Natomiast celem najbardziej zdeterminowanej globalistycznej wierchuszki jest wywołanie społecznych niepokojów, rozruchów, a nawet następnej wojny domowej. George Soros jest megalomanem i miliarderem finansującym szereg stowarzyszeń i lewackich organizacji z których najgłośniejszą ostatnio jest Antifa. Facet, który jako nastolatek w ostatnich latach II wojny światowej na Węgrzech wydzierał swoim pobratymcom (wysyłanym do gazu) wszelkie kosztowności oddając je Niemcom, dziś równie precyzyjnie szabruje światowe rynki. W 1992 r. zarobił ponad $1 mld próbując złamać Bank of England. Finansując społeczne niepokoje również w Ameryce zainwestował $55 mld zakładając upadek amerykańskiej ekonomii (Market Watch).
Przypomnijmy, że osiemdziesięciosześcioletni Soros po zwycięstwie Trumpa postawił na załamanie rynku amerykańskiego w listopadzie ubiegłego roku i stracił blisko $1 mld. Wydaje się, że tym razem obstawiając załamanie giełdy jednocześnie inwestuje w społeczne rozruchy. Soros jest głównym fundatorem ok. 200 lewackich grup, takich jak Planned Parenthood, MoveOn.org i Black Lives Matter.
Prezydent Trump bojkotowany i atakowany przez media i establishment jest w nieco trudniejszej sytuacji, niż rządzący w Polsce front patriotyczny. To on jest prezydentem równocześnie z uprawnieniami premiera, ale przeciwko sobie ma nie tylko raptownie odsuniętą od władzy „totalną” opozycję, ale również liderów własnej partii w Senacie i Kongresie. Trump nie wyrósł z Partii Republikańskiej, on tylko w czasie kampanii zdobył poparcie jej wyborców. Wyborcy obdarzyli zaufaniem człowieka z zewnątrz, gdyż stracili zaufanie do swoich „partyjnych” liderów, jak i do całej politycznej klasy. Nikt z tradycyjnego szamba elit nie chce aby Trump dotrzymał słowa danego swoim wyborcom, mimo że dzięki jego zwycięstwu i oni uzyskali większość w obydwu izbach.
Do tej pory liderzy obiecywali reformy i odgadywali życzenia wyborców, aby później o nich szybko zapomnieć, aż do następnych wyborów. Przez 7 lat Republikanie twardo zapowiadali odwołanie nielubianej reformy ubezpieczeń medycznych ObamaCare. W ostatnich latach, kiedy wyborcy dali im większość w Kongresie, wielokrotnie przegłosowali likwidację ObamaCare dobrze wiedząc, że ówczesny prezydent Obama nie podpisze takiej ustawy. Teraz, kiedy prezydent Trump zapowiedział podpisanie ustawy okazało się, że ci sami senatorzy dysponujący większością 52 do 48 nie są w stanie jej przegłosować. Przy okazji wyszło na jaw, że szumni i dumni reformatorzy po 7 latach prac nie mają nawet gotowego własnego projektu reformy, aby nim zastąpić upadającą ObamaCare.
Lider Republikanów w Senacie, stary lis z establishmentu Mitch McConnell (R-KY), który „cieszy” się jedynie 18 proc. poparciem w swoim rodzimym stanie, otwarcie wstąpił na wojenną ścieżkę z Trumpem sugerując nawet, że nie jest pewien czy Trump dotrwa do końca swojej kadencji. Przypomnijmy, że Trump aby go obłaskawić, powołał jego żonę (pochodzi z Tajwanu) na sekretarza transportu. Podobnie jest z liderem Kongresu - speaker Paul Ryan tylko czeka na okazję, aby Trumpowi powinęła się noga i wtedy go atakuje. Tak więc Trump robi co może likwidując ograniczenia duszące biznes ograniczając rozpasane regulacje ochrony środowiska, ale do poważnych reform potrzebuje Kongresu. Po nieudanej próbie likwidacji ObamaCare, którą położył przybyły specjalnie ze szpitala senator John McCain (ma raka mózgu), teraz Trump zapowiada próbę reformy i obniżenia podatków. Też nie bardzo wygląda, że to będzie łatwa próba. Jedyne co Trump może zrobić to zagrozić, że w zbliżających się częściowych wyborach 2018 r. poprze konkurentów niechętnych mu republikańskich parlamentarzystów.
