Polskie służby w smoleńskiej mgle. Dlaczego słowa płk. Piotra Wrońskiego są ważne, a jego przeszłość - mniej

Fot. "wSieci"
Fot. "wSieci"

Nigdy wcześniej nie poznaliśmy relacji z tej pamiętnej soboty oficera służb specjalnych, który 10.04.2010 r. był w służbie. Nigdy wcześniej okoliczności katastrofy smoleńskiej – pod nazwiskiem – nie komentował analityk wywiadu. Piotr Wroński zrobił to jako pierwszy. Ujawnił wiele istotnych faktów. I chwała mu za to.

Z Piotrem Wrońskim spotkałem się po raz pierwszy w połowie maja. Przypadkiem. Byłem gościem Poranka Wnet, do którego zaproszony był również pułkownik wraz z szefem wydawnictwa Editions Spotkania Piotrem Jeglińskim, by opowiedzieć o książce „Spisek założycielski. Historia jednego morderstwa.” Poza anteną porozmawialiśmy o książce Wrońskiego, a gdy dowiedziałem się, że w kwietniu 2010 r. był on czynnym oficerem wywiadu, poruszyliśmy kilka wątków dotyczących tej tragedii. Usłyszałem sporo interesujących rzeczy i miałem nadzieję, że mój rozmówca zechce o nich powiedzieć publicznie. Później rozmawialiśmy jeszcze kilkakrotnie, spotkaliśmy się, aż wreszcie umówiliśmy się na obszerny wywiad do tygodnika „wSieci”.

Piszę o tej kuchni, bo po publikacji naszej rozmowy pojawiły się głosy podające w wątpliwość czyste intencje, zarówno moje, jak i Piotra Wrońskiego. Zarzuca nam się – a zwłaszcza mojemu rozmówcy – koniunkturalizm w związku ze zwycięstwem Andrzeja Dudy i prawdopodobnym przejęciem władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Moje intencje powinny być jasne dla wszystkich, którzy interesują się katastrofą smoleńską. Najpierw w Telewizji Polskiej, później w „Uważam Rze” i wreszcie we wPolityce.pl oraz „wSieci” starałem i staram się odkrywać możliwie najwięcej na temat okoliczności naszej narodowej tragedii i śledztwa, które – piszę to od lat – ma na celu ukrycie prawdy o 10/04. Niezależnie od tego, czy trwała akurat jakaś kampania wyborcza, czy były wakacje, zbliżały się święta, etc. Osobiście uważam nawet, że w 2010 r. Jarosław Kaczyński (a w zasadzie jego ówczesny sztab, który miał za dużo do powiedzenia w kwestiach strategicznych) popełnił błąd wyciszając temat katastrofy w kampanii. Brat śp. prezydenta stracił przez to na autentyczności, a społeczna empatia dwa-trzy miesiące po Smoleńsku była wciąż na tyle duża, by przełożyć się na naturalne poparcie dla potwornie doświadczonego lidera opozycji.

Co do przesłanek, dla których Piotr Wroński zdecydował się właśnie teraz odnieść do katastrofy – nie mam powodu mu nie wierzyć i przyjmuję jego wyjaśnienia. Jasne jest, że do 2013 r., kiedy był w służbie, nie mógł tego zrobić. Później, jak deklaruje, próbował kontaktować się z dziennikarzami, lecz nie byli oni zainteresowani. Gdyby trafił do mnie, na pewno wcześniej powstałby wywiad, który możecie Państwo od wczoraj przeczytać we „wSieci”. Bo mniejsze znaczenie ma dla mnie, co mój rozmówca robił 30 lat temu. Interesuje mnie przede wszystkim, czy jego słowa o katastrofie są wiarygodne i co nowego wnoszą do wyjaśnienia jej okoliczności.

Tu muszę odnieść się do dwóch już tekstów, jakie na wPolityce.pl opublikował dziś Piotr Cywiński. W pierwszym („Nie wierzę byłym esbekom. Skąd się wziął akurat teraz, komu i do czego potrzebny jest Piotr Wroński?”) pisze m.in.:

Co takiego nowego powiedział były esbek? Niewiele. Mówił dużo, ale czy jego asekurancka „spowiedź” wnosi coś do sprawy?

Naprawdę niewiele powiedział i niewiele wnosi? W takim razie pozostaje mi sądzić, że redaktor Cywiński wie o Smoleńsku oraz o kuchni pracy wywiadu dużo więcej ode mnie. Chylę czoła. I pozwalam sobie wypunktować najistotniejsze kwestie, jakie Piotr Wroński przekazał w rozmowie ze mną, a których wcześniej nie znaliśmy:

– Zero reakcji Agencji Wywiadu na katastrofę. A wręcz odwodzenie od tematu kompetentnych wysokich oficerów (Wroński był wówczas analitykiem przez lata zajmującym się m.in. Rosją w stopniu podpułkownika). Także brak powołania zespołu do wyjaśniania okoliczności tragedii (co w procedurach służb specjalnych ma być normą).

Zapytał: „O co ci chodzi, po co się dobijasz?”. Odpowiedziałem, że przecież doszło do ogromnej tragedii i chyba jest jasne, że obowiązuje jakiś stan podwyższonej gotowości. On na to: „Czyś ty zwariował? Masz wolny dzień, jest ładna pogoda, idź na spacer”.

W tym kontekście szczególnie istotny jest ten fragment naszej rozmowy:

PW: Nie mogę tego powiedzieć wprost, ale wiem, że Agencja Wywiadu musiała mieć informacje na temat zagrożeń i skandalicznego przygotowania wizyty.

MP: Skąd?

PW: Nie powiem, bo popełnię przestępstwo. Musi panu wystarczyć, że bezpośrednio od osób zainteresowanych i przygotowujących wizytę.

MP: Czyżby miała oficera wśród urzędników przygotowujących uroczystości?

PW: To już pana interpretacja. Nic więcej powiedzieć nie mogę. Powtórzę — musiała mieć te informacje na bieżąco. Jeżeli ich nie miała, znaczyłoby to, że źle działa. Ale jeżeli miała i nie podjęła żadnych działań, tu dopiero pojawia się ogromny problem. Dlaczego nie reagowała?

– Porównanie procedur bezpieczeństwa przed wizytami VIP-ów (nie)zastosowanych w 2010 r. z wcześniejszymi podróżami do Londynu, gdzie Piotr Wroński pracował przez 6 lat w ambasadzie jako oficer wywiadu. Chodzi m.in. o sprawdzanie lotnisk, potwierdzanie informacji pogodowych, obecność BOR w oczekiwaniu na VIP-a Znów – jego słowa są cenne, bo dostajemy je z pierwszej ręki.

– Niewykorzystana możliwość wysłania oficerów wywiadu z okolicznych ambasad do zabezpieczania miejsca katastrofy.

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.