Młodzież nie zostawia na tym pomyśle suchej nitki, nauczyciele bardzo go chwalą. Mowa o wycofaniu ze szkół m.in. fast-foodów i słodyczy. Okazuje się jednak, że nie wszystkie sklepiki szkolne są gotowe na sprzedaż zdrowej żywności. Takie są wyniki kontroli inspektorów sanitarnych w regionach, które poznał „Dziennik Gazeta Prawna”.
Kontrolerzy już niedługo mogą nie mieć czego sprawdzać, duża cześć szkolnych sklepików zniknęła. W mniejszych szkołach ajentom nie opłacało się prowadzić działalności i zwinęli interes.
Na samej wodzie mineralnej punktu utrzymać się nie da
—mówili w rozmowie z portalem nowinyzabrzanskie.pl.
Moim zdaniem rozporządzenie jest zbyt szczegółowe, ogranicza wybór klientom, nie pozwala nawet na sprzedaż jogurtów czy niektórych rodzajów suszonych owoców. Poza tym w szkołach średnich wielu uczniów jest pełnoletnich – mogą legalnie kupić papierosy i alkohol, a nie mogą gazowanego napoju?
—mówi Roma Bartkowiak, która prowadzi dwa szkolne sklepiki w Zabrzu.
Największe „grzechy” szkolnych sklepików to:
drożdżówki, batony, soki i napoje z dodatkiem cukru, chipsy, lody.
Jak wynika z informacji „DGP”, na razie żaden z ajentów marketów szkolnych nie został ukarany. Inspektorzy tłumaczą, że na początku ich wizyty należy traktować edukacyjnie.
Przepisy swoje, życie swoje… To nie żart! Szkolny diler coli i czipsów towar sprzedaje z plecaka na dużej przerwie…
Ciekawe, czy Ewa Kopacz, która tak bardzo zatroszczyła się o „grubaski” jest zadowolona z wprowadzonych przez swój rząd przepisów?
Czytaj też:
Kopacz opowiada o „grubaskach” i nielubianej koleżance. A dzieci? To zdjęcie mówi wszystko
ann/nowinyzabrzanskie.pl/PAP/”Dziennik Gazeta Prawna
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/266798-zgroza-zakazana-zywnosc-wciaz-jest-dostepna-w-sklepikach-szkolnych-alarmuja-kontrolerzy-sanitarni