Mec. Puławski: "Prawdziwym celem tej całej operacji był Macierewicz". Obrońca Sumlińskiego o najgłośniejszy procesie III RP przeciwko dziennikarzowi. WYWIAD

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
fot. Radio WNET: Wojciech Sumliński i jego obrońca Waldemar Puławski
fot. Radio WNET: Wojciech Sumliński i jego obrońca Waldemar Puławski

ander: Jako obrońca Wojciecha Sumlińskiego, wyraził Pan zgodę na odpowiedź na kilka pytań, związanych z wystąpieniem ważnego świadka na ostatnim terminie rozprawy. Dlaczego, Pana zdaniem, wystąpienie tego świadka może być istotne w toczącej się przed Sądem sprawie?

Mec. Waldemar Puławski: Rzeczywiście, wyraziłem zgodę na rozmowę z Panem, ponieważ Pan jako jedyny konsekwentnie jest obecny na każdym terminie rozprawy, a świadek, o którym mówimy, jest rzeczywiście wyjątkowo ważnym świadkiem, szczególnie w sytuacji, gdy świadek Leszek Tobiasz nie żyje i nie da się zweryfikować jego zeznań. Jest to świadek, który potwierdza tezę, którą stawiamy od samego początku razem z moim klientem, Panem Wojciechem Sumlińskim, że stał się on figurantem w operacji skierowanej przeciwko Komisji Weryfikacyjnej WSI i jej przewodniczącemu. Założyć można, na granicy pewności, że prawdziwym celem tej całej operacji był właśnie Antoni Macierewicz.

Dlaczego Pan tak uważa?

Gdyby pozbawić Antoniego Macierewicza kierownictwa w tej Komisji, to rozpadłaby się ona bez względu na wynik wyborów w 2007 roku. Ponieważ wybory zakończyły się wynikiem, który wszyscy znamy, prawdopodobnie rozpoczęta kombinacja operacyjna straciła na swej wartości, przy założeniach, że wcześniej nie było gwarancji, że PO wygra wybory, a Komisja Weryfikacyjna będzie działać. Z chwilą, kiedy już po wyborach układ się wzmocnił, monitorowanie operacji lekko się zachwiało, być może każdy już patrzył własnego miejsca w nowo tworzącym się rządzie i w pewnym momencie ta akcja wytraciła swój impet. Operacja jednak została rozpoczęta, więc trzeba ją było zakończyć. Padło na Wojciecha Sumlińskiego, jako ojca czwórki dzieci, męża niepracującej żony, zgodnie z zasadami logiki, można go było uznać za najsłabsze ogniwo. Oczywistym jest, bez względu na zaklinanie rzeczywistości, że areszt wydobywczy istniał, istnieje i nie jest wykluczone, że jeszcze trochę będzie funkcjonował.

Jeszcze trochę?

W zależności od tego, jak potoczą się wybory w 2015 roku. Jeśli zostaną wygrane przez PiS większością głosów, która pozwoli na sformowanie rządów jednej partii, tzn. PiS, i będą realizowane obietnice Pani Beaty Szydło oraz Pana Prezydenta Dudy, to jest szansa na uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości w całym tego słowa znaczeniu, ze wszystkimi jego ogniwami - Prokuraturą, Policją, służbami i oczywiście sądownictwem.

Ale przecież Sądy są niezawisłe, co tu można zmienić?

Nie tylko są niezawisłe - są niezależne, samorządne i niczym nieskrępowane.

Jak to niczym nieskrępowane? Przecież są chyba skrępowane materiałem dowodowym?

Teoretycznie powinny być skrępowane, ale i Pan, a szczególnie ja, doskonale widzimy, nie tylko w perspektywie historii, ale także w obecnych realiach, że z tymi dowodami bywa różnie. Jest takie powiedzenie: „jeśli fakty przeczą mojej teorii, tym gorzej dla faktów” (Hegel). Każdy dowód jest dowodem ocennym. Nawet najtwardszy dowód może być oceniony przez sąd jako bezwartościowy. To jest kwestia dążenia do osiągnięcia zamierzonego celu. Nie da się pozbawić sumień sędziów ich przekonań, zarówno religijnych, jak i politycznych. Nie ma sędziego bezideowego ani apolitycznego. Oczywiście w słusznym założeniu ustawowym sędzia musi być apolityczny, ale to trochę tak, jakbyśmy wymagali od sędziego, aby ten, który jest głęboko wierzący i praktykujący, wyrzekł się swojej wiary i swojej praktyki - np. chodzenia do kościoła i przystępowania do spowiedzi.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

1234
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych