Wajda, filar III RP. Jego najlepsze filmy leżą jak te diamenty na dnie popiołów sporu politycznego

fot. YouTube
fot. YouTube

Kariera Wałęsy wyraża archetyp „z chłopa król” z szekspirowską domieszką Ryszarda III. Opowieść trzeba było nasycić aktualnymi realiami. Inteligentny scenarzysta Janusz Głowacki umiałby zrobić to dosadnie a zabawnie. Skoro reżyser zaprosił do współpracy naszego najlepszego ironistę, to znaczy, że też odczuwał potrzebę rewizji mitu bohatera. Ale film okazał się apologią Wałęsy. Głośny konflikt między obu realizatorami dowodzi, że zaszła zmiana koncepcji. Finalny montaż także zmieniano parę razy. Według moich informacji, wskutek opinii Adama Michnika. Wajda temu zaprzeczył – jako reżyser „nie musiał” z nikim się konsultować. Oczywiście, nie musiał. Zrobił to bez przymusu. Wszak przyjaźni się z redaktorem „Gazety Wyborczej” od dziesięcioleci.

Wałęsa, Wajda, Michnik są filarami III RP. Łączy ich błyskotliwa inteligencja na etapach rozwoju od prymitywa przez artystę aż do mózgowca manipulatora w spisku przeciwko prawdzie. Pogrążyli okazję powstania filmu z makiawelicznym rozmachem o tym, że lud został oszukany przez upadłego, acz cwanego króla, który wyprowadził w pole również cały świat. Co za temat dla wielkiego artysty! Publiczność zamarłaby ze zgorszenia, ale w końcu z zachwytu. Wszyscy poczuliby się smutniejsi, lecz mądrzejsi, to klasyczny skutek dojrzewania.

Przecież Pan Andrzej jest specjalistą od rewizji polskich mitów. Czy powstrzymał go oportunizm? Nie tylko. Legendę Wałęsy uważa on za polski skarb narodowy. Tak było na początku demontażu komunizmu, kiedy ten symbol „Solidarności” otwierał wszystkie drzwi. Obecnie Wałęsa nie pracuje dla Polski, ale jedynie dla siebie, biorąc nieprzyzwoicie sowite opłaty za „wykłady” czy za reklamy typu Cinkciarz.pl. Jego legendę dałoby się ocalić w totalitarnej Polsce, przy pełnej kontroli rządowej badań naukowych i mediów, w tym internetu. Platforma próbowała to zrobić, lecz nie dała rady. Mit Lecha w kraju upadł. Jest kwestią czasu, by upadł w świecie.

Inny, młodszy reżyser dostanie szansę zrobienia wielkiego filmu o pięknych złudzeniach „Solidarności”. Natomiast Wajda stracił poważną część kapitału zaufania i podziwu, angażując się w obronę fałszu. Mimo to bilans życia i twórczości mistrza jest bardzo pozytywny, gdy pamięta się jego najlepsze dzieła.

Najbardziej krytykowany na prawicy film o Żołnierzu Wyklętym zawiera piękne wersy. Pamiętacie zrujnowany kościół ze skrzypiącym, odwróconym krzyżem? Aktorka Ewa Krzyżewska odczytuje napis na murze: „Czy popiół tylko zostanie i zamęt/Co idzie w przepaść burzą/Czy zostanie/Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament/Wiekuistego zwycięstwa zaranie?”.

Na temat tego cytatu z Norwida napisano mnóstwo interpretacji. W ten sposób reżyser podtrzymywał refleksję publiczną nad sensem II wojny światowej i polskiej historii pomimo cenzury komunistycznej. Nie miał racji? W dniach obchodów ku czci Żołnierzy Wyklętych widać co najmniej „zaranie” zwycięstwa, chociaż wątpliwe, czy wiekuistego.

Najlepsze filmy Wajdy leżą jak te diamenty na dnie popiołów sporu politycznego. One zostaną w pamięci narodu. Reszta to marność nad marnościami i pogoń za wiatrem.

Bo pamiętajmy również finał „Wesela”, gdzie reżyser wprowadza scenę nieobecną w dramacie Stanisława Wyspiańskiego. Jasiek ze złotym rogiem na koniu szuka drogi i natyka się na patrole graniczne trzech zaborców. O tym również dużo się mówiło publicznie, a więcej myślało prywatnie. Czy już nie ma dla nas nadziei na niepodległość? Trzy lata później Wajda nakręcił „Człowieka z marmuru”. Po pierwszej projekcji we Wrocławiu widzowie wstali z miejsc i odśpiewali: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy!”. Po czterech latach wybuchła „Solidarność”.

