Bo te kraje odeszły od wartości. Zachód, jego wyuzdanie, odejście od zasad sprowokował takie zjawiska i ruchy jak Państwo Islamskie. Zachód przestał uznawać jakiekolwiek świętości
— podkreśla Bogucka. I dodaje, że cieszy się z tego, że prezydent elekt Andrzej Duda tak chętnie prezentuje się jako człowiek wierzący.
Czyni to wręcz demonstracyjnie. To jest właśnie ta droga, którą Polska i Polacy powinni iść. Polacy albo obronią wartości, albo nie będzie nas wcale. To mówił Prymas Hlond, czy Jan Paweł II. I słynne „non possumus” Prymasa Tysiąclecia. Dlaczego mamy mieć państwo świeckie, jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi? Dlaczego nie możemy żyć po swojemu? Powinniśmy przestać się bać żyć na własnych zasadach. Musimy stanąć bardzo mocno w obronie naszych narodowych wartości. Gdyby wypruć z nas chrześcijaństwo nic nie zostanie
— przestrzega.
Oboje mają wiele krytycznych uwag wobec polskiego państwa. Bogucka przyznaje, że rządzący dziś Polską nie dbają o interesy obywateli, zaś kraj jest wystawiony na pastwę silnych grup wpływu.
Biedni ludzie i emeryci żyją w nędzy, nie mogą wyjść z długów. Pożyczają pieniądze na leki i nie mogą spłacić. Ludzie nie mają na leki, na mieszkanie, na rachunki. Nie mają na dzieci. Oni często nie żyją, ale wegetują. Dlaczego tak to wygląda? Dlaczego inni ludzie robią miliony i żyją jak królowie? Rząd sprzyja rozwarstwieniu społeczeństwa. Mała grupa zarabia ogromne pieniądze, a reszta zdycha z głodu. To jest niestety nasza Polska. Jednak tego nie można mówić publicznie, to temat tabu. W 2002 roku pisałem, że boli mnie, że żyję w kraju, który jest wolny, ale naprawdę pozostał zniewolony. Pisałem, że czekam aż Polska będzie Polską, ponieważ nasz kraj nie jest taki, jak bym chciał, żeby był. Mi się to nie podoba
— mówi zasmucony Gryf.
I dodaje:
Kiszczakowi płacą wiele tysięcy złotych co miesiąc za to, że mordował Polaków. Jaruzelskiemu też płacili. Mają wille, dacze, majątki, posiadłości. I status społeczny. A inni ludzie nie mają nic, nawet zasłużeni w walce o wolność Polski.
Brochwicz Lewiński wskazuje i na kolejny problem, ucieczki ludzi młodych z kraju.
Setki tysięcy młodych opuściło kraj. Wyjeżdżają pojedyncze osoby, całe rodziny, by zarobić parę groszy, by odłożyć na mieszkanie. I tam mają szanse na normalne życie, często kupują mieszkanie i zostają. Dla wielu Polaków to jest możliwe jedynie za granicą. Tu dużo ludzi nie może nawet jechać na urlop, bo nie ma za co. To jest przykre. Ludzie nie mogą wyżyć w Polsce. Ludzie nie mają co jeść, nie mogą kupić biletów, więc muszą ganiać na piechotę czy jeździć rowerem. Niestety tak często wygląda nasza ojczyzna
— przyznaje Gryf.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie wierzę w to, by Lech Kaczyński zginął naturalną śmiercią. Jestem pewny, że chodziło o pozbycie się głównej szpicy polskiej, która byłaby bardzo wartościowa w przyszłości. Jedyną możliwością było wysadzenie tego samolotu w powietrze. I on został wysadzony, on nie rozbił się na sośnie, gruszce, czy brzozie. On był wysadzony. Do dziś nie wiadomo, co działo się w czasie remontu w Samarze, w warsztatach człowieka powiązanego z Putinem. Sądzę, że zamach w Smoleńsku był z premedytacją zaplanowany
— tłumaczy, rzucając cień podejrzeń na Rosję.
To zostało tak przygotowane, by nikt nie przeżył. Niestety do dziś są trudności, by zbadać dokładnie co tam się stało. Świadków nie ma, Rosjanie zablokowali możliwość wyjaśnienia tej sprawy, zablokowano powołanie międzynarodowej komisji śledczej. I zamieciono tę sprawę pod dywan
— zaznacza generał.
Pytany o to, jak postrzega Rosję Gryf wraca do wojny z 1920 roku, agresji ZSRS, II RP i Katynia.
Zabili nam bardzo dzielnych synów ojczyzny, wymordowali jak bydło. Strzelali w łeb, wiązali ręce i wykańczali tych, którzy dla Rosji byli niebezpieczni. Gdy wojna się skończyła, nie doczekaliśmy się wolności, ale kolejnych dekad zniewolenia sowieckiego. Tak długo to trwało, że komuna weszła w naród. Nawet gdy komuna się niby skończyła, ona została w kraju, na stanowiskach zostali ci sami ludzie, mentalnie komuna okazała się silniejsza niż sądzono. Z komuny niestety stworzyła się polska arystokracja. Ta prawdziwa elita została zamordowana, bo to byli wrogowie komuny. Zginęli zwykli ludzie, niemal cała inteligencja. Ze Wschodu na ich miejsce przyszli głównie prymitywni ludzie, którzy zostali awansowani ze środowiska robotniczego na wysokie stanowiska. I zaczęli dominować, stworzyli klasę arystokracji, czy oligarchii. Oni mieli dobre warunki życia, gdy reszta zdychała z głodu. To trwało aż do 1989 roku. A i wtedy nic się nie zmieniło. To samo towarzystwo, jak się okazuje siedzi na najważniejszych stanowiskach do dziś. I pomimo wolności, żyjemy jak pod jakąś chmurą, której nie sposób się pozbyć
— tłumaczy.
