Trump ostatnio odbywa w terenie wiele spotkań z wyborcami, na których często odpowiada na kierowane na niego ataki. Na jednym z nich, w odpowiedzi na rozpętaną akcję usuwania pomników dowódców wojsk konfederacji, zapytał swoich zwolenników do czego jeszcze posunie się opozycja. Kto będzie następny po gen. Robercie E. Lee? Czy zburzone zostaną pomniki pierwszego prezydenta George’a Waszyngtona, który przecież posiadał niewolników, czy też trzeciego prezydenta Thomasa Jeffersona, również właściciela niewolników? Samo miasto Waszyngton również może nie wytrzymać wrażliwości lewaków. Wypada wprost zapytać, czyje pomniki mogą być bezpieczne wobec rewolucyjnych akcji lewackiej Antify, czy Black Lives Matter. Czy to może być pastor Martin Luther King? Był zamordowanym czarnym bojownikiem walczącym o wolności obywatelskie i równe prawa dla czarnych, ale on jak Gandhi nie uznawał przemocy, a co gorsze… występował przeciwko aborcji…
Umiejętnie podgrzewana histeria lewicy może wkrótce doprowadzić do prawdziwego nieszczęścia, gdzie bowiem to rewolucyjne niszczenie przeszłości może się zatrzymać? W Kaliforni oblano czerwoną (rewolucyjny kolor) farbą pomnik jednego ze świętych. Niszczenie pomników, czy niszczenie tożsamości narodu, jego kulturowych fundamentów i państwa? Można zapytać: a co z nazwami miast? Weźmy dla przykładu San Antonio czy San Francisco - przecież tak nie może być, trzeba tę nazwę natychmiast zmienić np. na Karl Marx, albo Islamofrank - to już wygląda znacznie lepiej. W sumie sojusz socjalistów z islamem miał się wcale dobrze za Hitlera. Walki i nienawiść między Antifą a neonazistami przypominają kłótnie w socjalistycznej rodzinie, lub w świecie religii stosunki między sunnitami i szyitami…
Ciągle dla prawdziwego rewolucjonisty to małe piwo, walkę z opresją i dominacją białych trzeba znacznie rozszerzyć, trzeba pozbyć się wszystkiego co kojarzy się z białą rasą. Trzeba zakazać nazw jak biały chleb, Białystok, Białowieża, białogłowa, biel, czy taka Biała Góra. Rewolucjoniści nigdy nie mogą spocząć w dziele uszczęśliwiania świata. Czarnym w USA nie pozostanie nic innego jak żądanie wycięcia wszystkich drzew (może z wyjątkiem czarnego bzu?) wszak mogą one przypominać o niesławnych linczach na czarnych…
Całe to zagadnienie konfederacji i walki południa z północą dla lewicy wcale nie jest takie bezpieczne. Dzisiejsi biali nacjonaliści wywodzą się z demokratycznego południa, z okresu tuż po wojnie secesyjnej. Przecież celem powołanej przez Demokratów KKK było zwalczanie czarnego żywiołu wyzwolonego przez republikańską administrację prezydenta Lincolna. Największy niesmak w tych przepychankach budzi postać niedawno zmarłego wybitnego senatora Partii Demokratycznej Roberta Byrda, uwielbionego przyjaciela i mentora Clintonów, w przeszłości przywódcy (Wielki Wizard) KKK! Czy jego pomników i nazw ulic, a nawet lotniska nie należałoby zlikwidować dla dobra jedynie lewackiej prawdy?
Amerykanie medialnie bombardowani i urabiani na kotlet w sondażu Reuters i IPSOS w 31% potwierdzili opinię Trumpa odnośnie tragedii w Charlottesville (wina obydwu walczących stron), dla 28% wina leży wyłącznie po prawej stronie i tylko 10% uznało, że winna była agresywna lewica (Antifa). W sondażu Marist 44% Demokratów, 86% Republikanów i 61% niezależnych potwierdziło, że pomniki konfederacji powinny pozostać jako historyczne pamiątki. Regionami wygląda to następująco: pomniki chce zachować 53% mieszkańców północnego wschodu, 61% środkowego zachodu, 66% południa i 61% zachodu. W rozbiciu na rasę pomniki chce zachować: 67% białych, 44% czarnych Amerykanów i 65% Latynosów.
