Po przedwczesnej śmierci Lecha Kaczyńskiego, urząd prezydenta objął pospiesznie Bronisław Komorowski. Nie będę przypominał jego błędów ortograficznych w „bulu i nadzieji”, które po wsze czasy pozostaną za granicą w księgach pamiątkowych, ani Jana Pawła „III”, Wisławy „Czymborskiej”, Virtuti „militarne” itp., ani nawet słów: „jaki prezydent, taki zamach”, wypowiedzianych pod adresem poprzednika, gdy Komorowski był jeszcze marszałkiem Sejmu (po ostrzelaniu w Gruzji samochodu wiozącego Kaczyńskiego). Choć w tym miejscu warto byłoby przypomnieć późniejsze, osobliwe zdanie Komorowskiego, iż „żałuje, że nie powiedział tego mocniej”, bo:
Gdyby otoczenie Kaczyńskiego wyciągnęło wnioski z tamtego incydentu, to mógłby on dziś żyć…
Nie zamierzam też wytykać Komorowskiemu umysłowej zaćmy, jak wówczas, gdy po śmierci polskiego żołnierza w Afganistanie mówił o naszej misji wojskowej w tym kraju:
Jest przygotowywana strategia wyjścia z NATO. Jestem po rozmowie z panem premierem w tej sprawie.
A propos sojuszu, nawiązując np. do słynnej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o ZOMO, Komorowski komentował:
My nie chcemy nikogo ustawiać tam, gdzie nas próbowano ustawiać, tam, gdzie stoi NATO…
Nie będę też powtarzał opinii o pilnowaniu pałacowego żyrandola, czy wypominać senności jego gospodarza na różnorakich oficjałkach. Ale jedno warte jest przypomnienia, gdy podczas wizyty w Japonii, wszedł z butami na fotel sprawozdawcy parlamentu, przywołał „szoguna”, jak nazwał gen. Stanisława Kozieja i pozował mu do zdjęć. Japończycy osłupieli, ja też. Jak skwitowałem wówczas na portalu wPolityce.pl:
Mamy troglodytę, nieokrzesańca, pozbawionego kultury, taktu i rozumu, po prostu buraka za prezydenta. Jestem gotów odpowiadać przed sądem za obrazę głowy państwa i uprzedzam od razu, że poproszę o najwyższy wymiar kary i na końcu powtórzę to samo. Bo to nie obraza, lecz fakt!.
Uważam, że dawni wspólpracownicy komunistycznej policji politycznej mogą być zagrożeniem dla bezpieczeństwa wolnej Polski. Naród powinien wiedzieć, że nieprzypadkowo właśnie w chwili kiedy możemy oderwać się ostatecznie od komunistycznych powiązań, stawia się nagły wniosek o odwołanie rządu
— mówił były premier Jan Olszewski w swym ostatnim, dramatycznym przemówieniu w Sejmie z 1992 roku - ten, który „może dziś patrzeć ludziom prosto w oczy”.
Nie oderwaliśmy się. To premier Olszewski został odwołany w „nocnej zmianie”. Zamiast odnowy, powstało „państwo teoretyczne”, którego twórcy bazowali na roznieconej przez nich samych „wojnie polsko-polskiej”, na dzieleniu i skłócaniu polskiego spoleczeństwa. Na szczęście ten okres mamy już (albo dopiero), za sobą, prezydentura Komorowskiego należy do przeszłości. Mamy wreszcie prezydenta, za którego nie musimy się wstydzić, z którego możemy być dumni, i rząd dbający o interesy naszego kraju. Ale walka z postkomunistami i uwłaszczoną byłą opozycją - beneficjentami okrągłego stołu i wódczanego „porozumienia” w Magdalence jeszcze się nie skończyła. Przeciwnie, nasz powrót do normalności wszedł w decydującą fazę. Wydobywanie z wynaturzenia i degrengolady III RP obfituje i będzie jeszcze wstrząsane kąsaniem, zwykłym szubrawstwem tych, którzy zostali po ponad ćwierćwieczu odsunięci od funkcji decyzyjnych. Starzy i młodzi apologeci tamtego okresu nie milczą i nadal starają się zawrócić kijem Wisłę, z tym większą desperacją, im bardziej maleją ich wpływy.
