Amerykanie przyjmują te argumenty?
Myślę, że tak. W amerykańskim systemie zdarzają się również sytuacje, w których prawnicy nadużywają swojej władzy i wpływów – poprzez kazuistyczne podejście wytworzyły się super bogate firmy, które są w stanie rozdawać karty poprzez wygrane procesy. Amerykanie wybrali na prezydenta Donalda Trumpa także dlatego, że pozycjonował się jako kandydat przeciwny elitom, także tym nowojorskim, prawniczym.
Wielu Amerykanów przegląda się w lustrze w naszych problemów; rozumieją, o czym mówię. Jednocześnie nasza rzeczywistość i problemy są postrzegane w krzywym zwierciadle osób, które są nam nieżyczliwe: członków poprzedniego rządu, części środowisk prawniczych, salonów liberalnych i mainstreamowych mediów. Trzeba więc prostować te błędne spojrzenia. Dla przykładu - o tym, że polskie sądownictwo wymaga gruntownego remontu pisał już w 2004 roku profesor Rzepliński, był jeszcze bardziej krytyczny po aferze Rywina niż nasz rząd dziś. Słusznie pisał o głębokości patologii i potrzebie remontu. Potem o tym zapomniał, a my będziemy konsekwentni.
Rozumiem, że cel jest taki, by we wrześniu, w październiku – amerykańska opinia publiczna, ale i administracja patrzyły bardziej przyjaznym okiem, gdy reforma wymiaru sprawiedliwości wróci na stół?
Mam taką nadzieję. To, że szósty pod względem wielkości i potencjału kraj w Europie jakim jest Polska, chce z państwa słabego stać się państwem silnym, może niektórych boleć, ale nie może być kwestionowane poprzez kampanię kłamstw i bezpodstawnych oskarżeń.
A sprawy bliższe Pana codziennej pracy: finanse, gospodarka?
Tutaj Amerykanie biją nam brawo. Cieszą się z naszych wyników gospodarczych, podziwiają, że mamy silny wzrost gospodarczy. Podkreślam przy tym troskę o równowagę: wskazuję, że nasz rachunek bieżący jest w coraz lepszym stanie.
Jak mawiał John Fitzgerald Kennedy, nieprzyjemne prawdy są lepsze od przyjemnych złudzeń. W III RP żyliśmy trochę w takich przyjemnych złudzeniach, ale gdy łuski spadły z oczu i widzimy, jaki jest dług zagraniczny, ile w dywidendach trzeba transferować za granicę (ok. 100 mld złotych rocznie!), to musimy zastanowić się nad modelem gospodarczym przyjętym w III RP. Gdy jest czas na nieco bardziej pogłębione rozmowy, to podkreślam, że jesteśmy otwarci dla zagranicznego kapitału, ale chcemy, by wnosił on wartość dodaną, by nie był generacją montowni i dywidend dla podmiotów zagranicznych. By oznaczał realne korzyści dla nas. Amerykanie to rozumieją.
Rozmawiam tutaj bardzo intensywnie na temat naszej polityki dyplomatycznej, energetycznej czy – jak już mówiliśmy – w zakresie wymiaru sprawiedliwości. Dziś rano rozmawiałem z dziennikarzem z Bloomberga. Pytał mnie o politykę migracyjną: Amerykanie dziwią się, że jakiekolwiek kraje UE mogą być przymuszane do przyjmowania imigrantów i uchodźców. W Stanach Zjednoczonych nie wszyscy rozumieją procesy decyzyjne zachodzące w Unii Europejskiej. Pokazuję, że dla nas aksjomatem nr 1 jest bezpieczeństwo, że pan minister Błaszczak dba o służby zapewniające bezpieczeństwo. Myślę, że to rozumieją – pilne strzeżenie granic jest czymś charakterystycznym dla Amerykanów, o czym przekonuje się każdy, kto pojawia się na ich lotnisku.
