Koincydencja
Czy trzej mężczyźnie zginęli, gdyż weszli w posiadanie newralgicznych dokumentów i informacji z okresu II wojny światowej? Niemieckie archiwum zawierało m.in. potężny zbiór danych na temat kolaboracji obywateli i polityków Francji z Niemcami, znaczna ich cześć dotyczyła prawdopodobnie Holokaustu oraz postawy Francuzów w okresie reżimu Vichy. Następnie materiały zostały wywiezione do Związku Radzieckiego.
Jedna z hipotetycznych wersji, jaką można przyjąć jest taka, iż Jaroszewicza oraz trzech jego towarzyszy z okresu II wojny światowej, zlikwidowali profesjonalni (jeżeli w ogóle można użyć takiego słowa), wynajęci przez osoby zagrożone faktem posiadania przez niego domniemanego, obciążającego zbioru, kilerzy. Politycy zaangażowani w kolaborację z Niemcami w latach 1939-1945, znajdowali się w momencie morderstwa Jaroszewicza w zaawansowanym wieku, wiec wątpliwe wydaje się założenie, aby to oni sami byli zainteresowani unicestwieniem byłego premiera, jednak w polityce istnieje coś takiego jak rodzinna sukcesja, a w jej ramach zachodzą zmiany pokoleniowe – ktoś inny z grona figurujących w aktach Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy, znanych politycznych rodzin, mógł „wdrapać się” na szczyty politycznej hierarchii w państwach Europy Zachodniej przełomu lat 80. i 90., Francji lub innych krajów. Albo też karierę polityczną zrobił, w sposób oddolny, jakiś człowiek wywodzący się spoza elit, który w okresie II wojny światowej był młodym człowiekiem i nie zdawał sobie sprawy ze znaczenia oraz konsekwencji kolaboracji, lub też wprost przyświecały mu złe intencje.
Osoby takie mogły być mocodawcami trzech tajemniczych zabójstw, o ile oczywiście nie istniały inne, o których opinia publiczna nic nie wie albo też których ze sobą w działaniach kryminalistycznych po prostu nie skojarzono.
Możliwa jest również inna hipoteza, iż po brakujące akta zgłosili się emisariusze rosyjskich czynników wywiadowczych (KGB/FSB czy GRU), co w kontekście faktu, iż całość archiwów wywieziono z Radomierzyc na teren Związku Radzieckiego, nie jest spekulacją wykluczoną. Do póki Polska była krajem socjalistycznym, znajdując się w bloku państw socjalistycznych oraz w orbicie wpływów ZSRR, wszystko wydawało się pozostawać pod kontrolą, gdy jednak nad Wisłą zwyciężyła opcja prozachodnia (euroatlantycka), natomiast Polska wyraźnie przesunęła się na Zachód, stając się jednocześnie kandydatem do struktur zachodnich (UE oraz NATO), istniało zagrożenie, iż ważne dokumenty z czasów II wojny światowej, wejdą w posiadanie wywiadów Stanów Zjednoczonych lub któregoś z państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Należało się zatem zgłosić po brakujące materiały, a przy okazji wykończyć naocznych świadków.
To oczywiście spekulacja oparta jedynie na przesłankach, aczkolwiek nie pozbawiona logicznego oraz chronologicznego spoiwa. Pomiędzy zabójstwami Jaroszewicza, Fonkowicza, i Stecia istnieje koincydencja: wszystkie morderstwa miały miejsce już po 1989 roku, gdy Polska opuściła obóz komunistyczny, zaś czasowo dzieli je tylko ekstrema 5 lat (to dużo i mało): Piotr Jaroszewicz został zamordowany w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w Aninie; Tadeusz Steć zaledwie 5 miesięcy później, 12 stycznia 1993 roku w Jeleniej Górze; natomiast Jerzy Fonkowicz, 7 października 1997 roku, w Konstancinie Jeziornej.
Być może informację o istnieniu kolejnych osób, które poznały tajemnicę niemieckich archiwów z Radomierzyc, zabójcy „wydusili” z torturowanego premiera, a nie wykluczone, że wszystkie nazwiska były znane im już wcześniej.
Najciemniej pod latarnią
W roku 2007 Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji zweryfikowało wcześniejsze ustalenia w śledztwie dotyczącym zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów i doszło do wniosku, iż najbardziej prawdopodobną tezą jest wersja mówiąca, że motywem morderstwa było dotarcie przez byłego premiera PRL, wraz z Jerzym Fonkowiczem i Tadeuszem Steciem, do hitlerowskiego archiwum oraz przejecie przez niego części akt, które ukrył u siebie w domu albo gdzieś w wiadomym mu miejscu. W rezultacie analizy wszystkich okoliczności sprawy, zebranych w prowadzonym postępowaniu dowodów, a także kontekstu historycznego i związanych ze śmiercią Jaroszewiczów zabójstw, śledczy uznali, że to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz.
Do Jaroszewicza zgłosili się najprawdopodobniej płatni mordercy wynajęci przez zleceniodawców z zachodnich państw lub wysłannicy obcego wywiadu – taki wniosek wynika z najnowszej teorii policyjnej.
Tymczasem już w 2005 roku, pięć lat po uniewinnieniu czwórki włamywaczy z Mińska Mazowieckiego (tzw. grupy „Faszysty”), kulisami zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów zajęło się Archiwum X, wyspecjalizowana policyjna jednostka badająca niewyjaśnione morderstwa sprzed lat, działająca na poziomie komend wojewódzkich i notująca duże sukcesy (zdarzało się, iż sekcja potrafiła rozwikłać zdarzenia sprzed ponad ćwierćwiecza).
W sprawie byłego premiera zamierzano wykorzystać nową skuteczną technologię związaną z funkcjonowaniem systemu AFIS, pozwalającą na automatyczną identyfikację odcisków palców. W latach 90., w chwili zabójstwa Jaroszewiczów, niestety nie dysponowano tak precyzyjnym narzędziami, stwarzającymi możliwość bardzo szerokiej i skrupulatnej analizy śladów linii papilarnych; ówczesne badania miały ograniczony charakter. Obecnie, jeżeli ktokolwiek w jakiś sposób gdzieś zostawił odciski palców, nie tylko w toku spraw kryminalnych, ale również innych, zostanie rozpoznany przez policyjny system identyfikacji.
Wówczas stało się coś bardzo dziwnego. Gdy w 2005 roku śledczy z Archiwum X próbowali za pomocą nowoczesnego systemu AFIS dokonać porównania linii papilarnych, zorientowali się, iż w aktach sprawy brakuje ważnych dowodów, którymi były trzy folie odbitek linii papilarnych. Z tego powodu analiza daktyloskopijna była niemożliwa.
Przestępcy zostawili odciski palców na główce ciupagi, okularach Jaroszewicza, oraz drzwiach jego szafy. Analiza linii papilarnych sporządzona w latach 90., bezpośrednio po morderstwie, nie pozwoliła dopasować śladów, do kogokolwiek, kto znajdowałby się w policyjnej bazie, jednak sęk w tym, iż system AFIS daje dużo szersze możliwości. Przez dwa lata bezskutecznie szukano zaginionych dowodów, powstało podejrzenie, iż ktoś je po prostu wykradł, w celu zatarcia śladów. W Komendzie Głównej Policji wszczęto w tej sprawie postępowanie wyjaśniające.
Prawda okazała się wstrząsająca: w roku 2017 odbitki folii śladów daktyloskopijnych zabezpieczonych w mieszkaniu Jaroszewiczów odnalazł Jan Jaroszewicz, syn byłego premiera, i przekazał je znanemu dziennikarzowi Tomaszowi Sekielskiemu. W czasie, kiedy szukała ich policja znajdowały się w sądzie, w depozycie rzeczy przeznaczonych do oddania rodzinie Jaroszewicza, następnie w 2010 roku sąd przesłał jej Janowi. Kolejny raz uwidoczniła się chyba najistotniejsza dysfunkcja (strukturalna i kulturowa) polskiego państwa: brak koordynacji.
A swoją drogą to dziwne, iż syn byłego premiera czekał na otwarcie przesyłki z sądu tak długo, bo aż 7 lat. Śledztwo po raz kolejny zostało wznowione.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Koincydencja
Czy trzej mężczyźnie zginęli, gdyż weszli w posiadanie newralgicznych dokumentów i informacji z okresu II wojny światowej? Niemieckie archiwum zawierało m.in. potężny zbiór danych na temat kolaboracji obywateli i polityków Francji z Niemcami, znaczna ich cześć dotyczyła prawdopodobnie Holokaustu oraz postawy Francuzów w okresie reżimu Vichy. Następnie materiały zostały wywiezione do Związku Radzieckiego.
Jedna z hipotetycznych wersji, jaką można przyjąć jest taka, iż Jaroszewicza oraz trzech jego towarzyszy z okresu II wojny światowej, zlikwidowali profesjonalni (jeżeli w ogóle można użyć takiego słowa), wynajęci przez osoby zagrożone faktem posiadania przez niego domniemanego, obciążającego zbioru, kilerzy. Politycy zaangażowani w kolaborację z Niemcami w latach 1939-1945, znajdowali się w momencie morderstwa Jaroszewicza w zaawansowanym wieku, wiec wątpliwe wydaje się założenie, aby to oni sami byli zainteresowani unicestwieniem byłego premiera, jednak w polityce istnieje coś takiego jak rodzinna sukcesja, a w jej ramach zachodzą zmiany pokoleniowe – ktoś inny z grona figurujących w aktach Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy, znanych politycznych rodzin, mógł „wdrapać się” na szczyty politycznej hierarchii w państwach Europy Zachodniej przełomu lat 80. i 90., Francji lub innych krajów. Albo też karierę polityczną zrobił, w sposób oddolny, jakiś człowiek wywodzący się spoza elit, który w okresie II wojny światowej był młodym człowiekiem i nie zdawał sobie sprawy ze znaczenia oraz konsekwencji kolaboracji, lub też wprost przyświecały mu złe intencje.
Osoby takie mogły być mocodawcami trzech tajemniczych zabójstw, o ile oczywiście nie istniały inne, o których opinia publiczna nic nie wie albo też których ze sobą w działaniach kryminalistycznych po prostu nie skojarzono.
Możliwa jest również inna hipoteza, iż po brakujące akta zgłosili się emisariusze rosyjskich czynników wywiadowczych (KGB/FSB czy GRU), co w kontekście faktu, iż całość archiwów wywieziono z Radomierzyc na teren Związku Radzieckiego, nie jest spekulacją wykluczoną. Do póki Polska była krajem socjalistycznym, znajdując się w bloku państw socjalistycznych oraz w orbicie wpływów ZSRR, wszystko wydawało się pozostawać pod kontrolą, gdy jednak nad Wisłą zwyciężyła opcja prozachodnia (euroatlantycka), natomiast Polska wyraźnie przesunęła się na Zachód, stając się jednocześnie kandydatem do struktur zachodnich (UE oraz NATO), istniało zagrożenie, iż ważne dokumenty z czasów II wojny światowej, wejdą w posiadanie wywiadów Stanów Zjednoczonych lub któregoś z państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Należało się zatem zgłosić po brakujące materiały, a przy okazji wykończyć naocznych świadków.
To oczywiście spekulacja oparta jedynie na przesłankach, aczkolwiek nie pozbawiona logicznego oraz chronologicznego spoiwa. Pomiędzy zabójstwami Jaroszewicza, Fonkowicza, i Stecia istnieje koincydencja: wszystkie morderstwa miały miejsce już po 1989 roku, gdy Polska opuściła obóz komunistyczny, zaś czasowo dzieli je tylko ekstrema 5 lat (to dużo i mało): Piotr Jaroszewicz został zamordowany w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w Aninie; Tadeusz Steć zaledwie 5 miesięcy później, 12 stycznia 1993 roku w Jeleniej Górze; natomiast Jerzy Fonkowicz, 7 października 1997 roku, w Konstancinie Jeziornej.
Być może informację o istnieniu kolejnych osób, które poznały tajemnicę niemieckich archiwów z Radomierzyc, zabójcy „wydusili” z torturowanego premiera, a nie wykluczone, że wszystkie nazwiska były znane im już wcześniej.
