Podobnie jak Piotr Cywiński nie mam – eufemistycznie mówiąc – przesadnego zaufania do byłych esbeków. Ale mimo to inaczej niż on oceniam wynurzenia Piotra Wrońskiego na temat katastrofy smoleńskiej, opublikowane przez tygodnik „wSieci”.
Przypomnijmy – Wroński, w latach 80 oficer SB, potem UOP, a do ostatnich prawie czasów - Agencji Wywiadu, opowiada o tym, co wie o tragedii. Przedstawia wstrząsający, i moim zdaniem brzmiący wiarygodnie, obraz służb, które 10 kwietnia i w dniach następnych praktycznie ogłosiły désintéressement w tej sprawie. Nie robiły de facto nic, a z tego co robiły w zasadzie wyeliminowano – już na starcie, bez nawet wstępnego zbadania sprawy! – wątek ewentualnego zamachu. Pokazuje też długi rejestr zaniechań i zlekceważeń, których dopuściły się owe formacje (ale i inne państwowe instytucje)przed 10 kwietnia. A także – atmosferę, panującą w służbach już po tragedii, którą można oddać słowami „a co się właściwie stało, przecież to nie był nasz prezydent!”.
Powtórzmy - to wszystko brzmi bardzo wiarygodnie, również w świetle tego, co sami wiemy o działaniach służb i przebiegu polskiego dochodzenia. Mniej - moim zdaniem – przekonujący jest inny wątek wywiadu, w którym pułkownik sugeruje zamach, i to wykonany za wiedzą i z udziałem strony polskiej. Jeśli jako poszlakę przedstawia się fakt, iż prezydent Rosji zdołał wówczas w ciągu kilku godzin przemieścić się z Moskwy do Smoleńska, to brzmi to dość kuriozalnie dla każdego, kto choć trochę zna Rosję i wie, że tamtejsze państwo bynajmniej nie „istnieje tylko teoretycznie”, by zacytować klasyka. Jako smoleński agnostyk, który zamachu nie wyklucza, ale też nie uważa go za pewnik muszę stwierdzić, że Wroński nie przybliżył mnie do przyjęcia bardziej określonego stanowiska w tej materii.
Ale już opis tego, co 10 kwietnia działo się (a zwłaszcza – nie działo…) w centralach polskich służb wystarczy, by wywiad udzielony przez oficera Markowi Pyzie uznać za bardzo ważny. „Co w tym nowego?” – pyta Piotr Cywiński. Nowe jest otóż to, że teraz nie dysponujemy tylko intuicjami, ale relacją kogoś, kto był w środku. W dyskusjach o stanie polskiego państwa (tym organizacyjnym, ale i tym moralnym) ta relacja jest argumentem wprost nieocenionym.
Czytaj więcej na kolejnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Podobnie jak Piotr Cywiński nie mam – eufemistycznie mówiąc – przesadnego zaufania do byłych esbeków. Ale mimo to inaczej niż on oceniam wynurzenia Piotra Wrońskiego na temat katastrofy smoleńskiej, opublikowane przez tygodnik „wSieci”.
Przypomnijmy – Wroński, w latach 80 oficer SB, potem UOP, a do ostatnich prawie czasów - Agencji Wywiadu, opowiada o tym, co wie o tragedii. Przedstawia wstrząsający, i moim zdaniem brzmiący wiarygodnie, obraz służb, które 10 kwietnia i w dniach następnych praktycznie ogłosiły désintéressement w tej sprawie. Nie robiły de facto nic, a z tego co robiły w zasadzie wyeliminowano – już na starcie, bez nawet wstępnego zbadania sprawy! – wątek ewentualnego zamachu. Pokazuje też długi rejestr zaniechań i zlekceważeń, których dopuściły się owe formacje (ale i inne państwowe instytucje)przed 10 kwietnia. A także – atmosferę, panującą w służbach już po tragedii, którą można oddać słowami „a co się właściwie stało, przecież to nie był nasz prezydent!”.
Powtórzmy - to wszystko brzmi bardzo wiarygodnie, również w świetle tego, co sami wiemy o działaniach służb i przebiegu polskiego dochodzenia. Mniej - moim zdaniem – przekonujący jest inny wątek wywiadu, w którym pułkownik sugeruje zamach, i to wykonany za wiedzą i z udziałem strony polskiej. Jeśli jako poszlakę przedstawia się fakt, iż prezydent Rosji zdołał wówczas w ciągu kilku godzin przemieścić się z Moskwy do Smoleńska, to brzmi to dość kuriozalnie dla każdego, kto choć trochę zna Rosję i wie, że tamtejsze państwo bynajmniej nie „istnieje tylko teoretycznie”, by zacytować klasyka. Jako smoleński agnostyk, który zamachu nie wyklucza, ale też nie uważa go za pewnik muszę stwierdzić, że Wroński nie przybliżył mnie do przyjęcia bardziej określonego stanowiska w tej materii.
Ale już opis tego, co 10 kwietnia działo się (a zwłaszcza – nie działo…) w centralach polskich służb wystarczy, by wywiad udzielony przez oficera Markowi Pyzie uznać za bardzo ważny. „Co w tym nowego?” – pyta Piotr Cywiński. Nowe jest otóż to, że teraz nie dysponujemy tylko intuicjami, ale relacją kogoś, kto był w środku. W dyskusjach o stanie polskiego państwa (tym organizacyjnym, ale i tym moralnym) ta relacja jest argumentem wprost nieocenionym.
Czytaj więcej na kolejnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/256998-nawet-byli-esbecy-moga-mowic-prawde-nie-znam-intencji-wronskiego-ale-jego-wywiad-sluzy-polsce