Wajda, filar III RP. Jego najlepsze filmy leżą jak te diamenty na dnie popiołów sporu politycznego

fot. YouTube
fot. YouTube

Największy polski reżyser filmowy 6 marca kończy 90 lat. Z tej okazji Gdańsk przyznał Andrzejowi Wajdzie honorowe obywatelstwo miasta. Wniosek złożyli radni PO. Radni PiS nie wzięli udziału w głosowaniu. To niewdzięczność i krótkowzroczność polityczna. Radni PiS twierdzą, że PO spłaca dług za poparcie mistrza. No to co? Wszyscy mamy dług u Wajdy za piękno, wzruszenia i bolesne refleksje, jakich nam dostarczył podczas długiego, twórczego życia.

Andrzej Wajda niczego od partii obecnie rządzącej Polską nie potrzebuje. To rządzący potrzebują jednego z najwybitniejszych twórców, jakich mieliśmy w historii, by honorując jego dorobek, wyrazić troskę o kulturę polską. Była okazja wzniesienia się ponad bieżące spory polityczne, aby docenić niezwykły talent. Pokazać, że rozumie się uwarunkowania, w jakich tworzy mistrz kina i teatru. By pojąć, że sztuka ma trudne źródła i niełatwo je osądzać. Okazać wielkoduszność w czas bilansu życia wielkiego artysty.

Tradycja w proch rozbita

Wajda od pierwszych filmów wywoływał sprzeciw, bo polemizuje z polskimi mitami historycznymi i zbyt dobrym samopoczuciem Polaków. W sporach najłatwiej przypisać komuś niskie pobudki, takie jak koniunkturalizm, płytką żądzę sławy i pieniędzy. Kto nie ma takich pragnień, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ale oprócz przyjemności kariery – motywy Pana Andrzeja są dużo poważniejsze. Moim zdaniem kieruje się głęboką troską o naród zrodzoną z osobistego przeżycia upadku II Rzeczypospolitej, niemieckiej okupacji, potem sowieckiego protektoratu trwającego prawie pół wieku.

W chwili najazdu hitlerowskiego Andrzej Wajda miał 13 lat. W szkole zetknął się z kultem Piłsudskiego i propagandą państwową rzekomo mocarstwowej pozycji II RP. Ale jako dorastający chłopak patrzył na największą klęskę i najstraszniejszą okupację kraju w dziejach, potem ohydy i hańby PRL. Musiała powstać w nim myśl: nigdy więcej złudzeń o sile Polski zdolnej postawić się potężnym sąsiadom. To wydaje się jego doświadczeniem formacyjnym na całe życie. Należy do głównych powodów gniewu na formację dziś sprawującą władzę za program odbudowy pełnej suwerenności, co Józefowi Piłsudskiemu udało się dzięki przelotnej koniunkturze historycznej.

Braciom Kaczyńskim łatwiej było hołubić nadzieje. Urodzili się kilkadziesiąt lat później. W roku 1962 mieli po 13 lat. W tym wieku Wajda oglądał najazd nazistowski z bolszewickim i upadek państwa. A Kaczyńscy w tym samym wieku wystąpili w komedii filmowej „O dwóch takich, co ukradli Księżyc”. Nie zaznali grozy hitlerowskiej okupacji ani terroru stalinizmu, tylko małą stabilizację gomułkowską, po stłumieniu nadziei Października ‘56 na wolność i demokratyczny socjalizm. Ich doświadczenie kruchości państwa polskiego nie jest tak dojmujące, jak zapewne czuje to reżyser.

Różnica doświadczeń formacyjnych ma skutki światopoglądowe. Ludzie sprawujący dziś władzę nawiązują do tradycji II Rzeczypospolitej. Tejże, którą Pan Andrzej oglądał rozbitą w proch, pamiętając parady wojskowe i przechwałki o mocarstwowej roli.

Kaczyńskich doświadczenie terroru policyjnego wywodzi się ze stanu wojennego, który był łagodny w porównaniu z terrorem stalinowskim. To wpłynęło na ocenę ryzyka związanego z walką polityczną o pełną niepodległość Polski.

Zapewne zdaniem Wajdy bracia Kaczyńscy ryzykowali za dużo, dopóki żył Lech. Dzisiaj pan Jarosław ryzykuje za wiele jako „naczelnik państwa”. Co mianowicie? Ryzykuje wypadnięcie kraju ze struktur Unii Europejskiej, co nas postawi oko w oko z Rosją, zamiast wtapiać wszelkim siłami w świat zachodni. Który z nich ma rację, pokaże przyszłość, lecz lepiej być ostrożnym.

