Prof. Binienda dodał, że cięcie widoczne w skrzydle zostało dokonane nie w tej linii, która powstałaby w naturalny sposób w czasie lotu tupolewa. Jest od niej odchylona o 20 stopni. Czy to przypadek? Prof. Binienda wskazał, że być może nie. Bowiem linia cięcia skrzydła, która spowodowała odrzucenie części lewego skrzydła, została wykonana w jedynym miejscu, które nie ma lotek ani slotów na tylnej krawędzi konstrukcji. To oznacza, na co wskazywał prof. Binienda, że tylko w tym miejscu można byłoby dokonać cięcia celowego tak, by nie zostawić śladów…
Kolejne zdjęcie prowadzi naukowca do twardych wniosków. Prof. Binienda wskazał na znaną fotografię leżącego na wrakowisku ogromnego fragmentu samolotu, który w sposób widoczny ma wywinięte obie burty samolotu na zewnątrz. Prof. Binienda wskazał, że jego doświadczenia, a także prace dr. Szuladzińskiego wskazują jednoznacznie, że w momencie upadku samolotu na ziemię takie zniszczenia nie mogłyby powstać.
Nic nie zostało pod podłogą. Jedynym tłumaczeniem tego jest to, że zniszczenia zostały dokonane w wyniku eksplozji w powietrzu
— mówi prof. Binienda. Wskazuje, że samolot upadając plecami na ziemie nie może leżeć z wywiniętymi burtami.
Naukowiec przytoczył w czasie swojego wykładu ciekawe obserwacje Glena Jorgensena, który na zdjęciach satelitarnych ze Smoleńska wskazał na dziwne zjawiska – w trzech punktach na badanym obszarze widać było zupełnie inną trawę i obraz ziemi. W związku z pokrywaniem się tych miejsc z lotem rządowego tupolewa może to być skutek zniszczeń, jakich na ziemi dokonało paliwo lotnicze, wylatujące z samolotu. Potwierdza to przebieg tragedii smoleńskiej – ziemia wygląda inaczej w miejscu pierwszego potencjalnego wybuchu na skrzydle, drugiego w dalszej części skrzydła, zaś największa plama jest tam, gdzie rozerwany miał zostać kadłub tupolewa. Prof. Binienda kolejny raz zaznaczył, że brzoza nie miała nic wspólnego z przyczyną tragedii smoleńskiej.
Żadnego uderzenia w brzozę nie było
— mówił naukowiec.
Kolejny raz wnioski prowadzą do tezy, że mamy do czynienia z ogromnym oszustwem. Na kolejne wskazał Binienda przytaczając analizę Jorgensena. Okazuje się, że pomiary wysokości odczytywane z systemu TAWS oraz wysokości barycznej nie pokrywają się. Te z systemu TAWS wskazują, że samolot był znacznie powyżej brzozy, gdy ją mijał, ale one nie zostały wzięte przez MAK i komisję Millera pod uwagę. Oficjalne komisje pracowały na danych barometrycznych, choć one są nierzetelne i nie pasują do przebiegu tragedii. Co ciekawe, różnica w zapisach tych dwóch systemów widoczna jest dopiero w chwili zbliżania się samolotu do Smoleńska.
Co może się kryć za tymi rozbieżnościami, może odpowiedzieć sobie każdy, kto ma świadomość, że najważniejsze dowody w tej sprawie są w Rosji…
Tezom Glenna Jorgensena prof. Binienda postanowił się przyjrzeć bardziej. W tym celu rozpoczął nowe badania u siebie na uczelni. Korzystając z tunelu aerodynamicznego (za bagatela 300 tys. dolarów) przeprowadził serię symulacji pokazujących jak zachowuje się model tupolewa. Badania przeprowadzone przez Biniendę dotyczą samolotu w konfiguracji do lotu oraz takiego przygotowanego do lądowania. Seria badań pozwoliła prof. Biniendzie na opracowanie modelu zachowania samolotu i stanowiła bazę do badania, jak zachowywał się tupolew lecący do Smoleńska. Dzięki temu można zobaczyć, czy tezy Jogsensena, który mówi, że tupolew utracił dwa fragmenty skrzydła, są prawdziwe.
Naukowiec wskazał, że wydrukowany model zachowywał się jak prawdziwy samolot, a badania pozwoliły zbudować odpowiednie modele numeryczne, które wskazały, że można pozytywnie zweryfikować tezy Glenna Jorgensena.
Nie zrobił on błędów, mogę powiedzieć, że jego praca jest dobra
— mówił Binienda.
Dodawał, że po powrocie do USA ma już zaplanowane kolejne badania aerodynamiczne, w tym badania zachowania fragmentu skrzydła, który odpada od samolotu. Prof. Binienda chce zobaczyć, jak taka część się zachowuje i jakim podlega siłom. To badania może być szalenie ważne, choćby dlatego, że zgodnie z opinią biegłych dotyczących smoleńskiej brzozy została ona zniszczona w wyniku uderzenia w kierunku od góry na dół. To oznacza, że mogła zostać złamana np. przez spadający kawałek samolotu. Badania prowadzone przez prof. Biniendę mogą wnieść do sprawy sporo.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Prof. Binienda dodał, że cięcie widoczne w skrzydle zostało dokonane nie w tej linii, która powstałaby w naturalny sposób w czasie lotu tupolewa. Jest od niej odchylona o 20 stopni. Czy to przypadek? Prof. Binienda wskazał, że być może nie. Bowiem linia cięcia skrzydła, która spowodowała odrzucenie części lewego skrzydła, została wykonana w jedynym miejscu, które nie ma lotek ani slotów na tylnej krawędzi konstrukcji. To oznacza, na co wskazywał prof. Binienda, że tylko w tym miejscu można byłoby dokonać cięcia celowego tak, by nie zostawić śladów…
Kolejne zdjęcie prowadzi naukowca do twardych wniosków. Prof. Binienda wskazał na znaną fotografię leżącego na wrakowisku ogromnego fragmentu samolotu, który w sposób widoczny ma wywinięte obie burty samolotu na zewnątrz. Prof. Binienda wskazał, że jego doświadczenia, a także prace dr. Szuladzińskiego wskazują jednoznacznie, że w momencie upadku samolotu na ziemię takie zniszczenia nie mogłyby powstać.
Nic nie zostało pod podłogą. Jedynym tłumaczeniem tego jest to, że zniszczenia zostały dokonane w wyniku eksplozji w powietrzu
— mówi prof. Binienda. Wskazuje, że samolot upadając plecami na ziemie nie może leżeć z wywiniętymi burtami.
Naukowiec przytoczył w czasie swojego wykładu ciekawe obserwacje Glena Jorgensena, który na zdjęciach satelitarnych ze Smoleńska wskazał na dziwne zjawiska – w trzech punktach na badanym obszarze widać było zupełnie inną trawę i obraz ziemi. W związku z pokrywaniem się tych miejsc z lotem rządowego tupolewa może to być skutek zniszczeń, jakich na ziemi dokonało paliwo lotnicze, wylatujące z samolotu. Potwierdza to przebieg tragedii smoleńskiej – ziemia wygląda inaczej w miejscu pierwszego potencjalnego wybuchu na skrzydle, drugiego w dalszej części skrzydła, zaś największa plama jest tam, gdzie rozerwany miał zostać kadłub tupolewa. Prof. Binienda kolejny raz zaznaczył, że brzoza nie miała nic wspólnego z przyczyną tragedii smoleńskiej.
Żadnego uderzenia w brzozę nie było
— mówił naukowiec.
Kolejny raz wnioski prowadzą do tezy, że mamy do czynienia z ogromnym oszustwem. Na kolejne wskazał Binienda przytaczając analizę Jorgensena. Okazuje się, że pomiary wysokości odczytywane z systemu TAWS oraz wysokości barycznej nie pokrywają się. Te z systemu TAWS wskazują, że samolot był znacznie powyżej brzozy, gdy ją mijał, ale one nie zostały wzięte przez MAK i komisję Millera pod uwagę. Oficjalne komisje pracowały na danych barometrycznych, choć one są nierzetelne i nie pasują do przebiegu tragedii. Co ciekawe, różnica w zapisach tych dwóch systemów widoczna jest dopiero w chwili zbliżania się samolotu do Smoleńska.
Co może się kryć za tymi rozbieżnościami, może odpowiedzieć sobie każdy, kto ma świadomość, że najważniejsze dowody w tej sprawie są w Rosji…
Tezom Glenna Jorgensena prof. Binienda postanowił się przyjrzeć bardziej. W tym celu rozpoczął nowe badania u siebie na uczelni. Korzystając z tunelu aerodynamicznego (za bagatela 300 tys. dolarów) przeprowadził serię symulacji pokazujących jak zachowuje się model tupolewa. Badania przeprowadzone przez Biniendę dotyczą samolotu w konfiguracji do lotu oraz takiego przygotowanego do lądowania. Seria badań pozwoliła prof. Biniendzie na opracowanie modelu zachowania samolotu i stanowiła bazę do badania, jak zachowywał się tupolew lecący do Smoleńska. Dzięki temu można zobaczyć, czy tezy Jogsensena, który mówi, że tupolew utracił dwa fragmenty skrzydła, są prawdziwe.
Naukowiec wskazał, że wydrukowany model zachowywał się jak prawdziwy samolot, a badania pozwoliły zbudować odpowiednie modele numeryczne, które wskazały, że można pozytywnie zweryfikować tezy Glenna Jorgensena.
Nie zrobił on błędów, mogę powiedzieć, że jego praca jest dobra
— mówił Binienda.
Dodawał, że po powrocie do USA ma już zaplanowane kolejne badania aerodynamiczne, w tym badania zachowania fragmentu skrzydła, który odpada od samolotu. Prof. Binienda chce zobaczyć, jak taka część się zachowuje i jakim podlega siłom. To badania może być szalenie ważne, choćby dlatego, że zgodnie z opinią biegłych dotyczących smoleńskiej brzozy została ona zniszczona w wyniku uderzenia w kierunku od góry na dół. To oznacza, że mogła zostać złamana np. przez spadający kawałek samolotu. Badania prowadzone przez prof. Biniendę mogą wnieść do sprawy sporo.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/270046-zniszczenia-zostaly-dokonane-w-wyniku-eksplozji-w-powietrzu-prof-binienda-nie-zwalnia-tempa-nowe-badania-i-nowe-fakty-relacja?strona=2