Zaczyna się tajemniczo, krótkimi zdaniami, budującymi napięcie, jak w najlepszym thrillerze psychologicznym:
Chwyciłem za telefon. Byłem przekonany, że za moment pojadę do pracy. Z takim nastawieniem dzwonili też do mnie młodsi koledzy, podwładni. Ale nikt z przełożonych nie odbierał. Pojechałem do Agencji. Okazało się, że nikogo tam nie ma. Po paru godzinach wreszcie ktoś do mnie zadzwonił. Niestety ta nasza chorobliwa tajność zabrania mi powiedzieć, kto to był…
Nie wiem, czy to zasługa Marka Pyzy, który przeprowadził i przelał na papier rozmowę z Piotrem Wrońskim, czy tego ostatniego, w każdym razie cel został osiągnięty: czytelnik jest w garści. Co takiego nowego powiedział były esbek? Niewiele. Mówił dużo, ale czy jego asekurancka „spowiedź” wnosi coś do sprawy? A przede wszystkim, do jakiej sprawy? Bo, wygląda na to, że o „katastrofie smoleńskiej” więcej wiedzieli Marek Pyza i Katarzyna Hejke z TV Republika, która zaprosiła później Wrońskiego do studia, niż on sam.
Nikt dziś w Polsce nie ma wątpliwości, że tzw. katastrofa smoleńska była przedziwną katastrofą, jeśli nią była, jeśli nie była efektem zamierzonych działań. Nie ma też absolutnie żadnych wątpliwości, że była to przede wszystkim katastrofa państwa polskiego. Coraz mniejsza część naszego społeczeństwa wierzy, że to, co zdarzyło się przed 10 kwietnia 2010r. i później, aż do tej chwili, było nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Nie zamierzam przypominać działań Rosjan, ani strony polskiej - na ten temat powiedziano i napisano już bardzo wiele, i wiele jeszcze będzie powiedziane i napisane. Zastanawia mnie natomiast fakt, skąd u byłego aparatczyka reżimu komunistycznego ta nagła potrzeba mówienia, te nagłe wyrzuty sumienia, ta nagła chęć dochodzenia prawdy?
Zapamiętajcie, że za nieszczerość i tchórzostwo zawsze trzeba płacić. Nie wyobrażajcie sobie, że przez całe lata można uprawiać służalczą propagandę na rzecz radzieckiego lub też jakiegokolwiek innego reżimu, a potem powrócić nagle do intelektualnej przyzwoitości. Raz się skurwisz – kurwą zostaniesz
— pisał swego czasu w „Tribune” George Orwell, notabene na temat naszego kraju.
Piotr Wroński także odkrył w sobie zacięcie literackie. Jest autorem wydanej niedawno książki pt. „Spisek założycielski. Historia jednego morderstwa”, w której przybliża okoliczności zamordowania przez dawnych kolegów ze służby księdza Jerzego Popiełuszki. Wroński wskazał w niej winowajców: zbrodnicze władze PRL, oraz - jak reklamował wydawca - „ujawnił kuchnię pracy operacyjnej SB, stopień infiltracji SB przez KGB, obnażył cynizm i bezduszność świata bezpieki”. No, nic tylko dać na mszę w intencji tego „demaskatora”, oby żył wiecznie i nadal demaskował… Niestety, ja nie wierzę esbekom. Jak mawiają Rosjanie, „byłych szpiegów niet”.
Po upadku komunizmu głośno było na naszej scenie politycznej o innym, byłym agencie, który próbował grać swoje gierki i nawet nieźle narozrabiał - o Marianie Zacharskim. Były premier Józef Oleksy, gdy żył, na dźwięk tego nazwiska dostawał wybroczyn, a eksprezydent Aleksander Kwaśniewski na samą myśl o Zacharskim dostaje niemalże wstrząsu anafilaktycznego. Ostatecznie ów as komunistycznego wywiadu, aresztowany przez Amerykanów i wymieniony za ich szpiegów na słynnym moście Glienicke między Berlinem Zachodnim, a Wschodnimi Niemcami, poszedł w odstawkę, osiadł na emigracji i też pisze książki. Boli go, że w wolnej Polsce za bohatera uznano płk. Ryszarda Kuklińskiego, a nie jego. Bo słynny „Jack Strong” „zdradził” PRL amerykańskim służbom, a Zacharski pozostał wierny do końca…
Wroński to znacznie mniejszy kaliber, ale też nie zdradził. Na zdradzanie wzięło mu się dopiero teraz. W kwestii formalnej, służbę w SB podjął w stanie wojennym, mając słownie dwadzieścia trzy lata. A służył w niechwalebnym Wydziale XI Departamentu I SB MSW, który penetrował organizacje demokratycznego podziemia, oraz rozpracowywał i zwalczał „ideologicznych dywersantów”. Widać Wroński na tyle był sumienny i przydatny, że w pomagdalenkowo-okrągłostołowej Polsce wcielono go do UOP, potem do Agencji Wywiadu. Dziś ten 58.letni emeryt odpoczywa, pisze i mówi. A ja za grosz nie wierzę esbekom. Wierzę Orwellowi: „Once a whore, always a whore”… Jak pisał autor „Folwarku zwierzęcego” w innym dziele, w „Hołdzie Katalonii”:
Zabiegi komunistów nie miały na celu odsunięcia rewolucji w czasie lecz uzyskanie pewności, że nie odbędzie się ona nigdy…
Skąd nagle spłynęło na „byłego” esbeka Piotra Wrońskiego olśnienie, by akurat na starcie kampanii wyborczej zdobyć się na swe wynurzenia? Czy w ogóle chce coś wnieść do wyjaśnienia sprawy „katastrofy smoleńskiej”, czy raczej do innej?
Pytałam prezesa, kiedy zwolni Macierewicza z aresztu domowego…
— zacytowała sama siebie z wystąpienia podczas konwencji PO premier Ewa Kopacz w „Faktach po faktach” (…jakże trafna nazwa tego programu TVN24). Widać martwi ją, że partii z nazwy Obywatelskiej nie ma kim/czym straszyć obywateli. Tylko, czy w kontekście aż do kości bolesnego blamażu państwa polskiego w sprawie smoleńskiej, i samej Kopacz, opowiadającej o polskich specjalistach „pracujących ramię w ramię z Rosjanami”, ktoś w Polsce uwierzy w ten bełkot i da się jeszcze przestraszyć?
Państwo polskie w obliczu dramatu katastrofy pod Smoleńskiem i jej skutków zdało egzamin. Trzeba dzisiaj wszystkim obywatelom państwa polskiego powiedzieć, że zdaliśmy razem ten trudny egzamin i mamy prawo być dumni ze współczesnego państwa polskiego
— mówił o tej największej tragedii w naszych powojennych dziejach prezydent Bronisław Komorowski. Trawestując jego własne słowa można rzec, jaki prezydent, taka duma. Już za kilka tygodni jego urząd przejmie Andrzej Duda.
To jednak dopiero pierwszy krok ku znormalnieniu Polski, że nawiąże zdania byłego premiera Donalda Tuska, który uznał polskość za „nienormalność”. Czy przed tak ważnymi parlamentarnymi wyborami potrzebny jest Prawu i Sprawiedliwości taki pomagier jak były esbek Wroński, któremu „tajność zabrania powiedzieć” coś bardziej konkretnego, a który z taką atencją odwołuje się do posła Antoniego Macierewicza…?
Wóz albo przewóz, panie Wroński! Ks. Popiełuszko, o którym pan pisał, umierał za ideały. Jeśli pan się nawrócił, jeśli niby i pan je dziś wyznaje, to kawę na ławę, proszę!
Powiedzmy sobie jasno: opowieści Wrońskiego niczego, co nie jest już wiadome, do dochodzenia w sprawie „10.04.10” nie wnoszą. Uzmysławiają jedynie, w jakim bagnie tkwimy. Jednak, czy bohaterem rozpoczętej właśnie kampanii wyborczej ma być były esbek, „któremu tajność zabrania” udzielić odpowiedzi, kto przyczynił się i kto imiennie robił wszystko, by uniemożliwić wyjaśnienie tej tragedii? Czy nie chodzi tu raczej o rozgrzanie emocji, o wrzutkę, o prowokację…? Komu naprawdę i do czego potrzebny jest dziś Piotr Wroński? Wreszcie, czy moje pytania są bezpodstawne?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/256978-nie-wierze-bylym-esbekom-skad-sie-wzial-akurat-teraz-komu-i-do-czego-potrzebny-jest-piotr-wronski