Można zarzucać Wajdzie, że dał się „przestraszyć” wojnie, okupacji i dominacji ZSRR, a nawet że „nie jest patriotą”. Są tacy oskarżyciele, choć ten ostatni zarzut jest absurdalny wobec artysty, który z wszystkich żyjących najwięcej zrobił dla reputacji kultury polskiej za granicą. Czy nie lepiej powiedzieć, że odrobił lekcję naszej historii? Postanowił zostać Polakiem mądrym przed szkodą. Przecież położenie geopolityczne narodu się nie zmieniło mimo zmiany granic, ustroju i sojuszników. Zawsze będziemy mieszkać na przeklętej równinie środkowoeuropejskiej, gdzie hulają wiatry i obce armie. Dlatego – domyślam się – jego zdaniem Polska powinna być niczym trzcina: ta uchyla się na wietrze i dzięki temu może przetrwać największe wichury, które połamią konary dumnych dębów.

Dlatego też – jak sądzę – po katastrofie smoleńskiej Wajda zapalał, na wezwanie „Gazety Wyborczej”, w malowniczym czarnym stroju świeczki na grobach żołnierzy sowieckich. Czy to była zdrada, jak powiadają niektórzy? Czy ofiara przebłagalna wobec potwora ze Wschodu?

W maju 2010 roku nie było wiadomo, co jeszcze zapowiada katastrofa smoleńska. Można się było lękać różnych rzeczy. A świeczki na grobach wyrażały też sympatię dla duszy rosyjskiej reżysera kongenialnych inscenizacji powieści Dostojewskiego.

Opowieść wyzwoleńca

Mam natomiast wielką pretensję do Wajdy o „Katyń”. Film robi wrażenie opowieści o tragicznych początkach przyjaźni polsko-radzieckiej. Widać strach przed obrazą różnych poprawności: postkomunistycznej, europejskiej i obyczajowej. Powstała więc opowieść wyzwoleńca, który pamięta na grzbiecie razy otrzymane w niewoli, a nie dzieło wolnego artysty. Wyprana z erotyzmu klechda mieszczucha, a nie reżysera, który podziwia Pedra Almodovara za śmiałe postaci kobiet. To nudny film o żonach, córkach i siostrach próżno czekających na swych mężczyzn w sowieckiej niewoli.

Skąd się wziął ten punkt widzenia w męskim z natury rzeczy dramacie o żołnierzach państwa wystawionego na cios i zdradzonego przez sojuszników? Kraju zalanego dziką bolszewią 17 września 1939 roku? Narodu wierzącego, że pełni misję cywilizacyjną na Wschodzie?

Wajda nie chciał lub nie umiał zrobić ostrego filmu antysowieckiego. Ani tym bardziej antyrosyjskiego, chociaż w latach 2005–2007 były warunki polityczne, żeby taki film powstał, bo rządził wtedy PiS. Nie zdobył się na ukazanie pogardy polskiego oficera dla ruskiej tłuszczy – sojuszników nazistowskich Niemiec. Tymczasem publiczność czekała na mobilizację patriotyczną. Na dzieło, które powinni głęboko przeżyć żołnierze Wojska Polskiego i młodzież szkolna. A tu z wyjątkiem wstrząsającej sceny egzekucji powstała opowieść niemal nie na temat z wymówką, że chodziło o „kłamstwo katyńskie”, jak reżyser wyjaśniał usłużnym dziennikarzom.

Tylko dlaczego robić film o kłamstwie, zamiast pokazać całą prawdę? Czyżby Wajda się przestraszył, że prędzej czy później Rosjanie rozliczą go z filmu antyrosyjskiego? Może. Jednak również uznał, że pogarda jest jałowa nawet wtedy, kiedy byłaby uzasadniona postępowaniem śmiertelnego wroga. Polacy powinni być otwarci na Rosję, bo to nieunikniony sąsiad, a co więcej – ze wspaniałą kulturą. I korzystając z roli oberbarona polskiej kinematografii, wyrwał temat Robertowi Glińskiemu, który szykował film według oczekiwań widowni.

Dalszy ciąg na następnej stronie ===>

123
następna strona »

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych