Tak dla pocieszenia: polityczny bałagan mamy nie tylko w Polsce. Filmowiec i lewak (wagi ciężkiej) Michael Moore wzywa cały świat do demonstracji 20 stycznia, w dniu zaprzysiężenia Donalda J. Trumpa na 45-go POTUS-a!
Chciałby zaprotestować przeciwko wielkiej niesprawiedliwości dziejowej, czyli oddaniu prezydentury w ręce bezczelnej osoby wywodzącej się z poza świata politycznych elit. Co więcej osoby obiecującej wywrócenie do góry nogami mozolnie przez globalistów budowanego od co najmniej 8 lat nowego socjalistycznego ładu. I to wszystko przez tych wstrętnych Ruskich i ich podstępnego KGB-isty Putina, który bezczelnie pomógł swojemu człowiekowi wygrać te wybory!
Kiedy obserwuję ten cały cyrk, to tylko się ciepło i ze zrozumieniem uśmiecham. Wygląda na to, że jestem człowiekiem z ich przyszłości. My już to przerabialiśmy, więc jednak lewica się nie zmienia! Pamiętamy z opowiadań rodziców, z literatury, że w PRL-u za Gomułki w przypadku nieurodzaju lewica komunistyczna obarczała odpowiedzialnością imperialistyczną Amerykę, która jakoby np. zrzucała stonkę, aby obniżyć zbiory ziemniaków w ludowej ojczyźnie. Wiatr w oczy. Dziś z kolei lewica amerykańska nie widzi własnej odpowiedzialności za przegrane wybory, bo wszystkiemu winien rosyjski imperializm! Pamięć bywa skarbem, historia zatoczyła koło, spod którego narzekając wydobywa się lewica, tym razem amerykańska…
W pewnym sensie, przejmujący po Baracku Husseinie Obamie władzę Trump, przypomina przejmującego po Borysie Jelcynie władzę Wołodię Putina. Obaj liderzy odwołując się do uczuć patriotycznych swoich obywateli zapowiadali przywrócenie wielkości i wspaniałości swoich krajów i walkę z panoszącą się korupcją. Obaj liderzy używają hasła, które wynosi na pierwsze miejsce ich narody (Trump “America First”).
Wcześniej w swojej rozpaczy, amerykańscy lewacy zebrali na internecie, aż 5 mln podpisów pod błagalną petycją do elektorów, aby ci odrzucili Trumpa. Hollywood z aktorem Martinem Sheenem i innymi lewackimi talentami zmontował wideo-apel do elektorów, aby oddali głos na kogokolwiek, tylko, na miłość Boską, nie na Trumpa!
Wskutek rozpętania histerycznej kampanii biedni republikańscy elektorzy byli bombardowani atakiem dywanowym, w ruch poszły telefony, maile i listy, wielu otrzymało pogróżki, a nawet groźby śmierci. Jedna z elektorów będąca babcią otrzymała tylko przez noc ponad 1,500 mailów domagających się, aby nie głosowała na Trumpa. Babcia ocenia, że ogólnie otrzymała ponad 50,000 maili w tej sprawie. Inny republikański elektor student z Oakland University w stanie Michigan otrzymał wiele gróźb śmierci przez maila, na Twitterze i na Facebooka.
Demokraci wprost nie chcą uwierzyć w to, że wystawili marnego, leniwego i obciążonego kiepskim dorobkiem i takimiż zdolnościami kandydata, a takim właśnie była Hillary Rodham Clinton. Demokraci wierzą i respektują demokrację tylko wtedy, kiedy oni wygrywają. Wiele włożyli wysiłku, żeby zastraszyć, przekabacić, przekonać elektorów, aby ci zmienili swoje głosy i poparli kogokolwiek, ale nie Trumpa. Wszystko na nic, ten znienawidzony, głupi Trump otrzymał oficjalnie, aż 304 elektorskie głosy! Okazało się, że to Hillary Clinton straciła bodajże 5 elektorów (Trump - 2)! Już niedługo, 6 stycznia, na dwa tygodnie przed zaprzysiężeniem Kongres oficjalnie ogłosi zwycięzcę prezydenckich wyborów.
Kiedy zawiodły wybory, zawiodły próby powtórnego przeliczenia głosów w trzech wybranych stanach, aparatczycy Demokratów wyciągnęli na mainstreamowe autostrady Putina i zaczęli go rozjeżdżać. Więc to on Putin, tak hakował i wpływał na naiwnych amerykańskich wyborców, że doprowadził do przegranej Clinton i zwycięstwa swojego człowieka, czyli Trumpa, który pewnie jest (nie mandżurskim, ale) moskiewskim kandydatem.
