Martynka dla wPolityce.pl: „Czy pracowałem dla morderców”? O relacji płk. Wrońskiego słów kilka

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wSieci
wSieci

W najnowszym numerze „wSieci” pojawił się interesujący wywiad Marka Pyzy z byłym oficerem Agencji Wywiadu, pułkownikiem Piotrem Wrońskim. Życiorys tego człowieka, na którym skupiła się większość komentatorów, sprowokował ożywioną dyskusję wśród publicystów, słusznie stawiających pytania o wiarygodność oraz motywy działań, wszak praca w SB jest z pewnością okolicznością obciążającą. Niemniej jednak uważam, że należy w tej sprawie zachować zdrowy rozsądek i dystans, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Czy ten człowiek prowadzi jakąś grę? Czy robi to sam, czy za nim stoją inni? Czy może ma jakieś zadanie do wykonania lub wywołanie określonych reakcji? Wszystkie te kwestie należy brać pod uwagę i nie ulegać hurraoptymizmowi, ale wysłuchać warto. Dlaczego?

Otóż dlatego, że po raz pierwszy od 10 kwietnia 2010 roku człowiek z tzw. drugiej strony,  pod nazwiskiem, mówi o tym, jak w polskich służbach wyglądał ów tragiczny kwietniowy poranek oraz pokazuje, czego polskie służby nie uczyniły, a co powinno było być zrobione natychmiast w tak kryzysowej sytuacji, jaką była śmierć polskiej elity wojskowej i politycznej z Prezydentem RP na czele. Obraz polskich służb wyłaniający się z opowieści pułkownika Wrońskiego jest katastrofalny. Po takiej kompromitacji nie powinien tam się ostać kamień na kamieniu, zaś podnoszona przez niektórych znawców materii opcja zerowa jawi się, jako jedyne, logiczne i w pełni uzasadnione działanie. Mówiąc wprost: polskie służby w dniach poprzedzających 10 kwietnia, jak i samego 10 dopuściły się tak jaskrawych zaniedbań, że nazywanie tych działań nieudolnością byłoby obrazą dla inteligencji przeciętnego obywatela. To tak, jakby lekarza, który nie podjął reanimacji, biernie przyglądając się konającemu pacjentowi, zaś swoich kolegów chcących nieść pomoc wysłał na spacer, nazwać nieudolnym i zaskoczonym dramatyczną sytuacją człowiekiem. Prawda, że brzmi to absurdalnie?

Oczywiście Wroński, co wiele osób podkreśla,  nie odkrywa tym Ameryki, wszak wiemy od dawna, głownie z prac Zespołu Parlamentarnego, jak wyglądała sytuacja 10 kwietnia oraz czego nie uczyniono przed tragedią, by zapewnić bezpieczeństwo najważniejszym osobom w państwie.

A jednak jego porównanie działań służb amerykańskich i brytyjskich po zamachach 11 września, z tym, co się działo w Polsce po 10 kwietnia robi wrażenie. Przede wszystkim zachodnie służby zostały postawione w stan najwyższej gotowości, powołano specjalne zespoły, które miały się zająć analizą sytuacji oraz znalezieniem winnych. Co robiły polskie służby 10 kwietnia 2010 roku? Według relacji byłego pracownika wywiadu polskie służby były na weekendzie. Nikt nie odbierał telefonów, nie powoływał specjalnych zespołów,  a kiedy w końcu oddzwaniano do nachalnych oficerów, to głos przełożonych  w słuchawce przypominał, że przecież jest dzień wolny, ładna pogoda, lepiej iść na spacer, przecież zginął „pisowski” prezydent, więc po co ta, jakby to powiedziała młodzież, „napinka” ?

Czy rozmówca Marka Pyzy konfabuluje przywołując tak dramatyczne sceny? Nie sądzę, gdyż o równie skandalicznych zachowaniach oficerów służb można było już dawno usłyszeć, nie tylko z publikacji prasowych, nigdy nie zdementowanych przez samych zainteresowanych, ale także z interpelacji poselskich posła Matka Opioły, który już w 2012 roku pytał:

Czy w dniu 10 kwietnia 2010 r. na terenie siedziby SKW spożywano alkohol? Kto imiennie wydał na to zgodę? W jaki sposób kwestia spożywania alkoholu w pomieszczeniach należących do służby jest uregulowana w wewnętrznych procedurach obowiązujących w MON i SKW? Czy jest prawdą, że w dniu 10 kwietnia 2010 r. zastępca Biura Kadr i Szkolenia SKW był niedysponowany bądź poczuł się na tyle źle, że nie mógł się poruszać o własnych siłach? Co było przyczyną takiego jego stanu? Czy korzystano z pomocy lekarza?

