Decyzja Waszyngtonu skłoniła jednak Rijad do szukania współpracy z dotąd mało prawdopodobnym sojusznikiem: Tel Awiwem. 21 stycznia, tuż po egzekucji Nimr al-Nimra, Ibrahim Ghandour, szef MSZ Sudanu – kraju ściśle związanego z saudyjską monarchią – powiedział, że należy dążyć do „normalizacji stosunków z Izraelem”. Nowe otwarcie na Izrael stanowi jedną z odsłon irańsko-saudyjskiego konfliktu i niemalże niezauważoną rewolucję w świecie arabskim. Niedawno państwo żydowskie otworzyło konsulat w Abu Dhabi i zwiększyło kontakty z państwami Zatoki Perskiej. Także Turcja mówi o odnowieniu więzi z Izraelem. Sunnickie kraje arabskie, przerażone rosnącymi wpływami Iranu, powoli wciągają Tel Awiw w swoją orbitę. Saudowie nawet zaproponowali izraelskim władzom oficjalne uznanie państwa żydowskiego w zamian za wsparcie w walce ze „wspólnym wrogiem”. Kurdowie znaleźli się w podobnej, kuriozalnej pozycji jak Izrael. Zarówno Arabia Saudyjska, jak i Turcja, która jako trzecia siła w regionie chce być języczkiem u wagi, wyciągnęły rękę do autonomicznego rządu Kurdystanu w Iraku. Wśród państw arabskich panowało długo przekonanie, że niezależny Kurdystan to „sztylet” w rękach mocarstw, który ma im być w odpowiedniej chwili wbity w plecy. Dziś Kurdowie jawią się Saudom, jako element mogący pomóc w zablokowaniu wpływów Iranu. Propozycja stworzenia niezależnego państwa Kurdystan została przedstawiona po raz pierwszy w grudniu ub.r. przez saudyjskiego generała Anwara Madżida Eszgiego, podczas spotkania saudyjskiej i izraelskiej delegacji.
Saudowie są tak zaniepokojeni wzrostem znaczenia Iranu, że zaczęli się nawet rozglądać za możliwością zakupu broni atomowej Pokazuje to poziom desperacji Saudów oraz brak gotowości obu stron do kompromisu. Każda myśli, że jest w stanie pokonać drugą, a jeśli nie, to co najmniej poprawić swoją pozycję, zanim nowa równowaga sił zostanie osiągnięta. Rzutuje to negatywnie na negocjacje pokojowe ws. Syrii. Miały się one rozpocząć 25 stycznia tego roku w Genewie, jednak syryjska opozycja zjednoczona w Wysokim Komitecie Negocjacyjnym (HNC), stworzonym przez Rijad, odmówiła udziału, tak długo, jak reżim Baszara al-Asada nie wstrzyma ataków na obszarach zamieszkanych przez cywilów, nie uwolni więźniów i nie zniesie blokad. Władze w Damaszku nie godzą się jednak na żadne warunki wstępne. Główny negocjator ONZ Staffan de Mistura stwierdził rozzłoszczony, że Saudowie „świadomie i celowo blokują rokowania”.
Saudowie zawsze byli przeciwni reżimowi Asadów. Represje władz w Damaszku wobec sunnickiej opozycji tylko pogłębiły wrogość Rijadu. Arabia Saudyjska postrzega ewentualny upadek Asada także jako ogromną szansę na osłabienie Iranu. Dlatego też bardziej skupia się na zadaniu ciosu swemu rywalowi niż na konstruktywnej polityce prowadzącej do rozwiązania konfliktu. Iran utrzymuje bliskie stosunki z Syrią od wczesnych lat istnienia islamskiej republiki. Od lat też Syria jest ważnym pośrednikiem między Iranem a libańskim Hezbollahem: przez jej terytorium przebiegają szlaki transportu uzbrojenia. Wsparcie Teheranu dla reżimu Asada jest tak silne, że – zdaniem analityków – stanowi podstawę jego przetrwania. Rozwiązanie konfliktu w Syrii wydaje się więc na obecnym etapie mało prawdopodobne. Bez względu na to, czy zachodniej koalicji uda się pokonać Państwo Islamskie, czy nie.
Nienawidzą szachów
Bez gotowości do kompromisu ze strony Arabii Saudyjskiej i Iranu, na zgliszczach zniszczonego kalifatu zrodzi się nowy konflikt, wzdłuż szyicko-sunnickiej linii podziału. Niedawno jeden z saudyjskich kleryków zadeklarował, że Arabowie nienawidzą szachów. Trudno się dziwić, słabo im bowiem wychodzi przesuwanie pionków na geopolitycznej szachownicy. Persowie zaś wymyślili tę grę.
Kiedy to się wszystko skończy? Bliski Wschód potrzebuje nowego porządku, nowej równowagi. Mur, który miał powstrzymać irańskie wpływy w regionie, zawalił się z pomocą USA. Szyici się przebudzili i domagają się większego udziału w polityce regionu. Arabia Saudyjska marzy o powrocie do układu sprzed 2003 r., ale to wydaje się dziś równie niemożliwe, jak wyjście Rosji z Syrii. Tak długo, jak Rijad nie przystosuje się do nowej rzeczywistości, sekciarskie napięcie będzie dalej rosło. Burza w dwóch kroplach wody jeszcze nabierze na sile, prowadząc do dalszej destabilizacji. Chaos, który tak przeraża Saudów, i który tak desperacko usiłują okiełznać, jeszcze się pogłębi.