Trudno dziś przewidzieć co stanie się następnym obiektem nienawistnych poczynań lewaków i ich wyspecjalizowanych, nieźle opłacanych bojówek. Czy na wzór Adolfa i Józia Goebbelsa przy okazji nadchodzącej zimy zapragną ogrzewać się nie prawilnymi politycznie książkami? Właściwie, jak wzięli się za niszczenie pomników przeszłości, przypominają swoich totalitarnych braci afgańskich Talibów, którzy w podobnej akcji nienawiści do przeszłości zniszczyli, strzelając z artylerii, szóstowieczne wspaniałe skalne rzeźby buddyjskie w prowincji Bamian, z których największa miała aż 53 metry! Wszyscy widzieliśmy co ISIS wyprawiało z chrześcijańskimi świątyniami czy zabytkami starożytnej Palmiry…
Tak naprawdę to dość żałośnie wygląda ta manipulacyjna akcja lewicy, usiłująca wcisnąć prezydenta Trumpa w obszar zarezerwowany dla neonazistów, białych nacjonalistów i KKK. Co prawda może to być tylko prowokacja obliczona na wymianę ludzi wokół Trumpa na lewacki sztab.
Co do niszczenia pomników dowódcy wojsk Konfederacji gen. Roberta E. Lee, to ludzi orientujących się w historii powinno ogarnąć zdumienie.
Gen. Lee był najbardziej dekorowanym żołnierzem w armii Stanów Zjednoczonych. Gdy wybuchła wojna secesyjna prezydent Lincoln poprosił właśnie jego o objęcie dowództwa nad wojskami Północy. Jednak gen. Lee odmówił, argumentując że nie może walczyć przeciwko obywatelom i braciom ze stanu Wirginia, z której pochodził. Lee był przeciwny secesji i był przeciwny niewolnictwu. Kiedy, w ramach małżeństwa, odziedziczył niewolników, nie bacząc na straty finansowe uczynił ich ludźmi wolnymi. Tak więc dla niedouczonych lewaków człowiek, który był przeciwny secesji i niewolnictwu, ma być znienawidzonym symbolem właśnie niewolnictwa i secesji!
Przecież finalnie wojna secesyjna toczyła się między popierającymi niewolnictwo Demokratami, a zwalczającymi niewolnictwo Republikanami. Czy Demokraci odwracając dziś kota ogonem chcą ukryć swoją historię? Z powyższego można wywnioskować, że gdyby gen. Lee urodził się i dorastał kilka mil na północ od granic Wirginii, zostałby dowódcą wojsk Północy (Unii) i być może zostałby następnym prezydentem USA! Dziwny jest ten świat…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Trump ostatnio odbywa w terenie wiele spotkań z wyborcami, na których często odpowiada na kierowane na niego ataki. Na jednym z nich, w odpowiedzi na rozpętaną akcję usuwania pomników dowódców wojsk konfederacji, zapytał swoich zwolenników do czego jeszcze posunie się opozycja. Kto będzie następny po gen. Robercie E. Lee? Czy zburzone zostaną pomniki pierwszego prezydenta George’a Waszyngtona, który przecież posiadał niewolników, czy też trzeciego prezydenta Thomasa Jeffersona, również właściciela niewolników? Samo miasto Waszyngton również może nie wytrzymać wrażliwości lewaków. Wypada wprost zapytać, czyje pomniki mogą być bezpieczne wobec rewolucyjnych akcji lewackiej Antify, czy Black Lives Matter. Czy to może być pastor Martin Luther King? Był zamordowanym czarnym bojownikiem walczącym o wolności obywatelskie i równe prawa dla czarnych, ale on jak Gandhi nie uznawał przemocy, a co gorsze… występował przeciwko aborcji…
Umiejętnie podgrzewana histeria lewicy może wkrótce doprowadzić do prawdziwego nieszczęścia, gdzie bowiem to rewolucyjne niszczenie przeszłości może się zatrzymać? W Kaliforni oblano czerwoną (rewolucyjny kolor) farbą pomnik jednego ze świętych. Niszczenie pomników, czy niszczenie tożsamości narodu, jego kulturowych fundamentów i państwa? Można zapytać: a co z nazwami miast? Weźmy dla przykładu San Antonio czy San Francisco - przecież tak nie może być, trzeba tę nazwę natychmiast zmienić np. na Karl Marx, albo Islamofrank - to już wygląda znacznie lepiej. W sumie sojusz socjalistów z islamem miał się wcale dobrze za Hitlera. Walki i nienawiść między Antifą a neonazistami przypominają kłótnie w socjalistycznej rodzinie, lub w świecie religii stosunki między sunnitami i szyitami…
Ciągle dla prawdziwego rewolucjonisty to małe piwo, walkę z opresją i dominacją białych trzeba znacznie rozszerzyć, trzeba pozbyć się wszystkiego co kojarzy się z białą rasą. Trzeba zakazać nazw jak biały chleb, Białystok, Białowieża, białogłowa, biel, czy taka Biała Góra. Rewolucjoniści nigdy nie mogą spocząć w dziele uszczęśliwiania świata. Czarnym w USA nie pozostanie nic innego jak żądanie wycięcia wszystkich drzew (może z wyjątkiem czarnego bzu?) wszak mogą one przypominać o niesławnych linczach na czarnych…
Całe to zagadnienie konfederacji i walki południa z północą dla lewicy wcale nie jest takie bezpieczne. Dzisiejsi biali nacjonaliści wywodzą się z demokratycznego południa, z okresu tuż po wojnie secesyjnej. Przecież celem powołanej przez Demokratów KKK było zwalczanie czarnego żywiołu wyzwolonego przez republikańską administrację prezydenta Lincolna. Największy niesmak w tych przepychankach budzi postać niedawno zmarłego wybitnego senatora Partii Demokratycznej Roberta Byrda, uwielbionego przyjaciela i mentora Clintonów, w przeszłości przywódcy (Wielki Wizard) KKK! Czy jego pomników i nazw ulic, a nawet lotniska nie należałoby zlikwidować dla dobra jedynie lewackiej prawdy?