Cóż więc trzeba zrobić? Trzeba w odwecie jakoś mocno dołożyć Putinowi i trzeba to zrobić w miarę szybko zanim władzę w Waszyngtonie przejmie jego człowiek. Trump się z tego wszystkiego śmieje sugerując, że jeśli Putin potrafił hakować amerykańskie serwery to obciążało by to przecież nieudolną administrację Obamy, która nie potrafiła, bądź nie chciała temu przeciwdziałać. Obama jak dziecko ostatnio powtarza, że “Rosja zaatakowała nasze systemy”, ale rzeczywiście pozostaje pytanie co przez 8 lat zrobił, aby takiej sytuacji uniknąć? Melodię Demokratów o wyjątkowej szkodliwości Putina i jego super możliwościach wpływania na wynik amerykańskich prezydenckich wyborów obok mainstreamowych mediów, podchwycili dyżurni reprezentanci przemysłu zbrojeniowego senatorzy Partii Republikańskiej John McCain, Lindsey Graham, czy Marco Rubio. McCain, który z uporem godnym lepszej sprawy montował i popierał w Syrii “umiarkowanych” dżihadystów, przy okazji nazwał Putina bandytą, mordercą i agentem KGB. Jak widać globaliści znajdują wspólny język z militarystami.
W sumie wszystkie główne media codziennie grzmią na ten temat, do tego stopnia, że chyba stanę w obronie Putina. O co więc tu chodzi? Przecież tak Putin jak i Obama, Merkel, Xi Jinping, Netanjahu, czy Szydło za psi obowiązek mają szpiegować wrogów i przyjaciół i ochraniać interesy własnych krajów. Niedawno wybuchła awantura, bo okazało się, że służby Obamy podsłuchują Merkel. Ze służbami jest jak z cichym romansem, wszystko rozejdzie się po kościach (i kosteczkach), no chyba, że ktoś wpadnie. Wtedy “rodzi się” problem…
Celem tej kampanii z Putinem na kiju jest oczywiście osłabienie prestiżu i wizerunku nowego prezydenta przez sugerowanie, że bez pomocy Putina, Trump nigdy nie zostałby POTUS-em. Jednak nie mogą powiedzieć, że Putin hakował maszyny wyborcze, bo to nieprawda. Jedyne co mogą przypuszczać to jest to, że podejrzewają Rosjan o dokonanie przecieku wykradzionych maili należących do kampanii wyborczej Hillary Clinton (John Podesta, którego firma wcześniej reprezentowała rosyjskie interesy w USA).
W sumie ani CIA, ani FBI nie ma żadnych dowodów kto to zrobił, czy Rosjanie, czy Chińczycy, czy ktoś inny. Maile te zostały następnie opublikowane przez WikiLeaks i rzeczywiście pokazały wiele negatywnych zjawisk (oszustwa, kłamstwa, korupcja) w kampanii Clinton i to ją osłabiło zabierając tlen jej kampanii i spychając ją do obrony. Szczególnie prawo do rozczarowania mieli młodzi lewicowi wyborcy, zwolennicy wnuczka Ziemi Beskidzkiej, podstarzałego komucha i milionera, Bernie Sandersa. W wywiadzie udzielonym kilka dni temu Sean Hannity, szef WikiLeaks Julian Assange oświadczył, że kompromitujące maile jakie ujawnił, otrzymał nie od rosyjskich hakerów, ale od zniesmaczonych korupcją ludzi z kampanii Clinton!
Spróbujmy uporządkować powstały bałagan wokół pojęć. Tak więc przeciek (leak) to kradzież prywatnej, czy służbowej informacji, dokumentu i ujawnienie jej komuś, kto nie był jej odbiorcą, nie miał prawa, aby ją poznać. Hacking to elektroniczne włamanie się do systemu operacyjnego i dokonanie w nim zmian, czy to w systemie bankowym, czy też w systemie wyborczym. Dlatego Trump określając sugestię CIA mówiącą o hakowaniu prezydenckich wyborów, jako zwariowaną, miał rację. Ktoś bowiem włamał się tylko do maili Johna Podesty (szefa kampanii Clinton), do samej Clinton i do partyjnych maili DNC. Więc to były przecieki, nikt nie włamał się do systemu obsługującego liczenie wyborczych głosów, aby je zmienić, wtedy byłby to akt hackingu.
Dziś Partia Demokratyczna przypomina wystrojoną i pięknie wymalowaną pannę, która kręci się w swojej niecierpliwości, zapada zmierzch, ale ona nie ma gdzie iść, ale jednak za żadne skarby nie chce spojrzeć w lustro….