Najciemniej pod latarnią
W roku 2007 Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji zweryfikowało wcześniejsze ustalenia w śledztwie dotyczącym zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów i doszło do wniosku, iż najbardziej prawdopodobną tezą jest wersja mówiąca, że motywem morderstwa było dotarcie przez byłego premiera PRL, wraz z Jerzym Fonkowiczem i Tadeuszem Steciem, do hitlerowskiego archiwum oraz przejecie przez niego części akt, które ukrył u siebie w domu albo gdzieś w wiadomym mu miejscu. W rezultacie analizy wszystkich okoliczności sprawy, zebranych w prowadzonym postępowaniu dowodów, a także kontekstu historycznego i związanych ze śmiercią Jaroszewiczów zabójstw, śledczy uznali, że to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz.
Do Jaroszewicza zgłosili się najprawdopodobniej płatni mordercy wynajęci przez zleceniodawców z zachodnich państw lub wysłannicy obcego wywiadu – taki wniosek wynika z najnowszej teorii policyjnej.
Tymczasem już w 2005 roku, pięć lat po uniewinnieniu czwórki włamywaczy z Mińska Mazowieckiego (tzw. grupy „Faszysty”), kulisami zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów zajęło się Archiwum X, wyspecjalizowana policyjna jednostka badająca niewyjaśnione morderstwa sprzed lat, działająca na poziomie komend wojewódzkich i notująca duże sukcesy (zdarzało się, iż sekcja potrafiła rozwikłać zdarzenia sprzed ponad ćwierćwiecza).
W sprawie byłego premiera zamierzano wykorzystać nową skuteczną technologię związaną z funkcjonowaniem systemu AFIS, pozwalającą na automatyczną identyfikację odcisków palców. W latach 90., w chwili zabójstwa Jaroszewiczów, niestety nie dysponowano tak precyzyjnym narzędziami, stwarzającymi możliwość bardzo szerokiej i skrupulatnej analizy śladów linii papilarnych; ówczesne badania miały ograniczony charakter. Obecnie, jeżeli ktokolwiek w jakiś sposób gdzieś zostawił odciski palców, nie tylko w toku spraw kryminalnych, ale również innych, zostanie rozpoznany przez policyjny system identyfikacji.
Wówczas stało się coś bardzo dziwnego. Gdy w 2005 roku śledczy z Archiwum X próbowali za pomocą nowoczesnego systemu AFIS dokonać porównania linii papilarnych, zorientowali się, iż w aktach sprawy brakuje ważnych dowodów, którymi były trzy folie odbitek linii papilarnych. Z tego powodu analiza daktyloskopijna była niemożliwa.
Przestępcy zostawili odciski palców na główce ciupagi, okularach Jaroszewicza, oraz drzwiach jego szafy. Analiza linii papilarnych sporządzona w latach 90., bezpośrednio po morderstwie, nie pozwoliła dopasować śladów, do kogokolwiek, kto znajdowałby się w policyjnej bazie, jednak sęk w tym, iż system AFIS daje dużo szersze możliwości. Przez dwa lata bezskutecznie szukano zaginionych dowodów, powstało podejrzenie, iż ktoś je po prostu wykradł, w celu zatarcia śladów. W Komendzie Głównej Policji wszczęto w tej sprawie postępowanie wyjaśniające.
Prawda okazała się wstrząsająca: w roku 2017 odbitki folii śladów daktyloskopijnych zabezpieczonych w mieszkaniu Jaroszewiczów odnalazł Jan Jaroszewicz, syn byłego premiera, i przekazał je znanemu dziennikarzowi Tomaszowi Sekielskiemu. W czasie, kiedy szukała ich policja znajdowały się w sądzie, w depozycie rzeczy przeznaczonych do oddania rodzinie Jaroszewicza, następnie w 2010 roku sąd przesłał jej Janowi. Kolejny raz uwidoczniła się chyba najistotniejsza dysfunkcja (strukturalna i kulturowa) polskiego państwa: brak koordynacji.
A swoją drogą to dziwne, iż syn byłego premiera czekał na otwarcie przesyłki z sądu tak długo, bo aż 7 lat. Śledztwo po raz kolejny zostało wznowione.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 3 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383125-tajemnica-jaroszewicza?strona=3