Amerykanie medialnie bombardowani i urabiani na kotlet w sondażu Reuters i IPSOS w 31% potwierdzili opinię Trumpa odnośnie tragedii w Charlottesville (wina obydwu walczących stron), dla 28% wina leży wyłącznie po prawej stronie i tylko 10% uznało, że winna była agresywna lewica (Antifa). W sondażu Marist 44% Demokratów, 86% Republikanów i 61% niezależnych potwierdziło, że pomniki konfederacji powinny pozostać jako historyczne pamiątki. Regionami wygląda to następująco: pomniki chce zachować 53% mieszkańców północnego wschodu, 61% środkowego zachodu, 66% południa i 61% zachodu. W rozbiciu na rasę pomniki chce zachować: 67% białych, 44% czarnych Amerykanów i 65% Latynosów.
Trudno dziś przewidzieć co stanie się następnym obiektem nienawistnych poczynań lewaków i ich wyspecjalizowanych, nieźle opłacanych bojówek. Czy na wzór Adolfa i Józia Goebbelsa przy okazji nadchodzącej zimy zapragną ogrzewać się nie prawilnymi politycznie książkami? Właściwie, jak wzięli się za niszczenie pomników przeszłości, przypominają swoich totalitarnych braci afgańskich Talibów, którzy w podobnej akcji nienawiści do przeszłości zniszczyli, strzelając z artylerii, szóstowieczne wspaniałe skalne rzeźby buddyjskie w prowincji Bamian, z których największa miała aż 53 metry! Wszyscy widzieliśmy co ISIS wyprawiało z chrześcijańskimi świątyniami czy zabytkami starożytnej Palmiry…
Tak naprawdę to dość żałośnie wygląda ta manipulacyjna akcja lewicy, usiłująca wcisnąć prezydenta Trumpa w obszar zarezerwowany dla neonazistów, białych nacjonalistów i KKK. Co prawda może to być tylko prowokacja obliczona na wymianę ludzi wokół Trumpa na lewacki sztab.
Co do niszczenia pomników dowódcy wojsk Konfederacji gen. Roberta E. Lee, to ludzi orientujących się w historii powinno ogarnąć zdumienie.
Gen. Lee był najbardziej dekorowanym żołnierzem w armii Stanów Zjednoczonych. Gdy wybuchła wojna secesyjna prezydent Lincoln poprosił właśnie jego o objęcie dowództwa nad wojskami Północy. Jednak gen. Lee odmówił, argumentując że nie może walczyć przeciwko obywatelom i braciom ze stanu Wirginia, z której pochodził. Lee był przeciwny secesji i był przeciwny niewolnictwu. Kiedy, w ramach małżeństwa, odziedziczył niewolników, nie bacząc na straty finansowe uczynił ich ludźmi wolnymi. Tak więc dla niedouczonych lewaków człowiek, który był przeciwny secesji i niewolnictwu, ma być znienawidzonym symbolem właśnie niewolnictwa i secesji!
Przecież finalnie wojna secesyjna toczyła się między popierającymi niewolnictwo Demokratami, a zwalczającymi niewolnictwo Republikanami. Czy Demokraci odwracając dziś kota ogonem chcą ukryć swoją historię? Z powyższego można wywnioskować, że gdyby gen. Lee urodził się i dorastał kilka mil na północ od granic Wirginii, zostałby dowódcą wojsk Północy (Unii) i być może zostałby następnym prezydentem USA! Dziwny jest ten świat…
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/354865-polska-i-usa-jeden-cel-i-jeden-wrog?strona=3
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.