Europejska polityka złudzeń. Turcja miała stać się obozem uchodźczym UE. Zamiast tego szantażuje Brukselę i Berlin. Erdogan nie potrzebuje Europy, ale ona potrzebuje jego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. stokkokino.gr
Fot. stokkokino.gr

Święty spokój kosztuje. Cena, której Turcja będzie się domagać - i to nie tylko finansowa, lecz także polityczna, zapewne jeszcze wzrośnie. A Unia ją zapłaci. Bo czas nagli i brak innych rozwiązań. W każdym razie tak długo jak UE nie zmieni swojego podejścia do kryzysu imigracyjnego i nie uszczelni swoich zewnętrznych granic. A na to się nie zapowiada, bowiem Berlin uporczywie podtrzymuje swoją politykę otwartych ramion i odrzuca propozycję Grupy Wyszehradzkiej wzmocnienia ochrony granicy bułgarsko-tureckiej i macedońsko-greckiej.

Oznacza to, że Europa, a raczej Niemcy, będą musiały wyciągnąć książeczkę czekową za każdym razem, gdy Erdogan będzie się domagał kolejnych pieniędzy. Będzie także musiały przymknąć oczy na to wszystko, co powodowało, że nie chciały Turcji w Unii. Na mordowanie Kurdów, na więzienie opozycyjnych dziennikarzy. W nieszczęściu nawet deal z autokratą wydaje się atrakcyjny. Co z tego, że wychodzą przy tym na hipokrytów?

Niestety autokraci, szczególnie tacy, którzy trzymają wszystkie karty w ręku, nie zawsze stosują się do zawartych umów. Ryzyko, że Erdogan mimo dealu z Brukselą i Berlinem dalej będzie przepuszczał uchodźców do Europy, jest duże. Turecki prezydent ma czas i może szantażować europejskie elity przez najbliższy rok, albo i jeszcze dłużej. To, że Merkel uznała, że warto się plątać w ta grę pokazuje, jak osłabiona jest Unia Europejska,a przede wszystkim Niemcy.

Berlin znajduje się obecnie w niemal całkowitej izolacji. Bez względu jaki Angela Merkel miała powód, by zaprosić do siebie uchodźców, prawie nikt w UE nie popiera już jej polityki imigracyjnej. Nawet Francja. Jej jedynym oparciem pozostają kraje Beneluksu, na czele z Belgią, która widzi w dalszej politycznej integracji Europy sposób na zatrzymanie własnej dezintegracji.

Jest to mały, elitarny klub naiwnych uprawiający politykę złudzeń. Erdogan nie ma żadnego interesu w tym, by uratować Europę przed uchodźcami. Wręcz przeciwnie. Sam by się ich chętnie pozbył. Negocjacje z Berlinem i Brukselą w sprawie uszczelnienia granic służą mu do tego, by pokazać własnym obywatelom, jaki jest silny. Ma mu to zaskarbić sympatię elektoratu.

Turcji, która ma wzrost gospodarczy cztery razy większy od średniej unijnej, członkostwo w UE nie jest do niczego potrzebne. Gdy Erdogan domaga się więc wznowienia rozmów akcesyjnych, służy to głównie konsolidacji jego władzy oraz osłabienia tureckiej opozycji, która liczyła, że Bruksela wesprze ją w walce z „reżimem w Ankarze”.

Dzięki dealowi z Erdoganem Unia stanie się więc jeszcze słabsza, a on jeszcze silniejszy. Nie wiem, czy o to chodziło pani Merkel. Ale jeśli tak, to odniosła pełen sukces.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych