Mówi chińskie przysłowie: „Spodziewaj się najlepszego, licz się z najgorszym”. Nie żyjemy w Chinach, lecz w Polsce, więc spodziewając się najlepszego, wolę dwa razy dmuchać na zimne, aby na własnej skórze nie przeżywać tego, czego wykluczyć mi nie wolno.
Redakcyjny kolega Piotr Skwieciński ustosunkował się do mojego komentarza CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nie wierzę byłym esbekom. Skąd się wziął akurat teraz, komu i do czego potrzebny jest Piotr Wroński? w sprawie wynurzeń byłego esbeka Piotra Wrońskiego. Jak napisał:
Nawet byli esbecy mogą mówić prawdę. Nie znam intencji Wrońskiego, ale jego wywiad służy Polsce.
Zanim przejdę do sedna sprawy, musze nieco cofnąć się w czasie. Pamiętam „Nocną zmianę”, zamach stanu, który dokonał się na naszych oczach. A potem gigantyczną kampanię nienawiści, rozpętaną przez obóz pomagdalenkowo-okrągłostołowy wobec wszystkich, którzy doszukiwali się prawdy, zwłaszcza wobec ideowca Antoniego Macierewicza, próbującego z charakterystyczną dla niego pieczołowitością dokonać rozrachunku z przeszłością. Pamiętam spanikowanego Lecha Wałęsę, który przyznał się do współpracy z SB, a potem wszystko odwołał i doprowadził do tego, aby następnego dnia premier Jan Olszewski „nie mógł wejść do budynku”. Był to jeden z nielicznych polityków, który mógł - jak powiedział - opuścić Sejm z podniesiona głową. Nieco później prezydent Lech Wałęsa wzmacniał - tu cytat - „lewą nogę”…
Pamiętam wreszcie wszystkich tych, którzy bombardowali mnie telefonami i pouczali, że nie ma Polski wschodniej i zachodniej, że nie możemy pozwolić sobie na żadne wiwisekcje życiorysów, gdy przyjechałem do kraju – co muszę podkreślić – z mojej inicjatywy z obecnym prezydentem Niemiec Joachimem Gauckiem. Był on wówczas szefem berlińskiego tzw. urzędu oczyszczania, który rozliczał członków enerdowskiej, komunistycznej partii SED i jej służby bezpieczeństwa STASI za niegodziwości wobec własnego narodu. Woziłem Gaucka swoim samochodem po Polsce, od Poznania, po Uniwersytet Warszawski i studio „Panoramy”, gdzie prowadziłem z nim rozmowę o konieczności rozliczenia się z przeszłością i ewentualnych następstwach, jeśli tego zaniechamy. Niestety, w przeciwieństwie do Niemiec i innych krajów byłego tzw. Ostbloku, w naszym kraju tego rozliczenia nie było. I do dziś płacimy za grzech zaniechania z tamtych czasów, których już się nie cofnie.
Nigdy nie twierdziłem, że należy pozamykać wszystkich byłych członków – nazwijmy ją po imieniu – zbrodniczej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, lecz tych sprawców zza biurek, którzy wydawali rozkazy strzelania do robotników, mordowania „przeciwników ustroju”, wtrącania do więzień wszystkich tych, którzy ośmielili się przeciwiać komunistycznemu reżimowi. Ja nie jestem Panem Bogiem, ani księdzem, nie jestem od wybaczania, tym bardziej, że nie było żadnego rachunku sumienia ani wyrażenia skruchy przez tych, którzy łamali ludziom życiorysy. Co trzeba było mieć w głowie, żeby mając dwadzieścia kilka lat wstąpić podczas tragicznego w skutkach stanu wojennego do Służby Bezpieczeństwa…? Nie jestem także sędzią, nie mnie ferować wyroki, kto i czym zawinił. Nie domagam się kary dla Piotra Wrońskiego, za to, że służył w SB. Uważam tylko, że świństwo musi być nazwane po imieniu, zdrada - zdradą, zbrodnia - zbrodnią. Były esbek nigdy dla mnie nie będzie autorytetem moralnym. Choćby tylko z tego względu, że gdyby komunizm nie upadł, byłby esbekiem do „zasłużonej” emerytury. Wyznaję zasadę Gaucka, że nie ma dwóch pojęć moralności, tak jak nie było dwóch pojęć demokracji i demokracji socjalistycznej.
Dalszy ciąg na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Mówi chińskie przysłowie: „Spodziewaj się najlepszego, licz się z najgorszym”. Nie żyjemy w Chinach, lecz w Polsce, więc spodziewając się najlepszego, wolę dwa razy dmuchać na zimne, aby na własnej skórze nie przeżywać tego, czego wykluczyć mi nie wolno.
Redakcyjny kolega Piotr Skwieciński ustosunkował się do mojego komentarza CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nie wierzę byłym esbekom. Skąd się wziął akurat teraz, komu i do czego potrzebny jest Piotr Wroński? w sprawie wynurzeń byłego esbeka Piotra Wrońskiego. Jak napisał:
Nawet byli esbecy mogą mówić prawdę. Nie znam intencji Wrońskiego, ale jego wywiad służy Polsce.
Zanim przejdę do sedna sprawy, musze nieco cofnąć się w czasie. Pamiętam „Nocną zmianę”, zamach stanu, który dokonał się na naszych oczach. A potem gigantyczną kampanię nienawiści, rozpętaną przez obóz pomagdalenkowo-okrągłostołowy wobec wszystkich, którzy doszukiwali się prawdy, zwłaszcza wobec ideowca Antoniego Macierewicza, próbującego z charakterystyczną dla niego pieczołowitością dokonać rozrachunku z przeszłością. Pamiętam spanikowanego Lecha Wałęsę, który przyznał się do współpracy z SB, a potem wszystko odwołał i doprowadził do tego, aby następnego dnia premier Jan Olszewski „nie mógł wejść do budynku”. Był to jeden z nielicznych polityków, który mógł - jak powiedział - opuścić Sejm z podniesiona głową. Nieco później prezydent Lech Wałęsa wzmacniał - tu cytat - „lewą nogę”…
Pamiętam wreszcie wszystkich tych, którzy bombardowali mnie telefonami i pouczali, że nie ma Polski wschodniej i zachodniej, że nie możemy pozwolić sobie na żadne wiwisekcje życiorysów, gdy przyjechałem do kraju – co muszę podkreślić – z mojej inicjatywy z obecnym prezydentem Niemiec Joachimem Gauckiem. Był on wówczas szefem berlińskiego tzw. urzędu oczyszczania, który rozliczał członków enerdowskiej, komunistycznej partii SED i jej służby bezpieczeństwa STASI za niegodziwości wobec własnego narodu. Woziłem Gaucka swoim samochodem po Polsce, od Poznania, po Uniwersytet Warszawski i studio „Panoramy”, gdzie prowadziłem z nim rozmowę o konieczności rozliczenia się z przeszłością i ewentualnych następstwach, jeśli tego zaniechamy. Niestety, w przeciwieństwie do Niemiec i innych krajów byłego tzw. Ostbloku, w naszym kraju tego rozliczenia nie było. I do dziś płacimy za grzech zaniechania z tamtych czasów, których już się nie cofnie.
Nigdy nie twierdziłem, że należy pozamykać wszystkich byłych członków – nazwijmy ją po imieniu – zbrodniczej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, lecz tych sprawców zza biurek, którzy wydawali rozkazy strzelania do robotników, mordowania „przeciwników ustroju”, wtrącania do więzień wszystkich tych, którzy ośmielili się przeciwiać komunistycznemu reżimowi. Ja nie jestem Panem Bogiem, ani księdzem, nie jestem od wybaczania, tym bardziej, że nie było żadnego rachunku sumienia ani wyrażenia skruchy przez tych, którzy łamali ludziom życiorysy. Co trzeba było mieć w głowie, żeby mając dwadzieścia kilka lat wstąpić podczas tragicznego w skutkach stanu wojennego do Służby Bezpieczeństwa…? Nie jestem także sędzią, nie mnie ferować wyroki, kto i czym zawinił. Nie domagam się kary dla Piotra Wrońskiego, za to, że służył w SB. Uważam tylko, że świństwo musi być nazwane po imieniu, zdrada - zdradą, zbrodnia - zbrodnią. Były esbek nigdy dla mnie nie będzie autorytetem moralnym. Choćby tylko z tego względu, że gdyby komunizm nie upadł, byłby esbekiem do „zasłużonej” emerytury. Wyznaję zasadę Gaucka, że nie ma dwóch pojęć moralności, tak jak nie było dwóch pojęć demokracji i demokracji socjalistycznej.
Dalszy ciąg na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/257035-cywinski-do-skwiecinskiego-wolalbym-okazac-wielkodusznosc-wobec-aparatczykow-prl-dopiero-po-wygranych-wyborach