Żądne głowy Trumpa głodne hieny medialne krążą wokół Prezydenta czekając na jakiekolwiek potknięcie. Formacje Sorosa zmieniły taktykę w myśl zasady: myśl globalnie, działaj lokalnie. Temat Rosji i Putina jakoś przycichł, zagłuszony oskarżeniami Trumpa po zamieszkach z 12 sierpnia o sympatyzowanie z neonazistami, białymi rasistami i Ku-Klux-Klanem. Zamieszki wybuchły w Charlottesville w stanie Wirginia w czasie marszu tych marginalnych środowisk protestujących przeciw planowanemu usunięciu pomnika gen. Roberta E. Lee, dowódcy wojsk Konfederacji w wojnie secesyjnej (1861-1865). Przypomnijmy, że Charlottesville to miasto trzeciego prezydenta USA Thomasa Jeffersona.
W czasie marszu na który jego organizatorzy uzyskali (z kłopotami) potrzebne pozwolenie doszło do zaciętych walk z próbującymi zatrzymać marsz bojówkarzami uzbrojonej po zęby Antify, która pozwolenia na swój marsz nie miała. Władze miasta wycofały policję, powodując starcie się dwóch radykalnych grup. Aktywny był tu gubernator stanu Terry McAullife wierny i bliski przyjaciel Clintonów. Byli ranni i jedna osoba zabita przez rozhisteryzowanego dwudziestolatka, który wjechał samochodem w przejście dla pieszych. Prezydent Trump potępił sprawców przemocy w Charlottesville, ale media zażądały, aby potępił dokładnie uczestników z prawej strony, co też ponownie uczynił dodając, że potępia obydwie strony bijatyk. Wtedy rozpętała się burza, media zewsząd atakowały Trumpa - jak on może stawiać na tej samej płaszczyźnie neonazistów, KKK i lewacką Antifę! Przecież działania Antify, nawet jeśli brutalne, są moralnie usprawiedliwione - to przeciwstawienie się złu!
Opozycja uwierzyła, że znalazła następne miękkie podbrzusze i przypuściła atak za atakiem, jednocześnie rozszerzono front ataku, zmobilizowano potępienie Trumpa przez liderów obydwu partii, redakcji największych gazet, a nawet szefów wielkich korporacji w proteście występujących z powołanych przez Trumpa przyrządowych komisji doradczych. Do akcji przeciwko Trumpowi skierowano nawet organizacje charytatywne, które odwołały swoje imprezy dobroczynne w klubie golfowym Trumpa Mar-a-Lago na Florydzie. Na drugą stronę, potępiającą Trumpa, przeskoczyło trzech prominentnych republikańskich liderów (RINOs) senator John McCain, senator Marco Rubio i republikański prezydencki kandydat z 2012 r. Mitt Romney. Oni również, zgodnie z opinią lewicowych mediów, są zdania, że uzbrojeni po zęby i opłacani zadymiarze z Antify bijąc prawicowców są cacy, natomiast ich partnerzy w walkach są be. Odezwały się głosy, że Trump jest nie tylko niemoralny, ale również niespełna rozumu - jak zauważył były szef FBI (tzw. stary kłamczuch) James Clapper. Doszło już do takiego upadku obyczajów i kultury politycznej, że czarna senator stanowego parlamentu w stanie Missouri zaapelowała, aby prezydenta Trumpa po prostu zamordować (!).