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Tak dla pocieszenia: polityczny bałagan mamy nie tylko w Polsce. Filmowiec i lewak (wagi ciężkiej) Michael Moore wzywa cały świat do demonstracji 20 stycznia, w dniu zaprzysiężenia Donalda J. Trumpa na 45-go POTUS-a!
Chciałby zaprotestować przeciwko wielkiej niesprawiedliwości dziejowej, czyli oddaniu prezydentury w ręce bezczelnej osoby wywodzącej się z poza świata politycznych elit. Co więcej osoby obiecującej wywrócenie do góry nogami mozolnie przez globalistów budowanego od co najmniej 8 lat nowego socjalistycznego ładu. I to wszystko przez tych wstrętnych Ruskich i ich podstępnego KGB-isty Putina, który bezczelnie pomógł swojemu człowiekowi wygrać te wybory!
Kiedy obserwuję ten cały cyrk, to tylko się ciepło i ze zrozumieniem uśmiecham. Wygląda na to, że jestem człowiekiem z ich przyszłości. My już to przerabialiśmy, więc jednak lewica się nie zmienia! Pamiętamy z opowiadań rodziców, z literatury, że w PRL-u za Gomułki w przypadku nieurodzaju lewica komunistyczna obarczała odpowiedzialnością imperialistyczną Amerykę, która jakoby np. zrzucała stonkę, aby obniżyć zbiory ziemniaków w ludowej ojczyźnie. Wiatr w oczy. Dziś z kolei lewica amerykańska nie widzi własnej odpowiedzialności za przegrane wybory, bo wszystkiemu winien rosyjski imperializm! Pamięć bywa skarbem, historia zatoczyła koło, spod którego narzekając wydobywa się lewica, tym razem amerykańska…
W pewnym sensie, przejmujący po Baracku Husseinie Obamie władzę Trump, przypomina przejmującego po Borysie Jelcynie władzę Wołodię Putina. Obaj liderzy odwołując się do uczuć patriotycznych swoich obywateli zapowiadali przywrócenie wielkości i wspaniałości swoich krajów i walkę z panoszącą się korupcją. Obaj liderzy używają hasła, które wynosi na pierwsze miejsce ich narody (Trump “America First”).
Wcześniej w swojej rozpaczy, amerykańscy lewacy zebrali na internecie, aż 5 mln podpisów pod błagalną petycją do elektorów, aby ci odrzucili Trumpa. Hollywood z aktorem Martinem Sheenem i innymi lewackimi talentami zmontował wideo-apel do elektorów, aby oddali głos na kogokolwiek, tylko, na miłość Boską, nie na Trumpa!
Wskutek rozpętania histerycznej kampanii biedni republikańscy elektorzy byli bombardowani atakiem dywanowym, w ruch poszły telefony, maile i listy, wielu otrzymało pogróżki, a nawet groźby śmierci. Jedna z elektorów będąca babcią otrzymała tylko przez noc ponad 1,500 mailów domagających się, aby nie głosowała na Trumpa. Babcia ocenia, że ogólnie otrzymała ponad 50,000 maili w tej sprawie. Inny republikański elektor student z Oakland University w stanie Michigan otrzymał wiele gróźb śmierci przez maila, na Twitterze i na Facebooka.
Demokraci wprost nie chcą uwierzyć w to, że wystawili marnego, leniwego i obciążonego kiepskim dorobkiem i takimiż zdolnościami kandydata, a takim właśnie była Hillary Rodham Clinton. Demokraci wierzą i respektują demokrację tylko wtedy, kiedy oni wygrywają. Wiele włożyli wysiłku, żeby zastraszyć, przekabacić, przekonać elektorów, aby ci zmienili swoje głosy i poparli kogokolwiek, ale nie Trumpa. Wszystko na nic, ten znienawidzony, głupi Trump otrzymał oficjalnie, aż 304 elektorskie głosy! Okazało się, że to Hillary Clinton straciła bodajże 5 elektorów (Trump - 2)! Już niedługo, 6 stycznia, na dwa tygodnie przed zaprzysiężeniem Kongres oficjalnie ogłosi zwycięzcę prezydenckich wyborów.
Kiedy zawiodły wybory, zawiodły próby powtórnego przeliczenia głosów w trzech wybranych stanach, aparatczycy Demokratów wyciągnęli na mainstreamowe autostrady Putina i zaczęli go rozjeżdżać. Więc to on Putin, tak hakował i wpływał na naiwnych amerykańskich wyborców, że doprowadził do przegranej Clinton i zwycięstwa swojego człowieka, czyli Trumpa, który pewnie jest (nie mandżurskim, ale) moskiewskim kandydatem.
