Lech Wałęsa często powtarza, że nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. No przecież on chciał Krzysztofa Wyszkowskiego zlicytować z mieszkania i wywalić na bruk
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Andrzej Lew-Mirski, adwokat Wyszkowskiego w procesie wytoczonym przez Wałęsę weteranowi opozycji antykomunistycznej.
wPolityce.pl: Czy Lechowi Wałęsie grożą prawne konsekwencje zatajenia przed sądem lustracyjnym faktu, że był tajnym współpracownikiem SB? Wciąż zaprzecza, ale w IPN są dokumenty.
Mec. Andrzej Lew-Mirski: Myślę, że nie. A to dlatego, że to co mówi lustrowany nie musi się przekładać na świadome okłamywanie sądu. Trzeba by mu udowodnić, że on to robił świadomie, że składał oświadczenie, czy zeznawał przed sądem z pełną świadomością tego, że mów nieprawdę.
Miał dostęp do dokumentów w 1992 r. Część te dokumentów nawet „zaginęło” po ich wypożyczeniu przez Wałęsę. Więc ex-prezydent wie najlepiej jak było.
Tak, niby on wie najlepiej, ale jego skomplikowana osobowość, oraz - że tak powiem - intelekt, który nie mieści się w kategoriach, które można górnolotnie nazwać intelektem, mogą powodować przekonanie, że on nie wypełnia znamion artykułu mówiącego o składaniu fałszywych zeznań.
Pan może powiedzieć, że „oliwa nieżywa, ale sprawiedliwa”. Był pan obrońcą Krzysztofa Wyszkowskiego, którego Wałęsa chciał „puścić w skarpetkach”, że zacytuję Wałęsę właśnie.
Tak, Lech Wałęsa często powtarza, że nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. No przecież on chciał Krzysztofa Wyszkowskiego zlicytować z mieszkania i wywalić na bruk. To był koszmar, bo na podstawie dokumentu z sądu lustracyjnego budował wizję swojej niezłomności i twardości charakteru. Tak jak pan wspomniał - on miał pełną świadomość tego, co zrobił w przeszłości, a jednocześnie wykorzystywał jako zasłonę orzeczenie sądu. Ale to byłoby zrozumiałe, bo każdy orze jak może. Jednak on robił wszystko, aby Krzyśkowi Wyszkowskiemu stała się autentyczna krzywda! Gdyby udało się zrealizować ten zamysł, to dziś mieszkałby chyba pod molo w Sopocie.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Lech Wałęsa często powtarza, że nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. No przecież on chciał Krzysztofa Wyszkowskiego zlicytować z mieszkania i wywalić na bruk
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Andrzej Lew-Mirski, adwokat Wyszkowskiego w procesie wytoczonym przez Wałęsę weteranowi opozycji antykomunistycznej.
wPolityce.pl: Czy Lechowi Wałęsie grożą prawne konsekwencje zatajenia przed sądem lustracyjnym faktu, że był tajnym współpracownikiem SB? Wciąż zaprzecza, ale w IPN są dokumenty.
Mec. Andrzej Lew-Mirski: Myślę, że nie. A to dlatego, że to co mówi lustrowany nie musi się przekładać na świadome okłamywanie sądu. Trzeba by mu udowodnić, że on to robił świadomie, że składał oświadczenie, czy zeznawał przed sądem z pełną świadomością tego, że mów nieprawdę.
Miał dostęp do dokumentów w 1992 r. Część te dokumentów nawet „zaginęło” po ich wypożyczeniu przez Wałęsę. Więc ex-prezydent wie najlepiej jak było.
Tak, niby on wie najlepiej, ale jego skomplikowana osobowość, oraz - że tak powiem - intelekt, który nie mieści się w kategoriach, które można górnolotnie nazwać intelektem, mogą powodować przekonanie, że on nie wypełnia znamion artykułu mówiącego o składaniu fałszywych zeznań.
Pan może powiedzieć, że „oliwa nieżywa, ale sprawiedliwa”. Był pan obrońcą Krzysztofa Wyszkowskiego, którego Wałęsa chciał „puścić w skarpetkach”, że zacytuję Wałęsę właśnie.
Tak, Lech Wałęsa często powtarza, że nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. No przecież on chciał Krzysztofa Wyszkowskiego zlicytować z mieszkania i wywalić na bruk. To był koszmar, bo na podstawie dokumentu z sądu lustracyjnego budował wizję swojej niezłomności i twardości charakteru. Tak jak pan wspomniał - on miał pełną świadomość tego, co zrobił w przeszłości, a jednocześnie wykorzystywał jako zasłonę orzeczenie sądu. Ale to byłoby zrozumiałe, bo każdy orze jak może. Jednak on robił wszystko, aby Krzyśkowi Wyszkowskiemu stała się autentyczna krzywda! Gdyby udało się zrealizować ten zamysł, to dziś mieszkałby chyba pod molo w Sopocie.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/283464-mec-lew-mirski-samo-myslenie-ze-skoro-dokumenty-byly-u-kiszczaka-to-beda-tez-u-jaruzelskiego-nie-wystarczy-musza-byc-inne-przeslanki-ktore-spowodowaly-wejscie-prokuratorow-nasz-wywiad