Nad Europą zbierają się ciemne chmury. Kryzys uchodźczy mimo zimy i niskich temperatur nie okazuje oznak słabnięcia. Za kilka tygodni, na wiosnę, znowu objawi się w pełnej gwałtowności. A Berlin i Bruksela nie mają pomysłów, jak sobie z nim poradzić. Rozlokowanie imigrantów według kwot poniosło klęskę wobec pasywnego oporu większości państw członkowskich UE.
Grecja dalej nie chroni swoich granic i ma pretensje do krajów znajdujących się na trasie Bałkańskiej, że wobec tego budują mury ozdobione drutem kolczastym. Ton między Niemcami a Austrią się zaostrza. Na dyplomatycznych rautach i w studiach telewizyjnych poprawnych politycznie mediów już tylko mała garstka oderwanych od rzeczywistości mędrców wciąż przywołuje osławioną europejską solidarność, której, niczym mitycznego jednorożca, nigdy nikt nie widział i nigdy nikt nie zobaczy. Ale pojawiło się światełko w tunelu: Turcja. W każdym razie tak się europejskim elitom wydaje.
7 marca na turecko-unijnym szczycie kilka krajów starego kontynentu ma się – taką nadzieję ma kanclerz Niemiec Angela Merkel - zgodzić na przesiedlenie syryjskich uchodźców bezpośrednio z obozów w Turcji. To ma być oferta dla Ankary, by ta w zamian zamknęła granice i zatrzymała falę migracyjną, o co Unia Europejska prosi ją od dawna.
W Berlinie panuje przekonanie, że wejście Rosji do Syrii i ciągnący się konflikt z Kurdami osłabił Turcję, która jest rozdarta wewnętrznie i bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje przyjaciół. Ale to błędna interpretacja. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan chce pozbyć się Kurdów, usunąć Asada, zgnieść wewnątrzkrajową opozycję i skonsolidować swoja władzę. Europa mu w tym nie pomoże.
Za to Europa potrzebuje Erdogana i Erdogan o tym wie. Nie zapomniał też o minionych upokorzeniach. To Berlin i Francja blokowały wejście Turcji do UE, krytykując łamanie praw człowieka przez władze w Ankarze i prześladowanie krytycznych wobec rządzącej partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) mediów. Bez wątpienia ma też świadomość, że Berlin chce zrobić z jego kraju strefę buforową, coś w rodzaju strażnika granicznego Europy.
Podobną rolę odegrał niegdyś Kadafi. Erdogan stawia więc wysokie żądania, a wręcz szantażuje Europę. Pokazało to memorandum ze spotkania prezydenta Turcji z szefem Komisji Europejskiej Jean’em-Claudem Junckerem podczas szczytu G20, który odbył się w dniach 15 i 16 listopada ub. r. w Antalyi. Erdogan domagał się wznowienia regularnych szczytów UE-Turcja, ruchu bezwizowego z UE, wznowienia rozmów akcesyjnych oraz 3 mld euro rocznie. Inaczej – groził- wyślę uchodźców autobusami do Grecji i Bułgarii.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nad Europą zbierają się ciemne chmury. Kryzys uchodźczy mimo zimy i niskich temperatur nie okazuje oznak słabnięcia. Za kilka tygodni, na wiosnę, znowu objawi się w pełnej gwałtowności. A Berlin i Bruksela nie mają pomysłów, jak sobie z nim poradzić. Rozlokowanie imigrantów według kwot poniosło klęskę wobec pasywnego oporu większości państw członkowskich UE.
Grecja dalej nie chroni swoich granic i ma pretensje do krajów znajdujących się na trasie Bałkańskiej, że wobec tego budują mury ozdobione drutem kolczastym. Ton między Niemcami a Austrią się zaostrza. Na dyplomatycznych rautach i w studiach telewizyjnych poprawnych politycznie mediów już tylko mała garstka oderwanych od rzeczywistości mędrców wciąż przywołuje osławioną europejską solidarność, której, niczym mitycznego jednorożca, nigdy nikt nie widział i nigdy nikt nie zobaczy. Ale pojawiło się światełko w tunelu: Turcja. W każdym razie tak się europejskim elitom wydaje.
7 marca na turecko-unijnym szczycie kilka krajów starego kontynentu ma się – taką nadzieję ma kanclerz Niemiec Angela Merkel - zgodzić na przesiedlenie syryjskich uchodźców bezpośrednio z obozów w Turcji. To ma być oferta dla Ankary, by ta w zamian zamknęła granice i zatrzymała falę migracyjną, o co Unia Europejska prosi ją od dawna.
W Berlinie panuje przekonanie, że wejście Rosji do Syrii i ciągnący się konflikt z Kurdami osłabił Turcję, która jest rozdarta wewnętrznie i bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje przyjaciół. Ale to błędna interpretacja. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan chce pozbyć się Kurdów, usunąć Asada, zgnieść wewnątrzkrajową opozycję i skonsolidować swoja władzę. Europa mu w tym nie pomoże.
Za to Europa potrzebuje Erdogana i Erdogan o tym wie. Nie zapomniał też o minionych upokorzeniach. To Berlin i Francja blokowały wejście Turcji do UE, krytykując łamanie praw człowieka przez władze w Ankarze i prześladowanie krytycznych wobec rządzącej partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) mediów. Bez wątpienia ma też świadomość, że Berlin chce zrobić z jego kraju strefę buforową, coś w rodzaju strażnika granicznego Europy.
Podobną rolę odegrał niegdyś Kadafi. Erdogan stawia więc wysokie żądania, a wręcz szantażuje Europę. Pokazało to memorandum ze spotkania prezydenta Turcji z szefem Komisji Europejskiej Jean’em-Claudem Junckerem podczas szczytu G20, który odbył się w dniach 15 i 16 listopada ub. r. w Antalyi. Erdogan domagał się wznowienia regularnych szczytów UE-Turcja, ruchu bezwizowego z UE, wznowienia rozmów akcesyjnych oraz 3 mld euro rocznie. Inaczej – groził- wyślę uchodźców autobusami do Grecji i Bułgarii.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/282761-europejska-polityka-zludzen-turcja-miala-stac-sie-obozem-uchodzczym-ue-zamiast-tego-szantazuje-bruksele-i-berlin-erdogan-nie-potrzebuje-europy-ale-ona-potrzebuje-jego?strona=1