Zachowania poszczególnych służb w dniu 10 kwietnia, jak również wcześniejsze działania, a w zasadzie ich brak (min. nie przeprowadzenie rekonesansu lotniska w Smoleńsku, brak właściwego nadzoru nad remontem Tupolewa w Samarze, brak drobiazgowego sprawdzenia samolotu pod kątem materiałów wybuchowych) w związku z wizytą prezydenta w Rosji pozwalają formułować oskarżenia bardzo ciężkiego kalibru. Sam rozmówca Marka Pyzy zastanawia się w pewnym momencie, dla kogo tak naprawdę pracował? Czy, aby nie dla morderców?

W kontekście tego, o czym mówi były pracownik Agencji Wywiadu, ukazując kulisy działań agencji, warto przypomnieć przedziwną historię z rzekomo sfałszowaną notatką dotyczącą znanego chyba wszystkim filmu „Samolot płonie”(1’24), na którym słychać odgłosy przypominające strzały. Sprawa wyszła na jaw w 2011 roku, kiedy to pojawiła się w mediach informacja, iż Agencja Wywiadu dysponuje notatką, która została sporządzona 14 kwietnia 2010 roku przez funkcjonariusza AW po rozmowie z autorem filmu 1’24 Andriejem Mendierejem. Zapisano w niej między innymi słowa autora na temat strzałów i obecności podejrzanych osób na pobojowisku, że wyglądało to, jak dobijanie rannych. Notatka z podpisem funkcjonariuszy  i logo AW trafiła do czołowych polityków Polski. Jednak wkrótce szef AW gen. M. Hunia złożył zawiadomienie do prokuratury o wszczęcie postępowania w sprawie sfałszowania dokumentu. Ostatecznie sprawa została umorzona na podstawie między innymi zeznań samego składającego zawiadomienie, czyli szefa AW, który stwierdził, że notatka z rozmowy z autorem filmu jest fałszywa. Skąd czerpał wiedzę? Nie wyjaśniono. Winnych rzekomego fałszerstwa również nie znaleziono, ani też nie wskazano motywów jakimi miałby kierować się fałszerz.

Zgodnie ze słowami pułkownika Wrońskiego , Agencja Wywiadu nie kwapiła się do działań operacyjnych po katastrofie smoleńskiej, zachowując bardzo podejrzany spokój i zalecając wstrzemięźliwość swoim pracownikom. Notatka funkcjonariusza AW z rozmowy z autorem filmu ze strzałami mogła znacząco zakłócić spokój AW, a przy tym spowodować niepokoje społeczne. Poza tym należałoby się na poważnie zająć hipotezą zamachu na polską delegację, zbadać ciała pod kątem przyczyn śmierci oraz podjąć szereg innych działań, mogących wyjaśnić prawdziwe przyczyny katastrofy smoleńskiej, co mogło być niewygodne dla wielu osób w Polsce. Być może dlatego ukręcono sprawie łeb, uznając notatkę za fałszywą, a przez to informacje w niej zawarte również straciły wiarygodność? Może kiedyś i ta sprawa zostanie w pełni wyjaśniona.

Niewątpliwie relacja pułkownika Wrońskiego jest ważnym elementem odtwarzanej z mozołem przez wielu ludzi dobrej woli rzeczywistości przed, w trakcie i po 10 kwietnia 2010 roku i tak należy traktować jego opowieść, bez zbędnej gloryfikacji, ale też bez histerii. Miejmy nadzieję, że wraz ze zmieniającą się rzeczywistością polityczną, zechcą mówić także inni świadkowie tamtych wydarzeń, którzy dotąd byli w ukryciu.

Blogerka Martynka

CZYTAJ TAKŻE: Polskie służby w smoleńskiej mgle. Dlaczego słowa płk. Piotra Wrońskiego są ważne, a jego przeszłość - mniej

CZYTAJ TAKŻE: „Nie wierzę byłym esbekom. Skąd się wziął akurat teraz, komu i do czego potrzebny jest Piotr Wroński?”

CZYTAJ WIĘCEJ: Nawet byli esbecy mogą mówić prawdę. Nie znam intencji Wrońskiego, ale jego wywiad służy Polsce CZYTAJ WIĘCEJ: Cywiński do Skwiecińskiego. Wolałbym okazać wielkoduszność wobec aparatczyków PRL dopiero po wygranych wyborach


Zachęcamy do kupna aktualnego numeru tygodnika „wSieci” w wersji elektronicznej!

Szczegóły na:http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych