Długo dochodzimy do normalności. W ponadtysiącletnich dziejach narodu dwadzieścia kilka lat to mgnienie oka. A jednak dla nas, świadków najnowszej historii, poskomunistyczny interwał naszego dochodzenia do normalności wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Tzw. gruba kreska, której od początku byłem zdecydowanym przeciwnikiem, gdyż nie może być wybaczenia bez wyznania winy, skruchy i pokuty, jest jak kula u nogi, od której tak trudno nam się uwolnić…
Co gorsza, w chwili upadku komunizmu nie było nawet nazwania zbrodni, zdrady i pospolitego łajdactwa po imieniu. Był deal. Nastąpiło uwłaszczenie tzw. nomenklatury, co dla narodowej wspólnoty jest być może bardziej deprawujące, niż półwiecze trwania reżimu narzuconego zniewolonemu społeczeństwu w czasach PRL. Pisałem o tym wielokrotnie. Trudno świętować „częściowo wolne wybory”, w których dzięki temu dealowi pierwszym prezydentem niby wolnej Polski został były rosyjski donosiciel, zamordysta w mundurze, twórca stanu wojennego z krwią własnych rodaków na rękach, generał Wojciech Jaruzelski, a ministrami byli aparatczycy jawnych i tajnych służb rzekomo obalonego reżimu.
Wydarzenia sprzed ponad półwiecza najcelniej ujął nie kto inny, tylko… członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), obecnie szef jej przechrzty, Sojuszu Lewicy Demokratycznej (SLD) Włodzimierz Czarzasty, w jego niedawnym, bezceremonialnym dialogu z byłym opozycjonistą Władysławem Frasyniukiem, kierowcą, który w 1993r. stał się przedsiębiorcą, „udziałowcem firmy FF Fracht”.
Frasyniuk:
31 sierpnia wciąż śpiewamy „Janek Wiśniewski padł”. No padł! Ale w grudniu 1970 roku! W pisowskiej telewizji ciagle o zniewolonym narodzie, o klęsce, o komunistach. Tylko że myśmy ich, kurwa, po-ko-na-li! To nie jest temat na dobry film, równy „żołnierzom wyklętym”?
Czarzasty:
Drogi Władysławie Frasyniuku! Żeście komunistow pokonali? No nie. Wyście się z nami , k..wa, przy Okragłym Stole i 4 czerwca 1989r. do-ga-da-li!.
Niestety, to nie zdeprawowany do szpiku kości Frasyniuk, lecz szczery do bóly cynik Czarzasty ma rację. Obraz pookrągłostołowego i pomagdalenkowego charłactwa w naszym kraju doskonale odzwierciedla to, co nastapiło po pochowanym z honorami generale Jaruzelskim. Już po tych w całości wolnych wyborach, głową państwa polskiego został trybun ludu, „ikona” ruchu solidarnościowego Lech Wałęsa, z wykształcenia elektryk, z konfidencką przeszłością w SB, ze zrządzenia losu noblista pokojowy, w gruncie rzeczy prostak, otoczony byłą, esbecką świtą.
Daruję sobie cytowanie „mądrości” tego tragikomicznego aforysty mimo woli, robiłem to niejednokrotnie, mogę się jedynie powtórzyć. Przypomnę więc opinię Adama Michnika, byłego dysydenta, dziś zakodowanego nadredaktora „Gazety Wyborczej”, wyrażoną kiedyś przez niego na łamach francuskiego dziennika „La Libération”, przed zgłoszeniem przez Wałęsę swej kandydatury do najwyższego urzędu w państwie:
„Wałęsa wykazał wielki talent w zacieraniu śladów i wywoływaniu napięć międzyludzkich. (…) Jest nieobliczalny, nieodpowiedzialny, niepoprawny, a przede wszystkim nieudolny. (…) Nie jest w stanie uczyć się na własnych błędach, gdyż jest przekonany, że ich nigdy nie popełnił. (…) Z symbolu polskiej demokracji stał się jej groteskową karykaturą. (…) Jego niewiedza w sprawach gospodarki i międzynarodowych straszy i paraliżuje Polaków i zagranicznych partnerów”…
Moje skróty są konieczne, bowiem na tę charakterystykę nieodpowiedzialnego prymitywa Wałęsy poświęcił Michnik aż 242 wiersze. W tej kwestii zgadzam się z nim co do joty! Główny reprezentant Rzeczpospolitej dawał poza granicami różne popisy, dość wspomnieć jego aferę nocnikową w Bonn, prośbę do Niemców w Berlinie, by stali się „Führerem” Europy, ponieważ on już „zrobił swoje”, czy lotniskowy skandal na Wyspach Brytyjskich, gdy najsłynniejszemu elektrykowi na świecie celnicy przetrzepali bagaż. Skarpetki mu wywleczono, majtałasy i różne inne rzeczy, i to na oczach innych podróżnych. „Nigdy do Londynu!”, napisał potem na swym blogu Wałęsa. Bo on przecież jest ponad prawem, nietykalny. „Mówienie o mnie źle jest zbrodnią!”, mówił sam o sobie. Były prezydent RP po prostu przemycał szampany. Na dodatek świadkowie dorzucili, że „zajeżdżało od niego alkoholem”, że „zachowywał się po chamsku” itd. Urażony Wałęsa zapowiedział, że więcej Zjednoczonego Królestwa nie odwiedzi, przecież od poniewierania, trzepania i puszczania w skarpetkach to był on…
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Długo dochodzimy do normalności. W ponadtysiącletnich dziejach narodu dwadzieścia kilka lat to mgnienie oka. A jednak dla nas, świadków najnowszej historii, poskomunistyczny interwał naszego dochodzenia do normalności wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Tzw. gruba kreska, której od początku byłem zdecydowanym przeciwnikiem, gdyż nie może być wybaczenia bez wyznania winy, skruchy i pokuty, jest jak kula u nogi, od której tak trudno nam się uwolnić…
Co gorsza, w chwili upadku komunizmu nie było nawet nazwania zbrodni, zdrady i pospolitego łajdactwa po imieniu. Był deal. Nastąpiło uwłaszczenie tzw. nomenklatury, co dla narodowej wspólnoty jest być może bardziej deprawujące, niż półwiecze trwania reżimu narzuconego zniewolonemu społeczeństwu w czasach PRL. Pisałem o tym wielokrotnie. Trudno świętować „częściowo wolne wybory”, w których dzięki temu dealowi pierwszym prezydentem niby wolnej Polski został były rosyjski donosiciel, zamordysta w mundurze, twórca stanu wojennego z krwią własnych rodaków na rękach, generał Wojciech Jaruzelski, a ministrami byli aparatczycy jawnych i tajnych służb rzekomo obalonego reżimu.
Wydarzenia sprzed ponad półwiecza najcelniej ujął nie kto inny, tylko… członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), obecnie szef jej przechrzty, Sojuszu Lewicy Demokratycznej (SLD) Włodzimierz Czarzasty, w jego niedawnym, bezceremonialnym dialogu z byłym opozycjonistą Władysławem Frasyniukiem, kierowcą, który w 1993r. stał się przedsiębiorcą, „udziałowcem firmy FF Fracht”.
Frasyniuk:
31 sierpnia wciąż śpiewamy „Janek Wiśniewski padł”. No padł! Ale w grudniu 1970 roku! W pisowskiej telewizji ciagle o zniewolonym narodzie, o klęsce, o komunistach. Tylko że myśmy ich, kurwa, po-ko-na-li! To nie jest temat na dobry film, równy „żołnierzom wyklętym”?
Czarzasty:
Drogi Władysławie Frasyniuku! Żeście komunistow pokonali? No nie. Wyście się z nami , k..wa, przy Okragłym Stole i 4 czerwca 1989r. do-ga-da-li!.
Niestety, to nie zdeprawowany do szpiku kości Frasyniuk, lecz szczery do bóly cynik Czarzasty ma rację. Obraz pookrągłostołowego i pomagdalenkowego charłactwa w naszym kraju doskonale odzwierciedla to, co nastapiło po pochowanym z honorami generale Jaruzelskim. Już po tych w całości wolnych wyborach, głową państwa polskiego został trybun ludu, „ikona” ruchu solidarnościowego Lech Wałęsa, z wykształcenia elektryk, z konfidencką przeszłością w SB, ze zrządzenia losu noblista pokojowy, w gruncie rzeczy prostak, otoczony byłą, esbecką świtą.
Daruję sobie cytowanie „mądrości” tego tragikomicznego aforysty mimo woli, robiłem to niejednokrotnie, mogę się jedynie powtórzyć. Przypomnę więc opinię Adama Michnika, byłego dysydenta, dziś zakodowanego nadredaktora „Gazety Wyborczej”, wyrażoną kiedyś przez niego na łamach francuskiego dziennika „La Libération”, przed zgłoszeniem przez Wałęsę swej kandydatury do najwyższego urzędu w państwie:
„Wałęsa wykazał wielki talent w zacieraniu śladów i wywoływaniu napięć międzyludzkich. (…) Jest nieobliczalny, nieodpowiedzialny, niepoprawny, a przede wszystkim nieudolny. (…) Nie jest w stanie uczyć się na własnych błędach, gdyż jest przekonany, że ich nigdy nie popełnił. (…) Z symbolu polskiej demokracji stał się jej groteskową karykaturą. (…) Jego niewiedza w sprawach gospodarki i międzynarodowych straszy i paraliżuje Polaków i zagranicznych partnerów”…
Moje skróty są konieczne, bowiem na tę charakterystykę nieodpowiedzialnego prymitywa Wałęsy poświęcił Michnik aż 242 wiersze. W tej kwestii zgadzam się z nim co do joty! Główny reprezentant Rzeczpospolitej dawał poza granicami różne popisy, dość wspomnieć jego aferę nocnikową w Bonn, prośbę do Niemców w Berlinie, by stali się „Führerem” Europy, ponieważ on już „zrobił swoje”, czy lotniskowy skandal na Wyspach Brytyjskich, gdy najsłynniejszemu elektrykowi na świecie celnicy przetrzepali bagaż. Skarpetki mu wywleczono, majtałasy i różne inne rzeczy, i to na oczach innych podróżnych. „Nigdy do Londynu!”, napisał potem na swym blogu Wałęsa. Bo on przecież jest ponad prawem, nietykalny. „Mówienie o mnie źle jest zbrodnią!”, mówił sam o sobie. Były prezydent RP po prostu przemycał szampany. Na dodatek świadkowie dorzucili, że „zajeżdżało od niego alkoholem”, że „zachowywał się po chamsku” itd. Urażony Wałęsa zapowiedział, że więcej Zjednoczonego Królestwa nie odwiedzi, przecież od poniewierania, trzepania i puszczania w skarpetkach to był on…
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343049-wspolny-grob-zbydlecenia-czyli-co-dla-kogo-jest-okrucienstwem-obrzydlistwem-i-dewiacja-w-iii-rp?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.