Z wojny wyszliśmy bez elit. Za czasów rządów Buzka pracowałam w jego gabinecie politycznym przy programie katyńskim w 60.rocznicę zbrodni. Gdy zaczęłam się w to wgryzać, włosy jeżyły się na głowie. Okazywało się, że nasza elita została wybita w pień. Przynajmniej 22 tys. Polaków o najwyższym cenzusie zginęło w zbrodni katyńskiej, kolejnych 28 tysięcy tego rodzaju Polaków zamordowano w Mathausen. To już daje 50 tys. przedstawicieli elity. A to dopiero początek, hekatomba duchowieństwa polskiego w Dachau. Nie mamy elit, nie mamy ludzi, których format pretenduje do objęcia najważniejszych funkcji w państwie. To musimy wciąż odbudowywać
— włącza się kolejny raz Agnieszka Bogucka.
I dodaje, że w jej ocenie „jedyną naszą szansą Polaków jest odejście od politycznej poprawności”.
Trzeba z tym skończyć. Jeśli chcemy Kościoła w życiu publicznym, jeśli chcemy zasad chrześcijańskich w życiu publicznym, to mówmy o tym, walczmy o to. Polakami jesteśmy wtedy, gdy jesteśmy chrześcijanami. Musimy bronić wartości. Gdy tego nie obronimy, leżymy tak samo, jak wszystkie państwa europejskie. Wchodzą do Europy różni ekstremiści i rozwalają kraje, społeczeństwa. Dlaczego tak robią? Bo te kraje odeszły od wartości. Zachód, jego wyuzdanie, odejście od zasad sprowokował takie zjawiska i ruchy jak Państwo Islamskie. Zachód przestał uznawać jakiekolwiek świętości
— podkreśla Bogucka. I dodaje, że cieszy się z tego, że prezydent elekt Andrzej Duda tak chętnie prezentuje się jako człowiek wierzący.
Czyni to wręcz demonstracyjnie. To jest właśnie ta droga, którą Polska i Polacy powinni iść. Polacy albo obronią wartości, albo nie będzie nas wcale. To mówił Prymas Hlond, czy Jan Paweł II. I słynne „non possumus” Prymasa Tysiąclecia. Dlaczego mamy mieć państwo świeckie, jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi? Dlaczego nie możemy żyć po swojemu? Powinniśmy przestać się bać żyć na własnych zasadach. Musimy stanąć bardzo mocno w obronie naszych narodowych wartości. Gdyby wypruć z nas chrześcijaństwo nic nie zostanie
— przestrzega.
Oboje mają wiele krytycznych uwag wobec polskiego państwa. Bogucka przyznaje, że rządzący dziś Polską nie dbają o interesy obywateli, zaś kraj jest wystawiony na pastwę silnych grup wpływu.
Biedni ludzie i emeryci żyją w nędzy, nie mogą wyjść z długów. Pożyczają pieniądze na leki i nie mogą spłacić. Ludzie nie mają na leki, na mieszkanie, na rachunki. Nie mają na dzieci. Oni często nie żyją, ale wegetują. Dlaczego tak to wygląda? Dlaczego inni ludzie robią miliony i żyją jak królowie? Rząd sprzyja rozwarstwieniu społeczeństwa. Mała grupa zarabia ogromne pieniądze, a reszta zdycha z głodu. To jest niestety nasza Polska. Jednak tego nie można mówić publicznie, to temat tabu. W 2002 roku pisałem, że boli mnie, że żyję w kraju, który jest wolny, ale naprawdę pozostał zniewolony. Pisałem, że czekam aż Polska będzie Polską, ponieważ nasz kraj nie jest taki, jak bym chciał, żeby był. Mi się to nie podoba
— mówi zasmucony Gryf.
I dodaje:
Kiszczakowi płacą wiele tysięcy złotych co miesiąc za to, że mordował Polaków. Jaruzelskiemu też płacili. Mają wille, dacze, majątki, posiadłości. I status społeczny. A inni ludzie nie mają nic, nawet zasłużeni w walce o wolność Polski.
Brochwicz Lewiński wskazuje i na kolejny problem, ucieczki ludzi młodych z kraju.
Setki tysięcy młodych opuściło kraj. Wyjeżdżają pojedyncze osoby, całe rodziny, by zarobić parę groszy, by odłożyć na mieszkanie. I tam mają szanse na normalne życie, często kupują mieszkanie i zostają. Dla wielu Polaków to jest możliwe jedynie za granicą. Tu dużo ludzi nie może nawet jechać na urlop, bo nie ma za co. To jest przykre. Ludzie nie mogą wyżyć w Polsce. Ludzie nie mają co jeść, nie mogą kupić biletów, więc muszą ganiać na piechotę czy jeździć rowerem. Niestety tak często wygląda nasza ojczyzna
— przyznaje Gryf.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 4 z 5
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/261112-tylko-u-nas-gen-gryf-o-powstaniu-emigracji-iii-rp-smolensku-i-walce-w-rosja-gdyby-mogli-sprzatneliby-mnie-na-ulicy?strona=4