Czy dobiegająca końca Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium przyniesie Ukrainie, a potem całej Europie, podobny skutek jak inna konferencja monachijska - ta z 1938 r?
CZYTAJ TAKŻE: Czy “duch Monachium” unosi się nad Monachium?
O polityce Zachodu wobec Rosji rozmawiamy z prof. Markiem Cichockim, politologiem, znawcą polityki niemieckiej, byłym doradcą prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
wPolityce.pl: Tym razem nazwa „konferencja w Monachium” ma fatalny wydźwięk, prawda?
Prof. Marek Cichocki: Sama konferencja jest oczywiście bardzo szacowna, odbywa się od lat, ale faktycznie tym razem może mieć fatalny wydźwięk ze względu na to, że konferencja odbywa się w kontekście działań podjętych przez kanclerz Merkel i Hollanda, które – jak wszystko na to wskazuje – są próbą zablokowania dostarczenia broni Ukrainie przez Stany Zjednoczone. Te próby czynione są przede wszystkim ze strony Berlina. Także ze strony Paryża, chociaż wygląda na to, że Francja odgrywa rolę raczej listka figowego i to Angele Merkel jest głównym motorem działań rewitalizacyjnych względem negocjacji dyplomatycznych z Putinem.
Tak więc w kontekście tych działań tegoroczna konferencja może nasuwać przykre skojarzenia z przeszłości. Choć spotkałem się z opiniami, że wystąpienie na tejże konferencji ministra spraw zagranicznych Ławrowa zrobiło duże negatywne wrażenie na słuchaczach, że konferencja może oznaczać także pewien przełom w patrzeniu Zachodu na Rosję. W obliczu takich argumentów jakie zaproponował Ławrow i cynizmu, który zaproponował, trudno jest utrzymywać, że Rosja jest zainteresowana jakimikolwiek negocjacjami z Zachodem.
Dlaczego Berlinowi tak bardzo zależy na zablokowaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy?
Myślę, że Niemcy cały czas próbują ożywić swoją politykę wschodnią z lat 90. i pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, która opiera się na przekonaniu, że tylko poprzez wciąganiu Rosji, trzymaniu jej w relacjach z Zachodem, można zapewnić bezpieczeństwo Europie Wschodniej. Jak długo wydawało się, że Moskwa zachowuje się racjonalnie, że jest chociażby zainteresowana niemieckimi inwestycjami w Rosji, tak długo ta polityka mogła wydawać się wiarygodna. Można było argumentować, że przynosi ona efekty.
W momencie kiedy Kreml przestał zachowywać się racjonalnie i w momencie, gdy Putin nie chce już żadnych negocjacji, a jedynie przy pomocy siły wymusza zmianę sytuacji w Europie Wschodniej, to polityka niemiecka staje się coraz mniej wiarygodna.
„Die Welt” napisał w kontekście monachijskiej konferencji, że Putin zaakceptuje linię demarkacyjną jedynie na polskiej granicy. Ale patrząc na działania polityczne Zachodu musimy zadać sobie pytanie: na której granicy; wschodniej, czy zachodniej?
W tej sytuacji, która jest w tej chwili warto stawiać takie pytania. Bo ustępstwa wobec Putina, począwszy od aneksji Krymu postawiły pod znakiem zapytania jakąkolwiek pewność co do powojennego porządku w Europie, także tego, który dotyczy granic.
Pamiętajmy o Gruzji. Przecież ekspansja rosyjska na szeroką skalę zaczęła się latem 2008 r. kosztem tamtego kraju.
Oczywiście, że podważanie ładu powojennego i suwerenności państw, które odrodziły się w przestrzeni posowieckiej, jest stałym elementem rosyjskiej polityki. I chodzi tu o Gruzję, ale też o Mołdawię. W tej chwili chodzi mamy do czynienia z otwartą rosyjską agresją i podważaniem krok po kroku wszystkich zasad, które miały obowiązywać. To oczywiście stawia Polskę i cały region wobec rosnącego niebezpieczeństwa. Może się zwyczajnie okazać, że te pewniki, na których opieraliśmy nasze bezpieczeństwo i stabilność, zostają postawione pod znakiem zapytania.
U naszych zachodnich partnerów nie widać specjalnie ochoty, żeby zasad bronić. Cały czas obecne jest przekonanie, że z Putinem trzeba się dogadać bez względu jakie warunki on postawi. I to musi budzić duży niepokój.
Czy odnosi pan wrażenie, że świat zachodni nie potrafi uczyć się na własnych błędach?
Świat zachodni znajduje się w bardzo poważnym chaosie, którego istotną cechą jest kryzy gospodarczo-finansowy, ale on się bierze z poważnego kryzysu tożsamości, kryzysu elit politycznych i społeczeństw.
W tym kontekście można powiedzieć, że agresja rosyjska w takim momencie nie jest przypadkowa. Rzecz jasna głównym punktem odniesienia jest Ukraina i zmiana jaka nastąpiła w tym kraju przed rokiem, ale także istotny jest kontekst kryzysu na Zachodzie. Jeżeli nie zostanie on przezwyciężony, to może się okazać, że cała powojenna konstrukcja jest słaba i nie potrafi odpowiedzieć na agresywną politykę Moskwy. Istotnym elementem osłabiającym Zachód jest niewątpliwie prezydentura Baracka Obamy. To polityk wyjątkowo niezdecydowany, co było dobrze widać po jego działaniach wokół Syrii w 2013 r., gdy widać było kompletny brak strategii. Dziś te wady widać w kontekście Rosji i Ukrainy. Wydaje się, że jak długo Stany Zjednoczone będą miały takiego prezydenta, tak długo Zachód będzie niezdolny do zasadniczych działań.
A Berlin? Pojawiają się sygnały, że bardzo chce „przewodzić” Zachodowi.
Niemcy nie zastąpią USA z różnych względów. Także dlatego, że Niemcy stali się narodem kupieckim. Z punktu widzenia Polski może to jest i lepiej, biorąc pod uwagę doświadczenia historyczne. Jednak z drugiej strony powoduje to, że Niemcy nie są zdolne prowadzić polityki bezpieczeństwa w jej twardym znaczeniu. Merkel jest politykiem reaktywnym i nie jest zdolna stanąć na wysokości zadania w obecnej sytuacji i przeciwstawić się polityce Putina.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/233084-prof-marek-cichocki-ustepstwa-zachodu-wobec-putina-musza-budzic-nasz-niepokoj-powojenny-porzadek-w-europie-postawiony-jest-pod-znakiem-zapytania-nasz-wywiad