Artykuł ukazał się pierwotnie w internetowym miesięczniku idei Nowa Konfederacja
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Decyzja Waszyngtonu skłoniła jednak Rijad do szukania współpracy z dotąd mało prawdopodobnym sojusznikiem: Tel Awiwem. 21 stycznia, tuż po egzekucji Nimr al-Nimra, Ibrahim Ghandour, szef MSZ Sudanu – kraju ściśle związanego z saudyjską monarchią – powiedział, że należy dążyć do „normalizacji stosunków z Izraelem”. Nowe otwarcie na Izrael stanowi jedną z odsłon irańsko-saudyjskiego konfliktu i niemalże niezauważoną rewolucję w świecie arabskim. Niedawno państwo żydowskie otworzyło konsulat w Abu Dhabi i zwiększyło kontakty z państwami Zatoki Perskiej. Także Turcja mówi o odnowieniu więzi z Izraelem. Sunnickie kraje arabskie, przerażone rosnącymi wpływami Iranu, powoli wciągają Tel Awiw w swoją orbitę. Saudowie nawet zaproponowali izraelskim władzom oficjalne uznanie państwa żydowskiego w zamian za wsparcie w walce ze „wspólnym wrogiem”. Kurdowie znaleźli się w podobnej, kuriozalnej pozycji jak Izrael. Zarówno Arabia Saudyjska, jak i Turcja, która jako trzecia siła w regionie chce być języczkiem u wagi, wyciągnęły rękę do autonomicznego rządu Kurdystanu w Iraku. Wśród państw arabskich panowało długo przekonanie, że niezależny Kurdystan to „sztylet” w rękach mocarstw, który ma im być w odpowiedniej chwili wbity w plecy. Dziś Kurdowie jawią się Saudom, jako element mogący pomóc w zablokowaniu wpływów Iranu. Propozycja stworzenia niezależnego państwa Kurdystan została przedstawiona po raz pierwszy w grudniu ub.r. przez saudyjskiego generała Anwara Madżida Eszgiego, podczas spotkania saudyjskiej i izraelskiej delegacji.
Saudowie są tak zaniepokojeni wzrostem znaczenia Iranu, że zaczęli się nawet rozglądać za możliwością zakupu broni atomowej Pokazuje to poziom desperacji Saudów oraz brak gotowości obu stron do kompromisu. Każda myśli, że jest w stanie pokonać drugą, a jeśli nie, to co najmniej poprawić swoją pozycję, zanim nowa równowaga sił zostanie osiągnięta. Rzutuje to negatywnie na negocjacje pokojowe ws. Syrii. Miały się one rozpocząć 25 stycznia tego roku w Genewie, jednak syryjska opozycja zjednoczona w Wysokim Komitecie Negocjacyjnym (HNC), stworzonym przez Rijad, odmówiła udziału, tak długo, jak reżim Baszara al-Asada nie wstrzyma ataków na obszarach zamieszkanych przez cywilów, nie uwolni więźniów i nie zniesie blokad. Władze w Damaszku nie godzą się jednak na żadne warunki wstępne. Główny negocjator ONZ Staffan de Mistura stwierdził rozzłoszczony, że Saudowie „świadomie i celowo blokują rokowania”.
Saudowie zawsze byli przeciwni reżimowi Asadów. Represje władz w Damaszku wobec sunnickiej opozycji tylko pogłębiły wrogość Rijadu. Arabia Saudyjska postrzega ewentualny upadek Asada także jako ogromną szansę na osłabienie Iranu. Dlatego też bardziej skupia się na zadaniu ciosu swemu rywalowi niż na konstruktywnej polityce prowadzącej do rozwiązania konfliktu. Iran utrzymuje bliskie stosunki z Syrią od wczesnych lat istnienia islamskiej republiki. Od lat też Syria jest ważnym pośrednikiem między Iranem a libańskim Hezbollahem: przez jej terytorium przebiegają szlaki transportu uzbrojenia. Wsparcie Teheranu dla reżimu Asada jest tak silne, że – zdaniem analityków – stanowi podstawę jego przetrwania. Rozwiązanie konfliktu w Syrii wydaje się więc na obecnym etapie mało prawdopodobne. Bez względu na to, czy zachodniej koalicji uda się pokonać Państwo Islamskie, czy nie.
Nienawidzą szachów
Bez gotowości do kompromisu ze strony Arabii Saudyjskiej i Iranu, na zgliszczach zniszczonego kalifatu zrodzi się nowy konflikt, wzdłuż szyicko-sunnickiej linii podziału. Niedawno jeden z saudyjskich kleryków zadeklarował, że Arabowie nienawidzą szachów. Trudno się dziwić, słabo im bowiem wychodzi przesuwanie pionków na geopolitycznej szachownicy. Persowie zaś wymyślili tę grę.
Kiedy to się wszystko skończy? Bliski Wschód potrzebuje nowego porządku, nowej równowagi. Mur, który miał powstrzymać irańskie wpływy w regionie, zawalił się z pomocą USA. Szyici się przebudzili i domagają się większego udziału w polityce regionu. Arabia Saudyjska marzy o powrocie do układu sprzed 2003 r., ale to wydaje się dziś równie niemożliwe, jak wyjście Rosji z Syrii. Tak długo, jak Rijad nie przystosuje się do nowej rzeczywistości, sekciarskie napięcie będzie dalej rosło. Burza w dwóch kroplach wody jeszcze nabierze na sile, prowadząc do dalszej destabilizacji. Chaos, który tak przeraża Saudów, i który tak desperacko usiłują okiełznać, jeszcze się pogłębi.
Artykuł ukazał się pierwotnie w internetowym miesięczniku idei Nowa Konfederacja
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/281870-analiza-burza-w-dwoch-kroplach-wody-saudowie-sa-tak-zaniepokojeni-wzrostem-znaczenia-iranu-ze-zaczeli-sie-rozgladac-za-mozliwoscia-zakupu-broni-atomowej?strona=3