A pamiętacie jego najlepszy film „Ziemia obiecana”? Jakże był krytykowany za to, że na końcu polskiemu szlachcicowi wżenionemu w rodzinę niemieckiego fabrykanta kazał strzelać do robotników, czego nie ma w powieści Reymonta. „To oportunizm, marksizm, komunizm!” – klną krytycy na prawicy. A przecież sens sceny jest prawdziwy. Tak było. I tak może być przy użyciu innych środków tłumienia buntu pracowników, jeżeli dojdzie do władzy neoliberalizm.

Kręcąc filmy w komunizmie za państwowe pieniądze, reżyser posuwał się na granicy tego, co dozwolone, a czasem ją przekraczał. Lepiej rozumiejąc język kina niż cenzorzy, wkładał zakazane treści w obrazy, a nie w dialog łatwy do kontroli. I używał sugestii w decyzjach obsadowych.

Jerzy Radziwiłłowicz w roli przodownika pracy wyglądał jak naiwny męczennik, a nie dziarski robociarz. Nawet inteligentny politruk literacki Jerzy Putrament dał się zwieść, wmawiając towarzyszom, że Wajda to „nasz człowiek”. Lecz partia musiała organizować nagonkę na „Człowieka z marmuru”, ograniczać pokazy i rzucić do walki posłusznych recenzentów, gdy filmu nie dało się ukryć przed widzami.

III Rzeczypospolitej Wajda bronił Polaków przed oskarżeniem o obojętność wobec powstania w getcie, jakie rzucił Czesław Miłosz w sławnym wierszu „Campo di Fiori”. Film „Wielki Tydzień” zawiera scenę pod murem getta z karuzelą, o której pisał Miłosz, że beztrosko kręcili się na niej Polacy, gdy obok płonęło getto. A u Wajdy karuzela jest tłem dla próby niesienia pomocy powstańcom przez AK. Nie można mu zarzucić w tym konflikcie braku wyczulenia na polską rację stanu.

Finał jego filmu „Korczak” wywołał oburzenie Żydów we Francji. Czym się narazili on i scenarzystka Agnieszka Holland? Wydaje się, że chodzi o to, iż zalecają syntezę obu kultur. Różne formy asymilacji duchowości polskiej i żydowskiej miałyby być rozwiązaniem problemu współżycia na jednym terytorium. Niestety, filmowi zarzucono, że żydowskiej tragedii narzuca obcą perspektywę chrześcijańską.

Skrucha krytyka

Usłyszałem od patriotycznego, starszego kolegi, że pewne moje artykuły są na granicy zdrady, chociaż jej nie przekraczają. Bóg zapłać, dobry człowieku, że szubienica będzie mi oszczędzona. Bo z hańbą jakoś przeżyję. W Polsce ciężką hańbą jest realizm. Rodacy na prawicy nazywają to oportunizmem.

Chwalmy więc Wajdę za oportunizm, który pozwolił mu zrealizować niezwykły talent. Gdybyśmy tak jak on potrafili manewrować w zmiennych koniunkturach, los narodu byłby lepszy. Przytacza się czasem krytykę ze strony Antoniego Słonimskiego, że to był „wajdalizm” wobec historii narodowej. Skłonność felietonisty do kalamburu wydaje mi się raczej w złym guście. A kiedy pan Antoni puszczał bon moty w kawiarniane krzesła, Pan Andrzej tworzył filmy, które pozwalały nam wznosić się ponad nędzę i nudę PRL. Już zapomnieliśmy, jak bardzo PRL był nudny!

W gorączce polemicznej napisałem kiedyś, że procesja z Oscarem za całokształt była próbą generalną pogrzebu artysty w Krakowie według wzoru „Bema pamięci żałobnego rapsodu” i powinien zaprzestać on twórczości na „Panu Tadeuszu”. Przepraszam, jest mi przykro. Sto lat, Panie Andrzeju, i tyle, ile dusza zapragnie, wiekuistego zwycięstwa.

PS. artykuł ukazał się w PlusieMInusie Rzeczpospolitej 6 marca 2016

« poprzednia strona
123

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych