Ta kampania odbiła się wielkim echem. Dotknęliście czegoś ważnego.
**Dotknęliśmy tabu. Powiedzieliśmy kobietom: każdy się starzeje, zegar tyka, czas przemija. Pokolenie Pepsi, czyli wiecznych nastolatków, nie istnieje. A więc uważaj, pomyśl, że nie da się żyć wyłącznie chwilą.
Kampania „Nie odkładaj macierzyństwa na potem” została też przez wiele kobiet uznana za rodzaj ataku na ich życie. Trudne prawdy często bolą.
Nie chcemy nikogo wykluczać ani obrażać, to nie jest naszym celem. Rozumiemy, że w życiu bywa różnie i że nie na wszystko mamy wpływ. O naszym życiu, np. o rozwodzie, mogą zdecydować inni, czyli współmałżonek. Kwestia dzietności jest bardzo delikatna, bo aż 25 proc. par w Polsce ma czasowy lub trwały problem z zajściem w ciążę. Zaradzenie temu problemowi to wielkie wyzwanie dla rządu i administracji. To też zadanie dla naszej fundacji. Odpowiedzią nie może być milczenie. Nasza fundacja chce mówić także o trudnych sprawach. O tym, że po przekroczeniu 30. roku życia należy zacząć myśleć o dziecku. Że to już ostatni moment.
Mieliście sygnały, że ta kampania pomogła komuś podjąć decyzję o zmianach w życiu?
Tak, dostawaliśmy podziękowania. Wywołaliśmy dyskusję. Hasło „zdążyłam/nie zdążyłam” pozostało w przestrzeni publicznej. Czasem cytowane dosłownie, czasem jako mem. I to mnie cieszy.
Na ile korporacje są rzeczywiście antyrodzinne? Nie da się ukryć, że pozwalają zarobić bardzo wiele, ale i żądają bardzo wiele. Często całego życia.
Myślę, że ten etap dziecięcy naszego kapitalizmu powoli odchodzi do przeszłości. To już zaczyna być rynek pracownika. W krajach zachodnich od dawna korporacje zachowują się inaczej. Pojawiła się refleksja, że pracownik mający rodzinę jest lepszym pracownikiem, że praca i rodzina muszą być zbalansowane. Można nawet odnieść wrażenie, że większym problemem są polskie firmy, które mają tendencję do „duszenia” pracowników, także do blokowania ich rozwoju, często z obawy, że staną się konkurencją dla przełożonych.
Wspomnijmy jeszcze o kampanii „Rozwód. Przemyśl to!”. To też swego rodzaju tabu.
To była nasza pierwsza kampania. Szykujemy jej drugą odsłonę. Rozwody to trudny i grząski temat. Nie chcemy się odwoływać do sytuacji związanych z patologiami, a więc nałogami czy przemocą. Także dlatego, że to nie są główne przyczyny zjawiska. Epidemię rozwodów należy raczej wiązać z problemami w relacjach międzyludzkich, z komunikacją, z nadmiernymi oczekiwaniami, z zapędzeniem się w pracy, z brakiem wspólnych aktywności. To często da się sprowadzić do spraw na pozór banalnych, takich jak wspólny posiłek. Żyjemy na jednej przestrzeni, ale obok siebie. Mijamy się. Na to chcemy zwrócić uwagę.
Mówienie o skutkach rozwodów też jest często odbierane jako agresja wobec tych, którzy się rozwiedli. Jak rozmawiać z ludźmi, którym to się przydarzyło? Jak ich nakłonić, by przynajmniej nie promowali takich zachowań?
Międzynarodowe badania jasno wskazują, że dzieci wychowane w pełnej rodzinie są mniej narażone na zagrożenia. Dziewczynki rzadziej chorują na bulimię, anoreksję czy depresję. Chłopcy rzadziej popadają w alkoholizm, hazard, rzadziej wchodzą na drogę przestępstwa. Ogólna satysfakcja życiowa takich dzieci jest znacznie wyższa. To są rzecz jasna statystyki, które nie rozstrzygają o indywidualnym losie. Każdy ma wolną wolę i rozum, może kształtować swoje życie. Ale znów: my musimy powiedzieć coś ważnego.
Czyli?
Czyli że warto dbać o rodzinę i że rozwód jest dla dzieci wielkim nieszczęściem. W ramach naszych badań przeprowadziliśmy tzw. wywiady pogłębione z dziećmi rozwiedzionych rodziców. Jedna z pań wspominała wydarzenia sprzed 45 lat – miała wówczas kilka lat – i nie mogła o tym mówić bez łez. Zapytana, jak dziś się czuje, odpowiedziała, że wciąż się czuje jak „ukochana, zdradzona córeczka tatusia”. Sam płakałem, gdy tego słuchałem.
Wiele razy słyszymy hasło zaklęcie: lepiej się rozstać, niż kłócić. Po co dziecko ma żyć w atmosferze ciągłych awantur?
Życie w atmosferze awantury jest na pewno ciężkim doświadczeniem. Ale czy naprawdę musimy żyć w takiej atmosferze? Czy nie warto zawalczyć o swój związek wcześniej? Kłótnie to zazwyczaj ostatni etap przed rozwodem, gdy dawka trucizny jest już duża, gdy albo jedna strona, albo obie strony zmierzają do tego, by małżeństwo się rozpadło. I budują swoje sojusze w rodzinie, wśród znajomych, zbierają argumenty i haki. Warto tak tworzyć relację, by do permanentnej kłótni nie dochodziło. Owszem, kłótnie i spory są wpisane w związek, ludzie mają lepsze lub gorsze dni. Chodzi o to, by – jak radzi papież Franciszek – nawet rzucając talerzami, wieczorem się pogodzić. By umieć przepracować kryzys, by umieć z niego wyjść.
Czyli kłótni i sporów, nawet przewlekłych, nie można uznawać za coś, co musi prowadzić do rozwodu?
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ta kampania odbiła się wielkim echem. Dotknęliście czegoś ważnego.
**Dotknęliśmy tabu. Powiedzieliśmy kobietom: każdy się starzeje, zegar tyka, czas przemija. Pokolenie Pepsi, czyli wiecznych nastolatków, nie istnieje. A więc uważaj, pomyśl, że nie da się żyć wyłącznie chwilą.
Kampania „Nie odkładaj macierzyństwa na potem” została też przez wiele kobiet uznana za rodzaj ataku na ich życie. Trudne prawdy często bolą.
Nie chcemy nikogo wykluczać ani obrażać, to nie jest naszym celem. Rozumiemy, że w życiu bywa różnie i że nie na wszystko mamy wpływ. O naszym życiu, np. o rozwodzie, mogą zdecydować inni, czyli współmałżonek. Kwestia dzietności jest bardzo delikatna, bo aż 25 proc. par w Polsce ma czasowy lub trwały problem z zajściem w ciążę. Zaradzenie temu problemowi to wielkie wyzwanie dla rządu i administracji. To też zadanie dla naszej fundacji. Odpowiedzią nie może być milczenie. Nasza fundacja chce mówić także o trudnych sprawach. O tym, że po przekroczeniu 30. roku życia należy zacząć myśleć o dziecku. Że to już ostatni moment.
Mieliście sygnały, że ta kampania pomogła komuś podjąć decyzję o zmianach w życiu?
Tak, dostawaliśmy podziękowania. Wywołaliśmy dyskusję. Hasło „zdążyłam/nie zdążyłam” pozostało w przestrzeni publicznej. Czasem cytowane dosłownie, czasem jako mem. I to mnie cieszy.
Na ile korporacje są rzeczywiście antyrodzinne? Nie da się ukryć, że pozwalają zarobić bardzo wiele, ale i żądają bardzo wiele. Często całego życia.
Myślę, że ten etap dziecięcy naszego kapitalizmu powoli odchodzi do przeszłości. To już zaczyna być rynek pracownika. W krajach zachodnich od dawna korporacje zachowują się inaczej. Pojawiła się refleksja, że pracownik mający rodzinę jest lepszym pracownikiem, że praca i rodzina muszą być zbalansowane. Można nawet odnieść wrażenie, że większym problemem są polskie firmy, które mają tendencję do „duszenia” pracowników, także do blokowania ich rozwoju, często z obawy, że staną się konkurencją dla przełożonych.
Wspomnijmy jeszcze o kampanii „Rozwód. Przemyśl to!”. To też swego rodzaju tabu.
To była nasza pierwsza kampania. Szykujemy jej drugą odsłonę. Rozwody to trudny i grząski temat. Nie chcemy się odwoływać do sytuacji związanych z patologiami, a więc nałogami czy przemocą. Także dlatego, że to nie są główne przyczyny zjawiska. Epidemię rozwodów należy raczej wiązać z problemami w relacjach międzyludzkich, z komunikacją, z nadmiernymi oczekiwaniami, z zapędzeniem się w pracy, z brakiem wspólnych aktywności. To często da się sprowadzić do spraw na pozór banalnych, takich jak wspólny posiłek. Żyjemy na jednej przestrzeni, ale obok siebie. Mijamy się. Na to chcemy zwrócić uwagę.
Mówienie o skutkach rozwodów też jest często odbierane jako agresja wobec tych, którzy się rozwiedli. Jak rozmawiać z ludźmi, którym to się przydarzyło? Jak ich nakłonić, by przynajmniej nie promowali takich zachowań?
Międzynarodowe badania jasno wskazują, że dzieci wychowane w pełnej rodzinie są mniej narażone na zagrożenia. Dziewczynki rzadziej chorują na bulimię, anoreksję czy depresję. Chłopcy rzadziej popadają w alkoholizm, hazard, rzadziej wchodzą na drogę przestępstwa. Ogólna satysfakcja życiowa takich dzieci jest znacznie wyższa. To są rzecz jasna statystyki, które nie rozstrzygają o indywidualnym losie. Każdy ma wolną wolę i rozum, może kształtować swoje życie. Ale znów: my musimy powiedzieć coś ważnego.
Czyli?
Czyli że warto dbać o rodzinę i że rozwód jest dla dzieci wielkim nieszczęściem. W ramach naszych badań przeprowadziliśmy tzw. wywiady pogłębione z dziećmi rozwiedzionych rodziców. Jedna z pań wspominała wydarzenia sprzed 45 lat – miała wówczas kilka lat – i nie mogła o tym mówić bez łez. Zapytana, jak dziś się czuje, odpowiedziała, że wciąż się czuje jak „ukochana, zdradzona córeczka tatusia”. Sam płakałem, gdy tego słuchałem.
Wiele razy słyszymy hasło zaklęcie: lepiej się rozstać, niż kłócić. Po co dziecko ma żyć w atmosferze ciągłych awantur?
Życie w atmosferze awantury jest na pewno ciężkim doświadczeniem. Ale czy naprawdę musimy żyć w takiej atmosferze? Czy nie warto zawalczyć o swój związek wcześniej? Kłótnie to zazwyczaj ostatni etap przed rozwodem, gdy dawka trucizny jest już duża, gdy albo jedna strona, albo obie strony zmierzają do tego, by małżeństwo się rozpadło. I budują swoje sojusze w rodzinie, wśród znajomych, zbierają argumenty i haki. Warto tak tworzyć relację, by do permanentnej kłótni nie dochodziło. Owszem, kłótnie i spory są wpisane w związek, ludzie mają lepsze lub gorsze dni. Chodzi o to, by – jak radzi papież Franciszek – nawet rzucając talerzami, wieczorem się pogodzić. By umieć przepracować kryzys, by umieć z niego wyjść.
Czyli kłótni i sporów, nawet przewlekłych, nie można uznawać za coś, co musi prowadzić do rozwodu?
Strona 3 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/330422-dlaczego-warto-dbac-o-swoja-rodzine-wazna-rozmowa-z-socjologiem-o-przepisie-na-szczescie?strona=3