Na marginesie szokujących informacji o wynikach ekshumacji i badań zawartości zaplombowanych trumien z ofiarami tragedii smoleńskiej, były prezydent Komorowski wywodzi, że najlepiej by było rzucić ich zwłoki do jednego, wspólnego dołu:
Najlepszym pomysłem był właśnie wspólny grób.
Dla Komorowskiego „okrucieństwem” jest natomiast oskarżanie kogokolwiek o smoleński i posmoleński dramat, jaki do dziś rozgrywa się w naszym kraju. Wtóruje mu m.in. młodsza reprezentantka lewicy Barbara Nowacka, córka tragicznie zmarłej w Smoleńsku Izabeli Jarugi-Nowackiej, która ekshumacje określiła w bulwarowym „Fakcie” niemieckiego wydawcy jako „epatowanie obrzydlistwem”. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak tylko powtórzyć zdanie Władysława Bartoszewskiego, byłego szefa polskiej dyplomacji, który w niemieckich mediach skarżył się, że podczas wojny „bardziej bał się Polaków niż Niemców”, a w politycznej walce o zachowanie dotychczasowego statusu protagonistów postkomunistycznego układu nazywał jego przeciwników „frustratami i dewiantami psychicznymi”, zaś o Polsce mawiał: „Jeśli panna nie jest piękna i posażna, to powinna być choć sympatyczna, a nie nabzdyczona”. A zdanie, które chcę na koniec zacytować brzmi:
Czas przestać uważać bydło za niebydło.
Z tą wszakże fundamentalną różnicą, że ja ujmuję w nim wszystkich tych i tylko tych, dla których nienormalność III RP była normalnością…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Po przedwczesnej śmierci Lecha Kaczyńskiego, urząd prezydenta objął pospiesznie Bronisław Komorowski. Nie będę przypominał jego błędów ortograficznych w „bulu i nadzieji”, które po wsze czasy pozostaną za granicą w księgach pamiątkowych, ani Jana Pawła „III”, Wisławy „Czymborskiej”, Virtuti „militarne” itp., ani nawet słów: „jaki prezydent, taki zamach”, wypowiedzianych pod adresem poprzednika, gdy Komorowski był jeszcze marszałkiem Sejmu (po ostrzelaniu w Gruzji samochodu wiozącego Kaczyńskiego). Choć w tym miejscu warto byłoby przypomnieć późniejsze, osobliwe zdanie Komorowskiego, iż „żałuje, że nie powiedział tego mocniej”, bo:
Gdyby otoczenie Kaczyńskiego wyciągnęło wnioski z tamtego incydentu, to mógłby on dziś żyć…
Nie zamierzam też wytykać Komorowskiemu umysłowej zaćmy, jak wówczas, gdy po śmierci polskiego żołnierza w Afganistanie mówił o naszej misji wojskowej w tym kraju:
Jest przygotowywana strategia wyjścia z NATO. Jestem po rozmowie z panem premierem w tej sprawie.
A propos sojuszu, nawiązując np. do słynnej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o ZOMO, Komorowski komentował:
My nie chcemy nikogo ustawiać tam, gdzie nas próbowano ustawiać, tam, gdzie stoi NATO…
Nie będę też powtarzał opinii o pilnowaniu pałacowego żyrandola, czy wypominać senności jego gospodarza na różnorakich oficjałkach. Ale jedno warte jest przypomnienia, gdy podczas wizyty w Japonii, wszedł z butami na fotel sprawozdawcy parlamentu, przywołał „szoguna”, jak nazwał gen. Stanisława Kozieja i pozował mu do zdjęć. Japończycy osłupieli, ja też. Jak skwitowałem wówczas na portalu wPolityce.pl:
Mamy troglodytę, nieokrzesańca, pozbawionego kultury, taktu i rozumu, po prostu buraka za prezydenta. Jestem gotów odpowiadać przed sądem za obrazę głowy państwa i uprzedzam od razu, że poproszę o najwyższy wymiar kary i na końcu powtórzę to samo. Bo to nie obraza, lecz fakt!.