Cóż więc trzeba zrobić? Trzeba w odwecie jakoś mocno dołożyć Putinowi i trzeba to zrobić w miarę szybko zanim władzę w Waszyngtonie przejmie jego człowiek. Trump się z tego wszystkiego śmieje sugerując, że jeśli Putin potrafił hakować amerykańskie serwery to obciążało by to przecież nieudolną administrację Obamy, która nie potrafiła, bądź nie chciała temu przeciwdziałać. Obama jak dziecko ostatnio powtarza, że “Rosja zaatakowała nasze systemy”, ale rzeczywiście pozostaje pytanie co przez 8 lat zrobił, aby takiej sytuacji uniknąć? Melodię Demokratów o wyjątkowej szkodliwości Putina i jego super możliwościach wpływania na wynik amerykańskich prezydenckich wyborów obok mainstreamowych mediów, podchwycili dyżurni reprezentanci przemysłu zbrojeniowego senatorzy Partii Republikańskiej John McCain, Lindsey Graham, czy Marco Rubio. McCain, który z uporem godnym lepszej sprawy montował i popierał w Syrii “umiarkowanych” dżihadystów, przy okazji nazwał Putina bandytą, mordercą i agentem KGB. Jak widać globaliści znajdują wspólny język z militarystami.
W sumie wszystkie główne media codziennie grzmią na ten temat, do tego stopnia, że chyba stanę w obronie Putina. O co więc tu chodzi? Przecież tak Putin jak i Obama, Merkel, Xi Jinping, Netanjahu, czy Szydło za psi obowiązek mają szpiegować wrogów i przyjaciół i ochraniać interesy własnych krajów. Niedawno wybuchła awantura, bo okazało się, że służby Obamy podsłuchują Merkel. Ze służbami jest jak z cichym romansem, wszystko rozejdzie się po kościach (i kosteczkach), no chyba, że ktoś wpadnie. Wtedy “rodzi się” problem…
Celem tej kampanii z Putinem na kiju jest oczywiście osłabienie prestiżu i wizerunku nowego prezydenta przez sugerowanie, że bez pomocy Putina, Trump nigdy nie zostałby POTUS-em. Jednak nie mogą powiedzieć, że Putin hakował maszyny wyborcze, bo to nieprawda. Jedyne co mogą przypuszczać to jest to, że podejrzewają Rosjan o dokonanie przecieku wykradzionych maili należących do kampanii wyborczej Hillary Clinton (John Podesta, którego firma wcześniej reprezentowała rosyjskie interesy w USA).
W sumie ani CIA, ani FBI nie ma żadnych dowodów kto to zrobił, czy Rosjanie, czy Chińczycy, czy ktoś inny. Maile te zostały następnie opublikowane przez WikiLeaks i rzeczywiście pokazały wiele negatywnych zjawisk (oszustwa, kłamstwa, korupcja) w kampanii Clinton i to ją osłabiło zabierając tlen jej kampanii i spychając ją do obrony. Szczególnie prawo do rozczarowania mieli młodzi lewicowi wyborcy, zwolennicy wnuczka Ziemi Beskidzkiej, podstarzałego komucha i milionera, Bernie Sandersa. W wywiadzie udzielonym kilka dni temu Sean Hannity, szef WikiLeaks Julian Assange oświadczył, że kompromitujące maile jakie ujawnił, otrzymał nie od rosyjskich hakerów, ale od zniesmaczonych korupcją ludzi z kampanii Clinton!
Spróbujmy uporządkować powstały bałagan wokół pojęć. Tak więc przeciek (leak) to kradzież prywatnej, czy służbowej informacji, dokumentu i ujawnienie jej komuś, kto nie był jej odbiorcą, nie miał prawa, aby ją poznać. Hacking to elektroniczne włamanie się do systemu operacyjnego i dokonanie w nim zmian, czy to w systemie bankowym, czy też w systemie wyborczym. Dlatego Trump określając sugestię CIA mówiącą o hakowaniu prezydenckich wyborów, jako zwariowaną, miał rację. Ktoś bowiem włamał się tylko do maili Johna Podesty (szefa kampanii Clinton), do samej Clinton i do partyjnych maili DNC. Więc to były przecieki, nikt nie włamał się do systemu obsługującego liczenie wyborczych głosów, aby je zmienić, wtedy byłby to akt hackingu.
Dziś Partia Demokratyczna przypomina wystrojoną i pięknie wymalowaną pannę, która kręci się w swojej niecierpliwości, zapada zmierzch, ale ona nie ma gdzie iść, ale jednak za żadne skarby nie chce spojrzeć w lustro….
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/320489-gabinet-trumpa-czyli-junta-i-miliarderzy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.