Siły patriotyczne sprawujące władzę w obydwu krajach znajdują się pod permanentnym atakiem globalistycznej lewicy, jednak śmiem zauważyć, że pozycja sprawujących władzę w Polsce jest znacznie lepsza od pozycji administracji prezydenta Trumpa. Trump zdobył prezydenturę wbrew establishmentowi Partii Republikańskiej, rozkładając na łopatki przedstawicieli elit i do dziś ma kłopoty z partyjną elitą. Zaskoczył ośrodki od dekad stopniowo wprowadzające Nowy Porządek Światowy, Partia Demokratyczna zbyt pewna swojego zwycięstwa wraz z skorumpowaną Hillary Clinton zaspała przy sterze. Trump odwołał się do porzuconych, zapomnianych i opuszczonych przez polityków elit obydwu partii wyborców. To ich poparcie, ich odrodzona nadzieja dała mu zwycięstwo. W tym starciu lewica miała dużo kasy, ale mało klasy i tu dalej nic się nie zmieniło…
Tak w USA jak i w Polsce zanosi się na gorącą jesień, dojrzewają plany skoncentrowanych ataków lewicy (Antifa i inni najemnicy bankierów Sorosa), w myśl zasady: dziel, osłabiaj, destabilizuj, przejmuj władzę. W Polsce obóz patriotyczny jest bardziej zaprawiony w odpieraniu niejednego nieszczęścia i w przeciwieństwie do administracji Trumpa posiada sprawdzone w bojach kadry. W obydwu przypadkach bardzo ważną rolę odgrywają sądy. W polskich warunkach inspirowani z zagranicy totalniacy, wspierani przez byłych pracowników Służby Bezpieczeństwa, WSI, lewicę postkomunistyczną i aparat partyjny, który stracił stołki i apanaże w ostatnich wyborach, będą usiłowali zdestabilizować obecny patriotyczny rząd. Trwają usiłowania, aby rozgrywać ambicje liderów od prezydenta Dudy do min. Maciarewicza. Miejmy nadzieję, że z tej mąki nie będzie żadnego zakalca…
Jest i drugie dno w sytuacji sił patriotycznych w USA. Okazuje się, że siły patriotyczne tracą swoją pozycję w administracji Trumpa. Dziś administracją Białego Domu rządzi “junta” czyli generałowie i familijni demokraci, do których zalicza się prezydencką córkę Ivankę i jej męża (Jared Kushner, który jest ortodoksyjnym Żydem), w czołówce są jeszcze faceci od Goldman Sachs. Każdy z tych bliskich Trumpowi, zaufanych ludzi dysponuje wspierającymi go koteriami. Widać jak na dłoni, że to jednak oni wygrali walkę z grupą “nacjonalistów” ostatnio wypchniętych z administracji Trumpa. Czyli mówiąc krótko: nie dzieje się tu najlepiej…
Kilka dni temu odszedł (wcześniej dał stosowne wypowiedzenie) główny strateg Trumpa, kojarzony z patriotyzmem i nacjonalizmem Stephen Bannon. Teraz odszedł Sebastian Gorka, pełniący dotąd funkcję asystenta prezydenta Trumpa od spraw terroryzmu, specjalizujący się w zagadnieniach strategii bezpieczeństwa narodowego, w tym chińskiej ekspansji ekonomicznej, Bractwa Muzułmańskiego i kryzysu katarskiego. W ostatnim czasie nasiliły się niewybredne medialne ataki mainstreamowych mediów przeciwko Gorce, jego żonie, matce, a nawet synowi! Przed przyjściem do Białego Domu znany jako analityk wywiadu Gorka wykładał w Marine Corps University, jak również publikował w prawicowym Breitbart News, prowadzonym wówczas (i teraz ponownie) przez Stephena Bannona. Gorka, znany w mediach jako pitbull prezydenta Trumpa, urodził się w Wielkiej Brytanii, pochodzi z polskiej rodziny osiadłej na Węgrzech od czasu Wiosny Ludów.
Globaliści wysługujący się uległą ich przekazowi i wizji świata lewicą, bezwzględnie panując w mediach, już z wypożyczonymi dla uczczenia zwycięstwa salami, po wyborach obudzili się z ręką w nocniku. Czyli scenariusz podobny do tego w Polsce. W obydwu krajach, w wyniku reakcji obronnej, rozbudziła się postrzegana jako wsteczna, wyśmiewana i wypychana z przestrzeni publicznej, patriotyczna część społeczeństwa. Do gry wróciły zasady moralne wypływające z religii, poszanowania tradycyjnej rodziny i zaufania, a nawet dumy z własnego narodowego państwa. Ten swoisty koktajl Mołotowa, podgrzany okazywaną pogardą, rzucony w twarz pewnej swojego zwycięstwa globalistycznej elity, powoduje jej wściekłość i wywołuje oglądaną dziś przez nas permanentną wojnę.