Pana wizyta jawi się trochę jak wyrzut sumienia dla polskiego państwa, dyplomacji, środowisk po prawej stronie. Nie zbudowaliśmy przez te ostatnie lata konserwatywnych ośrodków wpływu, które mogłyby na bieżąco korygować spojrzenie na polską politykę.
To, co pan mówi jest szalenie ważne. Nie chcę powiedzieć, że to problem numer jeden, ale na pewno jeden z podstawowych – by poprzez dyplomację dochodzić swoich racji. Dopiero teraz pan minister Waszczykowski wraz z naszym rządem zmienia polską dyplomację; jest nowy pan ambasador, pan konsul, którzy rozumieją potrzeby uświadamiania zawiłości polskiej i europejskiej polityki. Mamy poważne argumenty i musimy zrobić wszystko, by one wybrzmiały.
Bronię też dobrego imienia Polski od strony historycznej. Jeden z redaktorów zapytał mnie dziś, ja kto jest możliwe, że każdy w USA bałby się powiedzieć „niemiecki obóz śmierci”, a od czasu do czasu wraca problem z określeniem „polski obóz”. To trafne pytanie. Staramy się to zmieniać. Rozmawiałem ostatnio z dr. Jarosławem Szarkiem – prezesem IPN. Instytut opublikował ostatnio 8,5 tys. nazwisk służb nadzorczych i kierowniczych w obozie Auschwitz. Można zobaczyć te nazwiska, a pan prezes obiecał mi, że takie listy z innych obozów również będą dostępne i opublikowane. To jeden z wielu elementów uświadamiania wielkiej roli Polski w II wojnie światowej.
To my postawiliśmy tamę straszliwym hitlerowskim Niemcom. Gdybyśmy poszli razem z Niemcami na Rosję, do czego nas Hitler namawiał, to stawiam, że zagony pancerne Guderiana nie zatrzymałyby się przed Moskwą. Losy wojny i świata mogłyby się potoczyć inaczej. Ponieśliśmy ogromną ofiarę i Niemcy powinni być tego świadomi.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Amerykanie przyjmują te argumenty?
Myślę, że tak. W amerykańskim systemie zdarzają się również sytuacje, w których prawnicy nadużywają swojej władzy i wpływów – poprzez kazuistyczne podejście wytworzyły się super bogate firmy, które są w stanie rozdawać karty poprzez wygrane procesy. Amerykanie wybrali na prezydenta Donalda Trumpa także dlatego, że pozycjonował się jako kandydat przeciwny elitom, także tym nowojorskim, prawniczym.
Wielu Amerykanów przegląda się w lustrze w naszych problemów; rozumieją, o czym mówię. Jednocześnie nasza rzeczywistość i problemy są postrzegane w krzywym zwierciadle osób, które są nam nieżyczliwe: członków poprzedniego rządu, części środowisk prawniczych, salonów liberalnych i mainstreamowych mediów. Trzeba więc prostować te błędne spojrzenia. Dla przykładu - o tym, że polskie sądownictwo wymaga gruntownego remontu pisał już w 2004 roku profesor Rzepliński, był jeszcze bardziej krytyczny po aferze Rywina niż nasz rząd dziś. Słusznie pisał o głębokości patologii i potrzebie remontu. Potem o tym zapomniał, a my będziemy konsekwentni.
Rozumiem, że cel jest taki, by we wrześniu, w październiku – amerykańska opinia publiczna, ale i administracja patrzyły bardziej przyjaznym okiem, gdy reforma wymiaru sprawiedliwości wróci na stół?
Mam taką nadzieję. To, że szósty pod względem wielkości i potencjału kraj w Europie jakim jest Polska, chce z państwa słabego stać się państwem silnym, może niektórych boleć, ale nie może być kwestionowane poprzez kampanię kłamstw i bezpodstawnych oskarżeń.
A sprawy bliższe Pana codziennej pracy: finanse, gospodarka?
Tutaj Amerykanie biją nam brawo. Cieszą się z naszych wyników gospodarczych, podziwiają, że mamy silny wzrost gospodarczy. Podkreślam przy tym troskę o równowagę: wskazuję, że nasz rachunek bieżący jest w coraz lepszym stanie.
Jak mawiał John Fitzgerald Kennedy, nieprzyjemne prawdy są lepsze od przyjemnych złudzeń. W III RP żyliśmy trochę w takich przyjemnych złudzeniach, ale gdy łuski spadły z oczu i widzimy, jaki jest dług zagraniczny, ile w dywidendach trzeba transferować za granicę (ok. 100 mld złotych rocznie!), to musimy zastanowić się nad modelem gospodarczym przyjętym w III RP. Gdy jest czas na nieco bardziej pogłębione rozmowy, to podkreślam, że jesteśmy otwarci dla zagranicznego kapitału, ale chcemy, by wnosił on wartość dodaną, by nie był generacją montowni i dywidend dla podmiotów zagranicznych. By oznaczał realne korzyści dla nas. Amerykanie to rozumieją.
Rozmawiam tutaj bardzo intensywnie na temat naszej polityki dyplomatycznej, energetycznej czy – jak już mówiliśmy – w zakresie wymiaru sprawiedliwości. Dziś rano rozmawiałem z dziennikarzem z Bloomberga. Pytał mnie o politykę migracyjną: Amerykanie dziwią się, że jakiekolwiek kraje UE mogą być przymuszane do przyjmowania imigrantów i uchodźców. W Stanach Zjednoczonych nie wszyscy rozumieją procesy decyzyjne zachodzące w Unii Europejskiej. Pokazuję, że dla nas aksjomatem nr 1 jest bezpieczeństwo, że pan minister Błaszczak dba o służby zapewniające bezpieczeństwo. Myślę, że to rozumieją – pilne strzeżenie granic jest czymś charakterystycznym dla Amerykanów, o czym przekonuje się każdy, kto pojawia się na ich lotnisku.
Pana wizyta jawi się trochę jak wyrzut sumienia dla polskiego państwa, dyplomacji, środowisk po prawej stronie. Nie zbudowaliśmy przez te ostatnie lata konserwatywnych ośrodków wpływu, które mogłyby na bieżąco korygować spojrzenie na polską politykę.
To, co pan mówi jest szalenie ważne. Nie chcę powiedzieć, że to problem numer jeden, ale na pewno jeden z podstawowych – by poprzez dyplomację dochodzić swoich racji. Dopiero teraz pan minister Waszczykowski wraz z naszym rządem zmienia polską dyplomację; jest nowy pan ambasador, pan konsul, którzy rozumieją potrzeby uświadamiania zawiłości polskiej i europejskiej polityki. Mamy poważne argumenty i musimy zrobić wszystko, by one wybrzmiały.
Bronię też dobrego imienia Polski od strony historycznej. Jeden z redaktorów zapytał mnie dziś, ja kto jest możliwe, że każdy w USA bałby się powiedzieć „niemiecki obóz śmierci”, a od czasu do czasu wraca problem z określeniem „polski obóz”. To trafne pytanie. Staramy się to zmieniać. Rozmawiałem ostatnio z dr. Jarosławem Szarkiem – prezesem IPN. Instytut opublikował ostatnio 8,5 tys. nazwisk służb nadzorczych i kierowniczych w obozie Auschwitz. Można zobaczyć te nazwiska, a pan prezes obiecał mi, że takie listy z innych obozów również będą dostępne i opublikowane. To jeden z wielu elementów uświadamiania wielkiej roli Polski w II wojnie światowej.
To my postawiliśmy tamę straszliwym hitlerowskim Niemcom. Gdybyśmy poszli razem z Niemcami na Rosję, do czego nas Hitler namawiał, to stawiam, że zagony pancerne Guderiana nie zatrzymałyby się przed Moskwą. Losy wojny i świata mogłyby się potoczyć inaczej. Ponieśliśmy ogromną ofiarę i Niemcy powinni być tego świadomi.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355690-nasz-wywiad-wicepremier-morawiecki-o-kulisach-wizyty-w-usa-przekonuje-amerykanow-ze-chcemy-byc-panstwem-prawa-a-nie-prawnikow?strona=2