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Natomiast celem najbardziej zdeterminowanej globalistycznej wierchuszki jest wywołanie społecznych niepokojów, rozruchów, a nawet następnej wojny domowej. George Soros jest megalomanem i miliarderem finansującym szereg stowarzyszeń i lewackich organizacji z których najgłośniejszą ostatnio jest Antifa. Facet, który jako nastolatek w ostatnich latach II wojny światowej na Węgrzech wydzierał swoim pobratymcom (wysyłanym do gazu) wszelkie kosztowności oddając je Niemcom, dziś równie precyzyjnie szabruje światowe rynki. W 1992 r. zarobił ponad $1 mld próbując złamać Bank of England. Finansując społeczne niepokoje również w Ameryce zainwestował $55 mld zakładając upadek amerykańskiej ekonomii (Market Watch).
Przypomnijmy, że osiemdziesięciosześcioletni Soros po zwycięstwie Trumpa postawił na załamanie rynku amerykańskiego w listopadzie ubiegłego roku i stracił blisko $1 mld. Wydaje się, że tym razem obstawiając załamanie giełdy jednocześnie inwestuje w społeczne rozruchy. Soros jest głównym fundatorem ok. 200 lewackich grup, takich jak Planned Parenthood, MoveOn.org i Black Lives Matter.
Prezydent Trump bojkotowany i atakowany przez media i establishment jest w nieco trudniejszej sytuacji, niż rządzący w Polsce front patriotyczny. To on jest prezydentem równocześnie z uprawnieniami premiera, ale przeciwko sobie ma nie tylko raptownie odsuniętą od władzy „totalną” opozycję, ale również liderów własnej partii w Senacie i Kongresie. Trump nie wyrósł z Partii Republikańskiej, on tylko w czasie kampanii zdobył poparcie jej wyborców. Wyborcy obdarzyli zaufaniem człowieka z zewnątrz, gdyż stracili zaufanie do swoich „partyjnych” liderów, jak i do całej politycznej klasy. Nikt z tradycyjnego szamba elit nie chce aby Trump dotrzymał słowa danego swoim wyborcom, mimo że dzięki jego zwycięstwu i oni uzyskali większość w obydwu izbach.
Do tej pory liderzy obiecywali reformy i odgadywali życzenia wyborców, aby później o nich szybko zapomnieć, aż do następnych wyborów. Przez 7 lat Republikanie twardo zapowiadali odwołanie nielubianej reformy ubezpieczeń medycznych ObamaCare. W ostatnich latach, kiedy wyborcy dali im większość w Kongresie, wielokrotnie przegłosowali likwidację ObamaCare dobrze wiedząc, że ówczesny prezydent Obama nie podpisze takiej ustawy. Teraz, kiedy prezydent Trump zapowiedział podpisanie ustawy okazało się, że ci sami senatorzy dysponujący większością 52 do 48 nie są w stanie jej przegłosować. Przy okazji wyszło na jaw, że szumni i dumni reformatorzy po 7 latach prac nie mają nawet gotowego własnego projektu reformy, aby nim zastąpić upadającą ObamaCare.
Lider Republikanów w Senacie, stary lis z establishmentu Mitch McConnell (R-KY), który „cieszy” się jedynie 18 proc. poparciem w swoim rodzimym stanie, otwarcie wstąpił na wojenną ścieżkę z Trumpem sugerując nawet, że nie jest pewien czy Trump dotrwa do końca swojej kadencji. Przypomnijmy, że Trump aby go obłaskawić, powołał jego żonę (pochodzi z Tajwanu) na sekretarza transportu. Podobnie jest z liderem Kongresu - speaker Paul Ryan tylko czeka na okazję, aby Trumpowi powinęła się noga i wtedy go atakuje. Tak więc Trump robi co może likwidując ograniczenia duszące biznes ograniczając rozpasane regulacje ochrony środowiska, ale do poważnych reform potrzebuje Kongresu. Po nieudanej próbie likwidacji ObamaCare, którą położył przybyły specjalnie ze szpitala senator John McCain (ma raka mózgu), teraz Trump zapowiada próbę reformy i obniżenia podatków. Też nie bardzo wygląda, że to będzie łatwa próba. Jedyne co Trump może zrobić to zagrozić, że w zbliżających się częściowych wyborach 2018 r. poprze konkurentów niechętnych mu republikańskich parlamentarzystów.