Uważam, że dawni wspólpracownicy komunistycznej policji politycznej mogą być zagrożeniem dla bezpieczeństwa wolnej Polski. Naród powinien wiedzieć, że nieprzypadkowo właśnie w chwili kiedy możemy oderwać się ostatecznie od komunistycznych powiązań, stawia się nagły wniosek o odwołanie rządu
— mówił były premier Jan Olszewski w swym ostatnim, dramatycznym przemówieniu w Sejmie z 1992 roku - ten, który „może dziś patrzeć ludziom prosto w oczy”.
Nie oderwaliśmy się. To premier Olszewski został odwołany w „nocnej zmianie”. Zamiast odnowy, powstało „państwo teoretyczne”, którego twórcy bazowali na roznieconej przez nich samych „wojnie polsko-polskiej”, na dzieleniu i skłócaniu polskiego spoleczeństwa. Na szczęście ten okres mamy już (albo dopiero), za sobą, prezydentura Komorowskiego należy do przeszłości. Mamy wreszcie prezydenta, za którego nie musimy się wstydzić, z którego możemy być dumni, i rząd dbający o interesy naszego kraju. Ale walka z postkomunistami i uwłaszczoną byłą opozycją - beneficjentami okrągłego stołu i wódczanego „porozumienia” w Magdalence jeszcze się nie skończyła. Przeciwnie, nasz powrót do normalności wszedł w decydującą fazę. Wydobywanie z wynaturzenia i degrengolady III RP obfituje i będzie jeszcze wstrząsane kąsaniem, zwykłym szubrawstwem tych, którzy zostali po ponad ćwierćwieczu odsunięci od funkcji decyzyjnych. Starzy i młodzi apologeci tamtego okresu nie milczą i nadal starają się zawrócić kijem Wisłę, z tym większą desperacją, im bardziej maleją ich wpływy.
Na marginesie szokujących informacji o wynikach ekshumacji i badań zawartości zaplombowanych trumien z ofiarami tragedii smoleńskiej, były prezydent Komorowski wywodzi, że najlepiej by było rzucić ich zwłoki do jednego, wspólnego dołu:
Najlepszym pomysłem był właśnie wspólny grób.
Dla Komorowskiego „okrucieństwem” jest natomiast oskarżanie kogokolwiek o smoleński i posmoleński dramat, jaki do dziś rozgrywa się w naszym kraju. Wtóruje mu m.in. młodsza reprezentantka lewicy Barbara Nowacka, córka tragicznie zmarłej w Smoleńsku Izabeli Jarugi-Nowackiej, która ekshumacje określiła w bulwarowym „Fakcie” niemieckiego wydawcy jako „epatowanie obrzydlistwem”. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak tylko powtórzyć zdanie Władysława Bartoszewskiego, byłego szefa polskiej dyplomacji, który w niemieckich mediach skarżył się, że podczas wojny „bardziej bał się Polaków niż Niemców”, a w politycznej walce o zachowanie dotychczasowego statusu protagonistów postkomunistycznego układu nazywał jego przeciwników „frustratami i dewiantami psychicznymi”, zaś o Polsce mawiał: „Jeśli panna nie jest piękna i posażna, to powinna być choć sympatyczna, a nie nabzdyczona”. A zdanie, które chcę na koniec zacytować brzmi:
Czas przestać uważać bydło za niebydło.
Z tą wszakże fundamentalną różnicą, że ja ujmuję w nim wszystkich tych i tylko tych, dla których nienormalność III RP była normalnością…
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343049-wspolny-grob-zbydlecenia-czyli-co-dla-kogo-jest-okrucienstwem-obrzydlistwem-i-dewiacja-w-iii-rp?strona=3
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.