Oczywiście licho nie śpi tak w Polsce, jak i w USA. Politycy dotąd hojnie karmieni przez lobbystów reprezentujących zagraniczny i krajowy wielki biznes, z okien swoich willi z niepokojem oglądają szybko wysychające źródełko pańskiej wdzięczności. Stąd płynie motywacja, no i środki na marsze, zadymy i protesty. Dziś w obydwu krajach opozycja nie dysponuje żadnym alternatywnym planem którym mogłaby pozyskać szersze społeczne poparcie. Ma tylko jeden beznadziejnie “dziecinny” plan, życzenie: “żeby było tak, jak było”.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Siły patriotyczne sprawujące władzę w obydwu krajach znajdują się pod permanentnym atakiem globalistycznej lewicy, jednak śmiem zauważyć, że pozycja sprawujących władzę w Polsce jest znacznie lepsza od pozycji administracji prezydenta Trumpa. Trump zdobył prezydenturę wbrew establishmentowi Partii Republikańskiej, rozkładając na łopatki przedstawicieli elit i do dziś ma kłopoty z partyjną elitą. Zaskoczył ośrodki od dekad stopniowo wprowadzające Nowy Porządek Światowy, Partia Demokratyczna zbyt pewna swojego zwycięstwa wraz z skorumpowaną Hillary Clinton zaspała przy sterze. Trump odwołał się do porzuconych, zapomnianych i opuszczonych przez polityków elit obydwu partii wyborców. To ich poparcie, ich odrodzona nadzieja dała mu zwycięstwo. W tym starciu lewica miała dużo kasy, ale mało klasy i tu dalej nic się nie zmieniło…
Tak w USA jak i w Polsce zanosi się na gorącą jesień, dojrzewają plany skoncentrowanych ataków lewicy (Antifa i inni najemnicy bankierów Sorosa), w myśl zasady: dziel, osłabiaj, destabilizuj, przejmuj władzę. W Polsce obóz patriotyczny jest bardziej zaprawiony w odpieraniu niejednego nieszczęścia i w przeciwieństwie do administracji Trumpa posiada sprawdzone w bojach kadry. W obydwu przypadkach bardzo ważną rolę odgrywają sądy. W polskich warunkach inspirowani z zagranicy totalniacy, wspierani przez byłych pracowników Służby Bezpieczeństwa, WSI, lewicę postkomunistyczną i aparat partyjny, który stracił stołki i apanaże w ostatnich wyborach, będą usiłowali zdestabilizować obecny patriotyczny rząd. Trwają usiłowania, aby rozgrywać ambicje liderów od prezydenta Dudy do min. Maciarewicza. Miejmy nadzieję, że z tej mąki nie będzie żadnego zakalca…
Jest i drugie dno w sytuacji sił patriotycznych w USA. Okazuje się, że siły patriotyczne tracą swoją pozycję w administracji Trumpa. Dziś administracją Białego Domu rządzi “junta” czyli generałowie i familijni demokraci, do których zalicza się prezydencką córkę Ivankę i jej męża (Jared Kushner, który jest ortodoksyjnym Żydem), w czołówce są jeszcze faceci od Goldman Sachs. Każdy z tych bliskich Trumpowi, zaufanych ludzi dysponuje wspierającymi go koteriami. Widać jak na dłoni, że to jednak oni wygrali walkę z grupą “nacjonalistów” ostatnio wypchniętych z administracji Trumpa. Czyli mówiąc krótko: nie dzieje się tu najlepiej…
Kilka dni temu odszedł (wcześniej dał stosowne wypowiedzenie) główny strateg Trumpa, kojarzony z patriotyzmem i nacjonalizmem Stephen Bannon. Teraz odszedł Sebastian Gorka, pełniący dotąd funkcję asystenta prezydenta Trumpa od spraw terroryzmu, specjalizujący się w zagadnieniach strategii bezpieczeństwa narodowego, w tym chińskiej ekspansji ekonomicznej, Bractwa Muzułmańskiego i kryzysu katarskiego. W ostatnim czasie nasiliły się niewybredne medialne ataki mainstreamowych mediów przeciwko Gorce, jego żonie, matce, a nawet synowi! Przed przyjściem do Białego Domu znany jako analityk wywiadu Gorka wykładał w Marine Corps University, jak również publikował w prawicowym Breitbart News, prowadzonym wówczas (i teraz ponownie) przez Stephena Bannona. Gorka, znany w mediach jako pitbull prezydenta Trumpa, urodził się w Wielkiej Brytanii, pochodzi z polskiej rodziny osiadłej na Węgrzech od czasu Wiosny Ludów.
Globaliści wysługujący się uległą ich przekazowi i wizji świata lewicą, bezwzględnie panując w mediach, już z wypożyczonymi dla uczczenia zwycięstwa salami, po wyborach obudzili się z ręką w nocniku. Czyli scenariusz podobny do tego w Polsce. W obydwu krajach, w wyniku reakcji obronnej, rozbudziła się postrzegana jako wsteczna, wyśmiewana i wypychana z przestrzeni publicznej, patriotyczna część społeczeństwa. Do gry wróciły zasady moralne wypływające z religii, poszanowania tradycyjnej rodziny i zaufania, a nawet dumy z własnego narodowego państwa. Ten swoisty koktajl Mołotowa, podgrzany okazywaną pogardą, rzucony w twarz pewnej swojego zwycięstwa globalistycznej elity, powoduje jej wściekłość i wywołuje oglądaną dziś przez nas permanentną wojnę.
Oczywiście licho nie śpi tak w Polsce, jak i w USA. Politycy dotąd hojnie karmieni przez lobbystów reprezentujących zagraniczny i krajowy wielki biznes, z okien swoich willi z niepokojem oglądają szybko wysychające źródełko pańskiej wdzięczności. Stąd płynie motywacja, no i środki na marsze, zadymy i protesty. Dziś w obydwu krajach opozycja nie dysponuje żadnym alternatywnym planem którym mogłaby pozyskać szersze społeczne poparcie. Ma tylko jeden beznadziejnie “dziecinny” plan, życzenie: “żeby było tak, jak było”.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/354865-polska-i-usa-jeden-cel-i-jeden-wrog
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.