Żądne głowy Trumpa głodne hieny medialne krążą wokół Prezydenta czekając na jakiekolwiek potknięcie. Formacje Sorosa zmieniły taktykę w myśl zasady: myśl globalnie, działaj lokalnie. Temat Rosji i Putina jakoś przycichł, zagłuszony oskarżeniami Trumpa po zamieszkach z 12 sierpnia o sympatyzowanie z neonazistami, białymi rasistami i Ku-Klux-Klanem. Zamieszki wybuchły w Charlottesville w stanie Wirginia w czasie marszu tych marginalnych środowisk protestujących przeciw planowanemu usunięciu pomnika gen. Roberta E. Lee, dowódcy wojsk Konfederacji w wojnie secesyjnej (1861-1865). Przypomnijmy, że Charlottesville to miasto trzeciego prezydenta USA Thomasa Jeffersona.
W czasie marszu na który jego organizatorzy uzyskali (z kłopotami) potrzebne pozwolenie doszło do zaciętych walk z próbującymi zatrzymać marsz bojówkarzami uzbrojonej po zęby Antify, która pozwolenia na swój marsz nie miała. Władze miasta wycofały policję, powodując starcie się dwóch radykalnych grup. Aktywny był tu gubernator stanu Terry McAullife wierny i bliski przyjaciel Clintonów. Byli ranni i jedna osoba zabita przez rozhisteryzowanego dwudziestolatka, który wjechał samochodem w przejście dla pieszych. Prezydent Trump potępił sprawców przemocy w Charlottesville, ale media zażądały, aby potępił dokładnie uczestników z prawej strony, co też ponownie uczynił dodając, że potępia obydwie strony bijatyk. Wtedy rozpętała się burza, media zewsząd atakowały Trumpa - jak on może stawiać na tej samej płaszczyźnie neonazistów, KKK i lewacką Antifę! Przecież działania Antify, nawet jeśli brutalne, są moralnie usprawiedliwione - to przeciwstawienie się złu!
Opozycja uwierzyła, że znalazła następne miękkie podbrzusze i przypuściła atak za atakiem, jednocześnie rozszerzono front ataku, zmobilizowano potępienie Trumpa przez liderów obydwu partii, redakcji największych gazet, a nawet szefów wielkich korporacji w proteście występujących z powołanych przez Trumpa przyrządowych komisji doradczych. Do akcji przeciwko Trumpowi skierowano nawet organizacje charytatywne, które odwołały swoje imprezy dobroczynne w klubie golfowym Trumpa Mar-a-Lago na Florydzie. Na drugą stronę, potępiającą Trumpa, przeskoczyło trzech prominentnych republikańskich liderów (RINOs) senator John McCain, senator Marco Rubio i republikański prezydencki kandydat z 2012 r. Mitt Romney. Oni również, zgodnie z opinią lewicowych mediów, są zdania, że uzbrojeni po zęby i opłacani zadymiarze z Antify bijąc prawicowców są cacy, natomiast ich partnerzy w walkach są be. Odezwały się głosy, że Trump jest nie tylko niemoralny, ale również niespełna rozumu - jak zauważył były szef FBI (tzw. stary kłamczuch) James Clapper. Doszło już do takiego upadku obyczajów i kultury politycznej, że czarna senator stanowego parlamentu w stanie Missouri zaapelowała, aby prezydenta Trumpa po prostu zamordować (!).
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/354865-polska-i-usa-jeden-cel-i-jeden-wrog?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.